ŻYCIE DUCHOWE  •  JESIEŃ 2000 

SŁOWO I OBRAZ •


 

OSWAJANIE TRUDNOŚCI

 


 

Thomas H. Green SJ
Kiedy studnia wysycha. Modlitwa poza początkami
przekład Robert Więcek SJ, Magdalena Dobrzyniak
Wydawnictwo WAM, Kraków 2000, ss. 199.

 

Niekiedy może się wydawać, że najtrudniejsze w życiu modlitwy są same jego początki. Zacząć, wejść w określony rytm, pozostać mu wiernym pomimo przeciwności, znaleźć sposób modlitwy najbardziej odpowiadający indywidualnym potrzebom i predyspozycjom, wyznaczyć stały czas i stałe miejsce, uporać się z roztargnieniem – to wszystko stanowi realny problem.

Po pewnym czasie systematycznej praktyki, po okresie namacalnej radości, okazuje się nagle, niemal z dnia na dzień, że modlitwa traci smak, a kwitnąca dotąd przestrzeń wewnętrznych doznań zmienia się w pustynię. W dodatku, przeważnie to właśnie owa pustynia okazuje się chlebem powszednim modlitwy wewnętrznej. Niekiedy, zwykle bardzo rzadko, powraca na moment dawne uniesienie i rozbłyski światła, trwają one jednak tak krótko, że tego rodzaju przeżycia wydają się złudzeniem. Codziennością modlitwy staje się wszechogarniające poczucie całkowitej jałowości, któremu towarzyszy przeświadczenie o daremności dalszych wysiłków i zakradające się zniechęcenie. Jest to w rozwoju życia duchowego czas ważny, trudny i niebezpieczny. Niebezpieczny, gdyż właśnie wtedy, wskutek wewnętrznej niecierpliwości można, poprzez poniechanie lub choćby tylko rozluźnienie praktyki trwania przed Panem, na długo zaprzepaścić wszystko, niejako zmarnować ofiarowywaną łaskę.

Tak opisanemu doświadczeniu poświęca swe rozważania Thomas H. Green SJ w swej książce, noszącej znamienny tytuł: Kiedy studnia wysycha, z dopowiadającym podtytułem: Modlitwa poza początkami. Co prawda, de facto w życiu modlitwy, w spotykaniu się z Bogiem, zawsze jesteśmy w pewnym sensie na początku... i nie powinniśmy ani nie mamy żadnego prawa uważać się za „zaawansowanych”. Ze sformułowaniem podtytułu można by więc dyskutować. Intencją autora jednak, jak wynika z refleksji zawartych w książce, nie było wartościowanie etapów modlitwy, lecz omówienie procesów charakterystycznych dla poszczególnych faz. Autor opiera się na żywym doświadczeniu uzyskanym podczas wieloletniego sprawowania kierownictwa duchowego wobec osób, które wyszły poza wstępny rozdział życia wewnętrznego, oraz na pismach świętego Jana i świętej Teresy, odwołuje się także do czternastowiecznego anonimowego mistrza modlitwy, autora słynnego Obłoku niewiedzy.

Celem o. Greena jest, jak się wydaje, dostarczenie współczesnemu człowiekowi, pragnącemu żyć modlitwą wewnętrzną, praktycznych wskazówek dotyczących rozpoznawania kolejnych etapów duchowej podróży. Można, oczywiście, zastanawiać się, czy dla owocnego życia modlitwy taka „świadomość teoretyczna” czy „metaświadomość” są pomocne i w ogóle do czegoś potrzebne. Czy nie niosą równocześnie pewnego zagrożenia, polegającego na przesunięciu pola wewnętrznej aktywności na siebie samego, na swoje stany i doznania. Czy – niekiedy przynajmniej – nie stanowią subtelnie „pobożnej” pułapki, blokującej proste przylgnięcie do Jezusa, bez oglądania swoich przeżyć i bez spekulacji, dla jakiego „etapu rozwoju” miałyby być charakterystyczne...

To już jednak zupełnie inna kwestia, odnosząca się nie tyle do książki Greena, ile do tego typu literatury oraz, przede wszystkim, zasadności studiowania jej przez osoby pragnące iść drogą modlitwy wewnętrznej. Najlepsza nawet książka nie zastąpi przecież zresztą ani własnej pracy duchowej, ani modlitwy, ani bezpośredniego kontaktu w duchowym kierownictwie...  Uwaga powyższa nie jest i nie ma być zakwestionowaniem wartości rozważań o. Greena ani literatury duchowej w ogóle, chce jedynie uzmysłowić rzadko podnoszony problem konieczności mądrego korzystania z wszelkich tego rodzaju pomocy, potrzeby roztropności i rozeznawania w doborze lektur. Chodzi o to, by lektura nie karmiła i nie wzmacniała naszego ego. W takim bowiem wypadku, dla modlącej się duszy lepiej, by pozostała w „świętej niewiedzy”...

Zostawmy jednak na boku te dywagacje. Green, idąc za tradycją wypracowaną głównie przez mistyków karmelitańskich, widzi uzasadnioną potrzebę wyjaśnienia człowiekowi, który nagle znalazł się w stanie duchowego opuszczenia i swoistej próżni, przeżywanego przezeń doświadczenia, po to, by z jednej strony je oddramatyzować, z drugiej – pokazać podstawowe reguły postępowania w takim okresie modlitwy.

Autor wychodzi ze słusznego założenia, iż człowiek dzisiaj, pod koniec dwudziestego wieku (książka w wersji oryginalnej została wydana w 1979 roku!), niekoniecznie odnajduje swoje własne doświadczenie wewnętrzne w szesnastowiecznych opisach hiszpańskich Doktorów Kościoła. Święty Jan od Krzyża może niektórym wydawać się zbyt surowy i suchy, święta Teresa często zniechęca niezrozumiałością, wydaje się nazbyt rozwlekła, nazbyt „barokowa” w sposobie wyrażania swych myśli. Nie mówiąc o tym, że sama objętość ich rozważań stanowi realną przeszkodę dla wciąż zabieganych dwudziestowiecznych adeptów życia duchowego. Green dokonuje więc niejako „przełożenia” uwag hiszpańskich mistrzów modlitwy na język zrozumiały dla współczesnej mentalności i odczuć, wzbogacając je przy tym o spostrzeżenia pisarzy późniejszych, zdobycze dwudziestowiecznej psychologii oraz refleksje wysnute z własnego doświadczenia – zarówno w posługiwaniu innym, jak i swojej osobistej drogi do Pełni.

Książka podzielona jest na dwie części (po trzy rozdziały każda) odpowiadające dynamice wewnętrznego rytmu modlitwy; przejście „od poznania do miłowania” wyznacza pierwszy etap drogi, drugi polega na wzniesieniu się „od miłości do miłości prawdziwej”. Niezmiernie cenne w refleksjach autora jest podkreślenie, że nie ma prawdziwej duchowości w oderwaniu od wymagań zwyczajnego życia i dobrych relacji z otaczającymi ludźmi. Innymi słowy – podstawowym kryterium autentyczności doświadczenia Boga jest życie. Modlitwa nie jest dobra, jeśli nie owocuje wzrostem dobra i miłości w konkrecie codziennych obowiązków. Mocne zaakcentowanie tego ewangelicznego sprawdzianu wartości duchowych wysiłków skutecznie uzmysławia czytelnikowi, że życie duchowe nie ma nic wspólnego z pięknoduchostwem i – jeśli jest prawdziwe – musi przekładać się na miłość wobec bliźniego. Skłonna jestem uznać tę właśnie część rozważań Greena za najważniejszą. Czytelnik otrzymuje tu bowiem proste, konkretne, stosunkowo łatwe do weryfikacji, a przy tym niezmiernie trzeźwe kryterium prawdziwości swego doświadczenia modlitewnego. Kryterium przy tym zbyt często pomijane i zapominane, jako „oczywiste”. Czasem o takich ewangelicznych oczywistościach dobrze jest przypomnieć...

Rozważania o. Greena koncentrują się przede wszystkim wokół doświadczenia „nocy ciemnej” – zmysłów i ducha, szczegółowo rozpatrywanego przez świętego Jana od Krzyża i stanowiącego (również dzisiaj!) zasadniczy etap rozwoju modlitwy. Jest to moment wymagający właściwego zachowania i znajomości zasad pozwalających trafnie go rozpoznać. Autor zwraca też uwagę na przydatność, zwłaszcza na tym szczególnie trudnym i ważnym etapie, mądrego kierownictwa duchowego. Książka nie chce więc zastąpić osobistego prowadzenia w towarzyszeniu duchowym, przeciwnie – podkreśla mocno jego potrzebę. Szczególną pomocą może okazać się natomiast w sytuacjach „awaryjnych”. Gdy osoba nie mająca jeszcze przewodnika zaczyna doświadczać stanów, których nie rozumie, które mącą jej spokój i wytrącają z dotychczasowej dyscypliny w praktykowaniu modlitwy. Praca o. Greena stanowi też interesującą lekturę dla samych przewodników duchowych, nie tylko z tego powodu, że dostarcza im bogatego materiału do konfrontacji z ich własnymi obserwacjami wyrastającymi z dialogu podejmowanego w kierownictwie, ale także dlatego, że – czytana odpowiednio – jest książką o duchowym towarzyszeniu.

Z pewnością nie jest to książka dla wszystkich. Wielu wręcz może wydać się hermetyczna i przeznaczona dla „wybranej garstki”, duchowej elity. Czy jednak, w gruncie rzeczy, nie wszyscy powołani jesteśmy do zejścia na głębię w naszym osobistym życiu modlitwy? I czy nie dlatego nie jest to książka dla wszystkich, iż zbyt łatwo pozwalamy, by rządził nami stereotyp, według którego modlitwa wewnętrzna to sprawa dla zakonników, sami zaś zadowalamy się namiastkami...

 

Zofia Zarębianka

 

 

 

 

 DO GÓRY  •  NASTĘPNY