SŁOWO I OBRAZ •
SPOTKANIE Z NIEOSWOJONYM
Korneliusz Wencel EC
Oswajanie lwa. Kontemplacja w życiu codziennym
Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2000, ss. 167.
Jedną z niewątpliwych słabości polskiego Kościoła jest niewielkie zrozumienie dla takich form życia chrześcijańskiego, jak monastycyzm i życie pustelnicze. W Kościele chlubiącym się liczbą księży istnieje zaledwie kilka klasztorów męskich nie prowadzących pracy stricte duszpasterskiej, a i te poddawane są często presji, by w taką pracę się zaangażowały. Nawet benedyktyni tynieccy prowadzą parafię, nie mówiąc już o cystersach lub paulinach, którzy z mnichami i pustelnikami nie mają nic wspólnego. Z tą słabością powiązana jest inna – zbyt mała waga przywiązywana do kontemplacji. Można powiedzieć, że polski Kościół cierpi na przerost aktywizmu i gadatliwość – warto sprawdzić, ile procent listów pasterskich i kazań poświęconych jest modlitwie; jak niewiele ciszy można odnaleźć pomiędzy śpiewami pieśni i litanii a czytaniem rozmaitych modlitw podczas adoracji Najświętszego Sakramentu.
Dlatego też sądzę, że Oswajanie lwa Korneliusza Wencla, kameduły, jest jedną z najważniejszych książek teologicznych, jakie pojawiły się na polskim rynku w bieżącym roku. Jest bowiem znakomitym traktatem o wadze i miejscu kontemplacji w życiu każdego chrześcijanina.
Lecz może najpierw o tym, czym Oswajanie lwa nie jest. Nie jest podręcznikiem metody kontemplacji powszedniej czy radzenia sobie z trudnościami napotykanymi na modlitwie. Nie jest też książka o. Korneliusza suchym wykładem teologii duchowości, opisującym w precyzyjnych, „technicznych” terminach okresy życia wewnętrznego, zawierającym tabele cnót i wad, katalogi grzechów i zasług oraz inne, tym podobne rzeczy. Nie przyda się zatem tym, którzy chcieliby szybko nauczyć się kontemplować lub opanowawszy pewien materiał stać się specjalistami od teologii życia wewnętrznego. Może natomiast przydać się im jako chrześcijanom, lecząc ich z samej chęci osiągania owych celów, a pokazując cel inny, prawdziwie wart zachodu. Ojciec Korneliusz przekonuje bowiem, że chrześcijańska kontemplacja, jako spotkanie z Nieopisywalnym i Nieopanowywalnym Bogiem nie może opierać się na żadnej technice, nie nadaje się także do precyzyjnego, pseudonaukowego opisu. Jest przygodą pełną tajemnic i niespodzianek, życiem w obecności Nigdy Nie Oswojonego Lwa, na Jego warunkach i Jego terytorium (tu trzeba poczynić zastrzeżenie do tytułu książki, intrygującego, ale nieadekwatnego wobec treści; znacznie lepsze byłoby Oswajanie się z Lwem).
Nie będąc podręcznikiem ani naukową dysertacją Oswajanie lwa jest dziełem mistagogicznym, wprowadzeniem w życiową przygodę. Oznacza to, że jeśli ktoś poszukuje Boga i zechce pozwolić prowadzić się w swoich poszukiwaniach o. Korneliuszowi, może odnieść z przeczytania omawianej tu książki duchową korzyść. Kameduła z krakowskich Bielan rysuje bowiem perspektywę zachęcającą do wzmożenia poszukiwań, zaznacza też punkty orientacyjne pozwalające nie zgubić się podczas życiowej wędrówki.
Oswajanie lwa jest książką niezwykle gęstą, nie sposób jej streszczać. Można jedynie wydobyć kilka ważniejszych wątków. Najważniejszym, według mnie, jest bardzo mocne osadzenie kontemplacji w kontekście całości egzystencji chrześcijanina. Można powiedzieć, że kontemplacja w ujęciu o. Korneliusza jest sposobem całego życia, a nie jego wydzieloną częścią; w dodatku sposobem życia chrześcijaninowi najbardziej właściwym, najbardziej dojrzałą formą przeżywania wiary. Nie oznacza to, że najlepszymi chrześcijanami są kameduli, kontemplacja jest przeciwstawiona tu bowiem nie działaniu i zaangażowaniu w sprawy tego świata, lecz zobojętnieniu na Boga. Kontemplatykiem jest ten, kto jest tak zjednoczony z Bogiem, że może powtórzyć za świętym Pawłem: „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. Kontemplatyk patrzy więc na świat i żyje w nim jak Chrystus, a przejawia się to zarówno w milczącej adoracji, jak i parzeniu herbaty, produkowaniu mebli czy uczestnictwie w demonstracji ulicznej.
Innym, niezwykle ważnym, wątkiem Oswajania lwa jest odróżnienie kontemplacyjnego wymiaru życia od wszelkiego rodzaju „sensacji religijnych”, niezwykłych przeżyć itp. Kontemplacja wiąże się raczej z pokojem i zwykłymi okolicznościami życia. Owszem, droga kontemplatyka jest naznaczona dramatem i zmaganiami, lecz są to zmagania z grzechem i własnymi słabościami; dramat kontemplacji jest dramatem nawrócenia.
Kontemplacja wiąże się z takimi wymiarami egzystencji, jak pustynia, milczenie i samotność, ale wymiary te, przeżywane nawet na sposób fizyczny (jak w przypadku kamedułów) nie oddzielają kontemplatyka od wspólnoty i świata. Serce człowieka zjednoczonego z Bogiem staje się bowiem podobne do serca Jezusa ogarniającego swą współczującą miłością cały świat.
Otwarcie kontemplatyka na innych ludzi, na cały stworzony świat nie jest tylko owocem kontemplacji. Takie otwarcie jest koniecznym warunkiem samego wyruszenia na spotkanie Lwa. Kontemplacja chrześcijańska, jak podkreśla o. Korneliusz, urzeczywistnia się zawsze we wspólnocie uczniów Chrystusa, w Kościele. To przede wszystkim Kościół, jako wspólnota, jest zjednoczony ze swoim Oblubieńcem, trwa wpatrzony w Jego Twarz, wsłuchany w Jego Głos; pojedynczy człowiek, chrześcijanin, wchodząc na drogę kontemplacji, staje się uczestnikiem kontemplacji Wspólnoty. Ta prawda ma bardzo praktyczne wymiary. Wskazuje na brak sprzeczności pomiędzy liturgiczną modlitwą Kościoła, zwłaszcza Liturgią Eucharystii, a indywidualną modlitwą milczenia. Ojciec Korneliusz bardzo jasno pokazuje, jak i dlaczego Eucharystia jest źródłem, korzeniem indywidualnej kontemplacji.
Prawda o zakorzenieniu indywidualnej kontemplacji we wspólnocie Kościoła jest także niezwykle istotna dla sposobu, w jaki autor Oswajania lwa przedstawia konkretny, praktyczny „sposób” chrześcijańskiej kontemplacji. Bo bielański kameduła, choć mocno podkreśla, że nie istnieją techniki osiągania zjednoczenia z Bogiem, jest też świadomy, iż pytanie: „co robić, jak szukać Boga, by Go znaleźć?” jest pytaniem sensownym. Odpowiada też na nie w swojej książce. Odpowiada jednak opisując nie techniki modlitwy, lecz fundamentalną postawę duchową. Odpowiedź ta zakłada, że adresat jest już jakoś zaangażowany w swoją wiarę przeżywaną we wspólnocie Kościoła. Można ją streścić w ten sposób: jesteś wierzącym, praktykującym chrześcijaninem i chciałbyś maksymalnie pogłębić, rozwinąć swoją wiarę, tak by Bóg nie był kimś dalekim, o kim się słyszy tylko na kazaniach i katechezie; chcesz „doświadczać” Jego obecności, jak ci, o których słyszysz, że byli blisko Niego, jak mistycy, święci? Zatem medytuj. To znaczy czytaj Biblię ze świadomością, że to Jego słowo, patrz na świat zawierzywszy słowu, że stworzenie jest Jego śladem. Ale przede wszystkim bądź otwarty. Zrezygnuj ze wszystkich swoich wyobrażeń, jak ma „wyglądać” doświadczenie Boga. Bądź cierpliwy. Milcz i słuchaj. Czekaj. Bierz udział w Eucharystii. Czyń dobro. Nie bój się bolesnej prawdy o sobie. Nie uciekaj od niej. Nawracaj się. Nie próbuj zawładnąć Bogiem. Zgódź się, że Go nie rozumiesz i nie zrozumiesz. Trwaj w ciemności, nawet gdy wyda ci się, że cię całkiem opuścił. W końcu zrozumiesz, jakoś tak od środka, że choć zawsze Nieuchwytny, zawsze jest przy tobie, a nawet więcej – w tobie. I zrozumiesz sens tego świata. Ogarnie cię wielkie, nie z ciebie pochodzące współczucie wobec wszystkich ludzi, całego stworzenia; wielki pokój.
Oczywiście, nie należy czytać Oswajania lwa jak Biblii. Można domagać się lepszego sformułowania wielu kwestii, w wielu sprawach można się z o. Korneliuszem spierać. Do tych ostatnich należy zwłaszcza ocena konkretnych zjawisk współczesnej kultury – choć na najgłębszym poziomie prezentuje on bardzo otwartą, rozumiejącą postawę wobec świata, to w niektórych konkretnych przypadkach myli się po prostu, co jednak, jako pustelnikowi, należy mu wybaczyć.
Oswajanie lwa to książka dobrze napisana, mądra; wyrastająca, jak myślę, z osobistego doświadczenia i osadzona w tradycji; napisana przez pustelnika, a przydatna dla wszystkich szczerze szukających Boga; daleka od hermetyczności, ale wymagająca wielokrotnej lektury i zaangażowania; świadectwo wagi kontemplacyjnego wymiaru chrześcijaństwa i żywotności polskich kamedułów. Mam nadzieję, że wielu pomoże w ich osobistej przygodzie z Nieoswojonym Lwem i zwróci uwagę na niezbyt dziś w Polsce doceniany, a tak wartościowy dla Kościoła i świata sposób życia – w zewnętrznej samotności i rezygnacji z „produktywności” (nawet duszpasterskiej), poświęcony milczącemu trwaniu u korzeni świata: przed Panem.
Piotr Sikora
|