Fascynujące zaproszenie. Msza święta krok po kroku
WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP
II. TAJEMNICA GRZECHU
Wersję książkową Fascynującego zaproszenia można zamówić na stronie wydawnictwa „Więź” |
Jezus mówi do Apostołów:
Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 22).
Te słowa są jasne: Bóg udziela swojego przebaczenia przez ludzkie ręce. Więcej, wcale nie muszą to być ręce świętego księdza, żeby przez nie Bóg podarował człowiekowi swoje miłosierdzie. Apostołowie, jak dobrze wiemy, byli słabymi ludźmi, którzy rywalizowali ze sobą, kto jest lepszy, większy. To oni przecież, z wyjątkiem Jana, pouciekali ze strachu, kiedy zaaresztowano Pana. I to do nich właśnie, i konsekwentnie do wszystkich kapłanów świata: tych cudownych i kiepskich, mówi: „Odpuszczajcie grzechy. W mocy Ducha Świętego bierzcie je od ludzi i wyrzucajcie w nicość. Za waszym pośrednictwem będę obdarzał grzeszników moim miłosierdziem”.
Krótko mówiąc: fakt ludzkiego, kapłańskiego pośrednictwa w odpuszczaniu grzechów jest w chrześcijaństwie niepodważalny. Ale na przestrzeni historii zmieniał się sposób sprawowania tego sakramentu. Początkowo, przez pierwsze sześć wieków, jeżeli ochrzczony dopuścił się poważnego grzechu przeciwko przykazaniom Dekalogu, wyznawał swą winę biskupowi i ten nakładał mu pokutę, która była publiczna. To znaczy człowiek stał w kościele podczas Mszy na specjalnym miejscu, odosobniony, a gdy nadchodził moment Komunii, musiał wyjść z kościoła. Nie wolno było mu też w czasie pokuty, która czasami trwała wiele lat, brać udziału w rozrywkach, ale miał oddawać się modlitwie, dziełom miłosierdzia, pościć.
Gdy skończył się czas pokuty i stwierdzono, że grzesznik naprawdę nawrócił się, odżałował, wtedy biskup przed całą wspólnotą Kościoła wkładał na człowieka ręce i modlił się wraz z innymi o odpuszczenie grzechów. Od tej chwili pokutnik wracał na łono Kościoła, był radośnie przyjmowany przez wszystkich i mógł wraz z innymi przyjmować Komunię. Wspólna uczta radości, bo brat wraca do domu i prosi o przyjęcie.
Mniej więcej od VII wieku zaczyna się rozszerzać inny zwyczaj. Rezygnuje się z publicznej pokuty. Ten, kto upadł w poważny grzech, wyznawał go kapłanowi. Gdy ten stwierdził, że człowiek autentycznie żałuje za to, co zrobił, i chce to naprawić, nadawał pokutę i udzielał rozgrzeszenia. Taka praktyka zachowała się do naszych czasów.
* * *
Zatrzymajmy się na chwilę nad słowem „wyznanie”. Bo spowiedź to właśnie wyznanie grzechów. Po łacinie confessio, stąd nazwa na naszą drewnianą budkę: konfesjonał. Zauważmy, że tego słowa nie używamy zbyt często. Ono odnosi się bowiem do trzech najistotniejszych rzeczywistości: wyznaje się miłość, wiarę oraz właśnie grzechy. Jest jakaś powaga w wyznaniu. Dzieje się coś szalenie istotnego. Kiedy dwoje ludzi wyznaje sobie miłość, coś radykalnie się zmienia w życiu obojga. To jest początek nowej, wspólnej drogi. Wyznanie zawiera w sobie pewną nieodwołalność. Kiedy zatem wyznajemy grzechy, pragniemy radykalnej i nieodwołalnej zmiany. Kończy się to, co było, odrzucam grzechy, aby rozpocząć od nowa życie w jedności z Bogiem.
* * *
W spowiedzi jest miejsce na pewien rodzaj terapii. Leczenie polegające na odkrywaniu korzeni grzechu, jego głębszych podstaw, drugiego dna. Równie ważny wymiar to pomoc w rozpoznawaniu Bożych oczekiwań, Jego osobiście skierowanej miłości, która ma prowadzić danego człowieka.
Najważniejszą jednak rzeczą, która dokonuje się w spowiedzi jest pojednanie z Panem Bogiem. Nawiązanie utraconej więzi miłości, którą się przekreśliło przez pójście za czymś sprzecznym z Jego mądrą miłością. I powiedzmy sobie jasno, że jeśli ktoś nie przeżywa na co dzień miłości do Boga jako realnej, kształtującej jego życie więzi, nie będzie też odczuwał pragnienia, żeby ją naprawiać, gdy się zerwie.
Wojciech Jędrzejewski OP
© 1996–2004 www.mateusz.pl