Adamie, gdzie jesteś? |
WPROWADZENIA DO MEDYTACJI
Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł.
A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? On odpowiedział: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mężczyzna odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wąż mnie zwiódł i zjadłam (Rdz 3, 6–13).
Obraz dla obecnej medytacji: Przedstawimy sobie znany nam obraz Jezusa ukrzyżowanego. W sposób szczególny zwrócimy uwagę na Jego rany.
Prośba o owoc rozmyślania: Będziemy prosić o poznanie, że owocem grzechu jest śmierć. Będziemy też prosić o usłyszenie wołania Boga: Adamie, gdzie jesteś?
Zakazany owoc, choć budzi pożądanie i wydaje się być fascynujący i piękny, to jednak jest zatruty i niesie z sobą śmierć. Zapłatą za grzech jest śmierć (Rz 6, 23).
Ale jak możemy poznać zatrucie pięknego owocu? Człowiek może poznać grzech w podwójny sposób. Po pierwsze poprzez zerwanie zakazanego owocu i skosztowanie go. Dopiero po grzechu człowiekowi otwierają się oczy: Wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy. Olśnienie pokusą, fascynacja grzechem była de facto wielkim zaślepieniem. Otwarcie oczu po grzechu jest poznaniem prawdy o nim. Możemy jednak poznać grzech również dzięki łasce Boga, która może nas oświecić. Bóg może objawić nam zło grzechu niepopełnionego. Św. Ignacy zachęca modlić się o łaskę poznania grzechu. Odwołując się do grzechów, które już popełniliśmy, poprzez analogię Pan Bóg może dać nam poznanie każdego innego grzechu.
Rozczarowanie grzechem, poznanie jadu grzechu jest koniecznym etapem prawdziwego nawrócenia. Dopóki człowiek sądził, że grzech w swej istocie jest dobry, piękny i dający szczęście, ale niestety zakazany przez Boga, nie mógł naprawdę szukać nawrócenia. Wielu ludziom wydaje się, że świat byłby szczęśliwy, gdyby Bóg pozwolił grzeszyć. I chociaż wyrzekamy się często faktu grzechu, to jednak zostawiamy sobie nieraz — gdzieś na dnie serca — pewną furtkę do grzechu. Jest nią ukryta miłość do grzechu. Wyrzekamy się wprawdzie konkretnych czynów, ale pozostaje w nas jakaś subtelna więź z grzechem. I właśnie ta więź sprawia, iż grzech — nawet po wielu latach cnotliwego życia — potrafi się nieraz na nowo odrodzić.
Prośmy, abyśmy mogli zrozumieć zło nie tylko samych faktów grzechu, ale także zło naszych grzesznych pragnień, dążeń, oczekiwań, myśli. Odkrycie własnego grzechu może być bardzo trudne, wręcz bolesne. Przeczuwając ten właśnie ból często bronimy i usprawiedliwiamy swoje grzechy.
W życiorysach św. Jana Vianneya czytamy, iż modlił się on kiedyś o łaskę poznania grzechów. Kiedy ją jednak otrzymał, świadomość własnych grzechów była dla niego tak bolesna, iż natychmiast prosił Boga, aby mu odebrał tę łaskę. Człowiek może przerazić się swoim grzechem. Możemy być jednak pewni pedagogiki Boga, która dostosuje łaskę poznania grzechów do naszych możliwości i ludzkich sił. Bóg nie przytłoczy nas jakimś gwałtownym zdarciem zasłony z naszych słabości moralnych. Odkryje przed nami tyle grzechu, ile potrafimy dźwigać.
Odkrycie naszej grzeszności zależy jednak od doświadczenia miłości Boga. Głębokie poznanie grzechu u św. Jana Vianneya było możliwe dzięki jego wielkiej miłości Boga. Istotę grzechu odkrywają święci, mistycy. Grzechu nie zrozumie grzesznik zanurzony we własnej namiętności po uszy. Trzeba głęboko doświadczyć Boga, żeby pojąć zło grzechu, jego wielkość, jego nieprawość.
Głębia przyzywa głębię hukiem Twych potoków (Ps 42, 8). Dopiero głębia doświadczenia miłości Boga pozwala nam zrozumieć głębię nieprawości człowieka. Zdarza się, iż przygotowując się do spowiedzi po dłuższym okresie, nieraz po wielu latach, nie umiemy w sobie odkryć grzechu. Bywa tak, iż żyjemy w wielkich namiętnościach, uwikłani w wiele nieczystych i dwuznacznych spraw, a jednocześnie czujemy się niewinni. Kiedy nie umiemy znaleźć grzechu, możemy sobie powiedzieć: nie mam grzechu, ponieważ nie mam wiary w Boga. Im mniej wiary, tym mniej doświadczenia i świadomości grzechu. Ludzie niewierzący, całkowicie odrzucają rzeczywistość grzechu. Im większa wiara, tym głębsza świadomość grzechu. Święci i mistycy stwierdzają o sobie, iż są największymi grzesznikami świata. My, zwykli zjadacze chleba, nie wierzymy takim deklaracjom. Sądzimy, że są to pobożne przesady. Doświadczenie grzechu zawsze odzwierciedla doświadczenie Boga.
Dlaczego tak bardzo bronimy się przed uznaniem swojego grzechu? Między innymi dlatego, że zaczynamy przeczuwać konsekwencje swojego czynu. Po grzechu otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy. Poznali swoje zhańbienie, poniżenie, utratę własnej godności.
Oto bardzo mocne świadectwo rozczarowania własną namiętnością jednego ze znanych polskich pisarzy. Jest to fragment jego dzienników. Straszno mi, że jeszcze żyć trzeba. Zdaje mi się, że schodzę z wysokiej góry w przepaść, gdzie wykopany jest mój grób. Namiętność porwała mnie i uniosła. Żyję i oddycham nią. Skarlałem szkaradnie. Pod tym szczerym, ale jakże gorzkim wyznaniem, być może mógłby się podpisać każdy z nas. Namiętność, która porywa i unosi człowieka, powoduje szkaradne skarlenie wewnętrzne. To szkaradne skarlenie widać w decyzjach, czynach i osądach człowieka.
Pierwszym uczuciem, które ogarnia człowieka po grzechu, jest strach. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się w ogrodzie (...) skryli się przed Panem Bogiem. Człowiek dopiero po grzechu odkrywa konsekwencje swojego czynu.
Ogarnia go wówczas przerażenie, poczucie nieszczęścia, zagubienia, bezsens życia, smutek. A z lęku i zagubienia rodzi się uczucie agresji wobec innych. Człowiek usiłuje wówczas zrzucić ciężar odpowiedzialności na bliźnich.
W dialogu z Bogiem Adam zrzuca winę na swoją żonę. Ewa natomiast zrzuca winę na szatana. Ze strachu nikt nie chce przyznać się do odpowiedzialności za popełniony czyn. O ile przed grzechem zły duch kusi do fascynacji grzechem, po grzechu kusi do rozpaczy. Zdaje się mówić: Popatrz, coś zrobił. Musisz zginąć. Musisz umrzeć.
Współczesna cywilizacja, która lekceważy Boga i popycha człowieka do lekceważenia podstawowych zasad moralnych, staje się jednocześnie cywilizacją strachu. Człowiek, który żyje swoimi namiętnościami, żyje jednocześnie w nieustannym poczuciu zagrożenia. W obecnej medytacji pytajmy siebie, z jakimi moimi namiętnościami i grzechami związany jest mój strach.
Strach jest bramą do naszej pychy. Najpierw budzi się lęk, a za nim podąża pycha. Aby odkryć swoją pychę, trzeba najpierw pokonać swój lęk. Lęk broni bowiem dostępu do pychy. Lęk człowieka stoi na usługach największego grzechu: grzechu pychy. Pierwszy człowiek był kuszony przede wszystkim do pychy: Będziecie jak bogowie. Zerwany owoc jest przede wszystkim owocem pychy.
Kiedy człowiek zrywa zakazany owoc, przekonuje się, że nie może stać się Bogiem. To właśnie owoce grzechu najlepiej pokazują, że tylko Bóg może być Bogiem. Owoce grzechu ukazują prawdziwość pierwszego przykazania: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (Wj 20, 3).
Sięgnijmy do naszego życia i chciejmy dostrzec nasz lęk o siebie, lęk o przyszłość. Zauważmy, że lęk ten wiąże się w jakiś sposób z naszym grzechem, szczególnie zaś z grzechem pychy. Chciejmy dostrzec trudność przyznania się do swojego grzechu. Trudność ta wynika właśnie z naszego lęku oraz naszej pychy. Pytajmy się na ile przekroczyliśmy już nasze lęki o siebie. Czy docieramy powoli do naszej pychy, która jest pierwszym grzechem i bramą do wszystkich innych grzechów?
Gdyby nie było w nas grzechu pychy, tym samym zniknęłyby wszystkie inne grzechy. W każdym grzechu kryje się grzech pychy: grzech lekceważenia Boga, grzech decydowania samemu o swoim losie.
Sięgając do naszego doświadczenia chciejmy odszukać także inne konsekwencje związane z naszym grzechem: poczucie nieszczęścia, zagubienie, bezsens życia, smutek. Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? — pyta Bóg Jahwe Kaina. Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną, twarz podobną do Abla. To grzech, który leży u wrót i czyha na człowieka, czyni go smutnym (Rdz 4, 7).
Kuszenie do smutku i rozpaczy skłania człowieka do wymierzania sobie samemu kary za grzech. Z rozpaczy, ze smutku rodzi się śmierć. Judasz po grzechu wpadł w rozpacz, poszedł i powiesił się. Kuszenie do smutku i do rozpaczy jest groźniejsze i bardziej niebezpieczne od kuszenia do grzechu. Rozpacz może bowiem ostatecznie oddzielić człowieka od Boga na wieczność i pogrążyć w złu.
Chciejmy zauważyć, że istnieją różne rodzaje rozpaczy. Istnieje rozpacz, która popycha człowieka do natychmiastowego unicestwienia się. Ten groźny rodzaj rozpaczy przydarza się jednak niewielu. Istnieje też inna rozpacz: rozpacz przychodząca powoli i cicho, rozpacz pełzająca, rozpacz, która nie niszczy całego życia w jednym momencie, ale stopniowo je zatruwa, czyniąc je trudnym i nie do zniesienia. Jest to powolne, rozłożone na dziesiątki lat, zadawanie sobie i innym śmierci. Ten rodzaj rozpaczy może być trudny do zdemaskowania, gdyż często ukrywa się pod maską mądrości życiowej, realizmu życiowego.
Prośmy o łaskę zdemaskowania pokusy smutku, rozpaczy, pokusy zamykania się w sobie, pokusy oskarżania innych, pokusy bezsensu życia. Kiedy człowiek uznaje swój grzech i wyznaje go przed sobą, przed Bogiem i przed Kościołem, wówczas szybko powraca do niego poczucie sensu i ładu życia, poczucie wewnętrznego pokoju, poczucie radości. Przebaczenie Boga przywraca człowiekowi radość i nadzieję życia.
Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? Bóg nie zostawia człowieka w jego grzechu oraz w jego rozpaczy, którą rodzi ten grzech. On szuka i woła człowieka: Adamie, gdzie jesteś?
Sięgając do całej historii naszego życia chciejmy odnaleźć te momenty, w których Bóg w szczególny sposób zapraszał nas do nawrócenia. Wołanie to przybiera nieraz bardzo różną formę. Są to zarówno nasze wewnętrzne pragnienia, odczucia, natchnienia, jak też pewne zdarzenia i sytuacje życiowe, w których się przypadkowo znaleźliśmy. Nieraz nagle zaczynamy rozumieć, że tak dalej nie można żyć; zaczynamy rozumieć, iż prowadziliśmy do tej pory jałowe, miałkie, puste życie. Innym razem niespodziewanie przychodzi wewnętrzne światło rozjaśniające całe nasze życie. W jednym momencie dostrzegamy to, czego nie chcieliśmy widzieć i zrozumieć nieraz przez wiele lat, np. że swoimi nałogami niszczymy siebie, krzywdzimy swoich bliskich. W jednej chwili decydujemy się na zmianę życia.
Bóg wzywa nas do nawrócenia także poprzez pewne wydarzenia życiowe. Niepowodzenie, cierpienie, zagrożenie chorobą, śmierć bliskiej osoby — często są to sytuacje, poprzez które zostajemy wezwani do przemiany życia. Oto prosty przykład. Jeden z moich przyjaciół opowiadał mi sytuację, która mu się przydarzyła. Jadąc samochodem zimą w górach wpadł w poślizg. Samochód zatrzymał się tuż nad przepaścią. Dopiero kiedy wysiadł z samochodu, zobaczył rzeczywiste zagrożenie. Wystarczyło lekko pchnąć ręką samochód, by znalazł się w przepaści. Jedno z pierwszych jego skojarzeń, które mu się nasunęło po wypadku, wyraził słowami: Tak dalej żyć nie mogę. Marnuję życie. Wypadek ten odebrał jako wielkie wołanie Pana Boga: Adamie, gdzie jesteś?
Pan Jezus nie lekceważy grzechu. Odpuszczając grzechy jednocześnie upomina: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5, 14). W każdym napomnieniu Jezus zdaje się mówić: Uważaj na siebie. Uważaj, abyś nie zmarnował życia. Uważaj, abyś nie krzywdził twoich najbliższych. Uważaj, abyś nie nadużył cudzego zaufania. Uważaj. Upomnienie Pana Boga nie jest straszeniem człowieka. Jest jedynie ukazywaniem mu konsekwencji jego grzechu. Wołając do człowieka: Adamie, gdzie jesteś?, Bóg zaprasza go do odpowiedzialności za swoje życie: bierz odpowiedzialność za twoje życie. To jest twoje życie.
Aby usłyszeć wołanie: Adamie, gdzie jesteś? konieczna jest z naszej strony postawa prawdy. Lęk o siebie i pycha odgradzają nas od prawdy i zniekształcają naszą rzeczywistość. Przestraszyłem się, bo jestem nagi i ukryłem się — mówi Adam (Rdz 3, 10). Aby wejść w proces nawrócenia trzeba najpierw zobaczyć nasz lęk oraz pychę, która się za nim kryje.
W obecnej kontemplacji prośmy, byśmy mogli zdemaskować każdą formę lęku, która płynie z naszego grzechu: lęk przed sobą samym, lęk przed Bogiem, lęk przed człowiekiem. Każdy nasz lęk ma związek z naszym grzechem. Dopóki nie zdemaskujemy naszego lęku, nie będziemy w stanie ruszyć z miejsca. Lęk nas paraliżuje. W lęku wszystko odczytujemy przez jego pryzmat. Gdy się boimy, własny cień staje się dla nas zagrożeniem. Lęk sprawia także, iż sam Bóg odbierany jest jako zagrożenie. Człowiek po grzechu traktuje Boga jako niebezpieczeństwo: ukrywa się przed Nim, zaczyna uciekać od Niego. To lęk sprawia, iż po grzechu uciekamy przed Tym, który chce i może nas zbawić, uratować, może nam pomóc. Prośmy, abyśmy dostrzegli bezsens naszej ucieczki przed sobą, przed bliźnim i przed Bogiem. Prośmy także, abyśmy w Bożym wołaniu: Adamie, gdzie jesteś? odczytali Jego bezwarunkową miłość, troskę o nasze życie.
Całą medytację o grzechu Adama zakończmy rozmową z Jezusem ukrzyżowanym. Św. Ignacy zachęca nas: Wyobrażając sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozmawiać z Nim, pytając Go, jak to On będąc Stwórcą do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy (ĆD, 53).
Kontemplujmy przez dłuższą chwilę Jezusa ukrzyżowanego. Chciejmy sobie też uświadomić, że jest On Bogiem–Człowiekiem, który oddaje życie za moje grzechy. Świadomi Jego nieskończonej miłości zadajmy sobie trzy pytania, które proponuje nam Ignacy: Co uczyniłem dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystusa? I co uczynię dla Chrystusa? (ĆD, 53)
Najpierw z całą prostotą i szczerością chciejmy odpowiedzieć na pytanie: Co uczyniłem dla Chrystusa? Być może to, co uczyniliśmy do tej pory, wydaje się nam małe, skromne i ubogie. Chciejmy jednak uznać to małe dobro, ucieszyć się nim i oddać je Jezusowi. Strzeżmy się fałszywej pokory, która lekceważy małe dobro. Lekceważenie jakiegokolwiek dobra, choćby było najmniejsze, jest zwykle przejawem ludzkiej pychy. Małe dobro uczynione dla Chrystusa jest obietnicą większego. Św. Ignacy naprowadza nas w ten sposób na ważną myśl: pełne oddanie się Chrystusowi jest możliwe w naszym życiu już od dzisiaj. Nie musimy czekać, aż całkowicie zmienimy nasze życie. Od teraz możemy należeć do Chrystusa.
Drugie pytanie Ojca Ignacego: Co czynię dla Chrystusa? Chciejmy sobie uświadomić, że te właśnie rekolekcje przeżywamy dla Chrystusa. To, co czynimy dla Chrystusa, czynimy jednocześnie dla siebie samych. Możemy sobie zrobić w tej modlitwie krótki rachunek sumienia z naszego sposobu odprawiania Ćwiczeń duchownych. Jaka jest nasza hojność wobec Chrystusa, nasza odwaga zaufania, nasz wysiłek, nasza praca dla Jezusa, szczerość w rozmowach z kierownikiem duchowym? W jaki sposób zachowujemy milczenie i skupienie wewnętrzne?
I trzecie pytanie: Co powinienem uczynić dla Chrystusa? Jesteśmy zaproszeni w tym momencie, aby zauważyć, jakie rodzą się w nas pragnienia duchowe. Pragnienie oddania się Jezusowi jest zawsze odpowiedzią na uprzednio przyjętą Jego miłość. Miłość rodzi miłość. Oddanie rodzi oddanie.
Jest rzeczą ważną, abyśmy w tych pytaniach i odpowiedziach byli bardzo spontaniczni. Prośmy, by pytania te zrodziły w nas wielkie dziękczynienie Jezusowi za Jego działanie w naszym życiu oraz za nasze działanie dla Niego. Prośmy także o wielkie zawstydzenie, które winno zrodzić się w nas, kiedy porównamy to, co Jezus robi dla nas z tym, co my robimy dla Niego.
I tak widząc Go w takim stanie przybitego do krzyża rozważać to, co mi się wtedy nasunie (ĆD, 53). Wejdźmy w spontaniczną, intymną rozmowę z Jezusem ukrzyżowanym. Im bardziej czujemy się obciążeni naszymi grzechami, słabościami, zranieniami, tym bardziej potrzebujemy takiej właśnie szczerej rozmowy z Jezusem, który oddaje za nas swoje życie. Św. Ignacy zachęca, aby rozmawiać z Jezusem jak przyjaciel z przyjacielem, jak syn z ojcem, jak sługa z Panem (por. ĆD, 54). Prośmy również Matkę Najświętszą, stojącą pod krzyżem, aby uczyła nas rozmawiać z Jej Synem o naszych słabościach oraz o Jego nieskończonej miłości do nas.
P O P R Z E D N I | N A S T Ę P N Y |
X. FASCYNACJA GRZECHEM | XII. ZGRZESZYŁEM WOBEC PANA |
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |