Od niedawna nurtuje mnie pytanie: czy kupowanie płyt pirackich jest grzechem? Dodatkowo, czy przegrywanie płyt pożyczonych od znajomych, jak również nagrywanie (bez zysku dla nikogo) płyt z utworami pochodzącymi z Internetu jest nim również? Jeśli tak, to czy jest to grzech ciężki?

 

To smutne, ale prawdziwe – jeśli ktokolwiek posługuje się rzeczą, przedmiotem nie mając do tego prawa, popełnia przestępstwo. A tak się składa, że programy, książki, muzyka – oprócz walorów użytkowych posiada dołączone do nich prawa związane z własnością. Innymi słowy, kiedy by Pan kupował powiedzmy CD z utworami jakiegoś artysty i w cenie zawarty był koszt tych praw do powielania – to wtedy mógłby Pan kopiować ile wlezie, bo miałby Pan do tego prawo. Niestety kupując CD z nagraniami, kupujemy wyłącznie prawo do korzystania z tych utworów w naszym towarzystwie, przez nas. Dlatego płyta taka kosztuje na tyle mało, że można ją kupić.

Kupując film na video czy program, każdy z tych produktów dołączone ma tzw. prawa – prawa do znaku, prawo do odtwarzania, prawo do kopiowania etc. Tak naprawdę kupując taką płytę, kupujemy prawo do korzystania z muzyki, książki, programu czy filmu – a nie prawo do pełnej własności tychże dóbr. Kopiując dany wyrób nie posiadając tych praw, kradniemy go – i jest to wtedy grzech ciężki, jeśli to robimy w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie. To samo dotyczy faktu opisanego przez Pana – pożycza Pan płytkę i ją kopiuje od znajomych tylko dla własnego użytku. Jedyna różnica pomiędzy Panem a „piratami” polega na tym, że Pan nie mając praw do danego utworu robi jedną kopię dla siebie, zaś oni, również nie mając do tego prawa, kopiują w dużych ilościach dla zysku. Natomiast jeśli kopiuje Pan dla własnego użytku płytkę np. dlatego, aby zachować posiadaną kopię i ustrzec ją przez zniszczeniem lub zagubieniem – nie popełnia Pan ani przestępstwa ani grzechu.

Oczywiście na świecie trwa dyskusja – czy prawa producentów nie są wygórowane, czy nie są przesadzone – i obie strony dyskusji mają wiele racji. Ale z drugiej strony szukanie u ludzi uczciwości w świecie, gdzie cierpimy na deficyt uczciwości – zaczyna graniczyć miejscami z cudem, dlatego właściciele prawa autorskich tak silnie ich strzegą. A ponieważ z uczciwością jest bardzo krucho – musimy wciąż drogo płacić za gry, programy, książki, płyty czy filmy – bo tak naprawdę i producent i twórcy zarabiają od ilości sprzedanych kopii danego utworu a nie od wartości utworu.

Dlatego jeśli ktoś kopiuje dany wytwór nielegalnie, kradnie pieniądze z kieszeni innych. Dla nas może to jest mało wymierne – dla twórców, przy dużej ilości pirackich kopii są to naprawdę duże pieniądze.

Osobiście między nami mówiąc, powiem szczerze, że jeśli mnie nie stać np. na grę dla syna, to albo oszczędzam i kupuję ją trochę później, kiedy jej cena spada (a co jest stałą praktyką), albo zbieram pieniądze aby kupić ją w oryginale. Jeśli chodzi o programy użytkowe to nie mam z tym problemu, bo to daje mi firma, ale gdy inni pytają się o radę to zawsze proponuję kilka rozwiązań albo kupić komputer już z zainstalowanymi programami (co też jest możliwe), albo starać się zastępować oryginalne darmowymi (freeware), albo... zbierać grosik do grosika. Innego wyjścia nie ma, dopóki nie rozwiąże się wszystkich problemów dyskusyjnych – od wysokiej ceny pośredników po duże marże w sklepach.

Michał Czuma

 

LISTY

Piszę do Was w związku z niedawnym listem dotyczącym nielegalnego używania programów komputerowych. Po lekturze odpowiedzi zastanowiło mnie bowiem co innego. W tekście można znaleźć zdanie: „jeśli ktokolwiek posługuje się rzeczą, przedmiotem nie mając do tego prawa, popełnia przestępstwo”. Zgoda. Tylko jakie prawa ma użytkownik? Ja np. parę razy pożyczałem od znajomych kasety video z filmami. Filmów tych nie kupowałem, lecz oglądałem właśnie pożyczone. Co prawda nie kopiowałem, nie miałem bowiem dwóch magnetowidów, lecz oglądałem filmy, za które nie zapłaciłem. Czy to był grzech? Ja do tej pory nie myślałem o tym w kategorii, że to może być grzech – lecz po lekturze Waszego tekstu ogarnęły mnie wątpliwości.

Gdzieś musi być ta granica – przecież np. pożyczanie książek jest na porządku dziennym, istnieją nawet biblioteki – a chyba nikt jakoś nie myśli, że korzystanie z biblioteki jest grzechem. Podobnie – istnieją magnetofony dwukasetowe, opracowane wydawałoby się specjalnie w celu kopiowania kaset. Czy kopiowanie pożyczonej kasety – co mi się też zdarzało – jest grzechem? Inna sprawa – kiedyś na giełdzie samochodowej kupiłem skserowaną instrukcję napraw do mojego samochodu. Nie dlatego, że była tańsza, ale dlatego, że akurat taka była. Nie miałem dostępu do tej książki w wersji oryginalnej – wydanej przez uprawnione wydawnictwo. Czy to też był grzech? Do tej pory nigdy o tym tak nie myślałem.

I jeszcze takie nieco inne, chociaż zbliżone zagadnienie: abonament radiowo – telewizyjny. Mam takie pytanie: czy jeżeli ktoś z pobudek moralnych (bo nie chce finansować czegoś, co w nim wzbudza poważne opory moralne) nie płaci abonamentu RTV – popełnia grzech? Czy istnieje jakieś proste kryterium na te wszystkie zagadnienia – to mi wolno, a tego już nie?

Pozdrawiam serdecznie – Tomasz

 

Prawo autorskie przysługuje nie do samej książki, płyty, czy dysku twardego komputera (przedmioty materialne na których utrwalamy utwory), ale do pewnego niematerialnego (abstrakcyjnego) wytworu działalności twórczej. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych wskazuje, że chodzi tu o „każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór).” [art.1]. Bo przecież kupujemy np. płytę CD – jesteśmy jej właścicielem, a mimo to nie możemy jej skopiować w 100 egzemplarzach i sprzedać w sklepie. Dlaczego? Ponieważ czymś innym jest płyta, a czymś innym sama piosenka. Czymś innym jest prawo własności do płyty, a czymś innym prawo autorskie do utworu na niej nagranego. Jeśli chcemy skopiować płytę dla zysku, to powinniśmy podpisać umowę licencyjną z twórcą utworów na niej nagranych.

Niestety nie mogę się z Panem Michałem zgodzić w kwestii dopuszczalności kopiowania płyty od znajomych dla własnego użytku. Jest to dopuszczalne, jeżeli zostaną spełnione pewne warunki. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 1994 r. stanowi, że „bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego.” Ustawa określa też, że „zakres własnego użytku osobistego obejmuje krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.„ [art. 23]

Trzeba jednak podkreślić, że wykluczone jest w takim wypadku publiczne korzystanie z utworu – skopiowanie płyty będzie dopuszczalne tylko jeżeli przegrane utwory mają być odtwarzane w domu, czy wśród znajomych, a nie na przykład na wernisażu, na który może przyjść każda osoba z ulicy. Trzeba też zwrócić uwagę na wymóg, aby wykorzystanie utworu było nieodpłatne – jeżeli zatem nasz znajomy pożyczając nam kasetę do przegrania chce od nas pieniędzy, to niestety takie wykorzystanie utworu będzie już nielegalne.

A zatem, skopiowanie płyty bez zgody twórcy będzie dopuszczalne pod dwoma warunkami:

1)             gdy utwór jest kopiowany w ramach jakiegoś stosunku osobistego (także towarzyskiego)

2)             gdy utwór jest wykorzystywany wyłącznie do celów osobistych

Jeśli ktoś jest bardziej zainteresowany tą problematyką, to polecam następujące lektury:

·   J. Barta, M. Czajkowska-Dąbrowska, Z. Ćwiąkalski, R. Markiewicz, E. Traple: Komentarz do ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Warszawa 2001. (art. 23 i 35)

·   A. Kowalik: Zwielokrotnianie i kopiowanie utworów do własnego użytku osobistego, Przegląd Ustawodawstwa Gospodarczego nr 9 z 1999 r.

·   Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 1994 r. (tekst jednolity – Dz. U. nr 80 z 2000 r., poz. 904)

Emilia Kodym

 

Póki wydawcy będą chcieli zarobić znacznie więcej niż powinni dopóty będzie istniał ten problem. Rozwiązywanie tego problemu tak jak pan pisze doprowadziłoby do tego, że do wiedzy, sztuki, i jeszcze innych osiągnięć ludzkości mieliby dostęp tylko ludzie bogaci. Wiem, że wydawcy oprócz nadmiernej kwoty zysków i tak wkalkulowują w cenę każdego produktu koszt strat poniesiony w wyniku piractwa „domowego tj. na małą skalę”. Bogaci nabywcy ponoszą koszty „biedaków”, jakimi bez wątpienia są Polacy. Czyż każdy z nas nie wolałby kupić podstawowych programów, płyt itp. normalnie w sklepie? Czyż nieuczciwi wydawcy nie są bardziej winni? Każdy oczywiście ma wolną wolę nikt do niczego nikogo nie zmusza. Sądzę jednak, iż kiedy kupię co którąś płytę oryginalną to w zupełności wystarczy. Bilans jest na zero. Dlaczego mam płacić w nadmiarze za coś co tyle warte nie jest. Koszt płyty po opłaceniu praw autorskich, twórcy dzieła, wynosi co najwyżej 5 złotych! Trudne do uwierzenia, ale to prawda.

 

Dzień dobry!

W Pana odpowiedzi, panie Michale, trochę mi zabrakło odniesienia do rzeczywistości. Otóż podstawowym oprogramowaniem, każdego domowego komputera jest jakiś system operacyjny Microsoftu i pakiet MS Office. Taki zestaw, pełny, nie jakieś uaktualnienia (a nawet i uaktualnienia) kosztuje bajońska sumę. Znalazłem w sieci, że to mniej więcej 1000-1200 zł za Windows 2000 Proffesional i ok. 3000 zł za pakiet Office XP (Za Office 2000 może by było trochę taniej, ceny nie znalazłem). Razem ok. 4000 zł – jeden całkiem niezły komputer by za to był. I co? Ja biedny student (a właściwie moi biedni rodzice) mam tyle kasy płacić jakiemuś Microsoftowi, gigantowi i monopoliście? To ja wole wydać 40 zł na „piraty”, lub jak nie chcę wspierać piratów to pożyczyć od kolegi. W ten sposób mam programy i 4000 zł zostają w mojej kieszeni. A właściwie nie zostają bo i tak takiej forsy nie mam.

Pan pewnie na to odpowie, że wszystko fajnie, ale jest to niezgodne z zasadami moralnymi (po prostu kradnę to wszystko). Czym ten cały mój wywód niby się różni od stwierdzenia: „Nie stać mnie na samochód, to go sobie ukradnę. Forsę zaoszczędzę a samochód będę miał”? Otóż różnica jest zasadnicza. Bez samochodu można żyć, a bez komputera i jego oprogramowania (podstawa to: Windows i Office) to ja jako student Politechniki, żyć nie mogę. Zresztą to, że Politechniki to nie ma znaczenia, bo mój kolega z filologii na UW, i kolega z Zarządzania UW i wszyscy w ogóle potrzebują komputera do pisania prac, sprawozdań, obliczeń, pisania programów, rysowania, komunikacji elektronicznej. Wspomniany kolega z filologii z biedą złożył sobie komputer. I pan, panie Michale sugeruje mu, żeby sobie kupił oryginalne WINDOWS i choćby tylko samego WORDA? Jakby nie kombinował to te 1500-2000 PLN na to by musiał wydać, a nawet jakby chciał to nie ma. A komputera potrzebuje do pracy.

Dla uzupełnienia należy dodać, że czasem przydają się inne programy niż wyżej wspominane. Czasem przydają się krótko, tak, że nawet jeśli są nie tak drogie to nie opłaca się w nie inwestować. Nie mogę nie wspomnieć o programie AUTOCAD. Na Politechnikach jest dość popularny i szczególnie na niektórych wydziałach używany przez studentów. Niestety jest dość drogi. Nie znam dokładnie ceny, ale pełna wersja na pewno nie odbiega daleko od 10000 zł (słownie: dziesięć tysięcy złotych), a „pirat” na stadionie(miejsce największego handlu „piratami” w Warszawie) 20-50 zł.

Ja sam piractwo ogólnie uważam za zło. Od kilku lat nie kupuje pirackiej muzyki – stać mnie (a właściwie moich rodziców) na kupienie oryginału od czasu do czasu. Gier pirackich też nie kupuje – czasem mogę się dać skusić, ale wtedy uznałbym to za swój grzech (o grach to też mógłbym się rozpisać, ale się ograniczę). Ale te podstawowe programy, których potrzebuję, to muszę kupić u piratów bo inaczej wcale ich nie będę miał.

Podsumowując. Według mnie jeżeli ktoś kupi u piratów (a najlepiej pożyczy od kolegi) potrzebny mu program, który na drodze legalnej z powodu ceny jest dla niego nieosiągalny lub jego zakup stanowiłby dla tej osoby wydatek nieproporcjonalnie duży w stosunku do zasobów finansowych jakie posiada, to taka osoba grzechu nie popełnia.

Jeszcze jedno. Zastępowanie renomowanych programów freeware’ami to bzdura. Są pewne standardy i żadne freeware nie zastąpi prawdziwego programu. Z pierwszego lepszego pisma mogę sobie linuksa zainstalować, i do tego jakiś pakiecik biurowy. Ale do czego mi się to przyda?

Przepraszam, że tak dużo napisałem. Pozdrawiam Pana i prosiłbym o złagodzenie stanowiska wobec procederu kupowania pirackich płyt.

Piotr

 

Uważam, iż kopiowanie np. płyt od kolegi nie jest kradzieżą a w związku z tym, nie jest także grzechem. Skoro samo prawo autorskie mówi, iż mogę skopiować płytę (obojętnie - z utworem muzycznym, z danymi) gdy utrzymuję stosunek powinowactwa lub towarzystwa, a także gdy płyta jest kopiowana tylko na mój użytek. Tzn., gdy mój kumpel kopiuje dla mnie grę, nie pobiera ode mnie żadnej opłaty (oprócz opłaty za nośnik) a ja zobowiążę się, iż nie będę korzystał z utworów (danych) w sensie odtwarzania publicznego to nie jest to przestępstwem.

Mateusz

 

Piszę do Was w związku z niedawnym listem dotyczącym nielegalnego używania programów komputerowych. Po lekturze odpowiedzi zastanowiło mnie bowiem co innego. W tekście można znaleźć zdanie: „jeśli ktokolwiek posługuje się rzeczą, przedmiotem nie mając do tego prawa, popełnia przestępstwo”. Zgoda. Tylko jakie prawa ma użytkownik? Ja np. parę razy pożyczałem od znajomych kasety video z filmami. Filmów tych nie kupowałem, lecz oglądałem właśnie pożyczone. Co prawda nie kopiowałem, nie miałem bowiem dwóch magnetowidów, lecz oglądałem filmy, za które nie zapłaciłem. Czy to był grzech? Ja do tej pory nie myślałem o tym w kategorii, że to może być grzech - lecz po lekturze Waszego tekstu ogarnęły mnie wątpliwości. Gdzieś musi być ta granica - przecież np. pożyczanie książek jest na porządku dziennym, istnieją nawet biblioteki - a chyba nikt jakoś nie myśli, że korzystanie z biblioteki jest grzechem. Podobnie - istnieją magnetofony dwukasetowe, opracowane wydawałoby się specjalnie w celu kopiowania kaset. Czy kopiowanie pożyczonej kasety - co mi się też zdarzało - jest grzechem? Inna sprawa - kiedyś na giełdzie samochodowej kupiłem skserowaną instrukcję napraw do mojego samochodu. Nie dlatego, że była tańsza, ale dlatego, że akurat taka była. Nie miałem dostępu do tej książki w wersji oryginalnej - wydanej przez uprawnione wydawnictwo. Czy to też był grzech? Do tej pory nigdy o tym tak nie myślałem.

I jeszcze takie nieco inne, chociaż zbliżone zagadnienie: abonament radiowo-telewizyjny. Mam takie pytanie: czy jeżeli ktoś z pobudek moralnych (bo nie chce finansować czegoś, co w nim wzbudza poważne opory moralne) nie płaci abonamentu RTV - popełnia grzech? Czy istnieje jakieś proste kryterium na te wszystkie zagadnienia - to mi wolno, a tego już nie?

Pozdrawiam serdecznie, Tomasz

 

Szczęść Boże!

Niestety muszę się całkowicie nie zgodzić z głosem mojego przedmówcy Piotra. Moja opinia może się wydać dosyć radykalna, więc z góry zastrzegam - ja też jestem studentem.

Drogi Piotrze!

Ty - mam nadzieję dobrowolnie - zdecydowałeś się podjąć trud nauki na studiach wyższych. Podejmując decyzję o wyborze uczelni, kierunku, itd. z pewnością brałeś pod uwagę szereg czynników, m. in. korzyści jakie wynikną dla Ciebie w przyszłe pracy zawodowej (zarobki, prestiż, itd.). Ale niestety, jak to wielokrotnie bywa są „dwie strony medalu”. A tą drugą stroną są niestety koszty, jakie trzeba ponosić i wziąć za wczasu pod uwagę podejmując w zasadzie każdą decyzją. Posłużę się tu pewną analogią. Bezrobotny Kowalski postanawia poprawić swój byt. Wpada na pomysł, że zostanie biznesmenem. Ale żeby zostać tym biznesmenem niezbędny jest samochód, komputer, czy chociażby nowa koszula. Jednym słowem potrzebny jest jakiś wkład finansowy. Jednak ubogi Kowalski tego wkładu nie posiada. Stawiam zatem pytanie, czy to, że Kowalski chce zrealizować swoje dążenia (zakładam szczytność intencji), i w tym celu obiera sobie określony sposób realizacji tych dążeń, czy ten stan rzeczy uprawnia go do posłużenia się przemocą, kradzieżą, gwałtem, itp. jednym słowem działaniami nieprawnymi, a co najważniejsze niemoralnymi dla zaspokojenia wyżej wymienionych dóbr pod wspólną nazwą „niezbędnego wkładu finansowego”? Moim zdaniem nie. Przecież cel nie uświęca środków! (jeżeli „uświęca” to cierpią miliony niewinnych, o czym wiemy z nie tak odległej historii).

Jest również drugi aspekt tej sprawy - po raz kolejny dowiadujemy się o jakości naszego „bezpłatnego” szkolnictwa, za które płacimy „potrójnie” - raz – poprzez horrendalne podatki, dwa - realizując wymagania wykładowców - a to skrypcik autorstwa własnego, a to program komp. za 1,5 tys. zł, trzy - otrzymując kiepskiej jakości „usługę nauczania”. Trzeba zwrócić uwagę, że podobną sytuację mamy w „bezpłatnej” służbie zdrowia, gdzie nagminną praktyką jest zapisywanie drogich leków zagranicznych leków.

Myślę, że sytuacja ta jest Polską specyfiką, gdyż w takich Stanach Zjednoczonych, gdzie za naukę się płaci (otwarcie, nie poprzez redystrybucję PKB) piractwo komputerowe praktycznie nie istnieje (a więc zapewne nie ma obowiązku korzystania z owych programów, lub w najgorszym wypadku - uczelnia zapewnia do nich legalny dostęp). Moim zdaniem prawidłowy model nauczania powinien wyglądać następująco – wykładowca jest zobowiązany przekazać mi wiedzę, której ja nie zdobędę innymi metodami tj. przez np. przez internet, a jak ja chcę nauczyć się korzystać z narzędzia jakim jest np. AutoCAD, w celu „wcielenia wiedzy w życie”, to nie robię tego na studiach, tylko kupuje sobie podręcznik użytkownika oraz korzystam z pomocy technicznej – sama obsługa takich programów jest w sumie banalna (dla człowieka mającego wiedzę teoretyczną w danej dziedzinie - bez wiedzy żaden AutoCAD nie pomoże!). Te programy to tylko uzupełniające narzędzia, a nie „nauka sama w sobie”, jeśli w Polsce jest inaczej, i na naszych najznamienitszych uczelniach są one wymagane tak jak świadectwo maturalne (muszę powiedzieć, że u mnie na uczelni takiej sytuacji nie ma, a studiuję na UKSW) to jest to klęska edukacji...

Na koniec „prawna” uwaga, dot. wypowiedzi p. Emilii Kodym. Z tą możliwością udostępniania programu znajomym, rodzinie itp. to nie jest do końca tak! Na przykładzie sys. op. Windows pragnę zaznaczyć że oprócz ustawy nabywcę obowiązuje również umowa licencyjna na której warunki dobrowolnie przystaje zawierając ją z Microsoftem w momencie zakupu samego programu lub nowego komputera wraz z zainstalowanymi Windows. W tym drugim przypadku (a dotyczy on bezpośrednio mnie) zobowiązuję się do tego, iż program ten będzie zainstalowany tylko na jednym, moim komputerze. Wszystkie praktyki kopiowania Windows znajomym, kuzynom, itp. Są wykluczone (na co, jak już wcześniej zwróciłem uwagę, dobrowolnie wyraziłem zgodę) i nielegalne, a na pewno niemoralne.

Grzegorz Tarnowski

 

Witam,

Biada wszystkim akademikom, pomyslalem po przeczytaniu listu Michala. Nawet wielcy producenci softwaru nie posuneli sie tak daleko, zapewne kierujac sie zasada „kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamien”. W koncu i oni byli kiedys studentami. Przyklady rozwiazan proponowane przez Michala sugeruja, ze uzywa On komputera glownie do gier a w takim przypadku rozwiazanie jest rzeczywiscie proste. Wystarczy nie grac, albo skladac grosik do grosika, albo ... poczekajmy dwa tygodnie az naszemu koledze gra sie znudzi, skasuje ja ze swojego dysku by zrobic miejsce na cos nowego a nam uzyczy jedyna legalna kopie. Gra bedzie zainstalowana tylko na jednym PC, bedzie wiec zgodnie z prawem, wilk syty i owca cala .... Z tym wilkiem to troche nie tak, bo czy autor gry zarobi wiecej?

Z grami jest latwo ale co zrobic z AUTOCAD’em za 10000 zl. Czy i w tym przypadku skladac grosik do grosika? Czy zdazymy uskladac do konca doczesnego zycia? (nie wspominajac o koncu semestru). Dobrze gdy software jest kupowany przez firme, codziennie uzywa sie go do generowania zysku a koszt zakupu softwaru wsadza sie w koszty dzialalnosci gospodarczej. Co zrobic gdy nie ma sie dzialanosci gospodarczej? Wlasnie sciagnelem z Internetu interesujace mnie dane zapisane w najnowszym formacie Word. Jak to odczytac? Monopolista produkujacy software zatroszczyl sie o to by nie bylo kompatybilnosci ze starymi wersjami. Rozwiazanie jest proste. Wystarczy pojsc do sasiada ktory „ma wszystko”, zainstalowac nowy software i po kilkunastu minutach ... jestesmy przegrani zgodnie z tym co napisal Michal. Nawet za takie sporadyczne uzywanie softwaru nalezy zaplacic. Ile? To jeszcze mozna by obliczyc. Jak zaplacic? Z tym gorzej bo nie jest to tak jak kupowanie od rolnika na targu gdzie kupujacy i sprzedajacy negocjuja i ustalaja uczciwa cene a jak im sie nie uda to przeciez nie ma tutaj monopoli i mozna isc do innego producenta. Z softwarem i monopolistami tak sie nie da. Tutaj negocjacje odbywaja sie na innej plaszczyznie ktora najkrocej mozna by strescic „jezeli nie zaoferujecie rozsadnej ceny to nie zaplacimy w ogole”.

W sprawie bezrobotnego Kowalskiego. Osobiscie nie mam nic przeciwko temu aby ukradl moj samochod pod warunkiem, ze ja bede mogl nadal tym samochodem jezdzic tak jak przed kradzieza. Niech kopiuje, skoro i tak nie ma to wplywu na moj status majatkowy.

Sytuacja pelna absurdow. Moze kiedys producenci i prawnicy wypracuja system w ktorym bedziemy mogli kupowac software po przystepnej cenie do celow niebiznesowych. A moze producenci wola pozostac przy obecnej sytuacji, tzn sciganie piratow i procesowanie sie z firmami ale ciche przyzwolenie na kopiowanie domowe gdy nie przynosi to zadnego dochodu?

Pozdrawiam, Wojtek

 

Chciałbym odnieść się do kwestii prawnych poruszonych w liście p. Emilii Kodym i p. Grzegorza Tarnowskiego. W zasadzie list p. Kodym wyczerpująco wyjaśnia jak wygląda w Polsce stan prawny odnośnie instytucji tzw. „dozwolonego użytku”. Nieodpłatne korzystanie z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego jest NIEZALEŻNE OD ZGODY TWÓRCY (art. 23 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych). Nie mają zatem znaczenia odmienne postanowienia umowne (np. postanowienia zawarte w umowie między kupującym i sprzedającym wyłączające prawo korzystania z dozwolonego użytku). W wypadku kolizji między postanowieniami umowy i przepisami ustawy pierwszeństwo ma zawsze ustawa (art. 58 kodeksu cywilnego).

Pamiętać jednak należy – i to jest istotne uzupełnienie wyjaśnień przedstawionych przez p. Kodym – że ustawa o prawie autorskim wyłącza stosowanie instytucji „dozwolonego użytku” wobec programów komputerowych (zgodnie z art. 77 ustawy o prawie autorskim do programów komputerowych nie stosuje się art. 23, który mówi o „dozwolonym użytku”).

W obecny stanie prawnym kopiowanie płyt CD (DVD, kaset video, kaset magnetofonowych) w zakresie własnego użytku osobistego jest legalne, jeśli utwory zapisane na tych nośnikach nie są programami komputerowymi. Reasumując, w myśl polskiego prawa można kopiować na własny użytek osobisty płyty CD (DVD, etc.) jeśli zawierają one np. utwory muzyczne, filmy lub zdjęcia, jednak nielegalne jest kopiowanie płyt zawierających programy użytkowe, gry, słowniki - bowiem w myśl prawa autorskiego utwory takie są programami komputerowymi.

Wojciech Sypniewski