Adamie, gdzie jesteś?

WPROWADZENIA DO MEDYTACJI

V. MOJE SERCE SIĘ NIE PYSZNI

 

tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: Kto właściwie jest największy w Królestwie niebieskim? On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w Królestwie niebieskim (Mt 18, 1–4).

Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę — tak we mnie jest moja dusza
(Ps 131).

Obraz dla obecnej medytacji: Podobnie jak w poprzedniej medytacji, przedstawimy sobie siebie samych jako dzieci w ramionach ojca, w ramionach matki. Zwrócimy jednak szczególną uwagę na nasze pragnienia idealnej miłości. Jaki miałby być mój ojciec, aby mógł spełnić wszystkie moje marzenia? Jaka miałaby być moja matka, aby mogła spełnić wszystkie moje pragnienia?

Prośba o owoc rozmyślania: Będziemy prosić o poznanie, co znaczy być przed Bogiem, jak niemowlę u swej matki; do czego Jezus nas zaprasza, kiedy mówi, że mamy stać się jak dzieci. Będziemy też prosić o poznanie naszej pychy, która przeszkadza nam stanąć przed Bogiem jak dzieci.

1. Jeżeli się nie staniecie jak dzieci

Wśród uczniów Jezusa istniała rywalizacja o pierwsze miejsce. Z tej właśnie rywalizacji zrodziło się pytanie: Kto może być pierwszym. Matka synów Zebedeusza, kobieta zaradna, prosi Jezusa, aby jej synowie byli pierwszymi w Królestwie; aby jeden z nich zasiadł po prawej stronie Jezusa, a drugi po lewej Jego stronie (por. Mt 20, 20–24). I chociaż pytanie uczniów o pierwsze miejsce wypływa z ich ludzkich ambicji, to jednak Chrystus podejmuje problem na serio i stawia go w innej płaszczyźnie — w płaszczyźnie nadchodzącego Królestwa niebieskiego. On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w Królestwie niebieskim. Królestwo niebieskie mogą zdobyć tylko dzieci. Do Królestwa niebieskiego mogą wejść dorośli z sercem dziecka.

Co to znaczy być jak dziecko? Być jak dziecko z pewnością nie oznacza najpierw być niewinnym w sensie moralnym. Niewinność dziecka polega na słabości ciała, nie na niewinności duszy — mówi św. Augustyn. Niewinność jest cechą ludzi dojrzałych: dojrzałych emocjonalnie i duchowo. Niewinność jest cnotą zdobytą w wielkim trudzie. Nie trzeba mylić niewinności duchowej z nieświadomością emocjonalną i intelektualną. Na własne oczy widziałem niemowlę, które jeszcze nie umiało mówić, a już było blade ze złości — wspomina w Wyznaniach św. Augustyn.

Co zatem ma na myśli Jezus zapraszając nas, abyśmy stali się jak dzieci? Pan Jezus mówi przede wszystkim o wielkiej otwartości, o zaufaniu, o powierzeniu się Bogu. Dziecko kochane przez swoich rodziców jest bardzo otwarte, łatwo budzi się w nim zaufanie. Małe dziecko, kiedy czuje się kochane, pozwala się wziąć w ramiona nieomal każdemu. Być jak dziecko oznacza również być zależnym. Dziecko — małe dziecko — nie ma najmniejszej wątpliwości, iż jest słabe, bezbronne, iż potrzebuje pomocy, opieki i wsparcia. Dziecko wie, iż wszystko otrzymuje od kochających go rodziców. Ono z zaufaniem i z wiarą potrafi o wszystko prosić. Nie czuje się upokorzone prośbą. Dziecko — niemowlę, nie usiłuje też rywalizować z rodzicami. Rywalizacja ta rodzi się znacznie później, w momencie, kiedy młody człowiek wychodzi z okresu dzieciństwa i wchodzi w okres dojrzewania. I ta właśnie rywalizacja świadczy o tym, że dziecko staje się dorosłym człowiekiem. W rozumieniu biblijnym negatywnie rozumiana dorosłość oznacza próbę rywalizacji człowieka z Bogiem.

Stać się jak dziecko, to doświadczać, że Bóg jest Ojcem. Jeżeli zaś On jest najpierw naszym Ojcem, to my możemy być tylko Jego dziećmi. Pragnienie wejścia w dialog z Bogiem jako naszym Ojcem staje się dla nas jednocześnie zaproszeniem do przyjęcia postawy dziecięctwa: postawy uległości, ufności, zawierzenia.

2. Nasz nieład wewnętrzny

Psalm 131 doskonale pokazuje nam drogę do naszego stawania się jak dziecko. Aby przed Bogiem stać się jak niemowlę u swej matki, trzeba najpierw zrezygnować z pysznego serca, trzeba przezwyciężyć pyszne oczy, które gonią za wyniosłością, trzeba zrezygnować z pogoni za tym, co wielkie i co przerasta ludzkie siły.

Nie czujemy się przed Bogiem jak dzieci u swej matki, ponieważ nie doświadczamy zaufania, otwartości, zależności. Czujemy się zagrożeni, niekochani, ponieważ obawiamy się Boga.

Psalm opisuje doświadczenie wiary człowieka dojrzałego, pokornego; człowieka, który w pełni powierzył się już Bogu. Jego serce się nie pyszni i właśnie dlatego jest pełne pokoju, ładu i zaufania. Człowiek ten czuje się przed Bogiem jak niemowlę u swej matki. Nasza sytuacja jest inna. Jesteśmy na drodze do dojrzałości, do pokory, do przeżywania Boga jako Ojca, do doświadczania naszego dziecięctwa. Ponieważ nasze serce bardzo się pyszni, goni za tym, co wielkie, co przerasta jego siły, właśnie dlatego jest pełne nieładu i niepokoju. Jeżeli istnieje ścisły związek między pokorą, ładem i pokojem, to również istnieje ten sam ścisły związek pomiędzy pychą, nieładem i niepokojem.

W obecnej medytacji zobaczmy najpierw nasz nieład. Zobaczmy go na różnych poziomach życia. Najpierw nieład w naszych uczuciach. Dostrzeżmy zmienność naszych emocji, która sprawia, iż tak często towarzyszą nam uczucia sprzeczne ze sobą. Niekiedy czujemy się winni, łatwo oskarżamy się, ale za chwilę w tej samej sprawie usiłujemy się tłumaczyć, usprawiedliwiać. Innym razem znowu ogrania nas uczucie wyższości, a jednocześnie czujemy się gorsi, zakompleksieni. Wobec pewnych ludzi przyjmujemy postawę uległości, poddania; wobec innych jesteśmy wyniośli, dumni.

Nieład w relacjach z bliźnimi objawia się często w konfliktach, nieporozumieniach, w ciągłych pretensjach. Raz wyraża się w wielkiej zaborczości emocjonalnej, w uczuciach zazdrości, w narzucaniu swojego zdania. Chcemy wówczas posiąść kogoś jakby na własność. Innym razem nieład w relacjach z bliźnimi wyraża się w obojętności, niewrażliwości na ich potrzeby i cierpienia.

W obecnej medytacji zobaczmy także nasz nieład w wykorzystaniu czasu, nieład w pracy, nieład w planowaniu dnia. I wreszcie może najważniejszy nieład — nieład moralny: nieład naszych czynów, naszych myśli, nieład naszych postanowień, nieład naszych pragnień. Każdy rachunek sumienia, zarówno ten codzienny jak i ten przygotowujący nas do spowiedzi, naprowadza nas na nieład naszego serca. Ileż razy podejmujemy pewne postanowienia i nie dotrzymujemy ich? Jest to wyraz naszego nieładu moralnego.

Z nieładem związany jest niepokój. W obecnej medytacji chciejmy dostrzec także nasz niepokój wewnętrzny. Może on przybierać wiele różnych form, wiele postaci. Może ujawniać się w ciągłym poczuciu zagrożenia, w obawie, że nikt nas nie kocha, w ciągłym poczuciu zagubienia, w jakiejś dezorientacji życiowej, w nieustannym stanie zmęczenia i napięcia psychicznego, w nieumiejętności podjęcia decyzji itp. Niepokój ten nie pozwala nam usiąść na jednym miejscu, nie pozwala nam zabrać się do systematycznego wysiłku.

Nieład, niepokój, zagubienie wewnętrzne stają się nierzadko źródłem różnych nałogów i uzależnień. Ponieważ poczucie niepokoju jest bolesne, często usiłujemy je uśmierzać różnymi środkami odurzającymi. Uśmierzanie to powoduje stopniowe uzależnienie od zażywanego środka. Pytajmy siebie, czy nie istnieje w nas tendencja do uzależniania się? Rozmawiajmy z Bogiem o tych trudnych sprawach prosząc jednocześnie, abyśmy nie zatrzymywali się na powierzchni problemów, ale usiłowali przebić się do samego źródła naszego nieładu i niepokoju: braku głębokiego związania z Bogiem jako Ojcem.

3. Rodzaje ludzkiej pychy

Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jeżeli ład i pokój wynikają z pokory, to nieład i niepokój wynikają z pychy. Ostatecznym źródłem nieładu i niepokoju są wyniosłe oczy, pogoń za tym co wielkie i co przerasta nasze siły; słowem — serce, które się pyszni. Słowo pycha posiada wydźwięk bardzo negatywny, stąd też bardzo bronimy się przed zastosowaniem go do naszej sytuacji. Rzadko też otwarcie przyznajemy się wprost do naszej pychy, zarówno sami przed sobą jak również przed innymi. Używamy nieraz pewnych eufemizmów, aby — odsłaniając rąbka tej brzydkiej wady — nie robić jednak zbyt złego wrażenia.

Pycha nie daje się łatwo zdemaskować, ponieważ posiada wiele różnych form. W zasadzie moglibyśmy wyróżnić cztery formy, cztery rodzaje ludzkiej pychy: dążenie do kariery za wszelką cenę, górowanie nad innymi z odcieniem mściwości, perfekcjonizm oraz hołdowanie manii wielkości.

Dążenie do kariery za wszelką cenę, to pierwszy rodzaj pychy, o której chcemy mówić. Pogoń za własną wielkością — pogoń za karierą jest bardzo powszechnym rodzajem ludzkiej pychy. Zauważmy najpierw, iż kariera życiowa, sukces same w sobie są wartościami pozytywnymi. Wyrazem pychy jest jednak kariera, która podporządkowuje sobie wszystko; własną rodzinę, wartości moralne i religijne, przyjaciół, własne zdrowie itd. Cechą charakterystyczną kariery za wszelką cenę jest zdobycie ludzkiego podziwu. Ten rodzaj pychy kieruje się następującym rozumowaniem: kiedy zajdę wysoko wszyscy będą mnie podziwiać i będę mnie kochać. Pycha pragnie zdobyć miłość przez podziw. Karierowicz w swoim życiu wszystko ocenia poprzez pryzmat swoich osiągnięć, które wzbudzają podziw i uznanie. Jeżeli jakieś jego działanie, choć bardzo pożyteczne dla innych, staje się niewidoczne, łatwo wątpi w jego sens. Neurotyczne dążenie do kariery sprawia, iż człowiek nie umie ucieszyć się do końca żadnym sukcesem. Każdy sukces jest za mały. Stąd też karierowicza zżera nieustannie niepokój, ciągły lęk, obawa, iż zostanie w tyle; obawa, że zostanie odrzucony przez innych. Karierowicz daje się łatwo wciągnąć w prymitywną rywalizację z innymi, która staje się źródłem nieustannych napięć i konfliktów.

Górowanie nad innymi z odcieniem mściwości, oto kolejny rodzaj pychy. W tym rodzaju pychy nie chodzi najpierw o karierę i podziw innych, ale raczej o wywyższenie się nad innych poprzez poniżanie ich. Ten typ pychy można ująć w zdaniu: jestem wielki, kiedy inni obok mnie stają się mali. Aby zdobyć przewagę nad innymi, w tym rodzaju pychy umiejętnie wykorzystywane są najprostsze sytuacje międzyludzkie: codzienna rozmowa, wspólna praca, żarty, drobne nieporozumienia i konflikty. Osoby charakteryzujące się potrzebą górowania nad innymi łatwo też wykorzystują spełniane funkcje dla realizowania swojej potrzeby psychicznej. Kierowanie zespołem ludzi, zarządzanie finansami, wydawanie poleceń, upominanie może łatwo przerodzić się wówczas w upokarzanie innych. Ludzie dążący do górowania nad innymi z odcieniem mściwości, ciągle czują się zagrożeni. Łatwo dopatrują się też celowego upokorzenia w najprostszych przypadkowych sytuacjach. Będą bowiem łatwo posądzać bliźnich o to, co sami robią z innymi.

O ile pierwsze dwa rodzaje pychy są skierowane na zewnątrz, jakby do innych, czy raczej przeciwko innym, o tyle dalsze dwa — perfekcjonizm i hołdowanie manii wielkości — skierowane są do wewnątrz, ku sobie, czy raczej przeciwko sobie. W perfekcjonizmie nie chodzi najpierw o karierę lub sukces. Perfekcjonista nie szuka cudzego uznania i pochwał. Nie dąży też do poniżania innych. Perfekcjonista najpierw udowadnia samemu sobie własną nienaganność, poprawność, wielkość, doskonałość. Ten rodzaj pychy można ująć w zdaniu: jestem wielki, ponieważ wszystko robię doskonale. O ile w pierwszym i drugim rodzaju pychy stosunek do innych osób jest decydujący, to w trzecim rodzaju pychy decyduje odniesienie do siebie samego. Perfekcjonista sam sobie udowadnia nieustannie swoją wielkość. Jezus często demaskował ten właśnie rodzaj pychy u faryzeuszy. Perfekcjonista, jak faryzeusz, połyka wielbłądy a przecedza komary. Jest bardzo dokładny w drobiazgach, zaniedbując jednocześnie podstawowe wartości i obowiązki. Musi wszystko robić według własnej recepty i własnego planu. Perfekcjoniści nierzadko są ludźmi upartymi, zamkniętymi w sobie. Chcą sami decydować o tym, co jest doskonałe, a co nie. Jedna z ważnych cech perfekcjonizmu to ciągłe niezadowolenie z siebie. O ile karierowicz i człowiek pogardzający innymi charakteryzują się agresją wobec innych, o tyle gniew perfekcjonisty kieruje się najpierw przeciwko sobie samemu. Gniew ten wyraża się w ciągłym niezadowoleniu z siebie. Najlepsze dzieło, najlepiej wykonana praca, zostanie przez perfekcjonistę zakwestionowana, jeżeli znajdzie w niej choćby najmniejszą skazę.

Czwarty, ostatni rodzaj pychy, to mania wielkości. Jest to ten rodzaj pychy, który kosztuje najmniej wysiłku i trudu, ponieważ w dużym stopniu ogranicza się do działania własnej wyobraźni. Ten rodzaj pychy można by wyrazić zdaniem: ja i tak wiem, że jestem wielki. Człowiek hołdujący manii wielkości nie dąży do kariery za wszelką cenę, nie pragnie też upokarzać innych, nie jest skłonny do perfekcjonizmu; nosi jednak w sobie wewnętrzne przekonanie o swojej wielkości i niezwykłości. To pyszne przekonanie o własnej niezwykłości wyraża się przede wszystkim w skrywanych marzeniach, wyniosłym mniemaniu o sobie.

Ten rodzaj pychy jest szczególnie podatny na kompleksy niższości. Kompleksy niższości są zawsze drugim końcem pychy. Im bardziej jesteśmy zakompleksiali, tym głębiej skrywamy nasze skłonności do wyniosłości i pychy. Kompleksy to cechy ludzi bardzo pysznych. Kiedy nasze kompleksy mocno nam doskwierają, należy je zostawić w spokoju, a zająć się postawą pychy, która je kreuje.

W obecnej modlitwie zadajmy sobie podstawowe pytanie: jaka jest moja pycha? Zwykle posiadamy mieszankę dwóch rodzajów z pewną przewagą jednego z nich. Trzeba nam jednak być uważnymi, aby nie wmawiać sobie postaw i zachowań, których wewnętrznie nie doświadczamy. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo oszukiwania się; dla większej pokory w jakiś zewnętrzny i sztuczny sposób możemy uznać się za ludzi głęboko pysznych. Ten sposób postępowania pogłębia w nas jedynie kompleksy niższości oraz chore poczucie winy. Trzeba nam raczej otwierać się na światło łaski, dzięki któremu sam Bóg odsłoni przed nami naszą pychę jako zasadniczą przeszkodę w drodze do Jego miłości. Pycha bowiem jest pierwszym i największym grzechem. Jest ona źródłem wszystkich innych grzechów. Jeżeli nie potrafilibyśmy poznać naszej pychy, to tym samym nie bylibyśmy w stanie odczytać w prawdzie innych grzechów.

W zakończeniu medytacji rozmawiajmy z Matką Najświętszą, pokorną Służebnicą. Prośmy Ją o łaskę otwarcia na miłość Boga. To właśnie dzięki doświadczeniu miłości możemy zdemaskować naszą pychę. Rozmawiajmy także z Jezusem jako Dzieciątkiem leżącym w żłóbku betlejemskim. To On objawia nam najpełniej, jaką postawę winniśmy przyjąć przed Bogiem. Jezus wobec swojego Ojca był tylko dzieckiem, był tylko synem. Jezus nauczył się posłuszeństwa wobec Ojca przez to, co wycierpiał. Możemy zdemaskować naszą pychę i przyjąć postawę dziecka tylko dzięki posłuszeństwu Bogu.

Rezygnacja z pogoni za własną wielkością będzie bolesna. Uległość Bogu, posłuszeństwo dziecka, muszą być przez człowieka wycierpiane. Jeżeli Chrystus nauczył się, jak być dzieckiem przez cierpienie, to tym bardziej my, którzy nie mamy Jego niewinności.

W zakończeniu medytacji jeszcze raz powróćmy do słów Jezusa: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Prośmy, abyśmy przyjęli te słowa jako wielki dar i wielką obietnicę naszej wiary. Słowa te mogą się zrealizować w naszym życiu. Rozmawiajmy także z Bogiem Ojcem prosząc Go o wielką otwartość na Jego Syna. Prośmy Go, abyśmy przyjęli Jego Syna jako jedyny i największy skarb naszego życia.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
IV. MÓJ OBRAZ BOGA VI. SŁUCHAJ IZRAELU
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz