XX. Wolność
|
Gdy opuściłem jego pokój, ostrożnie szedłem korytarzem. Myślałem, że może jeszcze ktoś będzie mnie badał, może zrobią jakąś rewizję. Ale nic takiego się nie zdarzyło. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kobieta -- księgowa chyba się nie doczekała na mnie. Samochodu nie było. Rzuciłem jeszcze okiem na świat za kolczastym drutem i poszedłem w kierunku miasta. Wolność! Wolność! Wreszcie zrozumiałem -- jestem wolny! Co za dar! Ten tylko jest w stanie zrozumieć, co przeżywałem wtedy, kto był kiedyś niewolnikiem. Gdy odszedłem około dwustu metrów jeszcze raz odwróciłem się w kierunku "zony" i pobłogosławiłem tych, co tam zostali. Jedni zasłużyli na więzienie, inni dostali się tam przypadkiem, jeszcze inni, bo znaleźli się w złym towarzystwie... Życzyłem wszystkim, zdrowia, poprawy i powrotu do domu. Życzyłem również władzy więziennej, by postępowała sprawiedliwie i pomogła przestępcom odnaleźć swoje miejsce w świecie. |
Dokąd się udałeś, wychodząc z więzienia? Drogą wzdłuż torów poszedłem do miasta. Mijałem po drodze jakieś fabryki, w końcu dotarłem do sklepu, który na planie narysował mi Pożedajew. Zajrzałem do spożywczego sklepu. W "zonie" człowiek zawsze czuje głód i apetyt wilka i zdaje mu się, żeby ciągle jadł, a tu wystarczyło mi, że się popatrzyłem na jedzenie i już mi się odechciało. Potem zacząłem szukać kościoła, który tu kiedyś był. Odnalazłem go. Był przebudowany. Zachowały się tylko ściany. W tym czasie mieścił się w nim wielki zakład krawiecki. Ulica nosiła nazwę jakiegoś Polaka. Zatrzymałem się. Pomodliłem się za tych, którzy budowali ten kościół, za tych, co odprawiali w nim Msze święte i za tych, którzy do niego chodzili. Pożegnałem się z nim i poszedłem dalej. Chciałem odnaleźć cerkiew, która miała być gdzieś tu, w pobliżu. Znalazłem ją. Była zbudowana z czerwonej cegły. Krzyże były zwalone. Co oni chcą z nią zrobić? Może ją rozwalą. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że już nadeszły nowe czasy. Pomodliłem się i tu. Zdjąłem czapkę, obszedłem drogę krzyżową i skierowałem się do centrum miasta. |
O czym myślałeś, patrząc na te zrujnowane świątynie? To dziwne uczucie. Widziałem przecież przed uwięzieniem setki zrujnowanych cerkwi i kościołów, a kiedy szedłem ulicami tego miasta, przychodziły mi różne myśli do głowy. -- Komu przeszkadzają cerkwie i kościoły? Dlaczego je rujnują? Kiedy to barbarzyństwo się skończy? Przecież to dziczyzna. Przodkowie nasi całowali ściany świątyń. Żegnając się z nimi, długo patrzyli na nie, a odchodząc całowali jak relikwie. A my rujnujemy i rujnujemy. Ileż świątyń zbudowały ręce tych ludzi, których wywieziono tutaj, na Sybir. Byli wśród nich ludzie, z Litwy, Łotwy, Estonii, Białorusi, Ukrainy, Polski i innych krajów. Ludzie osiedlali się tutaj i budowali domy Boże. A dzisiejsi barbarzyńcy je burzyli. Bluźnierczo deptali dzieło ludzkiej wiary. Wcześniej czy później historia ich osądzi i wyda na nich surowy wyrok. Dlaczego nie chcieli zrozumieć potrzeb duchowych drugiego człowieka? Co za świat? Co za ideologia? Co za system? -- pytałem sam siebie, ja łagiernyj ksiądz. Udało się -- myślałem dalej -- księciu tego świata posiać niewiarę w sercach wielu ludzi, spowodować rozłam i odwrócić ich od Boga. I dlatego kościoły legły w gruzach. Nie tylko te z kamienia i cegły, ale i te w sercach ludzi. Jakże niewielu z moich kolegów, łagierników, miało jakieś przebłyski wiary. Wiara to wolność. Niewiara prowadzi do łagrów. Prowadzi niestety tych, którzy wierzą i tych, którzy nie wierzą. Wierzących za przekonania, niewierzących za przestępstwa. Jestem jednak realistą. Także i wśród wierzących są słabi i grzeszni ludzie. |
Czego szukałeś w centrum miasta? Ojczeńka, nie śmiej się -- szukałem fotografa. Chciałem sobie zrobić zdjęcie w moich łagiernych "realiach", czyli w łagiernym stroju. Uważałem, że to jest potrzebne. Myślałem wtedy, że kiedykolwiek spojrzę na to zdjęcie, to wszystko mi się przypomni z łagiernych czasów. Potem poszedłem do autobusu, który zawiózł mnie na stację kolejową -- Barabińsk. Słońce grzało po wiosennemu, choć w cieniu był mróz i zimno. Kupiłem bilet na godzinę 19.00 do Prokopiewska, miasta kuzbaskich górników. Chciałem odwiedzić tam księży i wyspowiadać się. W poczekalni usiadłem z dala od ludzi, chciałem bowiem "odprawić" moje obowiązki religijne, odmówić "więzienny brewiarz" i inne pacierze. 25 marca na całym świecie kościoły są pełne ludzi. Odprawiały się Msze święte. Niech i moja modlitwa -- wzbudziłem intencję -- złączy się z modlitewną falą całego Kościoła. Przyjmij Panie -- prosiłem -- i moje pacierze w tej godzinie. Przymnóż mi wiary i nadziei. Wzmocnij moje wszystkie dobre postanowienia. 26 Marca o godzinie 14.00 byłem już u swoich współbraci. Spotkałem się ze wszystkimi, porozmawialiśmy o wszystkim, i o godzinie 21.00 odjechałem do domu, do Nowosybirska. |
początek strony © 1996-1997 Mateusz |