Adamie, gdzie jesteś? |
WPROWADZENIA DO MEDYTACJI
Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc że nie może go pokonać dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! Jakub odpowiedział: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! Wtedy tamten go zapytał: Jakie masz imię? On zaś rzekł: Jakub. Powiedział: Odtąd nie będziesz zwał się Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi i zwyciężyłeś. Potem Jakub rzekł: Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię. Ale on odpowiedział: Czemu pytasz mnie o imię? I pobłogosławił mu na owym miejscu (Rdz 32, 25–30).
Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Lecz On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: Panie, dopomóż mi! On jednak odparł: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej córka była zdrowa (Mt 15, 21–28).
Obraz dla obecnej medytacji. Przedstawmy sobie kobietę kananejską, która w pewnym oddaleniu idzie za Jezusem i woła cierpliwie i wytrwale: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!
Prośba o owoc rozmyślania. Będziemy prosić, abyśmy w tych rekolekcjach szczerze weszli w zmaganie się z sobą samym oraz z Bogiem. Będziemy też prosić o wierność, o wytrwałość w naszej rekolekcyjnej modlitwie.
Na początku naszych rozważań chciejmy zobaczyć kontekst walki Jakuba z Aniołem. Jakub czeka na spotkanie z bratem Ezawem. Przewiduje, iż będzie to spotkanie trudne. Przez wiele lat obaj żyli w wielkiej wrogości. Jakub obawia się, że Ezaw będzie chciał się zemścić za nieuczciwe zagrania z przeszłości młodszego brata, szczególnie zaś za podstępnie odebrane mu pod wpływem matki błogosławieństwa ojca Izaaka. W przeddzień spotkania z Ezawem Jakub zostawia na drugim brzegu rzeki cały swój dobytek. Tej jeszcze nocy wstał i zabrawszy obie swe żony, dwie ich niewolnice i jedenaścioro dzieci, przeprawił się przez bród potoku Jabbok. A gdy ich przeprawił przez ten potok, przeniósł również [na drugi brzeg] to, co posiadał (Rdz 32, 23–24). Sam natomiast pozostaje, aby się modlić. I tu właśnie ma miejsce jego tajemnicze spotkanie z Jahwe.
Gdy zaś wrócił i został sam jeden — mówi Autor biblijny. Aby owocnie rozmawiać z Bogiem, żeby wejść w szczery dialog z Nim, człowiek musi najpierw zostać sam jeden, musi wszystko zostawić na drugim brzegu rzeki. W modlitwę wchodzimy sami. Tylko sami. Do modlitwy konieczna jest samotność serca. Ona otwiera nas na Boga. Ona jest podstawowym warunkiem modlitwy. Nie można wejść w głębszą modlitwę, kiedy wnosimy do niej cały nasz dobytek, cały ciężar codzienności, ciężar obowiązków i spraw, które rodzą w nas nierzadko zbytnią troskę.
Kiedy człowiek zostaje sam na sam ze sobą, zostaje sam na sam z Bogiem. I w takiej właśnie chwili Ktoś — jakaś Tajemnicza Istota — zmaga się z nim. Zauważmy, iż to właśnie Jakub rozpoczyna modlitwę swoją decyzją oddalenia się od wszystkiego, co posiadał, aby móc zostać sam jeden. Rozpoczynamy naszą modlitwę tworząc w nas przestrzeń samotności. Bóg wchodzi w tę przestrzeń ze swoim Słowem, ze swoją miłością. Zmaga się z nami. Pan Bóg wchodzi w życie człowieka tylko wtedy, kiedy ten zrobi Mu miejsce; kiedy człowiek stworzy Mu pewną, choćby najmniejszą, przestrzeń wolności w swoim sercu. Być sam na sam z Bogiem stanowi istotny początek naszej modlitwy.
Gdy zaś wrócił i został sam jeden. Najpełniejszym symbolem naszej modlitwy jest nasza śmierć. To właśnie w śmierci naprawdę zostajemy sam na sam z Bogiem. Człowiek tak bardzo zostaje sam w chwili śmierci, iż nikt z ludzi nie jest w stanie wejść w to, co dzieje się między Bogiem a umierającym. Nikt. Nie można towarzyszyć człowiekowi w jego tajemnicy umierania. Jest to moment najpełniejszego spotkania człowieka z Bogiem.
Prośmy w tej modlitwie, abyśmy w tych rekolekcjach chcieli wejść w samotność serca, abyśmy nie bali się jej, abyśmy zrozumieli ją i przyjęli jako wielką szansę naszego życia; szansę na pogłębienie naszego związku z Bogiem i z bliźnimi, szansę na głębsze pojednanie z sobą. Prośmy również, aby w tę przestrzeń samotnego serca wszedł rzeczywiście Bóg, abyśmy ją Jemu oddali.
Zanim nasza modlitwa stanie się łagodnym odpocznieniem, zanim stanie się wielkim pocieszeniem, musi najpierw przejść przez okres zmagania, okres walki, trudu. Stary człowiek w nas niełatwo poddaje się Bogu; z wielkim trudem rezygnuje ze swojej wolności, aby poddać ją wolności Boga. W chwilach intensywnej modlitwy doświadczamy w sposób szczególny oporu starego człowieka. Aby go zwyciężyć i poddać Słowu Bożemu, konieczne jest nasze zmaganie, nasza walka.
Autor natchniony pisze, iż Ktoś zmagał się z Jakubem aż do wschodu jutrzenki, a widząc że nie może go pokonać dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. Sprawdzonym sposobem Boga na pokonanie oporów człowieka jest cierpienie. Każdy z nas cierpi. Nie wszyscy oczywiście jednakowo cierpimy, nie ma jednak ludzi, którzy by nie cierpieli. Zdarzają się może osoby, które udają, iż cierpienie ich nie dotyka.
Niektórzy usiłują wprawdzie podchodzić do życia na wesoło, ale jest to możliwe tylko do pewnego momentu. Tam, gdzie człowiek za wszelką cenę ukrywa cierpienie, zwykle jest ono znacznie głębsze i bardziej rozległe. Jan Paweł II stwierdza, iż cierpi naprawdę nie ten, kto cierpi, ale ten, kto nie wie, dlaczego cierpi. Maska wesołości tak naprawdę demaskuje człowieka. Ukazuje bowiem lęk człowieka przed cierpieniem i śmiercią. Prośmy, abyśmy w tych rekolekcjach nie uciekali od cierpienia, abyśmy nie udawali, że nic nas nie boli. Prośmy także, byśmy kierowani lękiem przed wysiłkiem i cierpieniem nie uciekali przed naszym życiem oraz przed tym wszystkim, co w nim jest trudne. Módlmy się również, abyśmy poczuli się odpowiedzialni za nasze życie takie, jakie jest nam dane dzisiaj.
Możemy być pewni, że sam Bóg odsłoni nam w tych dniach nasze miejsca bolące, nasze zwichnięte biodro. Zranione miejsca w nas przeżywane bez Boga stają się bowiem źródłem lęku, gniewu, niezadowolenia, kompleksów, chorych ambicji; słowem tego wszystkiego, co przeszkadza Bogu w nas zamieszkać i pracować (por. ĆD, 235–236). Jeżeli nasze bolesne doświadczenia życiowe nie są oddane Bogu, stają się źródłem naszego nieszczęścia, źródłem zgorzknienia, buntu przeciwko sobie, bliźnim i buntu przeciwko Bogu.
Kiedy przeżywamy nasze życie głębiej, wówczas odkrywamy nasze cierpienie jako integralną część naszej egzystencji. Przestajemy się też obawiać go. Kiedy patrzymy naszym cierpieniom prosto w oczy, wówczas pełniej przeczuwamy prawdę naszego życia. Prawda ta rodzi w nas wielkie pragnienie Boga. To właśnie poprzez dostrzeganie słabości, małości, cierpienia i bólu naszego życia, rodzi się w nas pragnienie Boga. Jest to bardzo ludzka droga do Boga. Pan Jezus mówi, iż nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie trzeba się nam wstydzić, iż szukamy Boga dlatego, ponieważ sami nie dajemy sobie rady.
Doświadczenie naszej bezradności wobec nieobecności Boga nie upokarza nas i nie umniejsza. Przysłowie: jak trwoga to do Boga, oddaje wielką prawdę o naszym życiu. Trzeba wyrzec się chorej szlachetności, która każe nam szukać Boga w sposób bezinteresowny i bez żadnej przyczyny. Szukamy Boga, ponieważ bez Boga nie potrafimy nic dobrego uczynić; bez Niego nie potrafimy ani żyć, ani też umierać. Bez Boga nie potrafimy dobrze cierpieć. Bez Jego miłosnej obecności każde cierpienie wyrządza nam wielką krzywdę i niszczy nas. Kiedy cierpienie zwichniętego stawu biodrowego dotknęło boleśnie Jakuba, wówczas spontanicznie modli się, aby Jahwe został z nim do końca, tak jak do końca Bóg nas umiłował (por. J 13, 1).
A wreszcie rzekł: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! Kiedy robimy w naszym życiu miejsce Bogu, On przychodzi i prowadzi z nami dialog. Ale w dialogu tym Stwórca zachowuje się nierzadko w sposób, który moglibyśmy po ludzku ocenić jako niekonsekwentny. Najpierw sam przychodzi, a później sam pragnie zostawić człowieka. Tajemnicza Istota mówi do Jakuba: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! Pan Jezus w swoich spotkaniach z ludźmi nierzadko zachowywał się podobnie. Klasycznym przykładem może być tutaj postawa Jezusa wobec uczniów idących do Emaus. Chrystus sam z własnej inicjatywy dołącza się do nich, zaprasza ich, aby wypowiedzieli się przed Nim szczerze: Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze? A kiedy nawiązał się serdeczny dialog, Jezus okazywał, jakoby miał iść dalej. Chrystus przychodzi sam, ale nie chce zostać z uczniami z własnej inicjatywy. Ewangelista pisze, iż uczniowie przymusili Go, żeby został z nimi (Łk 24, 13–35).
W życiu duchowym człowiek najpierw sam robi przestrzeń dla Boga, a później Bóg robi przestrzeń dla człowieka. Jest to przestrzeń ludzkiej wolności. Człowiek najpierw daje miejsce Bogu, a później Bóg daje miejsce człowiekowi. Jeżeli ma nastąpić rzeczywiste spotkanie, człowiek musi sam z całą wolnością i zaangażowaniem wejść w dialog ze Stwórcą. Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił (Łk 24,29), nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz — są to dwie modlitwy, które objawiają determinację szukających Boga: uczniów idących do Emaus i Jakuba. Objawiają one radykalizm wewnętrznego pragnienia.
Prośmy w tej medytacji o taką właśnie wewnętrzną determinację, dzięki której zaprosimy i wręcz przymusimy Boga, aby został z nami. Bóg zostaje do końca z tymi, którzy Go szukają. Boga znajdują tylko ci, którzy Go głęboko i szczerze pragną. Aby móc Go znaleźć, trzeba już Nim żyć.
W obecnej modlitwie wróćmy do naszej przeszłości i spróbujmy zobaczyć najpierw chwile, w których bardzo nam zależało na Panu Bogu, chwile, w których przymuszaliśmy Go, aby zostawał z nami. Jeżeli jest w nas dzisiaj choćby najmniejsze pragnienie modlitwy, to właśnie dlatego, iż takie chwile były w naszym życiu. Byliśmy jakoś Bogu wierni. Ale z drugiej strony zobaczmy, iż nieraz byliśmy niekonsekwentni w naszych pragnieniach duchowych, w naszym szukaniu Stwórcy. Zauważmy, iż brakowało nam nieraz wytrwałości i radykalizmu ewangelicznego. Zauważmy naszą opieszałość w modlitwie, w skupieniu wewnętrznym, w korzystaniu z sakramentów świętych. I właśnie z powodu opieszałości nasze pragnienie Boga jest może jeszcze bardzo zewnętrzne i powierzchowne. Jeżeli w życiu modlitwy brakuje konsekwencji, radykalizmu, brakuje także rozwoju i dojrzałości. Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz — módlmy się tą właśnie modlitwą Jakuba. Prośmy, aby wraz z naszym życiem modlitwy rósł nasz radykalizm wewnętrzny.
Pan Bóg nierzadko — mówiąc ludzkim językiem — poddaje próbie pragnienia człowieka, sprawdza ich siłę. Aby móc pełniej zrozumieć tę prawdę, odwołajmy się do bardzo pięknego, choć także bardzo trudnego, spotkania Jezusa z kobietą kananejską. Na początku spotkania Jezus zdaje się traktować tę biedną kobietę, pogankę w sposób bardzo niegrzeczny, z chłodem, z obojętnością. Kobieta ta idzie za Nim, woła, krzyczy, a On nie odezwał się do niej ani jednym słowem. Miłosierny i litościwy Jezus wydaje się być niewrażliwy i nieczuły na biedę kobiety, której córka była ciężko dręczona przez złego ducha.
Kiedy krzyk kobiety sprzykrzył się uczniom, radzą Mu: Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Jezus zdaje się słuchać uczniów i mówi do kobiety: Nie bierze się chleba dzieciom i nie rzuca się psom. Jezus odwołując się w tych słowach do ludowej teologii Żydów, w której poganie uważani byli za nieczyste psy, daje kobiecie odpowiedź odmowną. Były to bardzo przykre czy nawet wręcz bolesne słowa. Zauważmy jednak siłę wiary w odpowiedzi kobiety, jej głębię zaufania do Jezusa, głębię jej modlitwy: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Po tych słowach Jezus odsłania dopiero do końca swoje karty: Wielka jest twoja wiara. Idź, niech ci się stanie jak chcesz.
Kananejka miała wszelkie powody, aby się obrazić na Jezusa. Odwołując się do swojego poczucia godności osobistej mogłaby powiedzieć Jezusowi: Niby dlaczego wy, Żydzi, jesteście wybranymi dziećmi Boga, a my poganie nieczystymi psami. Człowiek może obrazić się na Boga, kiedy Ten próbuje jego wiarę, kiedy zdaje się odmawiać spełnienia dobrze uzasadnionych po ludzku próśb. Prośmy w tej medytacji, byśmy nie obrażali się na Boga, na siebie samych, na bliźnich, ale z najbardziej przykrych i bolesnych sytuacji, zdarzeń i słów umieli wyczytać prawdę o nas samych. Prośmy także, byśmy pozwolili Bogu próbować naszą małą wiarę. Im więcej nieraz jest prawdy w pewnych opiniach o nas, tym bardziej bywamy kuszeni, by się obrażać i zamknąć w sobie, aby wycofywać się z życia. Takie jednak wycofanie ściąga na nas jeszcze większe cierpienie, większą samotność, większy ból, większą udrękę. Jezus będzie próbował naszą wiarę, naszą otwartość. Prośmy jednak o inteligencję serca, o intuicję kobiety kananejskiej, dzięki której potrafimy przeczuć, co Jezus robi z nami, jaki jest cel Jego działania wobec nas.
Kiedy człowiek zadeklaruje swoje oddanie Bogu: Nie puszczę cię dopóki mi nie pobłogosławisz, wtedy Pan Bóg wkracza w jego życie w sposób bardzo jednoznaczny i zdecydowany. I tu właściwie zaczyna się tak naprawdę dialog Boga z człowiekiem: Jakie masz imię? Kim Ty jesteś? Człowiek winien doświadczyć, kim jest, jeżeli ma rozmawiać prawdziwie z Bogiem. Nie możesz rozmawiać ze Mną — zdaje się mówić Bóg do Jakuba — jeżeli nie znasz siebie. Dojrzały dialog osobowy wymaga świadomości: świadomości siebie i świadomości drugiego. Im bardziej człowiek jest enigmatyczny dla siebie samego, tym bardziej zamknięty jest na Boga. Św. Augustyn modli się: obym poznał siebie, obym poznał Ciebie. Początkiem prawdziwej modlitwy jest poznanie siebie.
Jakie masz imię? — pyta Jakuba Anioł Jahwe. Jakub odpowiada: Jakub. Imię Jakub w sensie etymologicznym znaczy: być oszustem. Oszustwa Jakuba tak zrosły się z jego życiem, że stały się częścią jego imienia. Sam Ezaw mówi o swoim bracie: Nie darmo dano mu imię Jakub! Dwukrotnie mnie już podszedł: pozbawił mnie mego przywileju pierworodztwa, a teraz odebrał za mnie błogosławieństwo! (Rdz 27, 36). Kłamstwo, bycie oszustem tak zrasta się z człowiekiem, że staje się jego imieniem, staje się jego życiem. Imię w sensie biblijnym, to sama istota człowieka. Pytanie: Jakie jest moje imię? w tym kontekście brzmi dla nas: Jakie są moje kłamstwa?
Prośmy w tej medytacji, abyśmy mieli odwagę wejść w tych rekolekcjach w nasze kłamstwa; wejść w to wszystko, co zniekształca nasze życie, co fałszuje nasz obraz Boga, spojrzenie na zasadniczy cel i sens naszego życia. Życiowe kłamstwa, o których tutaj mówimy, wcielają się nieraz w pewien styl życia, w sposób zachowania, w nasz sposób na życie. Nasza codzienność, życie społeczne, wspólnotowe, są nieraz utkane z kłamstw. Oto pewne przykłady takich właśnie kłamstw wpisanych w mentalność społeczną: człowiek powinien piąć się coraz wyżej po drabinie kariery życiowej; wszyscy powinni nas szanować; nikt nie powinien sprawiać mi przykrości; wszyscy powinni dobrze o nas mówić itd.
Jakie są moje kłamstwa? Jakie są moje zniekształcenia obrazu Boga? Jakie są zniekształcenia sensu i celu mojego życia? Duchowość chrześcijańska, życie Ewangelią wymaga od nas krytycznego myślenia, wymaga refleksji, krytycznej oceny siebie. Lustrem tej oceny nie może być życie społeczne, codzienna prasa, programy telewizyjne, opinie środowiska. Lustrem dla naszego życia winna być Ewangelia. Trzeba dobrze odkryć swoje kłamstwa, żeby móc pomagać innym w ich odkrywaniu. Jeżeli nie zdemaskujemy naszych kłamstw, wtedy próbując demaskować cudze kłamstwa będziemy ich sądzić, obrażać, będziemy ich upokarzać, poniżać, będziemy ich moralizować. Nie będzie to wówczas pomaganie i służenie innym, ale przede wszystkim przerzucanie własnego gniewu i niezadowolenia z siebie na innych.
Odtąd nie będziesz zwał się Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi i zwyciężyłeś. Nie będziesz kłamcą, ale będziesz Izraelem, będziesz moim dzieckiem, będziesz moim synem. Dlaczego nie będziesz kłamcą? Bo kłamstwa nie dają ci życia, w kłamstwie nie ma szczęścia. Kłamstwo wypływa z lęku o siebie i jest ono źródłem nienawiści. To właśnie kłamstwa Jakuba były źródłem wzajemnych nieporozumień pomiędzy nim a jego bratem Ezawem. To kłamstwa były przyczyną konfliktu z Bogiem, konfliktu z sobą samym. Życie duchowe zaczyna się od przyznania się do kłamstwa, do słabości, do grzechu po to, aby przyjąć imię nadane nam przez Boga. Życie duchowe rozpoczyna się od nawrócenia.
W zakończeniu całej medytacji rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą. Prośmy Ją, aby prowadziła nas w tych rekolekcjach, aby była naszą Mistrzynią modlitwy. Rozmawiajmy także z Jezusem, który wobec swojego Ojca był tylko synem, dzieckiem. Prośmy, abyśmy poprzez ten intensywny czas modlitwy odkryli, co znaczy być dzieckiem, być synem naszego Ojca w niebie.
Rozmawiajmy z Bogiem Ojcem prosząc Go, abyśmy poznali, kim On jest naprawdę, byśmy odkryli Jego Boską miłość. Ojcostwo jest rodzeniem, dawaniem życia z miłości. Prośmy, abyśmy w tych rekolekcjach zdemaskowali lęk przed Bogiem, który wypływa z naszego poczucia zagrożenia, z lęku przed śmiercią. Czujemy się niekochani przez Boga, odbieramy Go nieraz jako zagrożenie, ponieważ byliśmy zranieni przez ludzi. Zamykamy się na Boga, ponieważ obawiamy się, że On także może nas zranić tak, jak ranili nas bliźni. Prośmy, abyśmy umieli odczuć bezsens naszego bronienia się przed Bogiem, naszego uciekania przed Nim.
P O P R Z E D N I | N A S T Ę P N Y |
II. METODA MEDYTACJI | IV. MÓJ OBRAZ BOGA |
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |