Ból krzywdy, radość przebaczenia
R O Z D Z I A Ł   V I
SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU

 

 

Bardzo ważnym rysem chrześcijańskiego życia duchowego na drodze uzdrowienia z poczucia krzywdy jest przyjmowanie i znoszenie cierpienia. Cierpienie jest zwykle najtrudniejszym (a przez to także najwyraźniejszym) kryterium autentyczności naszego ludzkiego i chrześcijańskiego życia. Nasza miłość do ludzi, jak też do Boga sprawdza się w cierpieniu. To właśnie w cierpieniu najczęściej objawia się głębia naszego zakorzenienia w Chrystusie i głębia naszych więzi z bliźnimi.

Dzisiejsza cywilizacja walczy z cierpieniem i ucieka od niego za wszelką cenę. Najbardziej chore przejawy naszej cywilizacji są wyrazem ucieczki od trudu życia i od cierpienia. Kiedy człowiek jednoznacznie neguje transcendentny wymiar ludzkiego życia, wtedy cierpienie staje się jego największym wrogiem - większym nieraz od śmierci. Aby uniknąć cierpienia, niektórzy wybierają raczej własną śmierć. Konsumpcyjny styl życia i związane z nim uzależnienia i nałogi wiążą się także w ścisły sposób z próbą uśmierzania cierpienia. Ale im bardziej człowiek ucieka od cierpienia, tym szybciej ono go dogania. Od cierpienia tak naprawdę nie da się uciec. Nie można go też uśmierzyć, schować czy ominąć. Trud życia, cierpienia można jedynie umiejętnie, mądrze wycierpieć.

 
1. Krzywda i cierpienie

Doświadczenie krzywdy łączy się z cierpieniem. Im większa krzywda, tym zwykle większe i głębsze cierpienie. Boimy się stawiać czoło przeżytym w przeszłości krzywdom, ponieważ obawiamy się przywoływania doznanych cierpień. Obawa przed cierpieniem każe nam nieraz pomniejszać doznane krzywdy, racjonalizować je lub też ukrywać przed sobą i przed innymi. Takie podejście do krzywdy nie tylko nie przynosi rozwiązania, ale sprawia, iż skrzywdzony - nieświadomy motywów swojego działania - nierzadko odruchowo sam naśladuje tych, którzy go krzywdzili, i krzywdzi innych.

Aby możliwy był proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy, powinno być głęboko rozeznane podejście osoby skrzywdzonej do cierpienia. Istnieją zasadniczo dwa skrajne i jednocześnie niedojrzałe podejścia do cierpienia.

Pierwsze z nich to próba wyeliminowania każdego cierpienia za wszelką cenę. Przy takim podejściu do cierpienia może rodzić się u osoby skrzywdzonej pokusa wyeliminowania cierpienia związanego z krzywdą poprzez zbudowanie muru pomiędzy bolesną przeszłością a dniem dzisiejszym. Osoba skrzywdzona może też usiłować sztucznie przyspieszyć proces uzdrowienia, aby "wszystko" odbyło się możliwie bezboleśnie.

Drugim niedojrzałym podejściem do cierpienia jest nadawanie sensu samemu cierpieniu i koncentracja na własnym poczuciu skrzywdzenia. Odczucie skrzywdzenia połączone z pielęgnowaniem go zdaje się nadawać sens ludzkiemu życiu.

W pierwszym podejściu do cierpienia szczęście i powodzenie życiowe bywa wiązane z brakiem obecności cierpienia. Takie jednak traktowanie cierpienia sprawia, iż człowiek żyje w nieustannym lęku przed cierpieniem. Ów lęk już sam w sobie jest nieraz źródłem wielu cierpień. Problem cierpienia domaga się pewnej odwagi i mądrości. One pomagają nam rozeznać, z jakim cierpieniem należy konsekwentnie walczyć i usiłować je usunąć z naszego życia, a które cierpienia trzeba po prostu przyjąć i "odcierpieć", ponieważ nie ma na nie innej rady.

Cierpienie bywa "tragicznie trudne" nie tylko wówczas, kiedy człowiek usiłuje od niego uciec, ale także wtedy, gdy je ubóstwia i uznaje za środek prowadzący do zbawienia. To drugie podejście do cierpienia polega na przypisywaniu sensowności cierpieniu jako takiemu. Na bazie tej niedojrzałości w podejściu do cierpienia rodzi się pewien typ "niezdrowej duchowości" (łatwo dają się w nią wciągnąć ludzie głęboko skrzywdzeni przez życie), która każe sądzić, iż jakakolwiek przyjemność jest niebezpieczna sama w sobie, a praktyki religijne stają się "pobożne" tylko dlatego, że są przykre i sprawiają ból. Brak odczucia przyjemności i samo cierpienie uważane bywają wówczas za istotne elementy doświadczenia duchowego. Wielu ludziom wydaje się, iż są bardziej doskonali tylko dlatego, że wycierpieli więcej od innych. Jest to bardzo zwodnicze przekonanie. Cierpienie samo w sobie jest zawsze złe; ono niszczy i zabija. Cierpienie ludzkie ma sens tylko wówczas, kiedy jest przeżywane w jedności z cierpiącym Chrystusem.

Uzdrowienie wewnętrzne domaga się bardzo wyważonego, roztropnego i mądrego podejścia do cierpienia. Nie może to być jedynie ludzka mądrość, która kalkuluje, jak uniknąć cierpienia. Powinna to być także mądrość Boża, której podoba się nieraz posłużyć się "głupstwem cierpienia i krzyża" (por. 1 Kor 1,18) dla przyjścia z pomocą człowiekowi w jego drodze do domu Ojca. Towarzyszenie osobie skrzywdzonej - w procesie uzdrowienia wewnętrznego - polega w znacznym stopniu na udzieleniu jej pomocy w przyjęciu właściwej postawy wobec cierpienia.

 
2. Mur zapomnienia

Częstą pokusą rozwiązania problemu głębokiego skrzywdzenia jest próba wymazania go z pamięci. Jest to nieraz obronny odruch ludzkiej psychiki, która usiłuje jakoś radzić sobie z doświadczeniem krzywdy.

Wymazanie z pamięci, zapomnienie sprawiają, iż w świadomości człowieka skrzywdzonego zostaje zbudowany gruby mur między przeszłością a teraźniejszością. Podobny jest on do przepaści, jaka dzieli żebraka przebywającego na łonie Abrahama i potępionego Łazarza. Przepaść ta powoduje, że nic nie może przedostać się z jednej strony muru na drugi (por. Łk 16,26).

Zdarza się, iż osoby głęboko skrzywdzone w domu rodzinnym nic nie pamiętają z okresu dzieciństwa i bardzo mało z okresu dojrzewania. Jest to "błogosławiona nieświadomość", dzięki której nie cierpią na poziomie świadomości. Bez problemu też kontaktują się na co dzień z osobami, od których doświadczyły nieraz głębokiej krzywdy.

W procesie uzdrowienia wewnętrznego takie sytuacje są bardzo delikatne i wymagają ogromnego wyczucia i uważności osoby, która udziela pomocy. Zburzenie muru między przeszłością a teraźniejszością może stanowić dla takich osób prawdziwą katastrofę emocjonalną i psychiczną. W takich sytuacjach konieczny jest najgłębszy szacunek dla człowieka, jego wolności, jego ograniczeń, a zwłaszcza dla jego psychicznych oporów stawienia czoła własnemu poczuciu krzywdy. Trzeba pozwolić takiej osobie - o ile dokonuje ona takiego, nawet nie do końca w pełni świadomego i wolnego wyboru - żyć według jej decyzji.

W kierownictwie duchowym czy terapii można człowieka głęboko skrzywdzić, ukazując mu wbrew jego wolności niedojrzałość jego zachowań i postaw, i zachwiać tym samym pewną "równowagę" wynikającą z podświadomego ukrywania głębokiego poczucia krzywdy.

Nie są to jednak sytuacje "beznadziejne", jak by się nam mogło nieraz wydawać. Wszelkie przewidywania i kalkulacje kierowników duchowych czy terapeutów co do dalszego losu takiej osoby są bardzo trudne do przewidzenia. Zdarza się bowiem, nierzadko pod wpływem głębokiego doświadczenia religijnego, iż człowiek będący w takiej sytuacji przeżywa nagle głębokie wewnętrzne olśnienie i odkrywa bolesną prawdę o głębi własnego skrzywdzenia. Mur może legnąć w gruzach dosłownie w jednej chwili. Potrzeba jednak zwykle długiego czasu, aby osoba skrzywdzona mogła dokonać integracji przeszłości z teraźniejszością i z postawą wobec przyszłości.

Kiedy człowiek skrzywdzony zbudował sobie taki właśnie mur między przeszłością a teraźniejszością, wtedy ważną radą, jakiej może udzielić mu kierownik duchowy, będzie zachęta do modlitwy o prawdę własnego życia. Silne pragnienie życia w prawdzie, połączone z modlitwą o światło łaski, może stać się źródłem wewnętrznego cudu.

 
3. Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia

Bywa jednak i tak, iż skrzywdzony dokładnie pamięta wszystkie wydarzenia, fakty (także te najbardziej drastyczne) i całą atmosferę wieloletniego krzywdzenia, ale nie przeżywa żadnego bólu w związku z tym doświadczeniem. Patrzy na swoją - nieraz bardzo bolesną przeszłość - jak na film, który go nie dotyczy. I chociaż pamięta fakty, to jednak nie pamięta bólu.

Wiele razy rozmawiałem z ludźmi, którzy doświadczywszy granicznych nieraz sytuacji skrzywdzenia przez najbliższych, opowiadali o swojej przeszłości z uśmiechem na twarzy, zapewniając, że cała ta przeszłość nie ma już dziś dla nich większego znaczenia. Wewnętrzne, "psychiczne zbicia" w doznanej krzywdzie są nieraz tak głębokie, iż nie pozwalają już człowiekowi odczuwać bólu.

Sytuacje takich osób ukazują niezwykły emocjonalny paradoks. Z jednej strony osoby te deklarują bowiem wielką, szlachetną gotowość przebaczenia najboleśniejszych wydarzeń życiowych z przeszłości, z drugiej jednak są zwykle przewrażliwione na swoim punkcie. Najmniejsze uwagi czy próby skorygowania ich zachowań spotykają się najpierw ze zdecydowanym lękiem i sprzeciwem, później zaś z silnym gniewem, złością i agresją. Można bardzo narazić się takim osobom, gdyby usiłowało się ukazywać im niespójność ich reagowania emocjonalnego.

Jest to również sytuacja bardzo delikatna i trudna. Nie można takiej osobie uświadamiać jej położenia i budzić w niej "świadomości cierpienia", którego ona w danym momencie nie jest jeszcze w stanie znieść. Nie można łamać jej oporów wewnętrznych. Sytuacja takich osób jest jednak trudna. Niebezpieczeństwo polega bowiem na tym, iż nie doświadczając bólu w kontekście własnego skrzywdzenia z przeszłości, mogą one również nie być świadome obecnych raniących zachowań w stosunku do innych. Osoby te mogą głęboko krzywdzić najbliższych, nie zdając sobie sprawy z własnego postępowania.

W pewnej rozmowie z człowiekiem dorosłym, który najpierw jako dziecko był wykorzystywany seksualnie, a następnie sam wykorzystywał nieletnich, usiłowałem obudzić jego sumienie. W odpowiedzi usłyszałem szczególne wyjaśnienie: "Nie wydaje mi się, aby był to aż tak wielki problem, ponieważ ja nie angażuję się uczuciowo w te akty". W tym jednym zdaniu, wypowiedzianym spontanicznie, ukazany jest problem ludzi, którzy nie "umieją odczuwać cierpienia" z powodu krzywd doznanych w dzieciństwie czy też w okresie dojrzewania. Problemem tym jest skamieniała emocjonalność, która nie odczuwa już żadnej krzywdy: ani tej doznanej w przeszłości, ani też obecnej, wyrządzanej innym.

Podobnie jak w sytuacji poprzedniej, tak i w tym wypadku potrzebne byłoby głębokie, ale jednocześnie mądre i uważne zaangażowanie osoby towarzyszącej.

Oprócz wytrwałej modlitwy, życia duchowego wręcz konieczna wydaje się dobra terapia, dzięki której - w kontakcie z zaufanym człowiekiem - mogłaby zostać obudzona do życia skamieniała emocjonalność takich osób. Aby pokonać skrzywdzenie, osoby te musiałyby zgodzić się na to, iż całe cierpienie, jak spiętrzone fale wody, uderzy na nie w jednym momencie. Musiałyby także przeczuć, że ich cierpienie z przeszłości nie musi więcej determinować ich postaw i zachowań. I chociaż uzdrowienie wewnętrzne wymaga od nich dużego wysiłku i zgody na ból, to jednak jego owocem może być głęboka wrażliwość emocjonalna na innych.

 
4. Sztuczne przyspieszenie uzdrowienia

Inną nierzadką pokusą uzdrowienia wewnętrznego jest próba sztucznego przyspieszenia całego procesu leczenia. Ponieważ doświadczenie krzywdy jest bolesne, a proces uzdrowienia wymaga czasu i trudu, dlatego też osoba skrzywdzona bywa kuszona, aby w procesie przebaczenia i pojednania "pójść na skróty".

Zdarza się także, iż sami duszpasterze lub inni doradcy, nieświadomi całego procesu i poszczególnych etapów przebaczenia i pojednania, usiłują nakłaniać swoich wychowanków do dokonania natychmiastowego przebaczenia i pojednania się z osobami, które ich głęboko skrzywdziły. Zdarza się czasami słyszeć w konfesjonale oskarżenie skierowane pod adresem penitentów, przyznających się do żalu i gniewu z powodu głębokiego skrzywdzenia, o brak miłości wobec osób, przez które czują się zranieni.

Podobnie jak nie da się przyspieszyć gojenia się głębokiej rany ciała, ale trzeba cierpliwie czekać, by sam organizm poradził sobie ze zranieniem, tak również dzieje się w sferze psychicznej i emocjonalnej. Uzdrowienie z głębokiego poczucia krzywdy wymaga czasu oraz pomocy ludzkiej i Boskiej. Jak przy ciężkiej kontuzji ciała przedwczesna aktywność fizyczna naraża nieraz człowieka na trwałe kalectwo, tak też dzieje się w uzdrowieniu emocjonalnym.

W każdym procesie uzdrowienia (fizycznego, emocjonalnego czy duchowego) ludzka wola musi się podporządkować (czy to jej się podoba, czy nie) pewnym procesom, które wpisane są w ogólne ludzkie prawa, jakim człowiek podlega, a które od niego bezpośrednio nie zależą. I chociaż siła życia oraz głębokie pragnienie zdrowia staje się bardzo ważnym (nieraz wręcz decydującym) czynnikiem wyjścia z choroby, to jednak "ludzka wola zdrowia i życia" jest ograniczona. Człowiekowi nierzadko przychodzi stanąć wobec konieczności podporządkowania się "siłom wyższym", na które nie ma bezpośredniego wpływu.

Za uleganie złudzeniu, iż skrzywdzenie zostało szybko i "cudownie" uleczone, płaci się nieraz wysoką cenę: jest nią przede wszystkim nadwrażliwość na każdą najmniejszą niesprawiedliwość czy też ludzką nieżyczliwość i brak akceptacji. Kiedy "przyspieszone uzdrowienie wewnętrzne" dokonało się w kontekście religijnym, wtedy zdarza się, iż ciągłe opowiadanie o "cudzie uzdrowienia" jest jedynie opowiadaniem o sobie i swoim własnym odczuciu skrzywdzenia.

Głębokie uzdrowienie wewnętrzne z poczucia krzywdy charakteryzuje się przede wszystkim doświadczeniem wolności wewnętrznej zarówno wobec swoich krzywdzicieli, jak i własnych ran. Dlatego też człowiek prawdziwie uzdrowiony wewnętrznie nie potrzebuje specjalnie opowiadać o bliźnich, którzy go skrzywdzili, ani też o sobie samym jako szczególnym przypadku uzdrowienia.

 
5. Koncentracja na własnym cierpieniu

Istnieją osoby, które - także w sytuacji niezbyt nawet głębokiego skrzywdzenia - skłonne są koncentrować się na swoim cierpieniu. Poprzez wyolbrzymianie go dramatyzują własną sytuację. Osoby te opowiadają nieustannie o swojej krzywdzie oraz o cierpieniach z nią związanych, niezależnie od tego, jak dawno miały one miejsce. Szczególne upodobanie znajdują w opowiadaniu o swoich krzywdach osobom, które dopiero co poznały. Czują jakiś wewnętrzny przymus wtajemniczenia każdego człowieka w świat swoich cierpień. Jest to swoiste celebrowanie własnego skrzywdzenia. Odczucie krzywdy oraz koncentracja na osobie krzywdziciela stają się wówczas obsesyjną potrzebą, pobudzającą je do działania.

I chociaż osoby te zwykle uważają, aby nie ranić innych, to jednak próba skupienia uwagi wszystkich ludzi na własnym cierpieniu sprawia, iż stają się one niewrażliwe na cierpienia innych. Ponieważ zbyt wiele uwagi poświęcają swojemu własnemu cierpieniu, nie są w stanie dostrzegać cierpienia innych.

Przekroczenie własnego cierpienia domaga się minimum męstwa. Pozwala ono osobie skrzywdzonej odrywać się od siebie i własnego cierpienia, by wychodzić ku innym. Próba nawiązywania więzi z innymi, szczególnie zaś z osobami cierpiącymi (nieraz o wiele bardziej), staje się ważnym krokiem do przekroczenia własnego poczucia krzywdy. Kiedy osoba skrzywdzona dystansuje się do własnego cierpienia, wtedy staje się bardziej uważna na cierpienie bliźnich.

 
6. Dwa rodzaje cierpienia

Rozeznając naszą sytuację skrzywdzenia, powinniśmy wyróżnić dwa rodzaje cierpienia, dwa rodzaje "krzyża".

Jedno z nich jest "słuszne", ponieważ stanowi owoc naszych grzechów (por. Łk 23,41). W takim cierpieniu odbieramy jedynie uzasadnioną "karę" za nasze uczynki. Tego cierpienia nie możemy traktować jako "krzyża", który zsyła nam Jezus. Kiedy cierpimy z powodu naszych konkretnych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas do wyzwolenia się zarówno z grzechu, jak i cierpienia, które on rodzi. Doświadczając cierpienia, powinniśmy wejść w badanie naszego sumienia, pytając o związek przeżywanego cierpienia z grzechem: z grzesznym sposobem myślenia, reagowania, a zwłaszcza z grzesznymi postawami, przyzwyczajeniami, czynami. Kiedy cierpimy z powodu działania pod wpływem pychy, kompleksów niższości, lekkomyślności życiowej, uraz, gniewu, zazdrości, rozżalenia, buntu wobec ludzi i Boga, wówczas wezwani jesteśmy najpierw do nawrócenia wewnętrznego. Powinniśmy uznać cierpienia wypływające z naszego grzesznego postępowania za gorzki owoc naszego własnego działania, z którego Chrystus pragnie nas uwolnić.

Są jednak w naszym życiu cierpienia, które nie są związane w żaden sposób z naszą winą i grzechem. Są to cierpienia, które - podobnie jak w życiu Jezusa - zostają dopuszczone przez Boga. Jezus cierpi wielką krzywdę od ludzi, choć sam nic złego nie uczynił. Krzywda, którą wyrządzają nam ludzie, jest naszym prawdziwym krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cierpienia jest wezwaniem nie tyle do nawrócenia, ile raczej do zjednoczenia z Jezusem i naśladowania Go w cierpieniu i krzyżu.

Cierpienie przyjęte w duchu upodabniania się do Jezusa traci swą niszczącą moc. Kiedy ofiarujemy Jezusowi doznane krzywdy, On przyjmuje je na siebie i czyni je znakiem miłości Ojca do nas. Cierpienie przyjęte z Jezusem, przez Jezusa i dla Jezusa staje się dla nas miejscem zbawienia siebie i innych. Tak przeżywane cierpienie staje się źródłem radości, pokoju i pocieszenia. Apostołowie biczowani z rozkazu Sanhedrynu cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa (Dz 5,41). Cierpienie przyjęte z rąk Jezusa i dla Jezusa jest drogą do pełni życia - do zmartwychwstania. W ten sposób nasza więź z Chrystusem i nasza miłość do braci oczyszcza się i dojrzewa.

 
* * *

Modlitwa, którą św. Ignacy ofiaruje nam na początku kontemplacji życia Jezusa w drugim tygodniu Ćwiczeń, jeśli będzie odmawiana z pokorą i zaangażowaniem, może pomóc nam pokonać lęk przed tym, co w ludzkim życiu jest najtrudniejsze, czyli przed "znoszeniem wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi" i przyjmowaniem "wszelkiego ubóstwa, tak zewnętrznego jak i duchowego". Autor Ćwiczeń zastrzega się jednak, iż jest to modlitwa dla tych, którzy chcieliby więcej kochać Jezusa i więcej "odznaczyć się we wszelakiej służbie" dla Niego (ĆD, 97).

"Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobroci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej i wszystkich świętych dworu niebieskiego, oświadczając, że chcę i pragnę i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia" (ĆD, 98).

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH

początek strony
(c) 1996-1999 Mateusz