DUCHOWOŚĆ I ŻYCIE •
JACEK BOLEWSKI SJ
Archetyp ostatnich czasów
Objawienie o Niepokalanym Poczęciu
Od czego zacząć? Od uznania, że
prawdziwy początek – oznaczający stworzenie „z niczego” – pochodzi
od Boga. W szczególny sposób należy to stwierdzić o początku życia Maryi, czyli
o Jej niepokalanym poczęciu. Skupmy się na tej prawdzie w obliczu naszych
czasów, które mają charakter eschatyczny – bliskości końca wieku,
tysiąclecia, wreszcie świata. Pytamy zatem o sens Niepokalanego Poczęcia dla
życia w ostatnich czasach. A towarzyszy nam pojęcie „archetypu”.
Zobaczymy, że właśnie w przypadku Niepokalanego Poczęcia to pojęcie,
spopularyzowane przez C. G. Junga w jego psychologii religii, może
posłużyć do głębszego pojmowania prawdy Objawienia.
Sens „archetypu”
Słowniki na ogół wyjaśniają „archetyp” jako „pierwowzór, prototyp” i
dodają, że w języku greckim, z którego pojęcie się wywodzi, „archetypon”
znaczy „oryginał, autentyczne dzieło”. Dalej idą słowniki filozoficzne. Mówią o
„najwyższym wzorze, którego jedynie odbiciami są przedmioty znane z
doświadczenia”; jako przykład jest przywołany platonizm, gdzie „archetypami
rzeczy materialnych są idee”. Do znaczenia filozoficznego dołącza to, które
jest powszechnie łączone z nazwiskiem szwajcarskiego psychologa. W największym
skrócie: archetypy to „symbole stanowiące treść nieświadomości zbiorowej,
będące syntetycznym wytworem doświadczeń ludzkości, a przejawiające się w
snach, sztuce, mitach, religiach” 1.
Lecz trudno poprzestać na skrócie... Trzeba powrócić do źródła, do początku.
Także Jung podkreśla, że pojęcie nie pochodzi od niego; więcej, uznaje on, iż
inni myśliciele, jak na przykład Nietzsche, już wcześniej odnosili teorię
nieświadomych, pierwotnych idei do psychologii 2.
Sam uczony szwajcarski dochodził do sformułowania swej intuicji stopniowo.
Najpierw, w 1912 roku, pisał o pierwotnych obrazach, które rozpoznał
zarówno w nieświadomym życiu swoich pacjentów, jak i u siebie w trakcie
autoanalizy. Widział w tych obrazach twory nieświadomości zbiorowej. W
1917 roku pisał o nieindywidualnych dominantach albo węzłowych punktach psychiki,
które przyciągają energię i wpływają na funkcjonowanie człowieka. Wreszcie w
1919 roku posłużył się po raz pierwszy pojęciem archetypu, by dokładniej
odróżnić archetypowe obrazy, pojawiające się w psychice, od samego archetypu,
który – jak długo jest nieświadomy – pozostaje również
niewidzialny, czekając jakby na zrealizowanie w indywidualnej osobowości przez
obrazy lub inne formy wyrazu 3.
Dlatego, zauważmy, przytoczone wyżej utożsamienie archetypów z symbolami
trzeba jednak uznać za zbyt skrótowe...
Jeszcze później Jung ukazywał na przykładzie różnych religii, że „archetypowe
idee należą do niezniszczalnych podstaw ducha ludzkiego” 4.
W ten sposób analizował on także dogmaty chrześcijańskie, w szczególności
dogmat o Trójcy Świętej. W swej interpretacji podkreśla, że jego zamysł „byłby
z gruntu źle zrozumiany, gdyby pojęto go jako próbę sprowadzenia dogmatu do
kategorii psychologicznych”. I dodaje: „Symboli, które mają podstawę archetypową,
w ogóle nie można do niczego sprowadzić, jak wie o tym każdy, kto ma choćby
częściowe rozeznanie w moich poglądach psychologicznych”. Uczonego zajmuje
przede wszystkim egzystencjalny sens dogmatu. Skoro bowiem „dogmat ten
pozostaje w najwyższym wzajemnym związku z duszą, z której się pierwotnie
wyłonił, przeto wyraża on bardzo wiele z tego, co i ja staram się wyrazić, z
tym wszakże przykrym uczuciem, że mój «przekład» jeszcze w wielu miejscach
wymaga poważnych poprawek”.
Nie posuwamy się dalej w tym kierunku, przynajmniej obecnie. Pozostawiamy
na boku rozważania Junga nie tylko w kwestii Trójcy Świętej, ale także w
sprawie Maryjnego dogmatu o Wniebowzięciu, któremu psycholog poświęcił
więcej uwagi niż niejeden teolog 5.
Otwierając się na prawdę Niepokalanego Poczęcia korzystamy nie tyle z rozważań
Junga na ten temat, ile raczej odwołujemy się do pojęcia „archetypu”. Wszystkie
powyższe znaczenia wychodzą z greckiego źródła, nie zatrzymując się przy nim
samym i przechodząc dalej. A tymczasem u źródła można znaleźć więcej. Oba
człony pojęcia są znaczące. Najpierw „arche” – kryje w sobie
początek i zasadę, podobnie jak łacińskie „principium”. Natomiast „typ” – po
grecku „typos”, a w łacinie „typus” – oznacza wzór, obraz. A zatem
łącząc oba znaczenia mamy: wzorcowy obraz początku jako zasady. Pytając dalej
o najwymowniejszy obraz archetypu, najwyraźniejszy, zarazem najczystszy
wzór początku, dochodzimy do sedna sprawy: do Niepokalanego Poczęcia, którego
szczególnym obrazem jest początek Maryi – Jej niepokalane poczęcie!
To przeczucie – błysk intuicji jako zapowiedź kolejnych odkryć – otwiera
rozważania, rozwijające stopniowo sens niezwykłego archetypu.
Obrazy początku
Od teorii, głównie psychoanalizy, przejdźmy do praktyki. Żeby przejście nie
było zbyt nagłe, rozpocznijmy od... snu, ściślej od marzenia sennego jako
szczególnego przejawiania się archetypu. Naszym świadkiem jest nie „byle jaki”
śpiący, ale – nieżyjący już Tomasz Merton. U niego możemy znaleźć
ważne ślady-tropy poszukiwanej prawdy, skoro wyznał on kiedyś: „Myślę ciągle
o słowach «Posuit immaculatam viam meam»„ 6.
Amerykański trapista myślał – możemy się domyślać – o
jedności, kryjącej się w dwóch możliwych znaczeniach owych słów. Znaczą
one bowiem zarówno: „Uczynił moją drogę niepokalaną”, jak też: „Uczynił
Niepokalaną moją drogą”. Jedność obu wymiarów istotnie naznaczyła Mertona w
całej życiowej wędrówce. Tak długo jego droga była prosta i czysta, nie
pokalana przez zło, jak długo przyświecał mu znak Niepokalanej... O głębi
tego światła świadczy wymownie sen, opisany w liście do głośnego autora Doktora
Żiwago, Borysa Pasternaka.
Przypomnijmy najważniejsze szczegóły snu. Występuje w nim dziewczyna-dziecko
o niezwykłym imieniu Wyraz Mądrości. Śniący wie z jednej strony, że
dziewczynka jest „z rodu świętej Anny”; z drugiej strony określa ją w swym
opisie jako „dziecko, które Bóg tak bardzo miłuje i które igra przed Jego
obliczem od prapoczątku przez wszystkie dni, igra w świecie”. Zatem obraz łączy
dwie postaci: Maryję oraz inną osobę, opisaną w nawiązaniu do słów Pisma
Świętego jako Boża Mądrość, która od początku przenika wszelkie stworzenie
i której obrazem jest dziecko, umiłowane przez Boga, igrające przed Jego
obliczem. Merton rozwija ten ostatni wątek w innym liście mówiącym o Hagia
Sofia, Świętej Mądrości. Podkreśla najpierw, że pod tym imieniem kryje
się sam Bóg, który „jest nie tylko Ojcem, ale również Matką”. Łącząc dalej „matczyną”
stronę Boga z Sofią-Mądrością, dodaje: Boża Mądrość, która według słów
Pisma „przenika wszystko z mocą od końca do końca”, jest również „punktem
węzłowym wszelkiego bytu i natury, centrum i sensem wszelkiego
istnienia – tym, co najmniejsze, najuboższe i najpokorniejsze,
«małą dziewczynką», igrającą w obliczu Boga w stworzonym przez
Niego Wszechświecie – «zawsze przed Nim igrającą, igrającą w świecie»
(Prz 8)... Jeśli zaś posuniemy się jeszcze dalej, to Sofia jest w nas
samych Boskim miłosierdziem, czułą miłością, która przez nieskończenie tajemniczą
moc przebaczenia przemienia ciemność naszych grzechów w światłość Boskiej
miłości”.
Tak oto głębsze spojrzenie na człowieka, na wszystkich ludzi w łączności
z tajemnicą Niepokalanej okazuje się spojrzeniem w świetle Bożej
Mądrości. Jej promienie wyświetlają najgłębszą prawdę ludzkiego wnętrza. W
liście do Pasternaka Merton związał swoje widzenie senne z dodatkowym
przeżyciem: „Kilka dni potem byłem przypadkiem w pobliskim mieście, co zdarza
się u nas bardzo rzadko, i szedłem sam po ożywionej ulicy. Nagle rozpoznałem,
że wszyscy ludzie są «Wyrazem Mądrości» i że w nich wszystkich jaśnieje
niezwykła piękność, czystość i nieśmiała godność, chociaż nie wiedzą, kim są”.
Dodaje: „A potem to było tak, jak gdybym ujrzał tajemnicze piękno ich serc,
te przepastne zakątki, dokąd ani grzech, ani żądza, ani samowiedza nie
docierają, jądro ich rzeczywistego bytu, to czym są jako osoby w oczach Pana
Boga”. Szukając zaś najwłaściwszego wyrazu dla tajemniczego doświadczenia zauważa:
„Przychodzi mi znowu na myśl to wyrażenie: «le point vierge» (nie umiem
przełożyć tego)”. Nie tłumaczy użytego tu wyrażenia, gdyż jest ono podobnie
wieloznaczne jak doświadczenie, które w swych Domysłach współwinnego widza
wyraża tymi słowami: „W samym centrum naszego bytu mieści się punkt
nicości, nie pokalany przez grzech i ułudę, ostrze czystej prawdy, punkt albo
iskra, która należy bez reszty do Boga, która nigdy nie jest do naszej
dyspozycji, skąd Bóg dysponuje naszym życiem, ośrodek, który jest poza
zasięgiem fantazji naszego umysłu i brutalnych poczynań naszej woli. To małe
ostrze nicości i absolutnego ubóstwa stanowi czystą chwałę Bożą w nas. To jest
[...] Jego imię zapisane w nas [...] To daje się doświadczyć tylko jako dar.
Ale bramy niebios znajdują się wszędzie”.
Tajemniczy punkt odsłania misterium początku, naszego pochodzenia od Boga
jako stworzenia na Jego obraz. Objawia się tu pierwotny stan człowieka, nie
tylko wcześniejszy, lecz i głębszy od (nie)ludzkiego grzechu. Dokładniej,
należy wyróżnić trzy wymiary w objawieniu jednej tajemnicy początku. Pierwszy i
najbardziej fundamentalny sens kryje się w Boskiej Mądrości, która jest
starotestamentową zapowiedzią pochodzących od Ojca Boskich Osób, objawiających
się w ludzkim początku Jezusa – Boskiego Syna, który jako człowiek
począł się z Maryi Dziewicy „za sprawą Ducha Świętego” 7.
Właśnie w Jezusie, wcieleniu Boskiej Mądrości, objawiła się Ona „w pełni czasu”
jako doskonały, czysty obraz Ojca. Drugi wymiar odsłania się w niepokalanym
poczęciu Matki Jezusa, jako że jedną z dróg do rozpoznania tej prawdy było
złączenie wspomnianych wypowiedzi o Mądrości z Maryją. Jednak istnieje trzeci
wymiar, odnoszący się do wszystkich ludzi – stworzonych na obraz
Boga. To, co Kościół odkrył najpierw o Niepokalanej, pod istotnym względem nie
ogranicza się do Niej. Jej poczęcie pozwoliło po raz pierwszy przyjąć, że
grzech, od początku kształtujący dzieje ludzkości, nie sięga tak głęboko do
ludzkiego wnętrza, jak sam Stwórca – obecny w swym stworzeniu
najgłębiej. Nie tylko w Maryi, ale w każdym człowieku stworzonym na obraz
Boga jest obecny ten sam początek, wprawdzie ukryty, jednak odkrywany dzięki
spojrzeniu, którym sam Bóg w swojej Mądrości przenika serce stworzenia.
Otwierając się na Boże spojrzenie zarazem otwieramy się na to, co w człowieku
najgłębsze i najbardziej niewysłowione, poczęcie z samego Boga, niepokalane,
bo grzech nie znajduje i nie może znaleźć do niego dostępu.
Sens Objawienia
Merton otworzył się na Maryjną tajemnicę od strony przeżycia, możliwego także
w naszym życiu. Trzeba najpierw uznać Niepokalane Poczęcie za prawdę objawioną
przez Boga. Dokonało się to w dziejach Kościoła późno i nie bez oporów.
Ogłoszenie w końcu – w 1854 roku przez Piusa
IX – jako dogmatu wiary, że niepokalane poczęcie Maryi jest
elementem Objawienia, nie znaczy bynajmniej „osobnego”, dodatkowego działania
Boga w ostatnich czasach, aby „wyjawić” to, czego nie można znaleźć w samym
Piśmie Świętym. Owszem, rozpoznanie Maryjnej prawdy stanowi może najmocniejsze
potwierdzenie słów Jezusa z Ewangelii: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i
ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je
prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Mt 11, 25 n).
Teologowie uznawani za największych – jak Augustyn czy
Tomasz – twierdzili, jakoby to było niezgodne z Objawieniem: uznanie
Maryi za niepokalaną, wolną od samego poczęcia od grzechu pierworodnego.
Natomiast ludowa pobożność już od dawna doprowadziła do świętowania w liturgii
najpierw „poczęcia świętej Anny” (jako poczęcia przez nią Maryi), później „poczęcia
Maryi”. Skoro zwyczaj spotkał się, zrazu na poziomie lokalnym, z kościelną
aprobatą, nasuwał się wniosek, że samo to poczęcie nie mogło być grzeszne, jako
że Kościół nie może świętować niczego... nie-świętego. Jednak opory teologów
długo nie ustawały, tak że ich przezwyciężenie stało się zwycięstwem
niepojętej prawdy, jakby zbyt prostej dla teologów i dlatego dostępnej
najpierw dla „prostaczków”...
Teologiczny przełom dokonał się w kilku etapach 8.
Liczyło się stopniowe wyjście poza augustyńską wizję grzechu pierworodnego,
gdzie było miejsce jedynie dla niepokalanego poczęcia Jezusa jako zrodzonego z
Dziewicy. Rozciągnięcie wolności od grzechu także na początek Maryi wymagało
ponadto nowego spojrzenia na zbawienie i jego powszechność. Odkrył to
błogosławiony Jan Duns Szkot (†1308). Odtąd przyjmujemy, że prawda o Jezusie
Chrystusie jako Zbawicielu wszystkich ludzi nie znaczy, że wszyscy byli
grzesznikami. Skoro Maryja dostąpiła zbawienia tak, że została zachowana od
grzechu, to znaczy, że Chrystusowa łaska poprzedza grzech i wiąże się z
pierwotnym planem Stwórcy, który z góry przewidywał w stworzonym przez siebie
świecie wcielenie Syna Bożego. Skąd o tym wiemy? Pytanie pojawiło się najpierw
pod adresem stworzenia i początku Maryi. Zatrzymajmy się tu, bo kwestia jest
istotna: Jak uzasadnić, że niepokalane poczęcie Matki Jezusa jest objawione
przez Boga?
Pierwszej odpowiedzi możemy poszukać w kościelnym dokumencie, wydanym z
okazji ogłoszenia dogmatu 8 grudnia 1854 roku. Dogmatyczne sformułowanie jest
proste i krótkie: Jako „prawdę objawioną przez Boga” należy przyjąć, „iż
Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą
szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, przez wzgląd na zasługi (intuitu
meritorum) Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została
zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” 9.
Nie jest intencją czy zadaniem dogmatu teologiczne uzasadnienie głoszonej
prawdy, jednak powyższe sformułowanie – powołując się na
Objawienie – wskazuje pośrednio, że źródła należy szukać
w Piśmie Świętym i Tradycji. Więcej mówi o tym ogłaszająca dogmat
bulla Piusa IX Ineffabilis Deus (Niewypowiedziany Bóg). Jako
pierwszy argument pojawia się żywa praktyka Kościoła związana ze wspomnianym
już świętem Poczęcia Maryi Dziewicy. Papież widzi tu świadectwo, że „Poczęcie
to uważane było za święte, gdyż Kościół obchodzi uroczystości tylko świętych”.
I zaraz, obok argumentu z liturgii, pojawia się dodatkowe uzasadnienie,
łączące Tradycję z Pismem Świętym: „Dlatego tymi samymi słowami, które w
Piśmie Świętym odnoszą się do niestworzonej Mądrości i oznaczają jej odwieczne
pochodzenie, Kościół zwykł posługiwać się zarówno w pacierzach kapłańskich, jak
i we mszy świętej, odnosząc je do poczęcia tejże Dziewicy, które zostało
postanowione w jednym i tym samym dekrecie, co wcielenie Mądrości Bożej” 10.
Okazuje się, że bulla łączy ze sobą Mądrość i Maryję podobnie jak ujawniło
się to później u Mertona w jego sennej wizji! Jednocześnie pojawia się
przypomnienie Boskiego charakteru Mądrości, której wcielenie dokonało się w
Jezusie. Połączenie tych elementów może sprawiać wrażenie pomieszania, skoro
Mądrość oznaczać ma zarówno Maryję, jak i Jezusa. Żeby to pojąć, należy
uwzględnić otwarty charakter obrazu Mądrości w Starym Testamencie. Niektóre
wypowiedzi widzą w niej istotę stworzoną przez Boga, natomiast w innych
utożsamiana jest ona z samym Bogiem 11.
Ten ostatni nurt znalazł dopełnienie w Nowym Testamencie, gdzie Boża Mądrość
utożsamiona została z odwiecznym Słowem-Logosem, które w Jezusie „stało
się ciałem”. Ale co począć z obrazami Mądrości jako stworzenia, ponadto rodzaju
żeńskiego? Trudno je stosować do Chrystusa! Dlatego jest uzasadniona tradycyjna
praktyka związania tych wypowiedzi z Maryją i Jej początkiem. Argument użyty
w bulli wskazuje ponadto, że to połączenie „niestworzonej” Mądrości ze
stworzonym początkiem, jakim było poczęcie Maryi, znaczy jedność obu wymiarów w
„jednym i tym samym dekrecie”, w którym wcielenie Boskiej Mądrości (Słowa
w Jezusie) implikuje niepokalane poczęcie (dziewczęcej Mądrości w
Maryi).
Jaki jest zakres owej implikacji? Boży „dekret” odsłania dopiero w Nowym
Testamencie swoje odniesienie do czasowego początku w ludzkich dziejach, do
poczęcia Syna i Jego Matki. Przyjmując bowiem, że starotestamentową, jeszcze
ukrytą postacią „dekretu” są wypowiedzi o Mądrości, należy zarazem uznać,
że odnoszą się one bezpośrednio do Jej „początku” w odwiecznym Bogu. W Nim
kryją się obie postaci – Syn i Jego Matka – których
przyjście na świat oznaczać będzie dwojakie objawienie w czasowym „początku”
ludzkich dziejów: we wcieleniu Syna i w uprzednim poczęciu Jego Matki. W tym
związku dopełnia się sens obu tajemnic. Istotę niepokalanego poczęcia Maryi
można dostrzec nie tyle we „wcześniejszym” od innych objęciu Jej przez łaskę,
ile w obecności Matki w „jednym i tym samym dekrecie” Bożym o wcieleniu Syna 12.
Natomiast implikacją tego, że Wcielenie wiąże się „od początku”
(w Bogu) z wybraniem jednego człowieka poza Synem, właśnie Jego ludzkiej
Matki, jest Jej dziewiczy udział w Jego poczęciu. Taki jest, dodajmy, głębszy
sens jedności dwóch prawd, często wręcz utożsamianych: dziewiczego poczęcia
Jezusa przez Maryję i Jej początku jako niepokalanego poczęcia. W istocie, te
dwie prawdy stanowią jedność, ale... nie należy ich mieszać!
Inne argumenty z Pisma i
Tradycji, przytoczone w bulli, sprowadzają się do porównania Maryi z
Ewą – ”matką wszystkich żyjących”. Umożliwia to zastosowanie do
Maryi zapowiedzi po grzechu: o zdeptaniu węża przez Niewiastę z jej potomstwem
(Rdz 3, 15). Ale stąd nie wynika w sposób wyraźny, że zwycięstwo Maryi nad
grzechem oznacza całkowite, od samego początku, zachowanie od niego. Dlatego
najważniejszy jest ów pierwszy, wspomniany wyżej argument o Mądrości, w której
od początku – choć w ukryciu – zawiera się prawda o
Jezusie i Jego Matce. Nowy Testament idzie jeszcze dalej: dawne wypowiedzi o
stworzeniu wszystkiego w Mądrości znajdują przedłużenie w odnowionym spojrzeniu
na stworzenie – jako dokonane w Chrystusie. Wyróżnia się tu zwłaszcza
jedna wypowiedź Pisma, nieobecna wprawdzie w bulli, ale później – aktualnie – podjęta
w liturgii Kościoła jako słowo Boże na uroczystość Niepokalanego Poczęcia.
Chodzi o początek hymnu o Chrystusie z Listu do Efezjan, gdzie Apostoł
mówi o naszym początku jako stworzeniu w Chrystusie, w którym Bóg Ojciec „wybrał
nas przed założeniem świata, byśmy byli święci i niepokalani przed Jego
obliczem” (Ef 1, 4). A skoro wypowiedź odnosząca się do „nas” obejmuje w
szczególny sposób Niepokalaną, to znaczy, że Jej niepokalane poczęcie jest nie
tylko „wyjątkiem” od starej reguły o powszechności grzechu, lecz ukazuje raczej
nową wizję całego stworzenia – jako stworzenia w Chrystusie.
Dzisiaj zatem Objawienie zawarte w Piśmie Świętym uzasadnia konieczność
nowego spojrzenia na początek – najpierw u Maryi, całkowicie wolnej
od grzechu pierworodnego. Jednak i nasz początek, choć zaciemniony przez
grzech Adama, jest otwarty na łaskę, która poświadcza stworzenie
nas – wszystkich – w Chrystusie. W tej mierze, w jakiej
jesteśmy stworzeni w Chrystusie, także nasz początek – ukryty w
Nim – jest „święty i niepokalany”. W tej mierze jednak, w jakiej nasz
początek obciążony jest zarazem pierworodnym grzechem, ukrycie łaski ma
także – w przeciwieństwie do Maryi – grzeszny charakter.
Dopiero chrzest święty jest znakiem (sakramentalnym!) odkrycia „pierworodnej
łaski”, w której wyraża się nasz początek w Chrystusie, zarazem powołanie,
zgodnie z którym mamy się stawać tacy, jacy w Chrystusie od początku
jesteśmy – święci i niepokalani 13.
Ostatnie czasy
Wprawdzie, jak wspomnieliśmy, dogmat o Niepokalanym Poczęciu nie wymagał
dodatkowego „objawienia”, skoro zawarty jest w Objawieniu, danym Kościołowi w
Piśmie Świętym i zgłębianym w Tradycji. Jednak ogłoszenie Maryjnej prawdy
zapoczątkowało nowy etap. Ożywienie wiary w moc Niepokalanego Poczęcia wzmogło
się zwłaszcza po wizjach udzielonych w Lourdes prostej
dziewczynie – Bernardecie Soubiroux. Najbardziej znanym owocem owych
początkowych wydarzeń stało się odkrycie źródła, które zaczęło przynosić
uzdrowienia. To wymowny znak pomocy Niepokalanej – także w naszych
czasach. Ale warunkiem otwarcia się na tę pomoc jest przyjęcie orędzia,
skierowanego z Lourdes do całego świata. Największą uwagę zwraca się na
potrzebę głębszego, duchowego uzdrowienia, związanego z
nawróceniem – przez modlitwę. Nie ma w tym niczego nowego, słyszymy
tu raczej powracające echo wezwania samego Chrystusa z początku Jego działalności:
„Czas się wypełnił i przybliżyło się królowanie Boga. Nawracajcie się i
wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15). To wszystko pozostaje nadal aktualne.
Natomiast nowe i zdumiewające w orędziu z Lourdes jest imię, które zjawiająca
się postać wyjawiła na prośbę Bernardetty: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”.
Na pozór – nic nowego, w szczególności na tle dogmatu, który został
ogłoszony niespełna 4 lata wcześniej. Ale pierwsze reakcje na słowa, przekazane
i powtarzane przez Bernardettę, świadczą o trudności z ich akceptacją.
Wydawało się, że Maryja nie może nosić takiego imienia. Bardziej prawdopodobnie
brzmiały wersje, podsuwane wizjonerce przez innych: „Jestem niepokalaną Dziewicą”,
lub „Dziewicą niepokalanie poczętą”, w ostateczności: „Jestem Maryją,
Niepokalanym Poczęciem”... Ale Bernardetta, sama nie pojmująca tajemniczego
imienia, była pewna, że przekazała je wiernie. Później utarło się wyjaśnienie,
że chodzi o retoryczną figurę, podobnie jak wtedy, gdy zamiast określenia: „To
bardzo białe”, mówi się: „To sama białość”. W tym sensie niepokalanie poczęta
Maryja zasługiwałaby na miano Niepokalanego Poczęcia 14...
Jednak odwołanie się do retoryki nie wystarcza. Znamienne jest, że
najpierw – zanim tajemnicza Postać wyjawiła swe imię –
Bernardetta mówiła o Niej w rodzimym dialekcie: „Acquero” („To”). Najwyraźniej
kryło się tu „coś” więcej aniżeli tylko Maryja. Wskazuje na to również imię
Postaci. „Ja jestem Niepokalane Poczęcie” obejmuje Niepokalaną, ale do Niej
się nie ogranicza. W świetle wcześniejszych rozważań, opierających się na Ef 1,
4, możemy powiedzieć: Objawia się tu nie tyle sama Niepokalana w indywidualnej
tajemnicy swego poczęcia, ile raczej ukazuje Ona ponadto misterium naszego,
ludzkiego początku w Bogu – jako stworzenia w Chrystusie. W naszym
przypadku nie jest to cała prawda o początku życia, w którym oprócz
pierworodnej łaski działa także grzech Adama... Dlatego Niepokalane Poczęcie,
zrealizowane w Maryi bez reszty, stanowi – powróćmy do tego pojęcia – archetyp,
który w naszym poczęciu pozostaje wprawdzie zaciemniony przez grzech
pierworodny, jednak wskazuje kierunek: abyśmy coraz pełniej się stawali „święci
i niepokalani”.
W tym kierunku próbował zgłębić Maryjną tajemnicę Jej największy czciciel
w XX wieku. Święty Maksymilian Maria Kolbe tak uważał: „«Niepokalanie
Poczęta» – można trochę zrozumieć, ale «Niepokalane Poczęcie» pełne
jest pocieszających tajemnic” 15.
Trudno pojąć, jakim cudem nasz Święty mógł oddać jednej jedynej prawdzie
Niepokalanego Poczęcia całe swe życie... Nie wchodząc tu w szczegóły jego
intuicji, zauważmy jedynie: Prawda o Niepokalanej była dla Maksymiliana jakby
znakiem Ewangelii na obecne czasy. Czy nie jest bowiem Dobrą Nowiną to, że w początku
Maryi jaśnieje prawda o stworzeniu w Chrystusie, w którym łaska jest bardziej
pierwotna, sięgająca głębiej aniżeli grzech i dlatego zdolna go
przezwyciężyć? Tak objawia się królowanie Boga w naszej rzeczywistości: jeszcze
nie w pełni, w jakiej zajaśnieje na końcu, ale w zalążku czy zarodku, zapoczątkowującym
nowe życie, które z niego się rozwija. Dlatego potrzebna jest wiara, trwająca „jakby
się widziało Niewidzialnego” (por. Hbr 11, 27). Tylko w tej postawie można
przyjąć ów niepozorny, niewidoczny początek Bożego królowania. Dzięki wytrwałej
wierze w Niepokalane Poczęcie sam Maksymilian stał się znakiem nowego
początku. W oku cyklonu – zła, które się rozpętało w XX
wieku – w oświęcimskim obozie zagłady czciciel Niepokalanej objawił
największą miłość, która nie waha się oddać życia za bliźniego (por. J 15, 13).
Tam, gdzie padł na ziemię cień ogromnego krzyża, padło zarazem ziarno w ziemię,
by wydać obfity owoc. W miejscu totalnego zaprzeczenia, zaparcia się
miłości, Maksymilian uwiecznił inny znak – ofiarnej miłości aż do
końca.
Zaczynamy pojmować – otwarci na świadectwo
Świętego – nową aktualność Ewangelii o Bożym królowaniu. W naszych
czasach nasilającego się zła potrzebne jest przypominanie Dobrej Nowiny o
większej, ostatecznie zwycięskiej mocy łaski – miłości. Znakiem
zbawczej mocy jest dla chrześcijan krzyż, ale nie w izolacji, jako narzędzie
śmierci, lecz opromieniony miłością Jezusa, który na nim umierał. Inaczej
trudno przyjąć ten znak, i nic dziwnego, że w oderwaniu od Ukrzyżowanego
i Jego tajemnicy pozostaje on wyłącznie znakiem sprzeciwu. Maksymilian,
utożsamiający się tak wyraźnie z Ukrzyżowanym w Jego śmierci, wskazuje nam
ukrytą, jakby odwrotną stronę tajemnicy krzyża. Męczennik nie chce skupiać
uwagi na sobie, pragnie nas otworzyć na tajemnicę, której oddał całe swe życie.
Niepokalane Poczęcie stanowi najczystszy, najwyraźniejszy znak łaski. Ten
archetyp początku jako dzieła samego Boga znalazł najbardziej znany wyraz w
obrazie – Niepokalanej, depczącej węża. Widać tu wyraźniej aniżeli w
krzyżu, który pozostaje znakiem ambiwalentnym, że zło naprawdę zostało już u
korzenia zwyciężone. Jeszcze wymowniej świadczą o tym promienie, wypływające z
otwartych dłoni Maryi. Dana Jej łaska, pochodząca od Chrystusa jako znak
stworzenia w Nim i dopełnienia przez Jego krzyż, przekazywana jest przez
otwarte dłonie Matki także nam. Uczestniczymy w ten sposób w owocach
krzyża – rozpoznając Ewangelię o Bożym królowaniu w naszym
życiu – od początku.
Jednak i znak Niepokalanego Poczęcia wymaga wiary. Sprzeciwiają mu się
znaki, które w naszych czasach wydają się oczywistsze, jeśli nie jaśniejsze,
to głośniejsze, rzucające się w oczy. Stąd powstaje wrażenie, że właśnie
zło – hałaśliwe, zwracające na siebie uwagę – jest
szczególnie charakterystyczne dla naszych ostatnich czasów zbliżania się końca – czasów
ostatecznych. Owszem, także Jezus w Ewangelii zapowiada nasilanie się zła w
obliczu przybliżającego się Bożego królowania. Ważniejsze jest wszakże to
ostatnie – rosnąca bliskość objawienia Bożej pełni. Tu bowiem Ewangelia
przejawia się z całą mocą jako Dobra Nowina – nie tyle o końcu
świata, ile jako zapowiedź ukrytego w nim początku nowej rzeczywistości. W
tym kierunku ma się zwracać nasza nadzieja, zgodnie ze słowami Chrystusa: Gdy
ujrzycie to wszystko, łącznie z nasilaniem się zła, „nabierzcie ducha i
podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21, 28).
Znaki Niewiasty
Przypatrzmy się jeszcze dokładniej znakom ostatnich czasów. Ich mnogość,
opisana w Ewangelii, daje się sprowadzić do dwóch zasadniczych, o których mówi ostatnia
księga Nowego Testamentu. W Apokalipsie – po wskazaniu wcześniejszych
etapów ostatnich czasów – stają naprzeciw siebie dwa znaki. Pierwszy
został określony jako wielki tak oto: „Potem wielki znak ukazał się na niebie:
Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec
z gwiazd dwunastu”. Po dalszej charakterystyce Niewiasty następuje zapowiedź: „I
inny znak ukazał się na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów
i dziesięć rogów – a na głowach jego siedem diademów” (Ap 12, 1. 3).
Uderza w przeciwstawieniu obu znaków określenie ich wielkości: pierwszy jest
wielki jako znak, to znaczy wskazuje wielkość rzeczywistości, która się za nim
kryje, drugi natomiast sprawia wrażenie wielkiego – w obrazie „wielkiego
Smoka” – jednak ukrywająca się za nim rzeczywistość nie jest
wielka... Wynika to wyraźniej z dalszych słów. Wprawdzie Smok stanowi
zagrożenie dla Niewiasty i Jej Syna, lecz okazuje się, że jego moc ulega
wszechmocy Boga, który przez swoich aniołów odnosi zwycięstwo. Pokonany Smok,
choć nie daje za wygraną, jest „świadom, że mało ma czasu” (12, 12), czyli że
jego „dni” są policzone. Tak, zwycięstwo należy do Niewiasty z Synem!
Skoro tylko jeden z obu znaków jest wielki jako wskazujący prawdziwą
wielkość, warto skupić się jedynie na nim. Owszem, i drugi znak chciałby
zwrócić naszą uwagę wielkością i wielością pozorów swojej mocy. Wydaje się, że
jego siła tkwi w... ogonie, gdyż apokaliptyczny opis mówi jeszcze o Smoku: „ogon
jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię” (12, 4). Jednak
istotniejszy jest inny obraz. Odkryty został on dzięki temu, że Kościół skupił
uwagę nie na znakach złego, lecz na wielkim znaku Niewiasty. Nie było wcale
oczywiste, że znak wskazywał Maryję, skoro w opisie Niewiasty słyszymy także:
„I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia” (12, 2). W przypadku Matki Jezusa,
zdawało się, powinno być inaczej, zwłaszcza przy założeniu, że bóle rodzenia
są skutkiem grzechu pierworodnego (por. Rdz 3, 16). Dlatego przeważało początkowo
przekonanie, że Niewiasta jest obrazem Kościoła, skoro później Apokalipsa mówi
o Niewieście w łączności „z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą
przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (12, 17). To istotnie pokazuje,
że znak Niewiasty wiąże się z Kościołem. Ale znak obejmuje więcej, bo przecież
o Kościele jako Niewieście nie można powiedzieć, iż „porodziła
Syna – Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną”
(12, 5). Przyjmując, że Synem jest Jezus, musimy zarazem ujrzeć w Niewieście
Jego Matkę – Maryję!
Znak Niewiasty jest... wieloznaczny. Nie wchodząc w szczegóły starotestamentowych
obrazów, które Ją charakteryzują, zauważmy: Niewiasta wskazuje najgłębiej i
pierwotnie świętą Resztę Izraela, z której miał się narodzić oczekiwany
Mesjasz-Chrystus. Owa Reszta, stanowiąca zrazu wspólnotę bliżej nie określoną,
wcieliła się najpełniej w jednej osobie – Maryi, Matki
Jezusa – by następnie dojrzeć i wzrosnąć we wspólnocie Kościoła. W
tym sensie znak Niewiasty jest otwarty na rozwój, nie tylko w przeszłości, jak
to się dokonało w przejściu samej Reszty od Starego do Nowego Testamentu.
Dalszy rozwój, który doprowadził w Kościele do przyjęcia Niepokalanego
Poczęcia, pozwala dopełnić apokaliptyczny znak. O ile bowiem Apokalipsa mówi o
walce między Niewiastą a Smokiem, określanym także jako „Wąż starodawny,
który się zwie diabeł i szatan” (12, 9), o tyle znak Niepokalanego
Poczęcia jest jaśniejszy, wskazując nie walkę, lecz jej wynik. Jasno
poświadcza, że zwycięstwo należy do Niewiasty, do Niepokalanej, nie do węża podeptanego
pod Jej stopami. Dlatego łącząc obrazy z początku (Rdz 3, 15) i końca (Ap 12,
4) biblijnego Objawienia, możemy dojrzeć więcej.
W tej mierze, w jakiej Niewiasta jest znakiem Niepokalanej, można o Niej
mówić, że jest „typem” Kościoła. Tak określali Maryję Ojcowie Kościoła, jak to
przypomniał ostatni Sobór 16.
Jako pierwowzór co do „wiary, miłości i doskonałego zjednoczenia
z Chrystusem”, Maryja staje się nie tylko „wzorem dziewicy i zarazem
matki”. Sobór ukazuje ponadto, w świetle dogmatu o Wniebowzięciu z 1950 roku,
z samego centrum XX wieku, że Wniebowzięta, doznająca „już chwały co do ciała
i duszy”, jest „obrazem i początkiem Kościoła mającego osiągnąć pełnię w
przyszłym wieku” i dlatego „przyświeca Ludowi Bożemu pielgrzymującemu jako znak
pewnej nadziei i pociechy” (KK 68). Znamienne słowa! Zapowiedź pełni „w przyszłym
wieku” („in futuro saeculo”) nie musi znaczyć, że dopełnienie dziejów jako „powrót
Chrystusa w chwale” dokona się w XXI wieku... Ważniejsze jest ukazanie Maryi
jako znaku tej pełni, moglibyśmy dodać: „typu” rzeczywistości, która także nas
oczekuje na końcu. W świetle wcześniejszych uwag możemy dopowiedzieć: Znak
Niewiasty jako Niepokalanej ukazuje więcej aniżeli koniec – Maryi czy
nasz. Oznacza także prawdę o początku – jako archetyp, którego
czystym obrazem stało się niepokalane poczęcie Matki Jezusa, by przypomnieć o
naszym początku, że również on, aczkolwiek zaciemniony przez grzech
pierworodny, jest objęty pierworodną łaską stworzenia w Chrystusie.
Zatem archetyp, objawiający się w niepokalanym poczęciu Maryi, dopełnia
nasze spojrzenie na Kościół – na wspólnotę, do której należymy. Jako „Lud
Boży pielgrzymujący” jesteśmy w drodze – w świecie, w którym zło
nadal nie daje za wygraną. Mówiąc obrazowo, w nawiązaniu do Apokalipsy: ogon
węża ciągle wykonuje gwałtowne ruchy, wyrządzając wielkie szkody. Co począć?
Archetyp Niepokalanego Poczęcia wskazuje wyjście, rozwiązanie zagadki: Drgania
ogona świadczą o agonii, śmiertelnych drgawkach węża, którego głowa została
już podeptana. Dlatego zamiast zajmować się losem węża czy przejmować oznakami
zwodzenia przezeń innych, mamy raczej „nabrać ducha i podnieść głowy” (por. Łk
21, 28) – ku wielkiemu, nieprzemijającemu znakowi Niewiasty,
Niepokalanej. Archetyp Niepokalanego Poczęcia kieruje naszą uwagę na początek
ukryty w Bogu, w którym objawia się prawda o łasce Chrystusa, bardziej
pierwotnej od grzechu. W tej postawie, całkowicie skupionej na jednym, agonia
złego sama się dokona – do pełnego skonania. Nie musimy nawet włączać
się do walki, w którą zły usiłuje nas wciągnąć, aby przynajmniej w ten sposób
absorbować naszą uwagę. Przecież wiemy, podobnie jak on, że jest od głowy
zmiażdżony! Zamiast walczyć, wystarczy się poddać, oczywiście nie jemu, złemu,
lecz jego Zwycięzcy – Bogu, który w Niepokalanej objawia nam
najwymowniejszy znak tego zwycięstwa – najjaśniejszy znak na
ostatnie czasy, w których żyjemy.
Wszystkie znaki, dawane w
naszych czasach i związane z Niepokalaną, wskazują w tym jednym kierunku. Do
orędzia z Lourdes dołączyło w XX wieku przesłanie z Fatimy, przekazane światu
przez ubogie dzieci w tym samym 1917 roku, który najbardziej utrwalił się w
pamięci ze względu na tak zwaną wielką rewolucję bolszewicką. W ukryciu działo
się wówczas jeszcze więcej, skoro jednocześnie i niezależnie od owych wydarzeń
Maksymilian Maria Kolbe zapoczątkował dzieło Rycerstwa Niepokalanej. Po latach
można było doświadczyć, że Niepokalana jeszcze raz okazała się mocniejsza od
złego, skoro w zwycięstwie nad komunizmem największy udział
mieli – patrząc po ludzku – mężowie najbardziej oddani
Maryi, z Prymasem Tysiąclecia i Janem Pawłem II na czele. Tak, im obu
przyświecała zapowiedź umierającego prymasa Hlonda, że zwycięstwo, gdy
przyjdzie, będzie zwycięstwem Najświętszej Maryi Panny 17.
Tak istotnie się stało...
Nie koniec, lecz początek
Żyjemy w czasach ostatecznych. Oznacza to nie tylko bliskość końca
świata... Wprawdzie pod tym względem obecna sytuacja – w porównaniu
z okresem ziemskiego życia Jezusa – przybliżyła się do końca o dwa
tysiące lat. Ale czy tylko dlatego Jego zapowiedź o Bożym królowaniu jest
bliższa spełnienia? Wydaje się, że w świecie wzrasta panowanie zła, coraz
bardziej agresywnego, złego. Jednak to tylko część prawdy, może nawet „półprawda”,
jeśli zapomina się o... reszcie. Złu zależy na złudzeniu, łudzeniu nas
objawami przemocy, byśmy zwątpili nie tylko w moc dobra, lecz w samo jego
istnienie. Z perspektywy złego przyznaje się dobru najwyżej status niewielkiej „reszty”,
słabej, niewiele znaczącej. Ale kto tu ulega złudzeniu? Reszta – w
sensie biblijnego Objawienia – wydaje się nieznaczna tylko dla spojrzenia
zewnętrznego, zważającego na pozory. Bo rzeczywiście, dla ubogich Jahwe, jak
określano Resztę w Starym Testamencie, oparciem nie było nic mocnego według
oceny ludzkiej. Ich oparciem i fundamentem stał się sam Bóg. U Niego, u Boga
znajdowali wszystko, czego potrzebowali do życia. Dlatego mogli z ufnością
pocieszać siebie, także nas: „Złóżcie nadzieję w Panu na zawsze, bo Pan jest
wiekuistą Skałą! Bo On poniżył przebywających na szczytach, upokorzył miasto
niedostępne, [...] sprawił, że w proch runęło: podepcą je [...] stopy ubogich”
(Iz 26, 4-6).
Echo tych słów powraca w Maryjnym Magnificat. Ona bowiem, uniżona
Służebnica Pańska, stała się jednostkowym, osobowym wcieleniem izraelskiej
Reszty, z której miał się wyłonić Chrystus. A zaczęło się to w ukryciu,
tak ogromnym, że dopiero po wielu wiekach Kościół dojrzał i odkrył to
misterium – w Jej niepokalanym poczęciu. W ostatnich czasach, w
których żyjemy, mogliśmy doświadczyć pod znakiem Niepokalanej aktualności Jej
słów o mocy Boga: „On przejawia moc ramienia swego, rozprasza pyszniących się
zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych” (Łk 1,
51 n). Ale zanim istotnie można to było zobaczyć, liczyła się postawa Reszty,
nielicznych, którzy nie zrażając się przemocą złego, całą nadzieję pokładali
we wszechmocy Boga. Wspierała ich wiara, czyli – przypomnijmy
– opieranie się pozorom widzialnym, a zarazem oparcie w... Niewidzialnym.
Kto tak otwiera się na niepozorny, niewidzialny początek Bożego królowania
w naszej rzeczywistości, ten staje się nie tylko jego świadkiem, ale także
wcieleniem, środkiem objawiania się dalszych owoców Bożego dzieła.
Pośród oznak bliskiego końca, których w naszym świecie nie brakuje, mamy
skupiać uwagę na znakach początku: dobra, dobrego – Boga. By nas
zachęcić do tej postawy, On sam obdarzył nasze czasy wielkim znakiem,
objawiającym archetyp Niepokalanego Poczęcia. Sam archetyp – możemy
to przyjąć za Jungiem – pozostaje niewidzialny, skoro w świetle
chrześcijańskiej wiary wiąże się z naszym początkiem ukrytym w Bogu. W tym
kierunku można by zgłębić intuicje świętego Maksymiliana, pozostawione w
ostatnim zapisie przed aresztowaniem, początkiem drogi ku śmierci w obozie
koncentracyjnym. Oto bowiem, rozważając imię objawione w Lourdes,
obejmujące więcej niż tylko Maryję, Maksymilian uznał, iż imię Niepokalanego
Poczęcia przysługuje samemu Bogu, zwłaszcza Duchowi Świętemu jako Poczęciu
w Ojcu, z którego rodzi się Syn – Jednorodzony 18.
Na tym tle, w istocie, niepokalane poczęcie Maryi jest obrazem archetypu,
związanego z misterium początku – poczęcia – w samym Bogu.
Jednak obraz oświetla również naszą sytuację, stanowi znak nadziei na
drodze, w której ciągle mamy do czynienia ze złem i jego złudzeniami.
Znak Niewiasty z promieniami łask, płynącymi przez Jej otwarte dłonie, z
ledwie widocznym wężem podeptanym pod Jej stopami, został nam dany, byśmy
nabrali ducha i podnieśli głowy. Spojrzenie zwrócone ku niebu nie znaczy
oderwania się od ziemi. Nie... Bo niebo naprawdę jest w nas, wprawdzie jeszcze
nie w pełni, jak długo żyjemy na tym świecie, jednak prawdziwie – w
ukrytym początku działania łaski. Ten początek, ów „dziewiczy punkt”
w centrum naszego bytu, „nie pokalany przez grzech i ułudę”, jak
przypomniał Merton, oznacza fundament, od którego może się rozpocząć odnowa
naszego życia, byśmy w końcu mogli doświadczyć, że „bramy niebios znajdują
się wszędzie”. Tak, Boży początek w nas jest bramą – ku dobru, ku niebu.
Bramą Nieba nazywano w tradycji Maryję. Przypomina o tym adwentowy hymn,
zaczynający się od słów: „Alma Redemptoris Mater, quae pervia coeli porta
manes...”. Ograniczmy się w przekładzie do jednego, do wezwania: „Bramo
Niebios otworem stojąca”... To nie jest koniec, ale początek drogi. Przyjmijmy
jako dar Adwentu – Przyjścia Pana – to, co już dla nas
uczynił: „Posuit Immaculatam viam meam”.
1 Hasło
„archetyp” w: Mały słownik terminów i pojęć filozoficznych dla studiujących
filozofię chrześcijańską, opr. A. Podsiad, Z. Więckowski, IW Pax,
Warszawa 1983, kol. 25.
2 Por.
C. G. Jung, Psychologia a religia, przeł. J. Prokopiuk, Wrota, Warszawa
1997, s. 67 n.
3 Por.
hasło „archetyp” w: A. Samuels, B. Shorter, F. Plaut, Krytyczny słownik
analizy jungowskiej, przeł. W. Bobecki, L. Zielińska, Unus b.m.w. 1994, s.
41-44.
4 C. G.
Jung, Archetypy i symbole. Pisma wybrane, przeł. J. Prokopiuk,
Czytelnik, Warszawa 1981, s. 173. Dalszy cytat: tamże, s. 171 n.
5 Por.
J. Bolewski SJ, Koniec wieku z Maryją, „Przegląd Powszechny” 5/1996, s.
161-172, szczeg. 165 n.
6 Ten
cytat i dalsze rozważania pojawiły się już na różne sposoby w kilku moich
pracach, po raz pierwszy – także z podaniem źródeł – w: Domysły
wokół Mertona, „Przegląd Powszechny” 12/1988, s. 432-445.
7 Więcej
o tym: J. Bolewski SJ, Początek w Bogu. Jedność dziewiczego i niepokalanego
poczęcia, Wydawnictwo WAM, Kraków 1998, s. 391 nn.
8 Więcej
w: J. Bolewski SJ, Stworzenie w świetle Niepokalanego Poczęcia, „Salvatoris
Mater” 1/1999, s. 23-46.
9 DS
2803; zmieniamy przekład umieszczony w: BF V 89.
10 Cytujemy
według: W. Pietkun, Maryja Matka Chrystusa. Rozwój dogmatu maryjnego, Warszawa
1954, s. 111.
11 Więcej
w: Początek, dz. cyt., s. 342-348.
12 K.
Rahner, Schriften zur Theologie, t. I, Einsiedeln 1954, s. 231; podjął
to z aprobatą: J. Ratzinger, Córa Syjonu. Maryja w refleksji Kościoła,
przeł. B. Widła, Warszawa 1997, s. 55.
13 Por.
więcej: Początek..., s. 402 nn.
14 Por.
R. Laurentin, Życie Bernardetty, przeł. B. Durbajło, Warszawa 1986, s.
86-89.
15 Więcej
o wizji świętego Maksymiliana: Początek..., s. 375 nn.
16 O
Maryi jako „typie” Kościoła – wspólnoty
wierzących – przypomina w ślad za świętym Ambrożym KK 63.
17 Więcej
w: J. Bolewski SJ, Nie bać się nieba. Maryjne intuicje – do
myślenia, Wydawnictwo WAM, Kraków 1994, s. 75 nn.
18 Więcej
w: Początek..., s. 377 nn.
|