DUCHOWOŚĆ I ŻYCIE •
JANUSZ PONIEWIERSKI
Moje bilanse kwartalne
Wiosna – Lato 2000
Wiosna 2000
13 maja 2000, Fatima – beatyfikacja dwojga pastuszków (jak konsekwentnie Papież promuje ostatnio dziecięctwo Boże i „to, co głupie w oczach świata”!) i odsłonięcie tajemnicy, która przez ostatnie czterdzieści lat była przedmiotem niezdrowej ciekawości, niekiedy ocierającej się wręcz o szaleństwo (w „Tygodniku Powszechnym” ks. Adam Boniecki przypomniał przypadek człowieka, który w 1981 roku uprowadził samolot ze 112 zakładnikami – w zamian za ich uwolnienie domagał się ujawnienia trzeciej tajemnicy fatimskiej). Pamiętam, co 15 lat temu (w książce Raport o stanie wiary) o sekrecie mówił kardynał Ratzinger: „Z Fatimy wysłano do nas surowy sygnał ostrzegawczy przed lekkomyślnością, przed nieszczęściami zagrażającymi ludzkości. Zawarte jest w tej przepowiedni to samo upomnienie, które głosił tak często Jezus: «Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie»„. I dalej, komentując niechęć Kościoła w sprawie ogłoszenia tajemnicy: „Ojciec Święty osądził, iż nie osiągnęłoby się taką publikacją niczego więcej niż sam chrześcijanin powinien już wiedzieć z objawienia zawartego w Piśmie Świętym [...]. Publikując «trzeci sekret», Kościół naraziłby się na to, że jego zawartość mogłaby być wykorzystana w celu wzbudzenia sensacji”.
Jakież to wszystko proste... Próbuję wczuć się w myśli i uczucia kolejnych papieży, którzy otwierali kopertę z tajemnicą i czytali: „...zobaczyliśmy [...] Biskupa odzianego w biel – «mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty» – [...] szedł przez wielkie miasto w połowie zrujnowane, na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem [...], doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy...” Próbuję wczuć się w myśli i uczucia Jana Pawła II, kiedy – po zamachu dokonanym 13 maja 1981 roku (w rocznicę objawień fatimskich) – poprosił biskupa Hnilicę, aby ten przysłał mu wszystkie dokumenty związane z Fatimą. „Czyż Ojciec Święty, który po zamachu polecił przynieść sobie tekst trzeciej tajemnicy, mógł nie rozpoznać w nim swego własnego przeznaczenia?” (znów cytuję Ratzingera, tym razem z roku 2000).
Kilka tygodni później integralny tekst tajemnicy, razem z komentarzem teologicznym, trafia na łamy prasy. Tajemnica przestaje być „sekretem”, przepowiednią etc., ale przecież nadal może być traktowana jak proroctwo, to znaczy „wyjaśnianie woli Bożej na chwilę obecną [...]. Prorok wyjaśnia wolę Bożą, rozumianą jako nakaz i wskazanie dla teraźniejszości” (fragment komentarza teologicznego).
Jakie proroctwo na nowe stulecie (oprócz hołdu złożonego męczennikom wieku mijającego) zawiera tajemnica fatimska? Raz jeszcze sięgnijmy po komentarz Kongregacji Nauki Wiary: „Moje Niepokalane Serce zwycięży. Co to oznacza? Serce otwarte na Boga i oczyszczone przez kontemplację Boga jest silniejsze niż karabiny [...]. Wolność do czynienia zła nie ma już ostatniego słowa. [...] «Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat»„. Jakaż nadzieja!
Trzeci cud Agnieszki Holland – film o fenomenie wiary i o cudach, które czasem są dowodem na istnienie Boga, a kiedy indziej bez wiary nie sposób w ogóle ich dostrzec. Jak w Ewangelii. Albo jak w życiu. Doktor Alexis Carrel, biolog i lekarz, laureat Nagrody Nobla – przepisuję tu opowieść zasłyszaną od ks. Bonieckiego – opowiada gdzieś, „jak będąc jeszcze ateistą, oświadczył przyjacielowi, który usiłował go nawrócić, że uwierzy, jeżeli chora na gruźlicę otrzewnej kobieta zostanie w Lourdes uzdrowiona. I potem w Lourdes, gdzie jako lekarz towarzyszył pielgrzymce chorych, był świadkiem uzdrowienia tej kobiety. Wieczorem rozmawia z przyjacielem. No więc – powiada przyjaciel – byłeś świadkiem cudu. Nawróciłeś się? Na co Carrel: – A może to nie była gruźlica otrzewnej...” Nawrócenie Carrela nastąpiło jakiś czas później i... nie towarzyszył mu żaden cud. Czyżby?! Przecież cuda bywają rozmaite: w niektórych wyraźnie dochodzi do zaprzeczenia prawom natury (w filmie Holland bomby zamieniają się w ptaki), w innych cała ta „cudowność” ma charakter mniej spektakularny – bohater filmu (ksiądz) odzyskuje wiarę, a nieszczęśliwa kobieta odkrywa sens życia.
Czesław Miłosz po obejrzeniu filmu Trzeci cud: „To znaczy, że wszystko jest możliwe”.
Lednica 2000, tysiące młodych przechodzą przez Rybę – Bramę Trzeciego Tysiąclecia. Ojciec Jan Góra, animator Lednicy, imponuje mi – ojcu dzieciom, który ma problem z porozumieniem i rozmową na tematy religijne z dwiema własnymi córkami – radykalnym przekładem idei biblijnych na współczesny język obrazów. Najnowszy (genialny!) jego pomysł: ożywić Ezechielowy obraz spożywania Pisma. „Spożywania, czyli rozumienia, pamiętania i wcielania w czyn”.
Lato 2000
Odczytanie ludzkiego genomu – wydarzenie porównywalne z lądowaniem człowieka na Księżycu. Kolejny krok na drodze realizacji „przykazania”: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”.
Inna rzecz, iż coraz trudniej odróżnić tamte SŁOWA od obietnicy wypowiedzianej przez kogoś zupełnie innego: „Będziecie jako bogowie...”. „Prawdopodobne może stać się nie tylko leczenie, ale także «poprawianie» genomu – mówi się o «projektowaniu» dzieci. Czytając wypowiedzi licznych badaczy, odnosi się wrażenie, że powstrzymywanie się od stosowania niektórych technik wobec człowieka wynika z obecnej zawodności tychże metod, a nie z tego, że może to naruszać godność ludzką. Postawę taką dobrze charakteryzuje wypowiedź pewnego polskiego naukowca: «Obecnie sklonowanie człowieka byłoby czynem niemoralnym, przede wszystkim dlatego, że [...] nie potrafimy powiedzieć, czy urodzone dziecko sklonowane byłoby zdrowe i normalne». Myślę więc, że z powodów technicznych, i głównie z nich, nie będą w najbliższym czasie podejmowane próby klonowania człowieka w celach reprodukcyjnych czy programowania jego wyposażenia genetycznego. Natomiast coraz liczniejsze grona biomedyczne domagają się zezwolenia na klonowanie człowieka w celu otrzymania ludzkich zarodków jako materiału do badań i terapii. [...] Sam fakt instrumentalnego traktowania embrionu ludzkiego uchodzi uwagi. Wiąże się to z coraz większą dominacją [...] etyki utylitarnej, z której całkowicie wyrugowana jest problematyka ontologiczna. Nie pyta się, kim (czym) jest embrion, przechodząc od razu do pytania, co z nim można robić” (prof. Andrzej Paszewski, „Znak” nr 543).
Śmierć, niemalże dzień po dniu, ludzi bliskich i ważnych: Anny Turowiczowej, ks. Andrzeja Zuberbiera, ks. Józefa Tischnera. A zaraz potem: Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Jana Karskiego. Ktoś mówi: gdy umierają tacy ludzie, boję się o Polskę. A ja coraz bardziej czuję się w pewnym sensie osierocony (zwłaszcza po śmierci Tischnera). Jedyną pociechą są katechizmowe prawdy, że „chrześcijanin nie może myśleć o śmierci inaczej, jak w świetle śmierci Jezusa Chrystusa. [...] Śmierć jest kresem ludzkiego pielgrzymowania, ale jednocześnie jest narodzeniem. [...] Nie zmierzamy do śmierci, lecz do życia” (ks. A. Zuberbier, Czy wiem, w co wierzę).
Profesor Krzysztof Michalski o ks. Tischnerze: „Tischner się nie bał; bezgraniczne, niedostępne dla tak wielu z nas zaufanie do Boga dawało mu niewzruszony spokój, odwagę potrzebną do wyjścia w świat, za opłotki tego, co znane i swojskie, do tych wszystkich przedszkolaków, pijaków, bezbożników, zakażonych kartezjanizmem i postmodernizmem filozofów, do celników. Nie, nie zapędzał nas wszystkich z powrotem do zagrody ortodoksyjnych poglądów i poprawnych zachowań; także tu, na manowcach, wśród nas, na naszych twarzach, w naszych błędach, szukał swego Boga, szukał naszego Boga”.
Czytam ostatni tekst Tischnera: „Czy mocowałeś się kiedy, drogi Czytelniku, ze swoją własną miłością? Czy odczułeś bezradność, w jaką wtrąca miłość bezsilna? [...] Siostra Faustyna widzi w Chrystusie «Mocarza», który odnalazł w niej «swą maleńkość». [...] Droga Mocarza do człowieka wiedzie przez jego «maleńkość». Nie oznacza to jednak, że człowiek znika. Wręcz przeciwnie, albowiem: «Wszędzie, gdzie człowiek przez posłuszeństwo wychodzi z własnego ja, wyrzeka się swego, tam musi wejść Bóg. Gdy bowiem ktoś nie chce niczego dla siebie samego, Bóg musi dla niego pragnąć dokładnie tego, czego chce dla siebie» (Mistrz Eckhart). Zdumiewająco podobne teksty znajdujemy u św. Pawła: «Żyję ja, już nie ja, żyje we mnie Chrystus»„. I dalej: „Siostra Faustyna jest wyzwaniem dla współczesnego człowieka. W jakim sensie? Dzisiejszy człowiek jest pochłonięty wolą mocy. Jego ideą życiową jest panowanie nad światem i innym człowiekiem. Z Dzienniczka płynie inne przesłanie. Bardziej niż czegokolwiek człowiek potrzebuje miłosierdzia”.
Józef Tischner umarł, mając obok siebie obrazek Jezusa Miłosiernego.
Z prasy: Prokuratura francuska wszczęła śledztwo w sprawie śmierci co najmniej 20 osób w jednej z klinik dla ludzi w podeszłym wieku. Według świadków, zmarli oni w wyniku eutanazji.
Nekrolog w gazecie: pożegnanie „najbliższego przyjaciela”. Wieść niesie, że chodzi o... psa jednego z dziennikarzy.
Lektura wakacyjna, fragment Lapidarium IV Ryszarda Kapuścińskiego: „Żyjemy w świecie paradoksów. Z jednej strony mówi się, że rozwój komunikacji łączy naszą planetę w jeden spójny organizm, że jesteśmy globalną wioską itd., a z drugiej – sprawy międzynarodowe zajmują w mediach coraz mniej i mniej miejsca, ustępując go sprawom lokalnym, miejscowym sensacjom, odkryciom naukowym, poradnictwu itd. Według «Le Monde Diplomatique» [...] w dziennikach aż 72 proc. zajmują informacje o narkotykach, napadach, gwałtach itd. Wiadomości zagraniczne to najwyżej 5 proc. wiadomości”. „Dawniej wartość informacji wiązano z takimi pojęciami jak szukanie i przekazywanie prawdy [...] Teraz wartość informacji mierzy się jej atrakcyjnością. Informacja ma się przede wszystkim dobrze sprzedawać! Najbardziej prawdziwa informacja nie ma wartości, jeżeli nie jest atrakcyjna”.
Lustracja A.D. 2000. Które to już z kolei publiczne otwarcie puszki Pandory? Już nie wiadomo, o co chodzi: o sprawiedliwość (ale na światło dzienne wyciąga się jedynie teczki tak zwanych tajnych współpracowników, a ci nierzadko sami byli... ofiarami; natomiast kaci – generałowie SB – nie muszą niczego się lękać) czy o zasadę: „cel uświęca środki” (eliminacja przeciwników politycznych)? Lustracja w Polsce staje się coraz bardziej tematem dla teologów moralnych. Czekam na ich głos, wspominając wielką wypowiedź kardynała Glempa (po „nocy teczek” z 1992 roku): „Na tych, którzy sieją zamęt, ciąży wyrok potępienia [...]. Wielu doznało krzywdy zniesławienia, fałszywych podejrzeń. I tych wszystkich ludzi pragnę gorąco przeprosić”.
Niemalże na naszych oczach rozegrała się tragedia „Kurska”. Niemalże widzieliśmy śmierć tych chłopców. Jedliśmy obiad, piliśmy kawę, wychodziliśmy na lody... Zaznawaliśmy rozmaitych przyjemności. A oni w tym czasie... „Nie sobie żyjemy i nie sobie umieramy...” – wielokrotnie powtarzał ks. Tischner. – „Śmierć powinna być zawsze dla kogoś, może nawet i za kogoś. Poprzez śmierć my się nawzajem zbawiamy. [...] Zawsze, nawet najspokojniej – w łóżku, umiera się za innych”.
Światowe Dni Młodzieży w Rzymie – kolejny akord Wielkiego Jubileuszu. 2 miliony uczestników (rekord w historii Kościoła w Europie), ponad milion spowiedzi – i osiemdziesięcioletni Papież entuzjastycznie (!) przyjmowany przez młodych, choć wcale nie mówił im rzeczy lekkich, łatwych i przyjemnych. „Może od was nie będzie się wymagać przelania krwi, ale wierności Chrystusowi – z pewnością tak! Wierności, którą należy zachowywać każdego dnia. Mam na myśli narzeczonych i trudności, jakie sprawia w dzisiejszym świecie życie w czystości w oczekiwaniu na małżeństwo. Mam na myśli młode pary i próby, na jakie jest narażone ich przyrzeczenie wzajemnej wierności. Mam na myśli relacje między przyjaciółmi i pokusę nielojalności, jaka wkraść się może pomiędzy nich. [...] Myślę jeszcze o tych, którzy chcą przeżywać relacje solidarności i miłości w świecie, w którym – jak się wydaje – ma wartość jedynie logika korzyści i interesu osobistego czy grupowego. [...] Czy trudno jest wierzyć w takim świecie? Czy trudno jest wierzyć w roku 2000? Tak! Jest trudno”. Do kogo Jan Paweł mówi te słowa? Do młodych? A może do nas wszystkich? Tak! Jest trudno. Bardzo dobrze to wiemy... „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”
Pamiętamy, jak kończy się ten fragment Ewangelii: „Czyż i wy chcecie odejść?” „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”.
|