W Jego ranach

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

XIV. UKRZYŻOWANIE JEZUSA

 

Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. A lud stał i patrzył. (...)

Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju (Łk 23, 33–34. 39–43).

godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: Patrz, woła Eliasza (Mk 15, 34–35).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie scenę krzyżowania Jezusa i wieszania Go na krzyżu. Nie wchodząc jednak w zbyt szczegółowe i naturalistyczne wyobrażenia, chciejmy jednak dostrzec cały ból i cierpienie fizyczne Jezusa. Zauważmy krzyż Jezusa na Golgocie, stojący pomiędzy dwoma innymi krzyżami.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy gorąco, aby dane nam było wczuwać się w cierpienia Jezusa ukrzyżowanego. Prośmy także o głębokie zrozumienie dla modlitwy Jezusa: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Módlmy się, aby Jezus ukrzyżowany dał nam wewnętrzne poznanie i odczucie, co jest naszym prawdziwym krzyżem życiowym i w czym możemy Go naśladować.

1. Ukrzyżowanie Jezusa

Gdy przyszli na miejsce zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Ten krótki opis egzekucji ukrzyżowania zawiera w sobie straszną rzeczywistość ludzkiego cierpienia, którą wprost trudno opisać w słowach. Pochodzącą z Persji karę śmierci przez ukrzyżowanie, Grecy i Rzymianie stosowali wobec zbrodniarzy, niewolników i cudzoziemców (G. Bessiere).

Najpierw przybijano ręce skazanego do małej belki, tej, którą kazano mu dźwigać. Potem albo na blokach, albo po prostu sznurem wciągano belkę razem z jej ciężarem na pionowy pal, który był zapewne na stałe wkopany na miejscu kaźni (J.–P. Roux). Według chrześcijańskich pisarzy pierwszych wieków, między nogami skazanego znajdowała się podpórka trzymająca ciało. Natomiast wbrew temu, co się często sądzi, nie było oparcia pod stopy. Skazany miał przybite do krzyża nadgarstki i stopy (G. Bessiere). Według powszechnego mniemania, śmierć na krzyżu była straszliwa. Ciało przytwierdzone do krzyża tężało i drętwiało, rany się rozogniały, w płucach, głowie i sercu następowało przekrwienie; a całego człowieka ogarniała okrutna trwoga. Pożerające pragnienie paliło błonę śluzową. Całe ciało było jedną boleścią. A najgorsze było to, że taka męka mogła trwać długo, zwłaszcza jeżeli skazany był człowiekiem o silnej konstytucji fizycznej. Jest zrozumiałe, że myśl o tej karze przejmowała każdego dreszczem trwogi (J.–P. Roux). Tej nieludzkiej męki krzyża miał doświadczyć także Jezus.

Podobnie jak w czasie całej męki, tak i w tych ostatnich godzinach życia Jezus nie stawia oporu i nie buntuje się, ale poddaje się temu, co robią z Nim żołnierze wykonujący zlecone im zadanie katów. Dręczono Go, lecz sam dał się dręczyć, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich (Iz 53, 7).

W tej kontemplacji patrzmy na Jezusa ukrzyżowanego z głębokim pragnieniem przeżywania wewnętrznej udręki serca z Chrystusem udręczonym (ĆD 203). Módlmy się także o głębokie przeświadczenie, że przez tę straszną kaźń Wcielony Syn Boży bierze na siebie wszelkie zło pod każdą możliwą postacią.

W ciszy i w milczeniu wewnętrznym chciejmy towarzyszyć Jezusowi w tych Jego strasznych chwilach cierpienia. Nie róbmy jednak sami jakichś szczególnych wysiłków i zabiegów, aby wyobrazić sobie okrutny ból i rany fizyczne, ale raczej prośmy pokornie Jezusa, aby On sam dał nam doświadczyć i odczuć swoją mękę ukrzyżowania. Ty, Panie, znasz mnie najpełniej. Ty sam wiesz, w jaki sposób Twoja męka może mnie oczyszczać i uzdrawiać. Spraw, aby Twoje Najświętsze rany zadane Ci przez krzyżowanie były miejscem mojego uzdrowienia. Wierzę bowiem, iż w Twoich ranach jest moje zdrowie.

2. Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

Ale nawet w czasie tego nieludzkiego cierpienia i zhańbienia Jezus nie myśli o sobie, lecz o swoim Ojcu, o swoich najbliższych oraz o tych, za których ponosi tę straszną kaźń: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Są to pierwsze słowa Jezusa wypowiedziane na krzyżu. Modlitwą tą Jezus zdaje się najpierw ogarniać żołnierzy, którzy ukrzyżowali trzech skazanych, a pośród nich jednego niewinnego. Ale nie do żołnierzy–katów należy wydawanie wyroków. Oni nie wiedzą, co czynią. Spełnili jedynie swój katowski obowiązek.

Modlitwą tą Jezus obejmuje również ludzi, którzy brali bezpośredni udział w skazaniu Go na śmierć: Judasza, Sanhedryn, uczonych w Piśmie. Powodowani fanatyczną nienawiścią wymusili na Piłacie skazanie Jezusa na śmierć, a teraz drwią z Jego cierpienia i upokorzenia. Oni także w swoim zaślepieniu nie wiedzą, co czynią. Będąc nieprzyjaciółmi Boga, sądzą, że oddają Mu chwałę. Swoją modlitwą Jezus do końca wypełnia niezwykłe przykazanie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tych, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają (Łk 6, 27–28). Jezus modli się, błogosławi i dobrze czyni tym, którzy z nienawiści oczernili Go przed ludem i namiestnikiem rzymskim, a teraz, kiedy wisi już na krzyżu, przeklinają Go i drwią z Niego.

Modlitwą: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią Jezus obejmuje także każdego z nas. Kiedy buntujemy się przeciwko Bogu i Jego woli, kiedy powodowani gniewem ranimy naszych najbliższych, kiedy rozbudzamy nasze najniższe instynkty i pożądania, tak naprawdę nie wiemy, co robimy. Rzadko zdajemy sobie sprawę z rozmiarów zła, które rozsiewamy naszymi nierozważnymi i nieodpowiedzialnymi osądami, słowami i czynami. I choć nie mamy złej woli, ale kierujemy się raczej nieopanowanymi i nieświadomymi odruchami i impulsami, to jednak zło się rozszerza i rani.

Modlitwa Jezusa: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią jest dla nas także wielkim wezwaniem. Kiedy widzimy bowiem, że nasze czyny ranią innych, choć tego wprost nie zamierzamy, to winniśmy sobie uświadomić, że także nasi bliźni ranią nas w podobny sposób. Oni również nie wiedzą, co czynią. Kierują się nierzadko, podobnie jak my, niekontrolowanymi odruchami, których w sobie jeszcze nie rozpoznali. Z tego wzajemnego zrozumienia może zrodzić się duch przebaczenia i wzajemnej miłości nieprzyjaciół. Prośmy gorąco Jezusa, abyśmy w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi (ĆD, 98) umieli modlić się Jego słowami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

3. Co jest moim krzyżem?

Z Jezusem ukrzyżowano także dwóch innych złoczyńców, jednego po prawej stronie, drugiego po lewej stronie. Ich cierpienie, jak to podkreśla jeden z nich, jest uzasadnione dokonanymi przez nich zbrodniami: My przecież — sprawiedliwie (cierpimy), odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki. Jezus natomiast cierpi niewinnie: On nic złego nie uczynił.

Ukrzyżowanie wraz z Jezusem złoczyńców każe nam myśleć o dwóch rodzajach krzyża, dwóch rodzajach cierpienia w naszym życiu. Jedno z nich jest słuszne, ponieważ stanowi owoc naszych grzechów. W tym cierpieniu odbieramy jedynie uzasadnioną karę za nasze uczynki. Tego cierpienia nie możemy traktować jako Krzyża (przez duże K), który wyraża bezpośrednio wolę Bożą. Bóg nie pragnie cierpienia dla człowieka. Bóg jedynie je dopuszcza. W wieczności, która będzie samą doskonałością nie będzie cierpienia ani krzyża. Jeżeli cierpimy z powodu naszych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas do wewnętrznego nawrócenia i odsunięcia od siebie tego cierpienia. Grzech jedynie obiecuje szczęście, ale tak naprawdę zawsze rodzi cierpienie i śmierć: zapłatą za grzech jest śmierć — powie św. Paweł (Rz 6, 23). Cierpienie samo w sobie nie posiada bowiem mocy zbawczej. Ono jedynie niszczy i uśmierca. Tylko cierpienie z Jezusem cierpiącym posiada dla nas moc oczyszczającą, moc zbawiającą. To łaska Boga czyni z cierpienia narzędzie i miejsce pełniejszego zjednoczenia z Nim.

Kiedy cierpimy, wówczas winniśmy wejść w rozeznanie i badanie naszego sumienia, jaki jest związek cierpienia z moim sposobem myślenia, reagowania, działania, a zwłaszcza z moimi życiowymi postawami i przyzwyczajeniami. Jeżeli istnieją w nas nierozpoznane postawy pychy, kompleksy niższości, niepokonane lęki, jakaś lekkomyślność życiowa, postawa urazowa i pełna rozżalenia wobec bliźnich, postawa buntu wobec Boga, wówczas postawy te będą źródłem nieustannego cierpienia. W takiej sytuacji cierpienie winno być przez nas przeżywane, jak przez Dobrego Łotra. Trzeba je uznać za owoc grzesznych postaw. Trzeba sobie szczerze powiedzieć: Słusznie cierpię za moje grzechy. Nie trzeba nam tego cierpienia najpierw uświęcać czyniąc je krzyżem bezpośrednio zesłanym przez Boga na nas, lecz traktować je jako wezwanie Boga do nawrócenia.

Ale istnieją także cierpienia, które są zupełnie niezależne od naszych decyzji i zachowań. Są to cierpienia, które — podobnie jak w przypadku Jezusa — zostają dopuszczone przez Boga. Jezus cierpi, choć sam nic złego nie uczynił. Takie cierpienia są rzeczywiście naszym krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cierpienia i krzyża wzywa nie tyle do nawrócenia, ile przede wszystkim do zjednoczenia z Jezusem, naśladowania Go w Jego krzyżu.

W obecnej kontemplacji przypomnijmy sobie wszystkie najważniejsze cierpienia naszego życia. Prosząc o łaskę rozeznania duchowego oraz wielkie wewnętrzne światło, chciejmy zadać sobie pytanie, które z nich wypływały z grzesznych postaw i przyzwyczajeń, a które były rzeczywiście krzyżem zesłanym przez Boga. W wielu wypadkach odpowiedź na to pytanie może okazać się bardzo trudna.

Bywają sytuacje, w których te dwa krzyże nie dadzą się tak radykalnie oddzielić, bowiem zachodzą na siebie. Cierpienie, które najpierw jest skutkiem grzechu, z czasem może stać się rzeczywiście krzyżem, którego nie da się usunąć także wówczas, kiedy dokona się w nas jakieś wewnętrzne radykalne nawrócenie. Każde cierpienie, także to, które jest owocem naszych grzechów, jeżeli zostaje złączone z cierpieniem Jezusa, nabiera ostatecznie mocy zbawczej. Jezus obiecuje Dobremu Łotrowi: Dziś ze Mną będziesz w raju. To sam Jezus uczynił z jego słusznego cierpienia miejsce oczyszczenia z jego grzechów. Módlmy się w tej kontemplacji za przyczyną Dobrego Łotra, który w ostatniej chwili swojego życia dogłębnie rozpoznał swój krzyż i zbawczy krzyż Jezusa, o wielkie wewnętrzne światło w rozeznaniu prawdziwych źródeł naszych codziennych cierpień i udręk wewnętrznych. Prośmy także, abyśmy wszystkie nasze cierpienia przyjmowali i dźwigali z Jezusem.

4. Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

Jezus ukrzyżowany dźwiga udrękę całej ludzkości. Został bowiem przebityzdruzgotany za wszystkie winy człowieka. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas (Iz 53, 5). W ten sposób Jezus wziął na siebie nasze zranione grzechem człowieczeństwo i całą udrękę z nim związaną.

Świat, w którym żyjemy — podobnie jak sama męka Jezusa — jest pełen brutalności, gwałtu, przemocy; jest także pełen lęków, bezradności i niemocy. Męka i śmierć Jezusa jest tylko odbiciem, zwierciadłem ukazującym nam świat, a w nim nasze człowieczeństwo. Ten obraz świata obserwujemy nie tylko na ekranach dzienników telewizyjnych, ale nierzadko także w naszym życiu codziennym: w życiu rodzinnym, zawodowym, w życiu społecznym. Jezus umęczony i ukrzyżowany ukazuje nam, w jaki sposób mamy żyć pośród udręk tego świata, jak mamy dźwigać nasze zranione człowieczeństwo. Życie duchowe chrześcijanina nie może polegać bowiem na wycofaniu się ze świata, by móc żyć w sposób elitarny i wolny od udręk i zmagań.

Zagubiony świat, a w nim zagubiony człowiek nie potrafi wejść w zmaganie ze złem, które sam rodzi. Usiłuje uciec od zła poprzez wszelkiego rodzaju zagłuszenia i odurzenia zmysłowe, aby móc zapomnieć o całym szaleństwie rozpętanym przez siebie. Człowiek współczesny zachowuje się nierzadko jak małe kapryśne dziecko, które najpierw dla zabawy, z nudów samo podpala zamknięty pokój, w którym przebywa, a następnie usiłuje uciec od ognia kładąc głowę pod poduszkę. Nie możemy odcinać się od świata oraz całej jego nieprawości i bezradności także dlatego, iż naszym grzechem niemało przyczyniamy się do kształtowania takiego świata. Całe zło i cała nieprawość rodzi się w sercu człowieka i nie da się od niej uciec. Wszyscy mamy jakiś udział w złu świata. Tylko człowiek nie znający siebie może twierdzić, że jest niezdolny do czynienia tego zła, które inni popełniają.

Kontemplując Jezusa ukrzyżowanego wchodzimy w jakąś wewnętrzną udrękę, niepokój, lęk i pustkę. Nierzadko zmuszeni jesteśmy dotykać granic naszej bezsilności, niemocy, zwątpienia. Nie jest nam także oszczędzone doświadczenie obrzydzenia wobec siebie samych z powodu życia półprawdami czy wręcz w zakłamaniu wewnętrznym. Jeżeli szczerze i autentycznie dążymy do Boga, On sam troszczy się, abyśmy stawali twarzą w twarz z nieprawdą naszego życia. Nie ma bowiem dla nas innej drogi do prawdy, jak tylko stawać szczerze wobec naszej nieprawdy. Podobnie jak Jezus w Ogrójcu, tak i my w pocie czoła dochodzimy do bolesnej prawdy o naszym zranionym przez grzech człowieczeństwie i zgody na nie.

Odkrywamy tę prawdę nie tylko dla nas samych, ale także dla innych, dla świata. Świat doprowadza się do rozpaczy, ponieważ z prawdą o zranionym człowieczeństwie (zaledwie przeczuwaną) zostaje sam: bez Boga, bez nadziei, bez wiary. B. Pascal mówi, że owocem prawdziwego poznania siebie bez wiary w Boga jest rozpacz. Człowiek nie jest bowiem w stanie unieść sam swojego zranionego grzechem człowieczeństwa.

Dowiadujemy się w taki mozolny sposób prawdy o sobie nie dlatego, aby móc doznać jakiejś natychmiastowej, cudownej przemiany, ale by z pokorą dochodzić do jej akceptacji. Wyjście z tego, co nas tak głęboko dotyka, rani i upokarza, rozpoczyna się od akceptacji, od przyjęcia. Ale o własnych siłach, własną mocą, jesteśmy do tego absolutnie niezdolni. Nie wchodzimy też w nasze zranione człowieczeństwo, aby uprawiać jakąś zwyrodniałą negatywną introwersję, pewien rodzaj masochizmu, jakiś niezdrowy doloryzm i cierpiętnictwo. Wchodzimy w nie, aby stanąć z tym wszystkim przed Jezusem ukrzyżowanym.

Przeszedłszy w ten sposób przez długi, nieraz bardzo ciemny tunel zwątpienia, niemocy, lęku, obrzydzenia do siebie dostrzegamy oślepiające światło, które każe nam zapomnieć o sobie i odejść od siebie. Możliwość rozpaczy przemienia się w doskonałą nadzieję. Ciemności zwątpienia przemieniają się w ufność. Bezsilność i niemoc przemienia się w wewnętrzne przekonanie, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Całe obrzydzenie i nienawiść do siebie wówczas się rozpływa. Udręka i lęk wewnętrzny przechodzi w uciszenie i radość.

Aby w naszym zranionym człowieczeństwie zrodziła się wielka nadzieja, trzeba nam jednak zgodzić się dotknąć granic rozpaczy, jak dotknął jej sam Jezus. Jego słowa wypowiedziane na krzyżu: Eloi, Eloi, lema sabachthani?, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? są jakimś tajemniczym dotykaniem granic ludzkiej rozpaczy. Trzeba nam jednak mieć jasną świadomość, iż to nie my sami wprowadzamy się w te trudne graniczne stany ducha. Jezus nie szukał męki i krzyża. On szukał jedynie Ojca. My również nie szukamy sami stanów trudnych, bolesnych. My szukamy jedynie Boga i Jemu dajemy się prowadzić. On sam wyznacza nasze etapy rozwoju, oczyszczające nas próby, nasze krzyże i cierpienia. On sam również planuje nam rodzaj naszej śmierci, jak zaplanował swojemu Synowi.

Całą kontemplację — na podobieństwo liturgii Wielkiego Piątku — możemy zakończyć adoracją krzyża Jezusa. Przez dłuższą chwilę wpatrujmy się w krzyż Jezusa. Możemy posłużyć się obrazem Jezusa ukrzyżowanego. Przyglądajmy się Jego ranom, Jego nieludzkiemu cierpieniu. Prośmy o głęboką świadomość, że są to rany całej ludzkości, że są to także nasze osobiste rany. Wyznajmy z wiarą, że krzyż Jezusa jest drzewem, na którym zawisło zbawienie świata, moje własne zbawienie.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XIII. DROGA KRZYŻOWA XV. JEZUS NA KRZYŻU
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz