Od dłuższego czasu (ok. 5 lat) myślę o życiu zakonnym. Wydaje mi się, że to jedyna droga, którą chciałabym iść. Właściwie nie ma żadnych zewnętrznych przeszkód aby wstąpić do zakonu, jednak jest mnóstwo wewnętrznych obaw. Największa jest ta: czy to jest autentyczne powołanie, czy może tylko moje myśli, chęć bycia wybraną? Jak można rozpoznać autentyczność powołania?

Teresa

 

Byłoby cudownie, gdyby powołani do życia zakonnego otrzymywali list podpisany przez samego Boga, z pieczątką św. Piotra, najlepiej dostarczony przez jakiegoś znaczniejszego anioła. Tak jednak nie jest. Zresztą, nieufni mogliby podejrzewać fałszerstwa. Gdy chodzi o życie zakonne, dylematy człowieka zastanawiającego się nad swoim powołaniem obracają się wokół kilka zasadniczych pytań: Kto powołuje? Kogo powołuje? Po co powołuje? Jak powołuje? Czy warto podjąć powołanie (co można zyskać i jakie mogą być skutki ewentualnego odrzucenia zaproszenia Boga)?

JAK BÓG POWOŁUJE? W jaki sposób może głos powołania od Boga do człowieka dotrzeć i jak bywa przez człowieka zauważony, odczytany, zdekodowany?

Bardzo ogólnie wspomnę o kilku sposobach, na które człowiek ma możność rozpoznania powołania do życia poświęconego Bogu:

1. Bezpośrednia interwencja Boga, radykalne udzielenie się Boga, szczególne dotknięcie Jego łaski. Znanym przykładem jest powołanie Szawła. Oto w jednej chwili z prześladowcy Kościoła staje się Jego Apostołem, a później męczennikiem. W podobny sposób Bóg powołuje młodych ludzi również współcześnie. Oczywiście, nie zawsze dokonuje się to tak radykalnie jak u Pawła (Szawła). Ta forma powołania jest tak mocno odciskająca się na człowieku, że nie sposób tego nie zauważyć czy pomylić z czymś innym. Ten rodzaj powołania jest „wymarzony”, gdy chodzi o pewność istnienia powołania. Tutaj nie ma dylematu: czy Bóg rzeczywiście mnie powołał, czy też to tylko mój pomysł. Po prostu ma się pewność; wiem, że Bóg rzeczywiście mnie powołał. Nie przekreśla to w żaden sposób wolności człowieka. Nie jest jak uderzenie pustakiem w głowę, ale „dotknięcie” tego typu, o którym wspomina prorok Ozeasz: „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości”. Może mieć miejsce tylko raz i krótko, wręcz w mgnieniu oka, może i wiele razy; na modlitwie, adoracji, na Mszy św., w sakramentach, ale także w klasie, w autobusie, w lesie, na polu; zarówno w dzień, jak i w nocy. Może być mocniejsze, bardziej intensywne lub słabsze.

2. Innym sposobem, poprzez który dochodzi do nas głos powołania, to sytuacje domagające się czyjegoś działania, np. cierpienie ludzi, ich bieda, niewiara pewnych społeczności, środowisk czy ich grzeszność. Dostrzegam, że ktoś ma jakieś potrzeby; biorę sobie to do serca. Potrzeby te poruszają mnie tak bardzo, że postanawiam podjąć ich wyzwanie. Do tego stopnia, że potrafię poświęcić temu dziełu nawet całe życie. W tym typie powołania najpierw więc dostrzegam te sytuacje, potrzeby (np. potrzebę głoszenia Ewangelii, niesienia posługi miłosierdzia, poprawy sytuacji ludzi biednych), potem pojawia się myśl, odkrywam, że przecież ja mógłbym tym się zająć, też to robić. Znanym przykładem takiego powołania jest pochodząca z Albanii Matka Teresa, która chcąc służyć biednym w Indiach, odnalazła zgromadzenie, które to umożliwiało. Pojechała więc do Irlandii, a stamtąd do Indii. Przeżywając mocno biedę ludzi spowodowaną wiarą w reinkarnację, uprosiła, aby mogła poświęcić się im całkowicie. To przykład powołania do konkretnej sprawy.

3. Następnym sposobem rozeznania powołania jest swego rodzaju „pociąg”, upodobanie do życia, jakie wiodą osoby zakonne lub kapłani. Można też ten pociąg odczuwać do posług, które kapłani lub zakonnicy wykonują, czym się zajmują. Chciałoby się identyfikować z nimi. W tym sposobie odczytywania powołania wiodący, podstawowy jest ten pociąg, chęć, pragnienie, umiłowanie, zapatrzenie, upodobanie. To jakby przylgnięcie do posług wykonywanych przez zakonników czy kapłanów. Czuję, że w tym sposobie życia jest moje miejsce. Podobnie może zachwycić postawa, sposób życia jakiegoś założyciela zakonu czy w ogóle Świętych.

4. Bywają też powołania, które rozpoznaje się bardziej przez zastanawianie się, rozmyślanie, roztrząsanie kwestii swego powołania, branie za i przeciw świadczących, że ma się powołanie, porównywanie plusów i minusów życia zakonnego. Ostatecznym owocem tych przemyśleń jest dojście do przekonania – biorąc pod uwagę wszystkie elementy życia zakonnego i cechy osobiste – że ma się powołanie do zakonu. Dostrzegać można pewne elementy życia zakonnego czy kapłańskiego jako odpowiadające posiadanym oczekiwaniom, pragnieniom, własnej swego rodzaju „konstytucji psychiczno-uczuciowej” – to byłoby dla mnie odpowiednie, tu czułbym się dobrze, to życie zakonne by do mnie pasowało.

5. Są też i inne, czasami bardzo nieszablonowe sposoby, którymi posługuje się Bóg, aby dotrzeć do człowieka z powołaniem. Np. jeden z naszych współbraci, dostarczając dokumenty potrzebne do przyjęcia w Technikum Drzewnym, pomylił drzwi – przez nieuwagę wszedł do sekretariatu niższego seminarium; inny postanowił wstąpić do zakonu, bo zobaczył zakonników grających w piłkę. U dziewczyn zdarza się zapatrzeć na krój habitu, ale bywa, że niekiedy odrzucając nawet możliwość jakiegokolwiek związku z życiem zakonnym czy wręcz wyśmiewając się z kroju habitu sióstr zakonnych, potem odczytują w charyzmacie danego zgromadzenia swoje powołanie.

Może też być wiele innych sposobów odczytania powołania, a wymienione wyżej mogą występować razem. Bogu nie brakuje oryginalnych pomysłów...

Dla powołania zakonnego (czy w ogóle – życia konsekrowanego Bogu) jest charakterystyczne również to, że opiera się na wierze, ważny jest stopień znajomości Boga, przyjaźni z Nim, życiu w pewnej harmonii, świętości życia. W Twoim, Tereso, pytaniu o znaki powołania zakonnego, po których można rozpoznać powołanie (aby nie były to tylko dziewczęce wymysły i urojenia), wyczuwa się w tle także inny dylemat – czy warto powołanie podjąć? Dla Ciebie ważne będzie przed wszystkim nawiązanie kontaktu z jakimś zgromadzeniem, bez czego cały plan, który Bóg wiąże z Twoją osoba spełznie na niczym. Poza tym, sama pewnie możesz odpowiedzieć sobie na pytanie, co najbardziej hamuje Twoja odpowiedź...

o. Rufus, franciszkanin