ŻYCIE DUCHOWE  •  JESIEŃ 2000 

SŁOWO I OBRAZ •


 

AUTO-ZBAWIENIE

 


 

Pelagiusz
Komentarz do Listu św. Pawła do Rzymian
przekład ks. Arkadiusz Baron, ks. Franciszek Czarnota, Tytus Górski
Seria Źródła Myśli Teologicznej, Wydawnictwo WAM, Kraków 1999, ss. 327.

 

Chrześcijaństwo jest pełne nowości. Objawienie przyniesione przez Jezusa Chrystusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie, do tego stopnia nie mieściło się w ludzkich głowach, że Jego uczniowie wręcz aż się prosili o prześladowania. Oczywiście przez ludzi głęboko wierzących i pobożnych, i to nie tylko dlatego, że innych nie było, ale dlatego, że ich podejście do Boga i do świata tak drastycznie się zmieniało po uwierzeniu w Chrystusa, że nie spełniało to już żadnych wymogów związanych z zachowaniami religijnymi. Jedną z tych nowości było to, że sam Bóg, w swoim Synu, dokonuje zbawienia, a nie nakazuje się zbawić. Za dobra to nowina, by w nią łatwo uwierzyć, więc chrześcijanie woleli z czasem, na wszelki wypadek, zabezpieczyć się całym wianuszkiem religijnych zachowań, własnych dobrych uczynków, kultem, świątyniami i przykazaniami, które można by zasługująco zachowywać. Z upływem wieków wianuszek ten przekształcił się w żywopłot, a miejscami stał się wręcz murem, zza którego Dobrej Nowiny już nie bardzo widać.

Ogromnych ludzie doświadczali i doświadczają trudności z pogodzeniem się z myślą o byciu zbawionym już teraz, o tym, że ponownego przyjścia Pana nie trzeba wyglądać, gdyż On jest z nami „aż do skończenia świata”, że zbawienie nie jest kwestią przyszłości, ale już trwa od zmartwychwstania Chrystusa.

Na początku V wieku trudność ta znalazła wyraz w kontrowersji, która przeszła do historii pod nazwą pelagiańskiej. Głównymi uczestnikami sporu byli Augustyn z Hippony i Pelagiusz, kapłan rodem z Wysp Brytyjskich, pobożny, wykształcony i cieszący się dobrą sławą w Rzymie. Bo jak tu nie cenić duszpasterza, który uczy ludzi, że nie wystarczy tylko recytować „Panie, Panie”, ale trzeba też coś zrobić dobrego; że same usilne nawet posty i umartwienia na wiele się nie zdadzą, jeśli życiem człowiek nie pójdzie za Chrystusem; że jeśli nie będzie się starał, to nie zasłuży sobie na zbawienie. Jeśli bowiem chce się ktoś zbawić – uczył Pelagiusz – nie może naśladować praojca Adama w jego nieposłuszeństwie, ale Chrystusa w Jego posłuszeństwie.

„Gdybyś ty, niedźwiedziu, w mateczniku siedział...”!

Gdyby Pelagiusz pozostał w Rzymie, podejrzewam, że kontrowersji by nie było. Przyjechał jednak do Afryki i tam natknął się na świętego Augustyna, który w tych pobożnych pouczeniach dopatrzył się bardzo poważnego niebezpieczeństwa. Darujmy sobie w tym miejscu rozważania nad tym, do jakiego stopnia zreferowane mu poglądy Pelagiusza były rzeczywiście jego, a do jakiego stopnia jego uczniów, gdyż nie chcę tu pisać o poszczególnych osobach, ale o problemie. Niebezpieczeństwem tym była, krótko mówiąc, tendencja do zamiany zbawienia jako faktu dokonanego przez Chrystusa na możliwość zbawienia się, z akcentem na „się”. W ostatecznych konsekwencjach pelagianie – jak zaczęto nazywać zwolenników Pelagiusza – zdawali się uzależniać zbawienie od własnych wysiłków człowieka, traktować Jezusa Chrystusa jako zacny wzór do naśladowania, a nie jako Zbawiciela. Trzeba było geniuszu Augustyna, by się na tym poznać, a i on okazał się niewystarczający, by relację między zbawieniem dokonanym przez Chrystusa a ludzką odpowiedzialnością należycie wyjaśnić. Zapewne dlatego, że i zbawienie jest darem wszystko przewyższającym, także więc ludzki rozum, i wolność człowieka jest zagadką dla niego samego.

W serii Źródła Myśli Teologicznej ukazał się tom poświęcony tej kontrowersji. Jest to główne dzieło Pelagiusza, jego Komentarz do Listu św. Pawła do Rzymian, poprzedzone niezwykle interesującym i ważnym wstępem Arkadiusza Barona (s. 6-128 plus 40 stron bibliografii). Ukazuje w nim wszystkie meandry tej kontrowersji, wysiłki jednego i drugiego autora, by doskonałość chrześcijańską określić jak najadekwatniej. Ks. Baron zatytułował swój wstęp pytaniem: „Spór o Pawła, spór o człowieka czy spór o Boga?” W istocie bowiem o to chodzi, zwłaszcza o dwa ostatnie człony tego pytania: o relację człowieka do Boga, która winna być odpowiedzią na relację Boga do człowieka.

Pozwolę sobie zacytować fragment tego wstępu, bardzo trafnie ujmujący aktualność kontrowersji, która tylko pozornie zakończyła się zwycięstwem nauki świętego Augustyna:

„Pelagianizm był ruchem podkreślającym ludzki wysiłek na drodze do Boga. Tendencje pelagiańskie są u współczesnych chrześcijan bardziej obecne niż można by przypuszczać. Kościół przestrzegał przed pelagianizmem i czyni tak do dnia dzisiejszego (KKK 406). Najczęściej jednak współcześni ludzie herezję tę znają z kilku ogólników, łącząc ją z naturalizmem i gloryfikacją człowieka. Lepsze poznanie sporu, jaki miał miejsce w Kościele zachodnim na przełomie IV i V wieku, może niejednemu współczesnemu chrześcijaninowi uświadomić, iż prezentuje poglądy w gruncie rzeczy pelagiańskie. Na przestrzeni dziejów Kościoła uporano się z pelagianizmem teoretycznym, ale w zamian za to zadomowił się – jak się wydaje – wśród współczesnych uczniów Chrystusa pelagianizm praktyczny [...]

Podkreślanie wysiłku moralnego, życia zgodnego z przykazaniami, dążenia do doskonałości, praktyki ascetyczne, troska o rozwój wewnętrzny, itd. Wszystko to są rzeczy dobre, ale spór Augustyna z Pelagiuszem przypomina, że nie można przeakcentować roli człowieka w osiąganiu zbawienia. Nie idzie tu o jakąkolwiek formę konkurencji, czy zagrożenia Boga ze strony człowieka, który mógłby się okazać tak silny, iż nie potrzebowałby Boga, lecz o pojęcie Boga chrześcijańskiego nie wypłacającego zbawienia stosownie do naszych czynów i doskonałości. Bóg chrześcijański nie jest Bogiem sukcesu oczekującym od człowieka nieustannego wysiłku w kierunku doskonalenia siebie, aż do zakatowania siebie samego i innych. Augustyn z genialną intuicją ukazuje Boga kochającego człowieka takim, jakim on jest, jak ojciec czy matka kochają swoje dziecko. Chrześcijaństwo pozbawione rodzicielskiej intymności pomiędzy Bogiem i człowiekiem przestaje nim po prostu być, i nawet jeśli trwa, to przeobraża się w jakąś formę religii kontraktowej” (s. 27).

Kościół nie jest wspólnotą wezwanych do zbawienia, ale zbawionych. Istnieje ciągle możliwość zmarnowania tego zbawienia, ale ono samo jest darem za darmo. I to jest Dobra Nowina, wbrew pelagiańskiej teorii auto-zbawienia.

 

Henryk Pietras SJ

 

 

 

 

 DO GÓRY  •  NASTĘPNY