Ból krzywdy, radość przebaczenia
R O Z D Z I A Ł   V
ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA

 

 

Trwałe uzdrowienie wewnętrzne nie jest jedynie szlachetnym "mocnym postanowieniem poprawy", chwilowym przeżyciem emocjonalnym czy też samą psychoanalityczną świadomością istniejących zależności pomiędzy doznaną krzywdą w przeszłości a obecnymi postawami i zachowaniami. Uzdrowienie jest wewnętrznym procesem, który ma swoją dynamikę i trwa zwykle kilka lat. Obejmuje zarówno płaszczyznę uczuć, jak i wymiar duchowy. Dlatego wymaga wysiłku ludzkiego - psychicznego, jak też wiary i zaufania łasce Boga.

 
1. Łaska Boga i ludzka praca

Podobnie jak doświadczenie skrzywdzenia obejmuje całego człowieka (płaszczyznę emocjonalną, psychiczną i duchową), tak doświadczenie uzdrowienia wewnętrznego powinno objąć całą ludzką osobę. Nie wystarczy jedynie uzdrowienie pamięci, emocjonalności czy tylko sfery duchowej. Konieczne jest uzdrowienie całej ludzkiej osoby. Uzdrowienie duchowe naprowadza nas na potrzebę uzdrowienia świata emocji, zaś uzdrowienie uczuć otwiera nas na wymiar duchowy. Człowiek zraniony jest w stanie kierować światem swoich zranionych uczuć tylko wówczas, kiedy odwoła się do najgłębszego wymiaru - do życia duchowego.

Jednym z wielkich błędów, jakie popełnia się w rozważaniach o uzdrowieniu z poczucia krzywdy, jest przeciwstawianie płaszczyzny emocjonalnej płaszczyźnie duchowej. Do prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego konieczne jest harmonijne łączenie obu tych wymiarów ludzkiego istnienia. Tam, gdzie brakuje woli podjęcia trudnej pracy w sferze emocjonalnej, usiłuje się ją nieraz lekceważyć, przerzucając cały ciężar odpowiedzialności za uzdrowienie wewnętrzne na Pana Boga i Jego łaskę. W takiej sytuacji osoba zraniona wyraża wielką gotowość całkowitego oddania się Mu, ale pod warunkiem, iż usunie On wszelkie cierpienie z jej drogi. Uwolnienie od cierpienia bywa wówczas mylnie kojarzone z rzeczywistym uzdrowieniem. Wyparcie krzywdy ze świadomości, przerzucenie jej na innych, pomniejszanie jej w swojej świadomości może rzeczywiście powodować zmniejszenie cierpienia - nie oznacza ono jednak rzeczywistego uzdrowienia wewnętrznego.

Nieobecność cierpienia w naszym życiu nie zależy tylko od nas. Skuteczności łaski Bożej nie mierzy się też uwolnieniem nas od cierpień fizycznych i psychicznych. Łaską może być zarówno uwolnienie od cierpienia, jak i obdarzenie człowieka cierpieniem. W życiu duchowym istotne jest nie tyle samo cierpienie, ile raczej jego znaczenie dla całego ludzkiego życia.

W naszej modlitwie o uwolnienie od "kielicha goryczy" bywamy nieraz wysłuchani podobnie jak Jezus w Ogrójcu. Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,7-8). Wyzwolenie z poczucia krzywdy przychodzi przez posłuszeństwo Bogu, przyjmowane nieraz pośród cierpienia i wewnętrznej walki. Jeżeli uzdrowienie wewnętrzne kojarzy nam się przede wszystkim z życiem bez bólu, to może się zdarzyć, iż szukanie przez nas uzdrowienia będzie jedynie formą ucieczki - nie tylko przed cierpieniem, ale także przed odpowiedzialnością za własne życie.

 
2. Powołanie do życia

Celem dążenia człowieka do wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy jest pełniejsze odkrycie ludzkiego życia. Poczucie krzywdy i żalu hamuje człowieka w radosnym i twórczym przeżywaniu własnej egzystencji. Uleczenie wewnętrzne jest konieczne do tego, aby móc się cieszyć pełnią życia. Jeżeli krzywdzenie jest niszczeniem życia, to uzdrowienie z poczucia krzywdy jest jego odzyskiwaniem.

Uzdrowienie z poczucia krzywdy zakłada głębokie przekonanie, iż pierwszym zasadniczym powołaniem człowieka jest powołanie do życia. Ono jest fundamentem wszystkich innych ludzkich wezwań i powołań. Powołanie do życia należy rozumieć w szerokim znaczeniu: jesteśmy przede wszystkim powołani do tego, by życie przeżyć uczciwie i dojrzale, by przeżyć je w miłości i w wolności. Ponieważ dzisiejsza cywilizacja lekceważy życie, tym ważniejsze zatem wydaje się podkreślenie, iż godne, dobre i mądre życie ludzkie jest pierwszym zadaniem człowieka.

Wiele dziedzin naszej cywilizacji naznaczonych jest cieniem śmierci. "Cywilizacja śmierci" (Jan Paweł II) przejawia się między innymi w eutanazji, aborcji, wykorzystywaniu seksualnym kobiet i dzieci, stosowaniu przemocy, zażywaniu narkotyków, alkoholizmie. Wbrew tym wszystkim negatywnym tendencjom naszej cywilizacji powinniśmy, jako chrześcijanie, podkreślać piękno i dobro ludzkiego życia. Człowiek współczesny zachwyca się urządzeniami, które sam produkuje, a nie jest w stanie zachwycić się swoim własnym życiem.

W obliczu cywilizacji śmierci, lekceważącej ludzkie życie, trzeba nam często sięgać po psalm 8, który jest jednym z najpiękniejszych hymnów o człowieku.

O Panie, nasz Boże, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi! Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. (...) Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym - syn człowieczy, że się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod jego stopy: owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada, ptactwo powietrzne oraz ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza. O Panie, nasz Panie, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!

Młodym ludziom, tak często poranionym we własnych rodzinach, trzeba dzisiaj ukazywać ich pierwsze powołanie: powołanie do życia. Jest rzeczą paradoksalną, iż wielu z nich nie ceni swojego życia, a jednocześnie "czuje się" powołanymi do wielkich zadań życiowych. Człowiek nie może dokonać w swoim życiu wielkich i ważnych dzieł, jeśli najpierw nie doceni samego życia i nie ucieszy się nim naprawdę. Życie w określonym stanie (małżeńskim, kapłańskim, zakonnym) lub też spełnianie ważnych funkcji społecznych domaga się pozytywnego i poważnego podejścia do życia. Aby dawać życie innym, trzeba wziąć je najpierw w swoje własne ręce. Wśród wartości ziemskich życie ludzkie jest wartością najwyższą. Nie można go sprzedać, zamienić na cokolwiek innego. Powinniśmy często robić sobie rachunek sumienia z naszego podejścia do życia: Jaki jest mój stosunek do własnego życia? Czy nie lekceważę go? Czy nie niszczę go uleganiem moim namiętnościom: chciwości na pieniądze, zmysłowości, chorym ambicjom itp.? Czy nie poświęcam własnego życia dla zdobycia względnych, przemijających wartości: kariery, pieniędzy, przyjemności?

 
3. Odkrycie miłości Boga

Istotą skrzywdzenia jest zawsze niedobór miłości. Fundamentalne skrzywdzenia wyniesione z domu rodzinnego polegają najczęściej na braku miłości lub też na różnorodnych jej zniekształceniach. Dlatego też zasadniczą drogą do uzdrowienia wewnętrznego będzie miłość drugiego: człowieka i Boga. Odkrywamy wartość i głębię życia, doświadczając miłości ludzkiej i Boskiej. Ludzka pomoc, troska i życzliwość powinny naprowadzić skrzywdzonego na odkrycie źródła miłości, którym jest Bóg. Ostatecznie bowiem Jego bezinteresowna i bezwarunkowa miłość przywraca człowiekowi pragnienie życia, przygaszone z powodu ran doznanych w miłości od ludzi. Wielkie zranienia w ludzkiej miłości mogą być leczone tylko w relacji do nieskończonej miłości Boga.

Miłość Stwórcy odkrywamy powoli. Drogą do niej jest lektura Pisma świętego, refleksja osobista, modlitwa, uczestnictwo w sakramentach, kierownictwo duchowe, życie rodzinne, przyjaźń ludzka. Wszystko to dzieje się w ramach wspólnoty Kościoła. Wspólnota Kościoła pomaga nam stopniowo odkrywać różne "strony" tajemnicy Boga. Miłość Boga jest "zbyt wielka", byśmy mogli ogarnąć ją w jednej chwili, w jednym akcie poznania. Boga poznajemy w miarę naszego wzrastania w życiu duchowym. Możemy więc mówić o etapach, stopniach w odkrywaniu Boga i Jego miłości. Bóg ofiaruje nam całe życie, byśmy mogli przenikać Jego tajemnicę i Jego nieskończoną miłość.

Doświadczenie chrześcijańskiego życia duchowego rozpoczyna się zatem nie od poznawania zobowiązań i ciężarów religijnych, ale bezinteresownej miłości. Pierwszą tajemnicą chrześcijaństwa jest bowiem fakt, że Bóg (tak) umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,16-17).

Pierwszą prawdą chrześcijaństwa jest zatem miłość, którą jesteśmy kochani za darmo. Życie człowieka jest owocem tej miłości. Istniejemy dzięki miłości. Bóg zaprasza nas do jej przyjęcia i wcielania w życie. Chrześcijańskie życie duchowe rodzi się w kontemplacji miłości Boga, objawionej w Jezusie Chrystusie. Św. Jan Ewangelista zachęca nas do zachwytu nad bezinteresowną miłością Boga: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3,1-2).

Powinniśmy często zadawać sobie pytanie: Do jakiego Boga się modlimy? Z czego zbudowany jest nasz obraz Boga? Ile w naszym doświadczeniu Boga jest poczucia winy, lęku o siebie, lęku przed karą, chęci bycia "w porządku", a ile rzeczywistego doświadczenia bezinteresownej miłości? Nie doświadczymy wielkiego zapału, entuzjazmu życiowego, jeżeli nasz obraz Boga będzie przede wszystkim budził w nas lęk i poczucie winy.

Kiedy myślimy o Bogu i Jego woli, wtedy naszym pierwszym odruchem powinna być nie obawa, czy jesteśmy wobec Niego "w porządku", ale świadomość, że jesteśmy przez Niego kochani odwieczną i nieskończoną miłością. Matka, która małemu dziecku stawia najpierw surowe wymagania zamiast je otoczyć czułą opieką i miłością, będzie je głęboko ranić. Dziecko nie zrozumie wymagań matki i ojca, kiedy nie czuje się przez nich kochane. Podobnie każdy człowiek przed Bogiem: jeżeli nie poczuje się przez Niego kochany, to nie będzie w stanie rozumieć sensu Jego przykazań, nakazów i zakazów.

Miłość Boża jest wymagająca, niekiedy nawet bardzo, ale wymagania te przychodzą w odpowiednim czasie i na odpowiednim etapie ludzkiego rozwoju. W życiu duchowym trzeba zatem najpierw odkryć, iż jesteśmy kochani, by móc pokonać w sobie powracające pytanie, dyktowane lękiem: Czy jestem "w porządku" wobec Boga? Bóg kocha nas także wówczas, kiedy nie jesteśmy wobec Niego "w porządku". To właśnie doświadczenie Jego miłości wprowadza w nas porządek, harmonię i ład. Jego miłość oczyszcza nas i leczy z poczucia krzywdy, która jest zawsze wyrazem nieładu w miłości.

Powinniśmy często szukać w Biblii, tak Nowego, jak i Starego Testamentu, tych miejsc, które objawiają nam bezinteresowną miłość Boga. Nie jest prawdą, że Bóg objawia swoją miłość tylko w Nowym Testamencie. Również w Starym Testamencie jest wiele fragmentów opowiadających o nieskończonej i bezinteresownej Boga miłości do człowieka. Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy (Iz 66,13). Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną - mówi pięknie prorok Izajasz (Iz 49,16). Czułe wyznanie miłości Jahwe do człowieka znajdujemy także u proroka Jeremiasza: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię (Jr 1,5). Bóg ukształtował nas w łonie matki, nieustannie nosi nas na obu swoich dłoniach. Kocha nas pełną miłością - miłością matki i ojca. Głęboka świadomość, że życie jest darem miłości Boga, że otoczone jest Jego miłością i jest w Jego mocnych rękach, staje się ważnym źródłem pozytywnego stosunku człowieka do życia. Powinniśmy pytać siebie: Jaki jest nasz obraz Boga? Czy przeżywamy na co dzień prawdę, iż Bóg "wyrył nas na obu swoich dłoniach"? Czy doświadczamy w życiu pocieszenia Bożego, szczególnie w chwilach trudnych? Czy wyraźnie wiążemy wartość naszego życia z miłością Boga?

 
4. Pokonanie podejrzliwości

Aby móc zaufać miłości Boga, która rodzi nas do życia, konieczne jest pokonanie w sobie podejrzliwości. Zranienia w miłości rodzą w człowieku głęboką obawę przed dalszymi ranami. Podejrzliwość jest pewną formą lęku przed kolejnym odrzuceniem w miłości. Nasza podejrzliwość jest związana najczęściej ze skrzywdzeniem wyniesionym z domu rodzinnego, ze środowiska rówieśniczego czy też środowiska szkolnego. Podejrzliwość jest odruchową, bezrefleksyjną formą obrony przed kolejnym zranieniem w miłości. Podejrzliwość blokuje spontaniczne ludzkie relacje wzajemnej życzliwości, sympatii, przyjaźni i miłości; izoluje człowieka; zamyka go w sobie. Podejrzliwość czyni człowieka smutnym; zabija radość życia.

Nasza cywilizacja jest naznaczona podejrzliwością. "Minęło zaledwie 140 lat - pisze Robert Bly - od zapoczątkowania pracy fabrycznej na Zachodzie, (...) a w przeciągu tego okresu z każdym pokoleniem słabną więzi ojca z dziećmi. Kiedy syn nie widzi miejsca pracy swego ojca, bądź tego, co on wytwarza, czy może sobie wyobrazić ojca jako bohatera, jako bojownika? (...) Odpowiedź Alexandra Mitscherlicha jest smutna: to puste miejsce zajmują demony podejrzliwości. Demony te, niewidzialne, ale rozmowne, zachęcają do podejrzliwości wobec wszystkich starszych. Podejrzliwość taka prowadzi do rozbicia wspólnoty starszych i młodszych mężczyzn. (...) Muzyk rockowy nie bez cienia złośliwości gra muzykę, której jego dziadek nigdy nie zrozumie".

Człowiek zraniony w miłości, który pragnie rzeczywistego uzdrowienia wewnętrznego, musi zauważyć własną nieufność - podejrzliwość i przyjąć ją jako ranę własnego serca. Ranę tę powinien z pokorą wyznać przed Bogiem, by móc pokonać ją najpierw we własnym sercu. Zwycięstwo wewnętrzne nad podejrzliwością otworzy mu drogę do pokonania jej w relacji z bliźnimi.

Jeżeli w pewnym momencie życia podejrzliwość nie zostanie w człowieku przekroczona, to będzie rozwijać się i rosnąć razem z nim. I tak podejrzliwość dziecka, nastolatka wobec jego własnych rodziców staje się - w miarę upływu lat - podejrzliwością rodzica wobec dziecka. Podejrzliwość podwładnego wobec przełożonego z czasem staje się podejrzliwością przełożonego wobec podwładnych. Podejrzliwość ucznia wobec nauczyciela staje się z czasem podejrzliwością nauczyciela wobec uczniów. Nierzadko z podejrzliwością patrzymy na każdy autorytet, ponieważ wydaje nam się - i to jest właśnie podejrzliwość - iż chce on nas zniewolić, ograniczyć, poniżyć, wykorzystać. W społeczeństwie jest ogromnie dużo podejrzliwości wobec polityków i ludzi władzy. Jest też wiele podejrzliwości wobec Kościoła. Wielu sądzi, że Kościół, głosząc Dobrą Nowinę i zasady moralne z nią związane, kieruje się nieczystymi motywami: szuka władzy, wpływów, interesów, pieniędzy itp. Wielu podejrzewa Kościół o nieczyste, ukryte intencje.

Podejrzliwość ludzka jak cień pada także na samego Boga. To właśnie z niej rodzą się w chwilach trudnych pytania pełne nieufności: Czy Bóg może mi przebaczyć tak ciężkie grzechy? Czy Bóg mnie kocha, skoro tak bardzo cierpię? Czy On naprawdę jest miłością, jeżeli na świecie jest tyle cierpienia? Czy istnieje Boża sprawiedliwość, jeżeli tak okrutnie cierpią niewinne dzieci? Są to tylko niektóre pytania, jakie rodzą się w nas pod wpływem podejrzliwości wobec Boga i Jego miłości.

Aby zaufanie stało się możliwe, nasza podejrzliwość musi zostać pokonana. Jeżeli istnieje choćby jej cień w naszym sercu, to wówczas wszystko, co przyjmujemy od Boga i ofiarujemy Mu, zostaje nią "zatrute". Także wtedy, kiedy dobrze się nam powodzi, rodzi się w nas podejrzliwość: Czego Pan Bóg zażąda od nas za chwile powodzenia i ludzkiego szczęścia? Jaki krzyż nam później ześle?

Podejrzliwość, która objawia się w relacji do Boga i człowieka, ujawnia się także w stosunku do samego siebie. Wielu młodych ludzi, niepewnych siebie, nieustannie podejrzewa się o złe zamiary i intencje. Nie umie żyć w pokoju i radości wewnętrznej, ponieważ ciągle musi walczyć z obawami, zbytnią troską o siebie i swoją przyszłość, których źródłem jest ich własna podejrzliwość. Podejrzliwość każe im nieraz stawiać sobie wymagania, całkowicie ich przerastające. Wymagania te bywają nieraz wręcz nieludzkie.

Podejrzliwość wobec siebie i wobec Boga uniemożliwia nam prawdziwe doświadczenie wiary. W podejrzliwości bowiem człowiek nie umie przyjmować bezinteresownego daru. Usiłuje natychmiast za niego płacić, wynagradzać. W konsekwencji, relacje z Bogiem naznaczone zostają interesem, a życie duchowe staje się jednym wielkim handlowaniem z Bogiem. Człowiekowi wydaje się wówczas, iż za wszystko winien Panu Bogu zapłacić i wszystko sobie u Niego wykupić. Jeśli nie umiemy przyjmować darów, ale usiłujemy płacić Bogu za wszystko, to równocześnie sami nie jesteśmy w stanie bezinteresownie dawać. Podejrzliwość jest wrogiem bezinteresowności.

Postawmy sobie pytania o naszą podejrzliwość: Jaka była moja podejrzliwość w przeszłości, a jaka jest dzisiaj? Z jakich zranień życiowych może ona wypływać? Wobec jakich osób spontanicznie rodzi się we mnie podejrzliwość? Ile jest podejrzliwości wobec osób, z którymi żyję na co dzień: wobec ojca, matki, męża-żony, własnych dzieci, rodzeństwa, innych członków rodziny? Czy nie nosimy w sobie podejrzliwości wobec naszych sąsiadów, kolegów z pracy, wspólnoty parafialnej, duszpasterzy? Trzeba nam prosić Boga, byśmy mogli dostrzec naszą podejrzliwość, wyznać ją i stopniowo pokonywać we własnym sercu.

Pytajmy, jak bardzo podejrzliwość nadszarpnęła nasze więzi z najbliższymi. Jak wpłynęła na nasze relacje z Bogiem? Czy moja podejrzliwość nie osłabia mojego poczucia własnej wartości? Czy nie staje się źródłem bezradności, niewiary we własne siły? Prośmy Boga, abyśmy przyjęli naszą podejrzliwość jako ważne zadanie życiowe, jako miejsce zmagania się o głębsze życie duchowe, jako miejsce naszego wzrostu zaufania do Boga, do siebie i do bliźnich.

 
5. Przyjmowanie odpowiedzialności za życie

Wewnętrzne zmagania o uzdrowienie wewnętrzne domagają się nie tylko pokonania podejrzliwości, ale także głębokiego poczucia odpowiedzialności za swoje własne życie. Jeżeli osoba skrzywdzona nie ma przemienić się - niemal automatycznie - w krzywdziciela, to musi wziąć swój własny los w swoje ręce. Nie może pozwolić, by kierowały nią jej własne nie kontrolowane odruchy oraz niedojrzałe nawyki i przyzwyczajenia.

Odpowiedzialność za życie wyraża się między innymi w uświadamianiu sobie własnych postaw, zachowań i reakcji oraz wzięciu za nie odpowiedzialności moralnej. Łatwe, kierowane egoizmem, poddanie się nie kontrolowanym odczuciom skrzywdzenia, żalu, gniewu, odwetu, nienawiści i przelewanie tych uczuć na bliźnich (nieraz "ducha Bogu winnych") jest zachowaniem niemoralnym. Człowiek zraniony powinien czuć się odpowiedzialny za swoje wybory, decyzje i czyny. Odpowiedzialność za życie każe przyjąć skrzywdzenie jako szczególną, nieraz bardzo bolesną okazję do wewnętrznej walki o zwycięstwo ducha nad ciałem (por. 1 Kor 15,50), dobra nad złem (por. Rz 12,21), moralności nad niemoralnością. Jeżeli skrzywdzenie nie zostanie przyjęte w ten sposób, staje się okazją do niewierności wobec Boga i do wyrządzania krzywdy innym.

Krzywdzenie innych jest grzechem. Grzech krzywdy wyrządzonej bliźnim nie może być traktowany jako omyłka, przypadkowy błąd, chwila nieuwagi. Grzech jest brakiem odpowiedzialności za własne decyzje i wybory życiowe. Istotą grzechu jest zamykanie się na Boga i jego miłosierdzie oraz krzywdzenie bliźnich.

Istotą odpowiedzialności za swoje własne życie jest słuchanie Boga i odpowiadanie Mu na Jego wezwania. Dopiero zawierzenie swego życia Stwórcy daje człowiekowi możliwość przyjęcia pełnej odpowiedzialności za nie. Odpowiedzialność każe nam zrezygnować z usprawiedliwiania własnego grzechu. Grzechu nie da się wyjaśnić trudną przeszłością, niepewną teraźniejszością czy też lękiem przed przyszłością. Grzech domaga się rezygnacji z szukania winnych.

Trzeba jednak mocno zaznaczyć, iż uwalniamy się od zakłamania i dochodzimy do prawdy o naszej grzeszności nie tylko poprzez autorefleksję, ale także poprzez rozważanie słowa Bożego. Prawdziwe doświadczenie grzeszności nie jest owocem wpatrywania się we własne słabości i ułomności. To Duch Boży działający w słowie Bożym przekonuje nas o grzechu i potrzebie miłosierdzia Boga. On zaś (Duch Święty), gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie - powie św. Jan (J 16,8).

Doświadczenie własnego grzechu jest owocem kontemplacji Boga i Jego miłości. W spotkaniu ze świętością Boga ujawnia się nasza grzeszność; w zetknięciu z Jego sprawiedliwością ujawnia się nasza niesprawiedliwość; w kontemplacji Jego dobroci ujawnia się krzywda wyrządzona bliźnim i sobie samemu.

Świętość Boga, która odsłania grzech przed człowiekiem, objawia się jednocześnie jako źródło miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Dlatego też chrześcijańskie doświadczenie grzechu, jeżeli jest autentyczne, nie odbiera człowiekowi nadziei. Wręcz odwrotnie. Otwiera nam perspektywę na przyszłość. Słowo Boże, objawiające nam nasz grzech, ukazuje jednocześnie, w jaki sposób powinniśmy brać odpowiedzialność za nasze życie, aby czynić je dojrzalszym, lepszym, szczęśliwszym, także w ludzkim wymiarze.

Pytajmy o nasze poczucie odpowiedzialności za życie na poszczególnych jego etapach: w okresie dorastania, w latach młodzieńczych, w wieku dorosłym. Co świadczy o podejmowaniu odpowiedzialności za moje życie? Co było wyrazem pewnej lekkomyślności wobec życia? Czy nie niszczyłem swojego życia nałogami? Jaka jest dziś troska o moje życie? Czy mój styl życia: praca, odpoczynek, modlitwa, stosunek do ciała jest rzeczywiście wyrazem troski o moje życie?

 
6. Doświadczenie miłosierdzia Bożego

Postawa odpowiedzialności za życie otwiera nas na głębsze doświadczenie miłości Boga. Bezinteresowna miłość Boga jest jednocześnie miłością wymagającą, trudną. Ona stawia przed nami ważne i odpowiedzialne zadania. Bóg, jako najlepszy Pedagog i Nauczyciel, swoją miłością zaprasza nas do wysiłku i pracy dla własnego szczęścia oraz dla dobra tych, których powierza naszej trosce i miłości. W razie potrzeby zaś upomina i karci tak, jak czyni to dobry ojciec.

Przyjmowanie przebaczenia Bożego nie może być konsumowaniem miłosierdzia Bożego. Bóg przebacza grzechy, ale jednocześnie zaprasza człowieka do ofiarnej miłości. Z przebaczeniem pełnym miłosierdzia (Ja ciebie nie potępiam) grzesznik otrzymuje polecenie: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (J 8,11). Wraz z łaską uzdrowienia Jezus nie obawia się udzielić choremu wyraźnej przestrogi: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5,14). Jeżeli słowa te przyjmujemy w kontekście bezinteresownej miłości Boga, to one nas nie ranią. Upomnienie może ranić tylko wówczas, kiedy jest przeżywane jako wyraz odrzucenia. Ojcowska miłość Boga objawiona w Jezusie przestrzega nas, upomina, wzywa do wysiłku duchowego, ale nigdy nas nie potępia. Gdybyśmy zatrzymali się na doświadczeniu Boga, który kocha za darmo i niczego nie wymaga, łatwo moglibyśmy uczynić z chrześcijaństwa tanią religię hippisów.

Czego Bóg od nas wymaga? Po pierwsze, wymaga słuchania: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden (Mk 12,29). Słuchanie jest pierwszym nakazem Boga. Po drugie, wymaga odpowiedzi: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,30). Odpowiedź na miłość Stwórcy wyraża się nie tylko w relacji do Niego, ale także w relacjach międzyludzkich: Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych (Mk 12,31).

Istotą odpowiedzialności chrześcijańskiej jest nie formalna obowiązkowość, ale nieustanne udzielanie odpowiedzi Bogu na Jego słowo kierowane do nas. Słowo Boga jest słowem miłości i odpowiedź powinna być także odpowiedzią miłości. Może zbyt często traktujemy Pana Boga jak Świętego Mikołaja, który pracuje cały rok, rozdając wszystko wszystkim za darmo. Prawdziwa "miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, albo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i znów wzajemnie, żeby umiłowany udzielał miłującemu" (ĆD, 231).

Człowiek, nasyciwszy się bezinteresowną miłością Boga, spontanicznie pyta: Co ja daję Bogu? W rozważaniach o grzechu św. Ignacy Loyola zachęca rekolektanta, aby "wyobrażając sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozmawiać z Nim, pytając go, jak to On, będąc Stwórcą, do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy" (ĆD, 53). Następnie zaś autor Ćwiczeń duchownych każe przyjrzeć się sobie i pytać: "Com ja uczynił dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystusa? Com powinien uczynić dla Chrystusa? I tak widząc go w takim stanie przybitego do krzyża, rozważyć to, co mi się wtedy nasunie" (ĆD, 53).

Doświadczenie sakramentu pojednania powinno być nie tylko przyjmowaniem miłości, ale również ofiarowywaniem jej Jezusowi i naszym bliźnim, szczególnie zaś tym, którzy nas zranili brakiem miłości wobec nas. Ofiarowanie przebaczenia, które jest dawaniem miłości "naszym winowajcom", jest tak istotne, iż Jezus zastrzega się, że przebaczenie Boga będzie skuteczne tylko pod warunkiem udzielenia im wpierw naszego przebaczenia.

 
7. Dojrzałość sumienia

Z doświadczeniem odpowiedzialności za siebie i swoje czyny wiąże się w sposób ścisły dorastanie do coraz pełniejszej dojrzałości sumienia. Do prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego konieczne jest dojrzałe sumienie. Nierzadko zdarza się, iż osoba skrzywdzona żyje w ciągłym chorym poczuciu winy wobec Boga i osób, które ją skrzywdziły, co nie pozwala jej wypowiedzieć do końca swojej krzywdy. Obawia się, iż opowiadanie innym o doznanych krzywdach jest wyrazem braku miłości, nielojalnością czy też obmawianiem. Długie dotkliwe doświadczanie krzywdy często zniekształca ludzkie sumienie. Krzywda może czynić sumienie niepewnym, lękliwym, nadwrażliwym. Bardzo wiele zależy jednak od wolności człowieka i jego postawy wobec cierpienia. Kiedy osoba skrzywdzona nie podejmuje problemu krzywdy, wtedy owo niepewne i lękliwe sumienie z czasem może stać się nieczułe, niewrażliwe, zatwardziałe. Pod wpływem przewlekłej krzywdy, która nie zostanie wewnętrznie przezwyciężona, człowiek staje się nieraz uczuciowo twardy. Wraz z twardnieniem ludzkiej emocjonalności, zwykle twardnieje również jego sumienie.

Doświadczenie skrzywdzenia domaga się pracy nad dojrzałością własnego sumienia. Sumienie dojrzałe jest jednocześnie sumieniem prawym, czułym i wrażliwym. Prawość sumienia, uczciwość wewnętrzna jest pierwszym zasadniczym warunkiem prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego. Prawość wewnętrzna wymaga "przede wszystkim tego, aby człowiek odrzucił pozory, wyzbył się zafałszowań, aby odnalazł się w całej swojej wewnętrznej prawdzie. Jest to prawda jego sumienia. Człowiek musi uwolnić się od wszystkiego, co mu nie pozwala tej właśnie prawdzie, swojej wewnętrznej prawdzie, spojrzeć w oczy" (Jan Paweł II).

W doświadczeniu głębokiej krzywdy prawda jest bardzo bolesna. I nie każdego z nas stać, aby od razu z całą odwagą i zaangażowaniem spojrzał prawdzie w oczy i uznał: "Sam jestem winny temu, że czuję się nieszczęśliwy, nie kochany, odrzucony". Boimy się prawdy o nas samych, ponieważ obawiamy się trudu, ofiary i cierpienia, które konieczne są do zmiany naszego życia. Wolimy nieraz udawać. Ojciec Święty rozumiejąc tę trudność stwierdza, że "nawet przelotne, doraźne spojrzenie w oczy wewnętrznej prawdzie człowieka jest już osiągnięciem". Jest to bardzo "ludzkie" i jednocześnie bardzo pocieszające stwierdzenie. Odbija się w nim dogłębne rozumienie człowieka: wielkości jego pragnień, ale także jego kruchości i lękliwości wewnętrznej.

W towarzyszeniu - w ramach kierownictwa duchowego lub terapii - człowiekowi zranionemu należy bardzo się strzec "zdzierania" masek na siłę. Człowiek odarty z maski wbrew swojej wolności czuje się przede wszystkim upokorzony i nie jest to doświadczenie, które podnosiłoby go na duchu. Nie pomaga się człowiekowi, kiedy się go upokarza i poniża.

Istnieją pewne formy terapii, które stawiają sobie za cel odsłonięcie przed człowiekiem jego niedojrzałych mechanizmów obronnych, którymi usiłuje on ustrzec się przed kolejnym zranieniem. Pomoc człowiekowi domaga się ojcowskiej akceptacji, wsparcia, dyskrecji i zaufania. Prawdą o nas są nie tylko nasze niedojrzałe mechanizmy obronne, ale także nasza zdolność do przyjmowania i dawania miłości.

Prawdy uczymy się powoli, stopniowo. Prawda wymaga cierpliwości i to zarówno ze strony tego, kto do niej dąży, jak i "pedagoga", który uczy życia w prawdzie. Życie prawdziwsze nie zawsze jest łatwiejsze z ludzkiego punktu widzenia. Zły duch, który ze swej istoty jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa (por. J 8,44), odwołując się do trudu życia w prawdzie, podpowiada nam, iż stawianie czoła poczuciu skrzywdzenia będzie wiązać się w wieczną torturą, męką i wiecznym upokorzeniem. I chociaż rzeczywiście pierwszy etap wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy jest nieraz bardzo bolesny, to jednak z czasem przychodzi doświadczenie wolności wewnętrznej, porządku, harmonii, które czynią życie ludzkie spokojniejszym i radośniejszym. Życie w prawdzie jest zawsze życiem szczęśliwym.

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU

początek strony
(c) 1996-1999 Mateusz