Fascynujące zaproszenie. Msza święta krok po kroku

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

II. TAJEMNICA GRZECHU

Problem z głowy

 

 



Wersję książkową Fascynującego zaproszenia można zamówić na stronie wydawnictwa „Więź”

Niekiedy spotykamy się z zarzutami pod adresem katolików, że w sprytny sposób załatwiają problem swoich grzechów. Mianowicie naświntuszą, narozrabiają, a następnie powiedzą o tym księdzu na ucho w konfesjonale i mają problem z głowy. Mają problem z głowy, to znaczy mogą znów robić to samo, aby po jakimś czasie ponownie pojawić się w konfesjonale i powtórzyć całą operację.

Taki zarzut jest bardzo ciekawy. Pokazuje, że czasami jesteśmy postrzegani jako ludzie, na których życie wyznawanie grzechów Bogu nie wywiera realnego wpływu.

Przedstawiony zarzut oczywiście tylko częściowo jest prawdziwy. Wcale nie tak wielu katolików spowiada się z dobrym samopoczuciem. Najczęściej ludzie mają świadomość, że noszą w sobie pewien nie rozwiązany problem, słabość, która powróci. Wiedzą też, że do ważności sakramentu pojednania należy naprawienie tego, co się zepsuło. W związku z tym wszystkim niejeden człowiek woli w ogóle się nie spowiadać, przyjmując postawę „uczciwości”. Postawa ta oznacza, że zawiesza się uczestnictwo w sakramencie pojednania do momentu pełnego postanowienia poprawy. Warto jednak zastanowić się, czy nie mamy zbyt rygorystycznego wyobrażenia o owym „postanowieniu”. Nie możemy, przyznajmy, obiecać na sto procent sobie i Bogu, że już nigdy więcej mój „wybryk” się nie powtórzy. Nie zawsze też jesteśmy w stanie usunąć z serca pragnienie powrotu do grzechu, który często popełniamy. Czasami możemy jedynie, ale przecież to już jest bardzo wiele (!), powiedzieć Panu: „Pociąga mnie zło, które mnie niszczy. Boję się, że pokusa znów okaże się silniejsza. Oddaję Ci moje rozdarcie. Pomóż mi, umocnij moje kruche pragnienie zmiany”. Taka modlitwa, gdy płynie z głębi serca, stanowi autentyczne postanowienie poprawy. Naprawdę czynimy wówczas zadość istotnemu warunkowi spowiedzi.

A swoją drogą nie do przyjęcia jest sytuacja, gdy ktoś myśli o swoim grzechu w taki sposób: „A, zrobię to, bo i tak Pan Bóg mi to wybaczy, gdy się do Niego zwrócę w spowiedzi”. Jeżeli ktoś myśli w podobny sposób, to bardzo niewiele, albo i nic, nie pojmuje z Bożych planów wobec siebie. Przecież to jest tak, jak gdyby mąż myślał sobie: „Mam wyrozumiałą, wspaniała kochającą żonę, więc ją zdradzę. Potem pójdę do niej i przeproszę, i wszystko będzie znowu cacy. I podobnie zrobię jeszcze wiele razy, wiele razy ją zdradzę, bo tak bardzo mnie kocha i jest pełna dobroci. Na pewno więc będzie zawsze przebaczać”. Człowiek myślący w taki sposób nigdy nie zbuduje żadnej prawdziwej i głębokiej miłości ze swoją żoną.

Boże miłosierdzie nie ma stanowić furtki dla naszych grzechów, ale szansę odbudowywania miłości, którą z głupoty, słabości zdradzamy. I postawa serca, gdy przychodzimy po miłosierdzie, powinna być pełna szczerego pragnienia, aby już nigdy nie zdradzać Miłości.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl