www.mateusz.pl

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Zaprzyjaźnij się z Soborem

 

 

Teksty soborowe są niczym innym jak szerszą wykładnią Ewangelii, interpretacją Słowa Bożego i historii zbawienia uwzględniającą specyfikę i kulturę czasów, w których żyjemy. W istocie stanowią więc pomoc do lepszego rozumienia Ewangelii i przekładania jej na konkretne postawy, czyny i działania. W ten sposób Duch Święty doprowadza nas do całej prawdy, zmienia nasze myślenie, uświęca, tworzy z nas wspólnotę i autentycznych świadków Ewangelii.

Pogłębienie tożsamości

W tym roku mija 40 lat od zakończenia Soboru Watykańskiego II. Było to wydarzenie przełomowe w dziejach chrześcijaństwa, a w jakimś stopniu także i świata. Dzięki niemu nastąpił w Kościele m.in. wyraźny powrót do źródeł Pisma św. i Tradycji, gruntowne przeobrażenie samookreślenia się Kościoła, odnowienie liturgii i formacji teologiczno-seminaryjnej, całościowa wizja obecności wspólnoty uczniów Chrystusa we współczesnym świecie, większe otwarcie na dialog ze światem oraz innymi religiami. W ten sposób Sobór określił kierunek i charakter ziemskiej wędrówki Kościoła na następne dziesięciolecia. Ten wytyczony szlak zachowuje aktualność aż po nasze czasy. Jednakże bogactwo Soboru Watykańskiego II wydaje się być wciąż nie do końca odkryte, nie mówiąc już o wcielaniu jego zaleceń w życie.

Przeżywamy Wielki Post, w którym właśnie Sobór Watykański II na czoło każe wysunąć nie tyle aspekt pokutny, co odświeżenie świadomości tego, kim jesteśmy jako chrześcijanie. W „Konstytucji o liturgii świętej” w nr. 109 Ojcowie Soborowi zachęcają, aby ukazać podwójny charakter Wielkiego Postu: przypomnienie chrztu i elementy pokutne. Znamienne, że na pierwszym miejscu stawiają pogłębienie rozumienia chrztu, który przecież nie jest jednorazowym wydarzeniem, lecz rzeczywistością dynamiczną, trwale obecną w naszym życiu. Jest to bowiem rzeczywistość, w której przeplatają się koleje działania Boga w historii i w każdej osobie oraz wypływająca z ludzkiej wolności odpowiedź człowieka. Z kolei jakość i intensywność współpracy z Bogiem zależy od nieustannie ponawianego odkrywania fundamentów własnej tożsamości chrześcijańskiej, wiążącej się z nią godności oraz odpowiadających jej praw i obowiązków. Umacniając w sobie świadomość i rolę własnego powołania oraz realizując je w konkrecie własnego życia, stajemy się coraz bardziej dojrzałymi ludźmi i chrześcijanami.

Czas przygotowania do Wielkanocy ma być więc ponownym sięgnięciem myślą i sercem do początków, docieraniem do żywotnych źródeł, które konstytuują zarówno cały Kościół jak i każdego wierzącego z osobna.

W tym kontekście zapraszam wszystkich Czytelników „Mateusza” do wspólnej lektury jednego z najbardziej podstawowych dokumentów soborowych, mianowicie „Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes”. Tekst ten powstał na końcu obrad soborowych w 1965 r., po uprzednim przemyśleniu i opracowaniu tekstów dogmatycznych. Dzięki swej specyfice, tematyce i językowi jest on skierowany do wszystkich wierzących, a także do ludzi dobrej woli. W zwięzły i skondensowany sposób streszcza m.in. samorozumienie i rolę Kościoła, jego stosunek do świata, podaje chrześcijańską lekturą współczesności, zarysowuje wizję człowieka w jego najróżniejszych odniesieniach: do Boga, siebie samego, bliźnich, społeczności itd. Ponadto odpowiada na wiele nurtujących pytań: Jak być chrześcijaninem dzisiaj? Dokąd zmierza świat? Kim jest człowiek? Czym jest wspólnota? Jak odnaleźć się w złożonej sytuacji gwałtownego rozwoju techniki i różnorakich przemian społecznych? Przy okazji Konstytucja omawia jeszcze wiele innych interesujących problemów, których zrozumienie ułatwia poruszanie się w tym świecie, wspiera świadectwo wiary chrześcijan oraz zachęca do pracy na rzecz poprawy świata.

Przez najbliższe miesiące będę dzielił się osobistymi przemyśleniami nad wybranymi fragmentami tej Konstytucji w formie dość swobodnego komentarza, który będzie owocem osobistej lektury i medytacji. W ten sposób pragnę zachęcić wszystkich do rozsmakowania się w tekstach źródłowych Kościoła, które mają dla wierzących fundamentalne znaczenie.

Po co jednak czytać tego rodzaju teksty? Często bowiem można spotkać się z opinią, że tego typu dokumenty przeznaczone są wyłącznie dla kompetentnych specjalistów i teologów, obeznanych z fachowym słownictwem i zajmujących się tą tematyką zawodowo. Ale to samo można by przecież powiedzieć o czytaniu Pisma św., które przecież jest tekstem o wiele bardziej fundamentalnym, ostateczną normą wszelkich wypowiedzi Kościoła. A jednak czytamy Słowo Boże podczas liturgii, rozważamy je na osobistej modlitwie, bez względu na to, jakie mamy wykształcenie czy status społeczny. Nie potrzeba więc do tego nadzwyczajnych kompetencji, bo Słowo Boże skierowane jest do wszystkich.

Teksty soborowe są niczym innym jak szerszą wykładnią Ewangelii, interpretacją Słowa Bożego uwzględniającą specyfikę i kulturę czasów, w których żyjemy. W najgłębszym sensie stanowią one pomoc do lepszego rozumienia Ewangelii i przekładania jej na konkretne postawy, czyny i działania.

Nasze postępowanie, relacje do Boga i bliźnich, a także stosunek do świata i społeczeństwa kształtują się w oparciu o żywione przez nas przekonania i charakter posiadanej wiedzy. Dlatego nie jest obojętne, jak i co myślimy, jakie stosujemy kryteria wyborów i oceny procesów zachodzących w rzeczywistości. Ale nie chodzi tutaj jedynie o czysto intelektualistyczne poznanie. Jest to poznanie zakorzenione w relacji z Bogiem, z Kościołem, ze wspólnotą.

Jeśli chcemy iść przez ten świat śladami Jezusa Chrystusa, nie sposób tego uczynić bez zbliżenia się do Jego osoby, a najpełniejszy dostęp mamy doń dzięki Ewangelii i Kościołowi. Co więcej, to właśnie we wspólnocie ochrzczonych, zgodnie z obietnicą Chrystusa, Duch Święty doprowadza nas do całej prawdy, doskonali nas, zmienia nasze myślenie, tworzy z nas wspólnotę i autentycznych świadków Ewangelii. A dokumenty soborowe, jak wierzymy, są wspólnym dziełem Ducha Świętego i Kościoła.

Przyswajanie idei tekstów soborowych to uprzywilejowana forma uczenia się Ewangelii i Chrystusa, która owocuje wzrastającą dojrzałością chrześcijańską, większą głębią wiary, poszerzeniem horyzontów postrzegania świata, przemianą osobistego życia. Dodam jeszcze, że czytanie Konstytucji Gaudium et spes ułatwia stosunkowo przystępny język, który obejmuje wiele dziedzin życia ludzkiego i społecznego.

Korzystać będę ze starszego tłumaczenia „Konstytucji Gaudium et spes”, zamieszczonej w „Sobór Watykański II. Konstytucje, dekrety, deklaracje”. Wydanie trzecie, Pallotinum, s. 537-629.

 

Człowieczeństwo fundamentem chrześcijaństwa

Na początek skupię się na pierwszym numerze Konstytucji, który można potraktować jako swoistą preambułę – przedsionek, czyli bardzo ważne, podstawowe samookreślenie się, punkt wyjścia do dalszych rozważań.

1. (Ścisła łączność Kościoła z całą rodziną narodów). Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu. Ich bowiem wspólnota składa się z ludzi, którzy zespoleni w Chrystusie prowadzeni są przez Ducha Świętego w swym pielgrzymowaniu do Królestwa Ojca, i przyjęli orędzie zbawienia, aby przedstawiać je wszystkim. Z tego powodu czuje się ona naprawdę ściśle złączona z rodzajem ludzkim i jego hierarchią.

1. Patrząc na ten fragment niejako z lotu ptaka uderza, że mówi on w pierwszym rzędzie o jedności Kościoła i to dwojakiego rodzaju:
jedności jako solidarności z ludzkością, pojmowanej jako udział chrześcijan w doświadczeniach egzystencjalnych wspólnych wszystkim ludziom bez względu na religię, rasę i narodowość. Fundamentem tej jedności jest sam fakt stworzenia i bycia człowiekiem.
jedności jako komunii z Bogiem, której źródłem jest wiara w Trójcę św. i wypływająca zeń cecha bycia w drodze – pielgrzymowania.

2. Zdumiewa jednak kolejność, w jakiej przedstawia się te dwie formy jedności. Wbrew pozorom na pierwszym miejscu nie stoi jedność oparta na wspólnej wierze, ale na dzieleniu przez wszystkich tego samego losu. Można by z tego wywnioskować, że prawdziwe chrześcijaństwo nie odcina się od człowieka, nie może rozwijać się nigdzie indziej jak tylko w konkretnym, naznaczonym rozmaitością doświadczeń człowieczeństwie. Chrześcijaństwo nie jest sposobem ucieczki ani od świata, ani od człowieka. Jego pierwsze zadanie polega na przyjęciu i afirmacji człowieczeństwa i to nie jakiegoś idealnego, ale takiego, jakim ono rzeczywiście jest.

„To, co prawdziwie ludzkie, ma oddźwięk w sercu chrześcijan” – mówi Sobór. Jakże to ważkie stwierdzenie! Bo ileż to nieporozumień narosło w ciągu wieków wokół tego zdania! W historii co rusz odżywały kierunki myślowe, które popadały w różne redukcje człowieka jak, np. angelizm czy manicheizm, w myśl którego materia, a zatem i ciało przesycona jest na wskroś przez zło. Chrześcijaństwo nie neguje cielesno-duchowej konstytucji człowieka. Nie służy jego potępianiu, ani wywyższaniu się ponad niego. Nie wprowadza magicznie w jakiś inny, wysublimowany stan. Podstawą chrześcijaństwa jest człowieczeństwo z krwi i kości. Niektórzy Ojcowie Kościoła mawiają, że aby być dobrym chrześcijaninem, najpierw trzeba przyjąć siebie jako człowieka. Stawanie się chrześcijaninem i człowiekiem przenika się wzajemnie.

„Wspólnota chrześcijan składa się z ludzi”. Innymi słowy, chrześcijanie tworzą ludzką wspólnotę. Oznacza to także, że nie są oni kółkiem zainteresowań, ani grupą walczącą jedynie w jakiejś słusznej sprawie. We wspólnocie istotna jest najpierw osoba, a nie idea. Najgłębiej jednoczą relacje osobowe. Więź z innymi ludźmi jest tutaj decydująca.

Dlaczego Sobór tak bardzo podkreśla ten rodzaj jedności? Chyba dlatego, aby pokazać, że chrześcijanie nie spadają z księżyca albo z nieba, a orędzie chrześcijańskie jest możliwe do zaakceptowania dla każdego człowieka dobrej woli, bo odpowiada jego najgłębszym pragnieniom i tęsknotom. Co więcej, wspólnota uczniów Chrystusa nie powstała po to, by pławić się w jakimś samozadowoleniu, gdyż zrodziła się z daru osobowej miłości Boga. Chrześcijanin nie może zapomnieć, że pomimo chrztu nadal przynależy do tej samej rodziny ludzkiej. Jest nadal ulepiony z tej samej gliny co inni mieszkańcy Ziemi.

Wierzący nie wycofują się ze świata, ale mają być zaczynem, który z wolna będzie go przenikał i przemieniał jego postać.

Łaska bycia chrześcijaninem nie może stać się powodem do chełpienia się, bo nie zostaliśmy nagle wyrwani z naszej doczesności, skończoności, przemijalności. Bowiem tam gdzie nie ma solidarności z drugimi, gdzie nie ma wspólnoty doświadczeń, zwłaszcza w bólu i cierpieniu, tam rychło wkrada się pokusa wyniosłości. Pojawia się zapomnienie, że to, co ludzkie naznacza nas radykalnie i w sposób nieodwołalny, nawet pomimo naszego bycia chrześcijanami. Ponadto, Kościół nie został założony wyłącznie dla chrześcijan. Jest on kanałem i środkiem objawiania się Boga każdemu człowiekowi – „sakramentem jedności całego rodzaju ludzkiego”.

Były takie próby w historii, jak chociażby w starożytnej gnozie, gdzie wymyślono sobie dość wygodny podział na elitę, która dzięki oświeceniu, naturze duchowej i specjalnemu wybraniu przez Boga już jest zbawiona; tych, którzy mają jeszcze szansę nawrócenia oraz tych, którzy są swoistym „odpadem”, przeznaczonym na potępienie.

To, że chrześcijaństwo stąpa mocno po ziemi chroni je przed tego typu wykolejeniami, przed pychą istnienia i wybrania, przed pogardą względem innych, przed zejściem na manowce. Chociaż wiemy, że niebezpieczeństwo błędu i grzechu nie omija także wspólnoty chrześcijan. Kto próbuje zupełnie oderwać się od ziemi, z pewnością wypaczy przesłanie Ewangelii i będzie dawał światu antyświadectwo.

3. Ciekawe, że w owej krótkiej liście wymieniającej podstawowe ludzkie doświadczenia na czoło wysuwa się radość i nadzieję. Można się zapytać, czy po gehennie dwóch wojen światowych, po oświęcimskich krematoriach, wówczas w trakcie systematycznego deptania człowieka w sowieckich gułagach, z ciągłą groźbą nuklearnej katastrofy taki zabieg nie jest czymś niestosownym? Czy rzeczywiście radość i nadzieja zdecydowanie przeważa w ludzkich doświadczeniach? Czy codzienne doświadczenie jednostek, społeczeństw i narodów nie przeczy temu optymizmowi? Dlaczego mimo wszystko radość i nadzieja? Czy to nie jest jakaś idealistyczna mrzonka, utrzymywanie ludzi – jak mawiał Marks – w fałszywej świadomości? Czy nie jest to tanie pocieszanie, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością?

Myślę, że ta kolejność nie jest przypadkowa. Pierwsze słowa tekstu nadają zwykle ton całości. Kościół nie istnieje po to, aby pogrążać ludzi w rozpaczy, aby dolewać oliwy do ognia i tak nieogarnionego bólu i cierpienia ludzkości. Sobór nie odwraca oczu od ludzkich tragedii – „smutku i trwogi”, a więc ma poczucie realizmu. Niemniej, doświadczenie poucza nas, że łatwiej poradzimy sobie w życiu, jeśli bardziej skoncentrujemy się na tym, co dobre i pozytywne, niż na odwrót.

Zło, które rodzi smutek, trwogę i cierpienie w żadnym wypadku nie spoczywa w centrum Ewangelii. Ostatnio widziałem plakat jednego ze środowisk, które uznaje się za bardzo chrześcijańskie. Był na nim napis „Zło dobrem zwyciężaj”. Tyle, że to słowo „zło”, a nie „dobro” rzucało się w oczy, ponieważ użyto dlań bardzo dużej i czarnej czcionki. Natomiast słowo „dobro” nałożono na wyolbrzymione „zło”, stosując prawie niezauważalną czcionkę. Jak wiele można przekazać obrazem! Wynika zeń, że jednak zło jest bardziej przemożne od dobra, przytłacza, zajmuje pozycję centralną. To wszakże nie jest ewangeliczna wizja.

Więcej, skoro sobór odwołuje się do egzystencjalnego doświadczenia człowieka, to pragnie także uwypuklić, że bardziej pierwotnym i ludzkim doświadczeniem jest radość i nadzieja, a nie smutek i trwoga. Jeśli istnieje cierpienie, które wywołuje w nas opór, dzieje się tak dlatego, że kłóci się ono z naturą człowieka, że nie jest jej pisane od początku.

4. Jeszcze jedna ważna wskazówka. Jeśli punktem wyjścia dla tak kluczowego tekstu Kościoła jest ludzka egzystencja z całym jej bogactwem i nędzą, to również język głoszenia Ewangelii winien zawsze zakotwiczać się w człowieczeństwie. Głoszenie Ewangelii w sposób abstrakcyjny i oderwany od człowieka, życia i historii nie jest drogą Kościoła. W tym miejscu przypominają się słowa Jana Pawła II: „Człowiek jest drogą Kościoła”. Szokujące słowa. Jeszcze 50 lat temu za takie słowa można by nieźle oberwać...

5. Drugie źródło jedności to Chrystus, który zespala, zbiera, zwołuje ludzi w jedną rodzinę; Duch Święty, który prowadzi, daje natchnienia, przemawia i Ojciec, który jest kresem wszelkich ludzkich dążeń. Celem życia chrześcijan nie jest ani żadna reinkarnacja, ani nawet jakieś przeobrażenie, ani wejście w nie wiem jak cudowny stan. Nasz cel to Bóg będący wspólnotą Osób, które współdziałają i dzielą się sobą dla dobra człowieka zarówno na ziemi jak i po śmierci. Jedność rodzaju ludzkiego i jedność wypływająca ze chrztu jest odbiciem jedności Boskich Osób w działaniu i udzielaniu się.

Chrześcijanie mają i zarazem nie mają tutaj swojego domu. Jedną nogą stoją na ziemi, drugą w niebie. Bardzo podoba mi się symbolika drogi. Jest tak bardzo pojemna. Pielgrzymowanie to trud, ale też radość z przybliżania się do celu. W pielgrzymce nie można za długo się zatrzymywać, nie można gdzieś ugrzęznąć, bo trzeba zdążyć do celu, bo przede mną rozpościerają się konkretne etapy wędrówki. A więc wciąż jest coś do osiągnięcia, do zdobycia. Trudzę się, ale nie na darmo. Kto był na pieszej pielgrzymce, wie jaka to radość i satysfakcja, kiedy po kilku dniach marszu dotrze się do celu. Jakże ten aspekt ludzkiej egzystencji jest ważny, zwłaszcza dzisiaj.

Zygmunt Baumann, używając przenośni, twierdzi, że dzisiaj wielu ludzi idzie przez życie jak włóczędzy, wałęsający się po świecie. Ludzie bez celu. Czy w ostatecznym rozrachunku można żyć bez nakierowania na jakiś cel? Człowiek kręci się wtedy tylko wokół siebie. Nie wychyla się poza czubek własnego nosa. Nie wie tak naprawdę, co z sobą począć. Gdzie się nie obróci, dokądkolwiek nie podąży, wszędzie napotyka tylko rozczarowanie, pustkę i frustrację.

Ale są i turyści, którzy tylko zwiedzają, zaspokajają swoją ciekawość, wiecznie odpoczywają, beztrosko próżnują. Rezygnują ze swojej twórczości, zakopują ją głęboko w sercu, rzucają się w wir powierzchowności, pozwalają się jedynie łechtać temu, co atrakcyjne. Biorą i korzystają. Nie angażują się w nic na trwałe, nie podejmują odpowiedzialności za innych. Bo i po co? Wybierają nieustanną zabawę.

Istnieje jeszcze trzecia grupa konsumentów, którzy zajmują się kolekcjonowaniem wrażeń, podlegli ciągłemu przymusowi kupowania, sprzedawania, kosztowania, nabywania i zbywania. Ludzie zamknięci w błędnym kole własnych potrzeb, które trzymają ich na uwięzi.

6. „Chrześcijanie przyjęli orędzie zbawienia”. Historia świata, a zwłaszcza ostatnich wieków pokazuje, jak trudno realnie dopuścić Boga do siebie. Bo zbawienie to rzeczywista obecność Boga, który działa w historii, wyzwala, uwalnia od przyczyn „smutku i trwogi”, wlewa „radość i nadzieję”. Zbawienie nie może być narzucane. Może być przyjęte lub odrzucone. Naśladowca Chrystusa odpowiada na Jego wezwanie w wolności. Bóg nie zmusza, nie gwałci, nie zastępuje woli ludzkiej własną wolą – jak chciałby tego, np. jansenizm czy skrajna postać kalwinizmu.

Jeśli coś przyjmuje się w wolności, wtedy można to być „przedstawiać” drugim, a nie narzucać pod presją. „Przedstawiać” oznacza „dzielić się”, a nie uszczęśliwiać kogoś na siłę. Tylko wolny człowiek może się dzielić. Zniewolony, działający pod przymusem albo ulega lękowi, albo wtłacza coś drugiemu, nie zważając na jego wolność.

7. I w końcu warto zauważyć niezwykle istotny aspekt tej „preambuły”. Sobór nie mówi o chrześcijaństwie – jako jakimś teoretycznym pojęciu, ani o jednostce – chrześcijaninie, lecz o wspólnocie chrześcijan. Nie ma szczęścia człowieka, które by opierało się na indywidualizmie. Skoro Bóg jest wspólnotą i w Niej jest w pełni szczęśliwy, to również człowiek jako jego obraz nie dojdzie do szczęścia w pojedynkę. W dalszej części tekstu Sobór będzie wyciągał z tej prawdy znaczące konsekwencje.

Część II: Głos czasu głosem Boga

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski jest współautorem portali www.mateusz.pl i www.tezeusz.pl, mieszka w Warszawie

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl