Adamie, gdzie jesteś? |
WPROWADZENIA DO MEDYTACJI
Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę — schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go (Oz 11, 1–4).
Obraz dla obecnej medytacji: Powracając do naszej przeszłości wyobrazimy sobie siebie samych jako dzieci w ramionach swojego ojca, w ramionach swojej matki. Może on być bardzo miłym, przyjemnym wspomnieniem. Jednak nie dla wszystkich. Dla zranionych przez swoich rodziców może to być obraz bardzo bolesny; obraz, który istnieje tylko w pragnieniach, oczekiwaniach i tęsknotach; obraz nigdy nie zrealizowany.
Prośba o owoc rozmyślania: Będziemy prosić, abyśmy dogłębnie poznali nasze ograniczenia, zafałszowania obrazu Boga w nas. Będziemy też prosić o wewnętrzne doświadczenie kim jest Bóg, jaki On jest. Będziemy prosić również o odkrycie Jego nieskończonej i bezwarunkowej miłości.
Kim jest Bóg? Jaki jest Bóg? Jest to pytanie, które winno nieustannie powracać w naszej modlitwie, w całym naszym życiu duchowym. Do jakiego Boga ja się modlę? Przed jakim Bogiem ja staję? Znalezienie odpowiedzi na te pytania, jest jednym z zasadniczych celów tych rekolekcji.
Zauważmy, iż Bóg jest tajemnicą i nasze poznanie Go będzie zawsze częściowe i ograniczone. Najpierw będzie ograniczone przez nasz ludzki sposób pojmowania rzeczywistości. Człowiek–stworzenie swoim umysłem i sercem nie może w pełni ogarnąć Boga–Stwórcy. Subiektywne przekonanie pewnych osób, iż dobrze znają Boga, może świadczyć nie tyle o głębi ich życia duchowego, ale raczej o nieznajomości Boga. Bóg jest tajemnicą. Ta prawda winna ujawniać się w naszej codziennej modlitwie.
W obecnej medytacji zadam sobie pytanie: na ile doświadczam Boga jako tajemnicy? Czy nie noszę w sobie jakiegoś powierzchownego przekonania, że poznanie Boga jest najpierw owocem mojego wysiłku, mojej pracy, mojego szukania? Kiedy wydaje nam się, że Bóg jest kimś oczywistym w naszym życiu, wówczas usiłujemy Nim manipulować, usiłujemy wykorzystywać Go dla naszych ludzkich celów. Doświadczenie tajemnicy Boga chroni nas przez próbami narzucania Panu Bogu naszej woli, naszego sposobu myślenia, przeżywania i działania.
Ograniczenie obrazu Boga w nas wypływa jednak nie tylko z jakiegoś ogólnoludzkiego uwarunkowania. Ma ono swoje źródło także w naszej osobistej historii życia, w naszych indywidualnych ograniczeniach: w naszych osobistych lękach, w pretensjach do życia, do ludzi, do siebie.
Pan Jezus nakazując nam wołać do Boga: Ojcze, odwołuje się do naszego ludzkiego doświadczenia miłości. By objawić nam swoją Boską miłość, każe nam przywołać ludzką miłość: głównie miłość naszych rodziców: miłość ojca i miłość matki. Nasze pierwsze doświadczenia Boga zbudowane są z ludzkiej miłości. Bóg jest na tyle pokorny, by posłużyć się kruchą i niedoskonałą miłością człowieka, żeby przez nią objawić swoją odwieczną Boską miłość.
W tej medytacji chciejmy sobie uświadomić, że na nasze doświadczenie miłości Boga składa się najpierw doświadczenie miłości ludzkiej. Poznanie zafałszowań w ludzkiej miłości pomaga nam bardzo odkryć nasze zafałszowania w doświadczaniu miłości samego Boga.
W obecnej medytacji zapytam siebie, na ile obraz miłości mojego ojca, obraz miłości mojej matki naprowadza mnie na miłość Boga? Na ile miłość moich rodziców jest podobna do miłości Boga Ojca? Co może przeszkadzać mi w relacji do Boga, kiedy próbuję skorzystać z miłości ziemskiego ojca jako analogii dla miłości Boga? Na ile miłość mojej matki może stanowić dla mnie analogię miłości Boga? Prośmy, abyśmy zobaczyli przepaść, jaka istnieje pomiędzy miłością ludzką, choćby najbardziej szlachetną, a miłością samego Boga.
Ograniczenia w miłości naszych rodziców mogą nas naprowadzać na fałszywe przeżywanie naszej więzi z Bogiem. Niedojrzałość miłości ludzkiej może nam sugerować niedojrzałość miłości Boga. Surowość rodziców, ich oschłość lub też zaborczość emocjonalna może być źródłem naszych lęków rodzących się przed Bogiem. Jedną z zasadniczych pokus w doświadczeniu duchowym jest podejrzliwość i nieufność wobec Boga. Ale nieufność wobec Stwórcy jest tą samą, której wcześniej doświadczaliśmy w relacji do naszych najbliższych.
W rozwoju naszej miłości winniśmy docenić miłość naszych rodziców oraz ich poświęcenie i oddanie w wychowywaniu nas. Winniśmy być im wdzięczni. Jednak trzeba mieć również świadomość ograniczeń tej miłości, jej braków i błędów. Miłość jest autentyczna tylko wówczas, kiedy buduje na prawdzie; prawdzie o ludzkiej szlachetności, dobrej woli, wysiłku, trudzie, ofiarności, ale także na prawdzie o słabości, o bezradności, o nienasyconych potrzebach emocjonalnych itp. Aby móc doświadczyć miłości Boga, trzeba przekroczyć ograniczenia miłości ludzkiej; trzeba zobaczyć, iż miłość ta jest nie tylko niewystarczająca, ale że nierzadko również rani. Dla doświadczenia miłości Boga koniecznie trzeba przeprowadzić rozgraniczenie pomiędzy biedną ludzką miłością, jakiej doświadczyłem w życiu, a miłością Boga, której jeszcze nie znam do końca, choć głęboko jej pragnę. Bóg Objawienia ukazuje się jako całkowicie inny od mojego doświadczenia Boga. Moje przeżycie Boga nie jest Bogiem. W tym kontekście pytajmy więc: Jaki jest mój obraz miłości Boga?
W tych rekolekcjach sięgajmy do całej historii naszego życia, aby pytać siebie: w jaki sposób doświadczałem Boga w najtrudniejszych momentach? Jak Go wówczas przeżywałem? Co wtedy o Nim myślałem? Jaki obraz Boga stawał mi przed oczyma? Kim On był wtedy dla mnie? W szukaniu odpowiedzi na te pytania, ważne będą nasze pierwsze odczucia, pierwsze myśli. Jeżeli np. w momentach trudnych Bóg wydawał mi się nieobecny, obojętny, nieczuły, wówczas moje doświadczenie odsłania zafałszowania Jego obrazu we mnie.
Moje odczucie Boga nie utożsamia się z samym Bogiem. Zniekształcony obraz Boga zniekształca także nasze przeżywanie Go. Jeżeli w momentach krytycznych Bóg nie jawi nam się jako troskliwy, czuwający, miłosierny, to znaczy, iż przeżywamy Go w sposób niepełny. Zobaczmy, ile w naszych relacjach z Bogiem jest jeszcze lęku o siebie samych? Nieraz podświadomie boimy się, że Bóg czegoś nam odmówi. Boimy się, iż coś nam zabierze. Obawiamy się, iż obciąży nas ponad nasze ludzkie możliwości. Odczucia te wypływają ze zniekształconego obrazu Boga. Jeżeli w tych rekolekcjach mamy doświadczać Boga prawdziwego, Boga Jezusa Chrystusa, to musimy rozpoznać wszystkie ograniczenia, wszystkie zniekształcenia Jego obrazu w nas. Musimy zobaczyć, jak bardzo moje doświadczenie Boga jest jeszcze niepodobne do Boga prawdziwego.
Jedno z najgłębszych źródeł naszego bólu psychicznego, emocjonalnego, duchowego, leży właśnie w zafałszowanym obrazie Boga. Głównie z tego źródła wypływa świadomość własnego nieszczęścia, zagubienia i rozpaczy. Gdy mamy fałszywy obraz Boga, wydaje się nam, że jesteśmy sami, że sami sobie musimy poradzić w życiu, że na wszystko musimy sobie zasłużyć. Doświadczenie niedobrej samotności, wynika z fałszywego obrazu Boga. Podejrzewamy wówczas, że On się nami nie interesuje.
Chaos, krzyk cywilizacji współczesnej, krzyk środków przekazu jest jednym wielkim wołaniem o miłość. Dzisiejszy człowiek zachowuje się jak małe dziecko, które czuje się niekochane: tupie nóżkami, krzyczy, próbuje rozbijać różne przedmioty, aby zwrócić na siebie uwagę. Zobaczmy, jak często zachowywaliśmy się w taki właśnie sposób. Jak wiele w naszym postępowaniu jest histerycznego zwracania na siebie uwagi.
Nasze wygórowane ambicje mają właśnie ten jeden cel — pragną przyciągnąć uwagę i miłość naszych bliźnich. Podpowiadają nam zupełnie fałszywie, że kiedy dokonamy w życiu czegoś wielkiego, genialnego, wówczas wszyscy będą nas bardzo kochać i podziwiać. U podłoża takich zachowań leży właśnie chory obraz Boga, zbudowany na przekonaniu, że na miłość trzeba sobie zasłużyć. U podłoża wszystkich naszych chorób duchowych i emocjonalnych leży w jakiś sposób zafałszowany obraz Boga.
Także w tych rekolekcjach nie potrafilibyśmy niczego dobrego zrobić, gdybyśmy modlili się do fałszywego boga, gdybyśmy modlili się do bożka naszych obowiązków, do bożka naszych lęków, do bożka zrobionego z naszych nieuporządkowanych potrzeb. Skuteczne rozwiązanie wszystkich problemów naszego życia możemy znaleźć dopiero wówczas, kiedy będziemy modlić się do Boga prawdziwego, do Boga Jezusa Chrystusa. Stąd też tak ważną jest nasza modlitwa o dogłębne poznanie Pana. Apostoł Filip ma rację, kiedy mówi do Jezusa: Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy (J 14, 8). Poznanie prawdziwego oblicza Jezusa będzie jednoczesnym poznaniem Ojca, do którego Jezus nas prowadzi. Poznając zaś Ojca, poznamy także wyjście ze wszystkich naszych najbardziej zawikłanych ludzkich spraw i problemów.
Kim jest Bóg? Czy jest to dla mnie pytanie ważne? Czy jest to pytanie, które wzbudza moje zainteresowanie; zainteresowanie bardzo osobiste, intymne? Czy szukanie odpowiedzi na to pytanie jest dla mnie fascynujące, ciekawe? Czy wiara, modlitwa, życie duchowe nie stały się dla mnie przykrym obowiązkiem?
Jeżeli doświadczenie duchowe, doświadczenie wiary stały się dla mnie tylko obowiązkiem, wówczas trudno będzie mi odkryć prawdziwy obraz Boga. Boga znajdują ci, którzy Go szukają całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całą swoją mocą (por. Mk 12, 30). Przekroczenie zafałszowań obrazu Boga w naszym życiu nie będzie aż tak trudne, jeżeli zaistnieje w nas choćby nawet najmniejsza fascynacja Bogiem, pragnienie Boga. On sam doprowadzi nas do całej prawdy o nas, do całej prawdy o Jego miłości.
Aby móc odkryć prawdziwy obraz Boga, trzeba zdemaskować fałszywe obrazki Boga i trzeba z nich zrezygnować. Trzeba rozbić w nas to, z czym może od dawna zżyliśmy się, do czego jesteśmy już dobrze przyzwyczajeni. Jezus napomina nas: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeżeli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Tymi słowami Chrystus zaprasza nas do zakwestionowania naszej dorosłej wiary. Aby móc odkryć prawdziwy obraz Boga, trzeba stać się na powrót dzieckiem, trzeba przyjąć postawę niemowlęcia. Odkrycie Boga wymaga odmiany serca.
Sięgnijmy teraz do słów proroka Ozeasza, aby zbliżyć się do odpowiedzi na pytanie: Kim jest naprawdę Bóg? Jaki On jest rzeczywiście? Byłoby rzeczą ważną, abyśmy w tej medytacji nie próbowali przeprowadzać intelektualnych refleksji. Chciejmy się jedynie poddać tym uczuciom, które rozważany tekst może w nas wzbudzić.
Miłowałem Izraela, gdy był jeszcze dzieckiem i syna swego wezwałem z Egiptu. Bóg kocha nas od dziecka, od wieków, od zawsze. Bóg kocha nas odwieczną miłością. Zobaczmy, jak często czuliśmy się niekochani, jak często istniała w nas jakaś wielka obojętność wobec Boga, niewrażliwość na Jego miłość. Miłość Boga nie jest uwarunkowana tym, jak człowiek ją przyjmuje. Miłość Boga nie zależy od odpowiedzi człowieka. Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem. Byliśmy miłowani także wtedy kiedy byliśmy przekonani, że jesteśmy sami, iż jesteśmy opuszczeni.
Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem. Nasze odchodzenie od Boga było powodowane najczęściej naszą nieświadomością Jego nieskończonej miłości. Odchodziliśmy od Stwórcy, ponieważ czuliśmy się przez Niego sądzeni, śledzeni. Odchodziliśmy, ponieważ czuliśmy się niekochani. Świadomość, że jesteśmy niekochani lub mało kochani, każe nam lekceważyć Boga. Nieświadomość miłości Boga sprawia, że szukamy innych bogów, innych bożków, którzy — w naszej zafałszowanej świadomości — mogą nam ofiarować więcej. Doświadczenie pokazuje jednak, iż to, co jest bożkiem człowieka, staje się jednocześnie jego demonem. Źródłem naszego nieszczęścia są właśnie nasze bożki, nasze demony. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! — mówi Jahwe (Wj 20, 3). Cudzy bogowie są bowiem naszymi demonami, są źródłem naszego nieszczęścia, są naszym piekłem.
A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem. W obecnej medytacji chciejmy sobie uświadomić, że Bóg uczył nas chodzić w promieniach swojej miłości. Jeżeli dzisiaj jest w nas choćby najmniejsze pragnienie Pana Boga, to właśnie dlatego, iż byliśmy wcześniej uczniami Jego miłości. Prośmy, byśmy przeczuli prawdę, że Bóg prowadzi nas do swojej miłości poprzez wszystkie doświadczenia życiowe — także te najgorsze (a może przede wszystkim przez nie). Nasza ślepota, zalęknienie, naiwność duchowa sprawiają, że często jednak tego nie widzimy.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę — schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. W obecnej medytacji zadajmy sobie zasadnicze pytanie: Jakimi więzami jestem złączony z Bogiem? Co mnie z Nim łączy? Jaka jest rzeczywista treść tych więzów? Wszyscy co prawda jesteśmy związani z Bogiem i na Bogu bardzo nam zależy. Gdybyśmy nie byli z Nim powiązani, nie byłoby w nas tak intensywnego pragnienia modlitwy, pragnienia pełnienia Jego woli, porządkowania naszego życia. Rodzi się jednak pytanie: jakie więzy nas z Nim łączą? Z Bogiem można być powiązanym nie tylko więzami miłości, ufności, oddania. Możemy być z Bogiem związani także lękiem o siebie, poczuciem obowiązku, poczuciem winy itp. Z obawy o siebie możemy starać się być przed Bogiem bardzo poprawnymi, spełniać pobożne praktyki, unikać okazji do grzechu.
Syn pierworodny, z przypowieści o synu marnotrawnym, wykonywał bardzo skrupulatnie wszystkie rozkazy ojca kierowany niewolniczą zależnością, a nie z miłości. Będąc posłuszny ojcu we wszystkim, czuł się jednocześnie obcy i nieszczęśliwy w jego domu. Czuł się bardziej niewolnikiem, niż kochanym i kochającym synem. Stwierdza: Nigdy nie przekroczyłem żadnego rozkazu, ale jednocześnie posiada wiele gniewu wobec brata, pretensji do ojca, i innych niezaspokojonych namiętności (por. Łk 15, 25).
Można być bardzo poprawnym zewnętrznie, a jednocześnie w sercu doświadczać głębokiego niezadowolenia z siebie, z bliźnich, z Boga. Czy jestem zadowolony z mojego Boga, z mojego przeżywania Jego Osoby, Jego istoty? — oto ważne pytanie na czas tych rekolekcji. Bylibyśmy bardzo niezadowoleni z Boga, jeżeli w naszej relacji z Nim zabrakłoby intymnych więzów miłości, zaufania i oddania. Ile w moim związaniu z Bogiem jest jeszcze lęku? Zobaczmy, jak wiele rzeczy robimy przede wszystkim z poczucia obowiązku.
Nie trzeba nam zrywać, niszczyć jakichkolwiek więzów. Wszystkie więzy z Bogiem, także te naznaczone lękiem, poczuciem obowiązku, poczuciem winy trzeba doceniać. Doceniając trzeba je jednocześnie oczyszczać, uszlachetniać, pogłębiać. Byłoby rzeczą niebezpieczną, gdybyśmy usiłowali najpierw zrywać nasze niedoskonałe więzy z Bogiem, aby następnie budować nowe. Zachowujemy się nieraz wobec Boga jak niedojrzały i rozżalony nastolatek. Odkrywając ograniczoność miłości swoich rodziców, próbuje od niej uciekać, zaprzeczać jej istnieniu, próbuje ją nieraz nawet przekreślić. Oskarża rodziców, ucieka z domu, ponieważ czuje się za mało kochany.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę — schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. Chciejmy przez dłuższą chwilę kontemplować ten piękny obraz nakreślony przez proroka Ozeasza. Pytajmy siebie, na ile obraz Ozeasza przypomina mi obraz mojego ojca, mojej matki? Czy opisane doświadczenie jest mi bliskie; czy bliskie jest mi doświadczenie Boga jako Miłości; Boga, który pochyla się nad tym co kruche, ułomne, niedoskonałe? Czy w momentach słabości czuliśmy się przede wszystkim kochani, akceptowani, wspomagani, podnoszeni? Czy może przeciwnie — czuliśmy się najpierw karceni, upokarzani, poniżani?
W zakończeniu medytacji przeprowadźmy potrójną rozmowę. Najpierw rozmawiajmy z Matką Najświętszą. Prośmy Ją, aby Ona — Matka Pięknej Miłości — naprowadzała nas na nieskończoną miłość Boga, dzięki której Ona sama stała się Matką Syna Bożego. To miłość Boga do człowieka leży u źródeł Wcielenia. Rozmawiajmy z Jezusem, prosząc Go, aby nam objawiał Oblicze swojego Ojca. Módlmy się ze św. Filipem Apostołem: Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Prośmy, abyśmy przyjęli odpowiedź Jezusa: Kto Mnie widzi, widzi i Ojca (J 14, 8–9).
Rozmawiajmy wreszcie z Bogiem Ojcem. Prośmy Go, aby udzielił nam światła Ducha Świętego, byśmy byli w stanie odróżnić miłość w porządku ludzkim od nieskończonej miłości Boga–Ojca. Miłość ludzka jest tylko bladym odbiciem Jego bezwarunkowej miłości. Prośmy, aby Jego łaska pozwoliła nam przekroczyć ograniczenia w ludzkiej miłości, byśmy mogli czuć się kochani aż do końca.
P O P R Z E D N I | N A S T Ę P N Y |
III. WALKA JAKUBA Z ANIOŁEM | V. MOJE SERCE SIĘ NIE PYSZNI |
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |