ŚLADY JEDNEGO ŻYCIA •
JACEK BOLEWSKI SJ
Dar mądrości
Wokół „Burzy” Szekspira
Z wiekiem, czy też z mijaniem dwudziestego wieku
Pięknieje dar mądrości i zwyczajna dobroć.
(Czesław Miłosz, Café Greco)
Mądrość
przychodzi z wiekiem, nie automatycznie, oczywiście, ale jako dar, na
który trzeba sobie zasłużyć. W tym zresztą kryje się jej tajemnica –
w jedności daru
i zasługi. Nie wystarczą same zasługi, które dawałyby „zasłużone” prawo do
mądrości. Jej dar jest czymś więcej. Jest znakiem hojnej wolności, hojności
wolnej od wyrachowania i tak bardzo przekraczającej wcześniejsze zabiegi
człowieka, że w porównaniu z nimi wydaje się darem w istocie
„darmowym”. A jednak pozostaje prawdą, że trzeba sobie na ten dar
zasłużyć. Jak? Oto jest pytanie! Na pewno tak, aby zasługi nie zabiły w człowieku
poczucia, że ich uwieńczenie jest darem. I tak się składa, że drogą do
zrozumienia i realizacji tej prawdy jest najczęściej gorzkie doświadczenie
daremności własnych wysiłków – daremności ludzkiego działania tam,
gdzie liczy się tylko jedno, otwarcie na darmowość łaski, dar mądrości. Gorycz
doświadczenia, które może prowadzić do rezygnacji pełnej rozpaczy, ale nie
musi... może też doprowadzić do mądrości.
Ostatnia
sztuka Szekspira jest nie tylko uwieńczeniem jego dramatycznej twórczości, jego
zasług dla teatru... Jest także darem. Burza na tle wcześniejszych
utworów genialnego dramaturga uderza swym tonem,
w którym – zdaje się – dominuje gorycz
i rozczarowanie. Trudno nie zauważyć, że w głównej postaci Prospera
staje przed nami mędrzec. Jednak mądrości, którą książę ucieleśnia, wydaje się
czegoś brakować. Słyszymy w niej na koniec ton rezygnacji, jakby znak, że
uwieńczenie dzieła nie jest pełne. Zakończeniu tej „komedii” brak jest pogody
i głębi pojednania, które w innych utworach komediowych Szekspira są
na tyle wszechobejmujące, że nie pozostawiają miejsca na cień wątpliwości. Czy
zatem mądrość Prospera to tylko umiejętność pogodzenia się z własną
ograniczonością w obliczu zła? Czy pozostaje tylko rezygnacja? Czy nie
można w niej odnaleźć głębszego wymiaru, w którym daremność ludzkich
usiłowań ustępuje miejsca pełni daru – najgłębszej mądrości?
Pytanie
o mądrość w Burzy, która wieńczy dzieło Szekspira, nie może
pominąć wcześniejszych utworów. Prospero odcina się najwyraźniej na tle innej
postaci, najbardziej tragicznej, gdyż najsilniej dotkniętej brakiem mądrości.
Tragizm głupoty... Tak można streścić dzieje najgłośniejszego spośród
tragicznych bohaterów Szekspirowskich – króla Leara 1.
Nawet na końcu nieszczęsny król nie otwiera się na mądrość, jaką może zrodzić
w człowieku przejście przez cierpienie. Jego końcem jest nie mądrość, ale
szaleństwo. Ale szaleństwo... jak w krzywym zwierciadle pozwala dostrzec
brak leżący u jego podstawy. Brak mądrości. Dokładniej: brak zgody na to,
że miłość przejawia się inaczej, niż wyobraża sobie pragnący jej dla
siebie – jak każdy – król. Przypomnijmy dalej, że to
właśnie burza – zajmująca w Learze wiele miejsca
i czasu – obnaża po raz pierwszy szaleństwo tytułowej postaci.
Na tym tle jeszcze wyraźniej odsłania się podobieństwo i odcina się
odmienność Burzy. Żywioł, który nadaje teraz tytuł całości dzieła, jest
ukazany krócej i tylko na początku. Tym jednak, co odsłania, jest nie
głupota, lecz mądrość głównego bohatera. Czy tylko?
Postacie wzburzenia
Burza na morzu stanowi
początek – głośny, brutalny, wstrząsający. Kolejna scena Burzy
przynosi kontrast. Zamiast wzburzonego morza widzimy spokojny krajobraz wyspy
z Prosperem i jego córką. Ale... pierwsze słowa Mirandy zdradzają
wzburzenie. Jest pod wrażeniem burzy, którą – zdaje
się – nadal widzi. Udziela się jej nie tylko wzburzenie żywiołów, ale
także cierpienie tych, których widzi tonących po rozbiciu się statku. Domyśla
się, że burza jest dziełem ojca. Dlatego zaklina go, aby ją uciszył. Nie widzimy,
jak Prospero ucisza burzę. Słyszymy, jak uspokaja córkę: „Panuj nad sobą. /
Uspokój swoje współczujące serce: / Nie stało się nic złego” .
Tak zaczyna się
opowieść – najpierw Prospera, który opisuje prehistorię i powody
wywołanej przez siebie burzy, następnie samego Szekspira ukazującego w Burzy
dalsze działania swego bohatera. Tak, w ten sposób po raz pierwszy łączą
się w naszych oczach obie postacie – mędrca i jego twórcy. Burza
jako dzieło Szekspira jest przedstawieniem stworzonym i „reżyserowanym”
przez jej głównego bohatera. Prospero nie tylko wywołał początkową burzę, ale
od początku widział w niej etap realizacji swego planu. Nie znamy
z góry jego szczegółów; odsłaniają się one stopniowo w dalszym ciągu
akcji kierowanej ręką mędrca. Wraz z Mirandą poznajemy najpierw przeszłe
wydarzenia, które rzuciły ją wraz z ojcem na wyspę. Dowiadujemy się
następnie, że dawni prześladowcy Prospera – brat, który pozbawił go
tronu w Mediolanie oraz sprzymierzony z nim król
Neapolu – znaleźli się oto w pobliżu wyspy za „zdumiewającym
zrządzeniem Fortuny”. Prospero pragnie wykorzystać ten „przypadek”. Wywołana
przez niego burza miała na celu nie zatopienie, lecz uratowanie
i sprowadzenie dawnych wrogów na wyspę. A jaki jest sens dalszych
wydarzeń, pod władzą i w reżyserii Prospera?
Zwróćmy najpierw uwagę
na postać samego mędrca. W tej właśnie roli – uczonego męża
dysponującego tajemną wiedzą – staje przed nami Prospero
w pierwszych scenach. Sprowadzona i uśmierzona przez niego burza
świadczy o wiedzy, którą już wcześniej zdobył pogrążając się w „kręgu
tajemnych sztuk”. Ale opowieść o przeszłości zdradza zarazem granice jego
mocy i mądrości. Najpierw musiał poddać się bratu, który przejął bez
reszty oddaną mu część władzy. Jednak w słowach Prospera o minionych
faktach odsłania się coś więcej: „Tak więc, zaniedbując / Sprawy doczesne,
oddany jedynie / Doskonaleniu umysłu – którego / Walor zamykał się
w ścianach pracowni / Zamiast rozbłyskać z książęcego
tronu – / Zbudziłem śpiące w moim bracie zło / I moja
ufność, zaiste bez granic, / Wszczęła w nim równie bezgraniczny fałsz”.
Słowa te odsłaniają nie tylko winę brata, ale zdają się też wyrażać dezaprobatę
Prospera wobec własnej postawy: jakby zaczął teraz dostrzegać, że jego
poszukiwanie mądrości było nazbyt jednostronne jako ograniczanie się, owszem
„zamykanie” wyłącznie do rozwijania umysłu połączone z zaniedbywaniem
„spraw doczesnych”. Czy jednak rzeczywiście to widzi? Czy dezaprobata, jaka się
kryje w jego słowach, pochodzi od niego, czy od jego twórcy, Szekspira?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wzburzenie Prospera, trwające nadal na myśl
o przeszłości, nie pozwala mu jeszcze dostrzec granic własnej mądrości.
W tym świetle
możemy wyraźniej zauważyć inny szczegół zdradzający postawę Szekspirowskiego
bohatera. Opowiadając Mirandzie o przeszłości Prospero aż trzy razy
przerywa swoją opowieść ponawianym pytaniem-powątpiewaniem: „Czy ty mnie
słuchasz?”, „Ty nie słuchasz?”, „Czy słyszysz?” Nie można oczywiście wykluczyć,
że dramaturg pragnął w ten sposób zdynamizować długi monolog swej postaci.
Ale nawet przy takim założeniu pozostaje pytanie, dlaczego ożywiał go tak
monotonnie, tak natrętnie powtarzając ten sam refren... U mistrza, jakim
był Szekspir, trzeba szukać głębiej sensu wskazówek rozproszonych
w słowach jego postaci. Czy nie kryje się tu i odsłania kolejny znak
wzburzenia Prospera? Wzburzenia, że córka słucha go zbyt spokojnie? Że nie
podziela jego wzburzenia? A może trudno mu tylko zauważyć, że ona jednak
go słucha?
Panujący nad mocami
przyrody mędrzec najwyraźniej się niecierpliwi, że nie panuje – jak
mu się zdaje – nad najbliższą osobą, nad jej uwagą. Jego wzburzenie
na tym się nie kończy. Znaki stają się coraz wyraźniejsze. To, czego
w odniesieniu do córki można się jedynie domyślać, występuje silniej wobec
kolejnej postaci Burzy, ducha Ariela. Władza Prospera nad nim jest
najpełniejszym przejawem tajemnej mocy. To właśnie Ariel wykonuje wszystkie
polecenia „reżysera” akcji, to on realizuje krok po kroku plan Prospera, który
w ten sposób stopniowo się odsłania. I dlatego mędrzec czuje się tak
ostro dotknięty, reaguje z takim rozdrażnieniem, kiedy Ariel uprzytamnia
mu granice jego władzy. Owszem, panuje nad nim od chwili uwolnienia go spod
czarów, jakimi został opanowany przez złą Sykoraks. Ale ten kolejny przejaw
władzy Prospera nie dał mu pełnej władzy nad Arielem. Nowa władza wymagała
zgody samego ducha, i właśnie na tej zgodzie opiera się umowa, jaką
mędrzec z nim zawarł. Ariel zgodził się służyć Prosperowi w czasie
z góry określonym, po którym miało nastąpić całkowite uwolnienie. Stąd wybuch
oburzenia u mędrca, kiedy duch opiera się wobec jego nowego planu
i zdaje się oczekiwać uwolnienia przed wyznaczonym terminem. Oburzenie
jakby uzasadnione... A jednak przypomina nie tylko o czasowej niewoli
Ariela, lecz odsłania także uzależnienie mędrca. Tak, jego władza zależna od
zgody ducha nie jest władzą nieograniczoną. Prospero nie jest jeszcze
dostatecznie wolny: ani wobec Ariela, którego potrzebuje, ani wobec mocy zła,
do której musi odwołać się, aby wymusić na duchu jego trwanie w posłuszeństwie,
grożąc w przeciwnym wypadku dawnym, gorszym zniewoleniem.
Ale najpełniej
odsłania się Prospero w swym wzburzeniu wobec kolejnej, ostatniej postaci
poddanej jego władzy – Kalibana. Ten „dziki i pokraczny
niewolnik” jest najpierw przeciwieństwem Ariela, „zwiewnego ducha”. Matką
Kalibana jest ta sama wiedźma, która uwięziła Ariela za jego odmowę poddania
się złym nakazom. To spod jej wpływu uwolnił ducha Prospero. A co
z Kalibanem? W słowach pełnych złości Prospero nie szczędzi mu najgorszych
wyzwisk, nazywając go „pomiotem” czarownicy, „złośliwą bestią” poczętą przez
matkę „z samym szatanem”, „półdiabłem”, bo „jest bękartem diabła”. Złość
objawiająca się u Prospera w obliczu Kalibana zdaje się nie mieć
granic. Zauważają to nawet świadkowie jego wybuchu. Miranda, która już
wcześniej doświadczyła wzburzenia ojca, dodaje do zdziwionych słów innego
świadka tej złości: „Prawda: pierwszy raz go widzę / W stanie takiego
gwałtownego gniewu”. Co więcej, sam Prospero przyznaje: „Jestem wzburzony.
Wybaczcie mi słabość”. I najpełniej jego złość wyraża się w słowach
o Kalibanie, które wypowiada najbardziej otwarcie, czyli wtedy, kiedy
zostaje całkiem sam: „Diable nasienie! Żadnym wychowaniem / Nie da się zmienić
tej natury. Tyle / Starań i ludzkiej wyrozumiałości, / A wszystko na
nic! I jak z biegiem lat / Szpetnieje jego ciało, tak i dusza /
W nim parszywieje. Ukarzę ich wszystkich, / Aż ryczeć będą”.
W tym momencie
kulminują wszystkie wcześniejsze postacie wzburzenia protagonisty Burzy.
I dopiero teraz widzimy, że również wyjściowa burza wywołana przez
Prospera była nie tylko objawieniem jego magicznych sił, ale także
uzewnętrznieniem burzy ukrywającej się w nim samym i związanej
z przeszłymi wydarzeniami, za które nie przestaje domagać się kary, „aż ryczeć
będą”. Znaleźliśmy się zatem w samym sercu Burzy – we
wzburzonym sercu Prospera. To, co się w tym miejscu objawia, wymaga
szczególnej uwagi.
Znaki niepogodzenia
Godne uwagi jest
najpierw to, że właśnie Miranda zauważa niezwykłość ostatniego wybuchu ojca,
innego od wcześniejszych jego postaci, których sama doświadczyła. Dobrze
wyczuwa ona różnicę, chociaż wyjaśnienie jej pozostaje dla niej samej
niedostępne – przynajmniej póki nie zobaczy, że wcześniejsze
wzburzenie ojca wobec niej było po części grą. Po części, to jest nie wtedy,
kiedy poruszał go jej rzekomy brak uwagi. Grą było jego późniejsze oburzenie,
kiedy dziewczyna próbowała się wstawiać za pokochanym od pierwszego wejrzenia
Ferdynandem. Nie mogła wtedy wiedzieć, że ojciec postanowił poddać ich miłość
próbie. Jednak widz, który to wie, dostrzega od początku „dwulicowość” Prospera
w tej scenie: z jednej strony niby oburzenie wobec młodych, a
z drugiej strony – dosłownie: „na stronie” – uwagi
komentujące akcję, wypowiadane przez Prospera do Ariela i wyrażające nie
gniew, lecz zadowolenie: „Czary skutkują” i „Brawo, Arielu”.
Na tym tle można
lepiej pojąć odmienność ostatniego wybuchu wobec Kalibana. Prospero robi
w tym momencie wrażenie człowieka, który nie gra, lecz daje się
rzeczywiście ponieść swoim emocjom. „Dwulicowość”, którą wcześniej świadomie
odgrywał, odsłania głębszą rysę w nim samym i w jego spojrzeniu na
rzeczywistość, jakby nie do końca świadomym dysonansu. Odsłania nam to autor:
spoza roli „reżysera” wydarzeń, panującego nad ich przebiegiem, wyłania się
w tym miejscu inna postać (z głębi Prospera) – kogoś
zaskoczonego biegiem wydarzeń, jak gdyby kto inny nimi kierował... Takie jest
istotnie sedno wypadków, które zaskoczyły mędrca. Przerywa przedstawienie
zainscenizowane dla młodych kochanków, których pragnął wynagrodzić za nałożoną
na nich wcześniej próbę. Przerwa jest tym bardziej uderzająca, że przed chwilą
ukochany córki, pełen podziwu dla odgrywanej na ich oczach sztuki, wykrzyknął:
„Chciałbym tu zostać na zawsze! Ta wyspa / Może być rajem, gdy ma się takiego /
Ojca – mądrego cudotwórcę”. Trzeba pamiętać o tych słowach, aby
pojąć, że dramaturg stawia je w dalszym ciągu akcji pod znakiem zapytania,
kiedy zmusza Prospera do przerwania widowiska. Zagrożenie ze strony Kalibana, o którym
mędrzec sobie nagle przypomina, musi osłabić wcześniejszy podziw dla jego
reżyserii, przypomnieć, że ani opanowana przezeń wyspa nie jest rajem, ani on
sam nie może spokojnie kosztować swojej mądrości. Stąd złość na Kalibana, który
nie pozwala o tym wszystkim zapomnieć. Skąd? Stąd, że Prospero reflektuje,
odbija w swej złości jedynie zło Kalibana, zło bezlitośnie odsłaniające
granice jego własnej mądrości i dobroci...
Tak, działanie
Kalibana zdaje się wymykać spod reżyserii mędrca. Obok autentycznego
wzburzenia, które już wcześniej pojawiało się w obliczu granic jego
władzy, reakcja Prospera odsłania nowy rys – ton rezygnacji.
Przerwane widowisko staje się dla niego obrazem dodatkowego, głębszego
ograniczenia związanego z ludzkim życiem. Jak rozwiało się nagle odgrywane
przedstawienie, tak również „cały ten glob / Ze wszystkim, co ma na swojej
powierzchni, / Kiedyś rozwieje się, nie zostawiając / Strzępu mgły nawet.
Jesteśmy surowcem, / Z którego sny się wyrabia, a życie / To chwila
jawy między dwoma snami”. Do kogo zatem należy „reżyseria”
w przedstawieniu, jakim jest życie... przedstawione w dalszym ciągu
na scenie? Czy spisek Kalibana jest w stanie pokrzyżować plan
wyreżyserowany przez mędrca? Prospero jeszcze nie rezygnuje z dalszego
kierowania akcją. Nadal bowiem ma do dyspozycji Ariela. Przyzywa go, by zjawił
się „tak prędko jak myśl”, a pojawiający się bez zwłoki duch wtóruje mu:
„Jestem twej myśli nieodłącznym echem”. On, duch pozbawiony ciała, wciela
wszystko, cokolwiek mędrzec tylko pomyśli. I ta trwająca dalej uległość
Ariela dodaje mocy wzburzeniu Prospera na Kalibana, może bowiem być pewny, że
zdoła pokrzyżować knowania. Rzeczywiście, po kilku dalszych krokach
poczynionych i zrealizowanych przez „zwiewnego” ducha mędrzec może
odetchnąć: „Mam teraz w ręku wszystkich nieprzyjaciół. / Skończą się
wkrótce moje trudy – wówczas / Odetchniesz wreszcie powietrzem
wolności. / Tymczasem posłuż mi jeszcze”.
Zatem to jeszcze nie
koniec. Potrzeba oparcia się na Arielu trwa i oznacza, że opanowanie („w
ręku”) nieprzyjaciół nie jest pełne. Zanim jednak ukażemy rysy pojednania
w zakończeniu Burzy musimy dokładniej wskazać sens wcześniejszego
niepogodzenia, którego różne przejawy dotąd stwierdziliśmy, czy to we
wzburzeniu Prospera, czy – głębiej – w jego „dwulicowości”.
W czym rzecz? W tym wszystkim przejawia się głębsza ambiwalencja, nie
tylko w postawie mędrca, dawnej i obecnej, ale i w jego
otoczeniu. Wprawdzie mogło się wydawać, że w przeciwieństwie do swego
dawnego księstwa Prospero poddał sobie na wyspie wszystko: córkę, duchy,
tubylca Kalibana, nieprzyjaciół. A jednak wiele oznak, na które
zwróciliśmy uwagę, poddawało w wątpliwość panowanie, opanowanie mędrca. Co
więcej, ambiwalencja przeszłości odsłania się na wyspie jeszcze wyraźniej.
Wspomnieliśmy
o przeciwieństwie elementów, które Prospero zastał na wyspie: „zwiewnego”
ducha powietrza Ariela i „pokracznego niewolnika” Kalibana. Jednak
należałoby powiedzieć dokładniej: na początku, zanim mędrzec przybył, na wyspie
było inaczej. To Ariel był niewolnikiem, spętanym złymi mocami wiedźmy,
natomiast Kaliban, jej syn, był wolny, pozostawał panem wyspy. Już w tym
sensie trudno uważać wyspę za obraz „raju”, pierwotnej niewinności. Wprawdzie
obraz taki może się wyłaniać ze słów Kalibana, nie tylko tych
o szczęśliwej przeszłości, zanim przybył Prospero, ale i tych,
w których kreśli przyszłość po uwolnieniu się spod władzy uczonego męża.
A jednak... słowa „dzikiego niewolnika” dają się pojąć jedynie
w szerszym kontekście, w jakim umieszcza je sam Szekspir. Najpierw
nie wolno zapominać o tym, co one przemilczają: że wcześniejsza „wolność”
Kalibana wiąże się, tak – jest dosłownie „związana” (z) brakiem wolności
Ariela. Dalej zaś dramaturg ukazuje inne, głębsze ograniczenie wolności
tubylca, który sam szuka poddaństwa. Jeśli bowiem wydarzenia, rozgrywające się
na oczach widza na wyspie, są swoistą transpozycją przeszłości (co widać
najwyraźniej w ponowionych próbach zamachu ze strony brata księcia), to
relacja Kalibana do pijaka Stefana (podziwianego jako pana i boga) jest
obrazem, choć zarazem karykaturą, jego wcześniejszej relacji do Prospera.
W tym świetle odsłania się głębsze zniewolenie „pierwotnej” natury
Kalibana, niezdolnej do prawdziwej wolności, szukającej za wszelką cenę
poddania.
Kaliban jest pierwszym
obrazem ambiwalencji, królującej na wyspie. Niby jest wolny, ale sam szuka
zniewolenia. Głębszy wymiar tej dwoistości odsłania się w przeciwstawionej
mu niejako postaci Ariela. Owszem, w pewnym sensie duch ten jest
przeciwieństwem Kalibana. Jest „czystym” duchem, nie człowiekiem. Jest, jak
widzieliśmy, uosobieniem myśli: jej lotności i wolności.
W przeciwieństwie do Kalibana, który szukał poddania się, Ariel myśli
wyłącznie o swej niezawisłości. Czym jest jednak jego niezależność, jeśli
najpierw nie zdołał się oprzeć czarom wiedźmy, później zaś magii Prospera?
Pierwotny stan „czystego” ducha jest nie mniej ambiwalentny jak
w przypadku Kalibana. Niby jest wolny... a jednak – nie
szukając wprawdzie zniewolenia – nie jest go w stanie uniknąć.
Dlaczego? „Czysta” myśl, którą uosabia, okazuje się zbyt słaba w obliczu
zła, gdyż wykluczając jakiekolwiek poddanie (wobec dobra) – przecenia
własną wolność i daje się poddać złym mocom. W ten sposób
ambiwalencja, która od początku cechuje Kalibana i Ariela, przyjmuje w ich
przeciwstawieniu jeszcze wyraźniejszą postać. Bo w przeciwieństwie do
Ariela pierwotny stan Kalibana można określić jako wolność szukającą bezmyślnego poddania; właśnie w tej
bezmyślności tkwi element zła, odsłaniający się wyraźniej w owocach jego
działania. W tym sensie wolność Kalibana jest od początku niepełna, gdyż
niepełne (bo bezmyślne) jest poddanie, którego pragnie. Natomiast wolność
Ariela jest niepełna, gdyż od początku wyklucza jakiekolwiek poddanie.
I z tej ambiwalencji obu postaci przebywających pierwotnie na wyspie
zrodziło się panujące na niej napięcie, przeciwieństwo jakby nie do pogodzenia
między wolnością a poddaniem.
Nie, nawet przed
pojawieniem się Prospera na wyspie nie było tu raju. Słowa Kalibana,
stwarzające przeciwne złudzenie, odsłaniają tylko część prawdy ukrywając, że
(jego) pierwotna wolność była okupiona zniewoleniem, brakiem wolności myśli
(Ariela). Paradoks tkwiący w złudzeniu tego rodzaju został wyrażony
dosadnie w innym miejscu Burzy, gdzie jeden z rozbitków kreśli
obraz „całkowitej” wolności na wyspie – pod jego panowaniem, pełnym
rozmaitych zakazów. Komentarz jednego ze słuchaczy rozwiewa to złudzenie:
„Koniec jego idealnego ustroju zapomniał o początku”. Zapomniał, że już
u początku kryła się ambiwalencja wolności za cenę zniewolenia.
A czy pamiętał o tym
nasz mędrzec? Pojawienie się Prospera nie zmieniło sytuacji na wyspie
w sposób istotny. Dlaczego? Najpierw dlatego, że w nim samym kryła
się już wcześniej podobna dwoistość, brak pogodzenia między wolnością
w sferze ducha-umysłu a poddaniem w sferze „doczesnej”.
Z Arielem łączyło go już z góry to, że jego „czysta” myśl musiała się
pogodzić z utratą panowania na rzecz bardziej „przyziemnej” mocy (brata).
Dlatego poddając sobie Ariela jeszcze głębiej odsłaniał swą zależność od niego
w brakach własnej wolności. A jaki brak łączył go z Kalibanem?
Czy nie ten brak, który właśnie ów „pokraczny niewolnik” najpełniej wyrażał?
Czy nie była to potrzeba poddania, chociaż jego postać u pana i
u niewolnika zdawała się tak różna: z jednej strony potrzeba poddania
sobie innego, z drugiej strony potrzeba poddania
innemu – siebie? Mówiąc inaczej: czy Prospero w swej potrzebie
poddawania sobie innych mocą swej
mądrości nie odsłaniał jej największego braku, czyli braku poddania siebie mocy jeszcze większej, bardziej
godnej podziwu?
Tym, co wiąże mędrca
zarówno z Arielem jak i z Kalibanem, jest ta sama słabość tkwiąca
w jego mocy. Magiczna siła mądrości pozwala mu na opanowanie obu postaci.
Ale to panowanie jest nie tylko z góry, jak widzieliśmy, ograniczone i stanowi
znak ograniczenia mądrości Prospera. Póki nie godzi się on z tym
ograniczeniem, zdradza się swym wzburzeniem – nieopanowaniem, ale
i niepogodzeniem wobec dążenia do wolności u obu poddanych sobie
postaci. Jego słabością jest to, że ich potrzebuje, a bardziej jeszcze to,
że tę potrzebę ukrywa, widząc w niej słabość. Nie widzi jeszcze, że
w ten sposób pozostaje zamknięty wobec mocy, jaką daje tylko wolność
połączona, owszem, pogodzona z poddaniem. Komu? Jak długo mędrzec pragnie
sam, mocą swej magii, „reżyserować” bieg wypadków, może się łudzić, że jest
w stanie doprowadzić do pojednania po swojej myśli. Ale czy takie
pojednanie może być pełne? Czy nie trzeba się pogodzić z jego
niepełnością, aby doświadczyć pojednania jeszcze głębszego?
Tony pojednania
Chociaż w całej
akcji Burzy zdają się przeważać różne postacie przeciwieństwa, czy to
w samym Prosperze, czy w poddanych jego mocy osobach, to jednak
w głębi działa nieustannie nurt, który z góry niejako łagodzi
wszelkie skrajności. Nurt ten zauważyliśmy już w postawie gry
i związanej z nią reżyserii Prospera. Ale... pojednanie przeciwieństw
było tutaj równie pozorne jak samo „przeciwieństwo” między odgrywanym wobec
córki oburzeniem a wyrażanym jednocześnie „na stronie” zadowoleniem.
Oderwaliśmy się od tego nurtu w momencie, kiedy sam mędrzec po raz
pierwszy zdawał się dostrzegać granice swej mądrości, zdolnej władać
i kierować wypadkami. Czy więc tam, gdzie jego oburzenie prawdziwie się
odsłania, będzie również możliwe prawdziwe pojednanie?
Nurt, w którym
dominuje reżyseria Prospera, kryje w sobie głębszy nurt zdradzający
zamysły samego autora. Zbierzmy najpierw rozproszone wskazówki Szekspira, który
ani przez moment nie absolutyzuje przeciwieństw. Wyjdźmy znowu od postaci
Kalibana i Ariela. Pytając o to, co głębiej łączy obie wyz(nie)walane
przez mędrca osoby, zbliżamy się do istotnego elementu całej Burzy, do
żywiołu muzyki. To wobec niej, a raczej pod jej wpływem odsłania się
najbardziej ludzki i po ludzku poruszający rys „pokracznego niewolnika”.
Jakże wymowna jest scena, w której uradowany znalezieniem nowego pana
Kaliban oczekuje od niego, by nauczył go obiecanej piosenki. Pijany Stefano
rozpoczyna swoją niewybredną śpiewkę. Ale oto jego początkowy bełkot
z powtarzającym się na przemian: „Drwij z nich i kpij z nich”
przechodzi nieoczekiwanie w słowa, których ton i rytm jest inny:
„Myśl jest wolna” 2.
Kaliban od razu wyczuwa odmienność tonu: „To nie ta melodia”. W tym
miejscu Szekspir zamieszcza dodatkową uwagę, że nowy ton pochodzi od Ariela,
którego słyszymy teraz oddzielnie, jak „gra tę samą melodię na fujarce
i zawieszonym u boku bębenku”. Reakcja pijanych rozbitków zdumiewa
Kalibana. Widzi ich lęk wobec Ariela, którego nie mogą widzieć, i po raz
pierwszy zdaje się powątpiewać w moc swego nowego pana, skoro ten ulega
lękowi. Ale reakcja niewolnika odsłania jeszcze więcej: „Nie bój się; wyspa
jest pełna przyjemnych / Dźwięków i śpiewów, które nic nie szkodzą. /
Czasem brzdąkanie setek instrumentów / Słyszę wokoło; a czasem się budzę /
I jakieś głosy znów mnie usypiają, / Po czym w snach widzę, jak
zasłona chmur / Rozsuwa się i ukazuje skarby / Gotowe na mnie
spaść – wtedy się budzę / Z płaczem, bo pragnę, by śniło się
dalej”.
Słowa niewolnika,
„potwora”, zdumiewają czystym liryzmem, jak gdyby w tym momencie przemówił
przez niego sam duch muzyki Ariela. Poddany przez ducha ton, przejaw jego
wolnej myśli, odsłania głębszą wrażliwość Kalibana, jego zdolność
a zarazem potrzebę poddania się mocy ponadziemskiego piękna. Kiedy mówi
o rozsuwającej się przed nim zasłonie na niebie, odnosimy wrażenie, że
w nim samym odsłania się najgłębsze człowieczeństwo, kryjące się na jawie,
podobnie jak niebieska zasłona, poza zniekształconymi rysami jego postaci, jego
potrzeby poddania się większej, prawdziwie wyzwalającej mocy. Ukryte wcześniej
człowieczeństwo „półdiabła” objawia się teraz wyraźniej aniżeli u dumnych
towarzyszy, drwiących sobie z jego „zwierzęcości”. Dzieje się z nim
to, co zostało jeszcze dokładniej opisane w innej scenie ukazującej wpływ
muzyki Ariela, kiedy postacie mieszkańców wyspy „mimo dziwnych
i pokracznych kształtów” okazują postawę, która mogłaby zawstydzić
„większość okazów” ludzkiego rodu. Z ust innego ze zdumionych rozbitków
słyszymy: „Podziw we mnie / Wzbudziły owe ruchy, gesty, dźwięki – /
Nieme, lecz więcej mające wymowy / Niż język”.
Czym jest owa
tajemnicza muzyka przywoływana przez Ariela i budząca nawet
w nieludzkich na pozór „potworach” najgłębiej ludzkie odruchy? Tym, co
wywołuje, jest nie tylko ukrywające się człowieczeństwo. W ludziach
dotkniętych złem wydobywa ona z głębi ich serc zło, któremu ulegają.
Widzieliśmy to już w reakcji pijaków, wykorzystujących u Kalibana
jego „pokraczne” pragnienie wolności w poddaństwie. Jeszcze wyraźniej
widać działanie muzyki Ariela na innych rozbitków, nieprzyjaciół Prospera.
Najpierw dokonuje ona wśród nich zróżnicowania. Ten, w którym wywołała
podziw, władca Neapolu Alonzo, okazuje się również najbardziej podatny na
dalszą przemianę i uwolnienie od popełnionego dawniej zła. To zło zostało
wydobyte przez Ariela pod postacią, która zdawała się nie mieć nic wspólnego
z wcześniejszą muzyką – przy wtórze błyskawicy i grzmotu,
kiedy on sam zjawia się jako drapieżna harpia i wypomina przerażonym
rozbitkom ich dawne przewinienia wobec Prospera. Grozi powolną zgubą, gorszą od
nagłej śmierci, choć koniec ten nie jest nieuchronny: „Uchronić od takiego
końca / Może was tylko szczera skrucha i / Uczciwe życie od tego momentu”.
Od tej chwili wszyscy dawni nieprzyjaciele Prospera zostali „spętani obłędem”
i wpędzeni w tak wielkie pomieszanie, że w końcu sam Ariel mówi
swemu panu: „Twój czar działa na nich / Z tak wielką mocą, że gdybyś
ich ujrzał, / Zmiękłoby twoje serce”. I kiedy w odpowiedzi na pytanie
Prospera dodał: „Moje by zmiękło, gdybym był człowiekiem”, słyszy również
z ust mędrca ton pojednania.
Tak, droga do
pojednania stoi wreszcie otworem. Tym, co teraz dochodzi do głosu, jest jeszcze
raz muzyka, przeciwstawiona grzmotom i piorunom, w których wcześniej
Prospero okazywał, jak „wszechmocna” była jego sztuka: „Lecz dziś się wyrzekam
/ Owej surowej magii; gdy wywołam – / Co właśnie
czynię – muzykę niebiańską, / Aby jej zwiewnym czarem na ich zmysły /
Wpłynąć jak zechcę – wtedy złamię laskę / I w trzewiach
ziemi zagrzebię, a księgę / Zatopię w morzu, głębiej niż potrafi /
Sięgnąć najdłuższa sonda”. Następuje uwaga w didaskaliach: „Uroczysta
muzyka”. Kiedy wraz z nią pojawiają się na scenie udręczone postacie
nieprzyjaciół, mędrzec „widząc to, mówi: Poważna muzyka, która najlepiej / Koi
zbłąkaną myśl, niech wam uleczy / Bezużytecznie wrzące w czaszkach mózgi”.
Tony pojednania przenikają powoli do uszu i serc nieprzyjaciół,
z których jako pierwszy reaguje znowu Alonzo: „Zwracam ci księstwo
i proszę gorąco / O wybaczenie krzywd”. A inni? Wydaje się, że pojednanie
jest niepełne. Nazywając swych dawnych wrogów „przyjaciółmi” Prospero zdradza
jednocześnie, że wcześniejsze rozdwojenie trwa dalej. Najpierw bowiem słyszymy,
jak „na stronie” zauważa wobec swego wiarołomnego brata i jego wspólnika,
że i teraz mógłby dowieść ich kolejnej zdrady na wyspie, „lecz dam spokój
plotkom / Na razie”. A kiedy słyszy pod swoim adresem, znowu na stronie,
uwagę jednego z nich: „Diabeł przez niego przemawia”, mówi dalej zwracając
się w szczególności do brata: „Bynajmniej. – Tobie, najpodlejszy
z podłych, / Którego bratem nie nazwę z obawy, / Aby nie skalać
ust – tobie przebaczam / Najcięższą winę, a z nią wszystkie inne; /
I żądam zwrotu księstwa, które zresztą / Rad nie rad będziesz musiał
oddać”.
Zaiste, trudno nazwać
takie pojednanie pełnym. Ale czy wobec tego droga do pełniejszego przebaczenia
i przezwyciężenia zła jest dalej rzeczywiście otwarta? Nie doszliśmy
jeszcze do końca dzieła. Co pozostało? Mogło się wydawać, że Prospero
zrezygnował odtąd ze swych magicznych sztuczek zgodnie z zapowiedzią,
skoro wywołał już dźwiękami niebiańskiej muzyki tony pojednania. Jednak dopiero
teraz miało nastąpić najważniejsze. W tym duchu mógł oznajmić księciu,
który odczuł skruchę: „Skoro zwróciłeś mi księstwo, / Wypada mi się odwzajemnić
darem / Równej wartości – a przynajmniej sztuczką / Magiczną, która
tak cię uraduje, / Jak mnie zwrot księstwa”. Jaka to sztuczka? Na jej widok
rozbitkowie nie wierzą własnym oczom i muszą wyznać: „Cud nad cudami”. To
cud miłości Mirandy i Ferdynanda, którzy oto ukazują się oczom wszystkich,
pochłonięci – niby grą w szachy, nade wszystko
jednak – sobą. A kiedy młodzi odrywają wzrok od siebie,
w ich spojrzeniu wszystko wydaje się ostatecznie przemienione. Miranda
jest pełna podziwu: „O, co za widok! Tyle cudnych istot! / Piękna jest ludzkość!
O, nowy, wspaniały / Świat, w którym żyją tacy ludzie”.
W tym spojrzeniu
na świat i na ludzi – w spojrzeniu miłości – pojednanie
wydaje się wreszcie pełne. Tak, wydaje się tylko... tak przynajmniej zdaje się
sądzić Prospero, który do słów córki o nowym świecie dorzuca komentarz:
„Nowy / Dla ciebie...” Trudno nie dosłyszeć w słowach mędrca kolejnego
tonu sceptycyzmu, ograniczającego nazbyt jego zdaniem naiwną uwagę Mirandy. Co
kryje się w tym ostatnim tonie? Czy to już ostateczna mądrość, do jakiej
uczony mąż zdołał dojść u kresu Szekspirowskiego dzieła? Czy ostatnie
słowa Prospera są rzeczywiście ostatnim słowem wielkiego dramaturga w tym
dziele?
Łaska mądrości w wolności
Nie, to ciągle nie
koniec. Ale zrozumienie końca wymaga wyraźniejszego spojrzenia na to, co
wydarzyło się bliżej początku. Ostatnia sztuczka
Prospera – objawienie miłości młodych – jest i nie
jest jego sztuczką. Jest, gdyż to właśnie ich miłość była od początku ukrytym
zamiarem planu, który mędrzec realizował z pomocą Ariela od momentu
wyjściowej burzy. Nie jest, bo z chwilą pojawienia się na wyspie miłości
objawia się coś nowego, co dodatkowo ujawnia granice mocy mędrca. Miłość
młodych pozwala pojąć istotę prawdziwej wolności jako pogodzonej
z poddaniem się umiłowanej osobie. W miłosnym dialogu padają
najpiękniejsze, najczystsze w swej poezji słowa całej Burzy.
Miranda tłumaczy Ferdynandowi, dlaczego w swym szczęściu płacze: „Niegodna
jestem, by ci ofiarować / To, co dać pragnę; i jeszcze mniej godna, / By
przyjąć to, bez czego żyć nie mogę. [...] / Możesz nie uznać mnie za równą
sobie, / Lecz sługą twoją będę, chcesz czy nie chcesz”. Ferdynand na to: „Ty
będziesz panią, a ja twoim sługą [...] z radością większą / Niż
radość więźnia, co wyszedł na wolność”.
W słowach
najwyższej miłości uderza najgłębsza jedność wolności i gotowości do
służenia. Jakże daleko tu do chęci władania drugą osobą. Dlatego Prospero,
który w ukryciu przysłuchuje się słowom młodych, nie ukrywa: „Choć nie
potrafię cieszyć się jak oni, / Dla których wszystko to jest niespodzianką, /
Niczym nie umiałbym cieszyć się bardziej. / Muszę powrócić do ksiąg”. Jak długo
jego władza nad ludźmi opiera się na mądrości czerpanej z ksiąg, sam
pozostaje zniewolony – nie tylko przez księgi, ale i przez
potrzebę zniewalania innych. Jak długo...? Tak długo, że na wszystkie jego
późniejsze działania, które dotąd śledziliśmy, pada cień – czy to
wzburzenia, czy niepogodzenia, czyli niepełnego pojednania. Niepełna była także
rezygnacja przejawiająca się w jego słowach, niepełna tak długo, jak długo
nie zrezygnował jeszcze z posługiwania się Arielem w realizacji swych
planów. Ale oto zbliża się chwila ostatecznej rezygnacji. Jaki jest jej ton?
Wolny? Nie, na razie tylko powolny.
Powolne, stopniowe
uwalnianie się Prospera w uwalnianiu poddanego mu ducha ujawnia się
w ostatnich wskazówkach „reżyserskich” mędrca. Po niepełnym pojednaniu,
którego świadkami już byliśmy, okazuje się, że to jeszcze nie wszystko. Ariel
otrzymuje kolejny rozkaz: „Ty leć i wróć wolność / Kalibanowi i jego
kompanom, / Zdejmując z nich zaklęcie”. Ich reakcja, kiedy pojawiają się
na scenie, jest podobna jak Mirandy, choć zarazem stanowi jej karykaturę:
„Jeśli wierzyć temu, co mi gały donoszą, mam przed sobą wspaniały widok”. Ale
interesująca jest przede wszystkim relacja Prospera względem Kalibana. Dalej
nie szczędzi swemu dawnemu niewolnikowi ostrych słów, a do uwagi jednego
z obecnych o jego „dziwacznych” kształtach dorzuca: „Duszę ma równie
źle ukształtowaną / Jak ciało”. A wyrzucając sprzed swych oczu pijanych
„nicponi”, zwraca się do Kalibana: „Ty idź do chaty – ma być
wysprzątana, / Jeśli chcesz, abym darował ci winy”. Nie, to nie ton
pojednania, ale pogardy przebaczającej jedynie warunkowo i jakby nie
wierzącej w możliwość pełnej przemiany. A jednak... z ust
Kalibana słyszymy słowa, których Prospero w swym sceptycyzmie może nie
pojmuje, podobnie jak wcześniejszych słów młodych; jednak dramaturg wkładający
je w usta „potwora” nadaje im wyraźnie głębszy sens. Niewolnik widzi swoją
wcześniejszą głupotę, wstydzi się, że uważał za boga i podziwiał pijaka.
Ale co najistotniejsze: „Będę odtąd mądry, / będę poszukiwał łaski”.
Słowa uwalniającego
się Kalibana zdają się pochodzić z innego świata – tak
zdumiewająco wybiegają poza dotychczasową sytuację, że nawet Tłumacz tego nie
akceptuje, każąc niewolnikowi nadal zabiegać u Prospera o „jego”
łaskę 3.
Tymczasem nie, Kaliban rzeczywiście uwalnia się od swego dawnego pana, nie
potrzebuje „jego” łaski, ale – po prostu – łaski. Doprawdy,
słowa dawnego niewolnika trudno jest pojąć. To tak, jakby teraz przemówił przez
niego już nie tylko Ariel, duch powietrza, jak we wcześniejszej lirycznej
wypowiedzi, na którą zwróciliśmy uwagę. To tak, jakby teraz odsłonił się
w jego słowach sam Szekspir – głębiej aniżeli przez Prospera czy
jakąkolwiek inną postać Burzy. Bo czy prawdziwa mądrość to nie właśnie
to, co wypowiedział Kaliban: poszukiwanie łaski? Nie „łaski” tego czy innego
człowieka, ale – zwyczajnie – łaski, gracji, która łączy
w sobie piękno, wdzięk, wdzięczność, a to wszystko jako znak mądrości
umiejącej przyjąć „rezultat” swych poszukiwań jako dar – jako łaskę?
Trudno to pojąć: Dlaczego Szekspir
wyraził te słowa najgłębszej mądrości nie przez usta Prospera, ale
w postaci, w której może najtrudniej zauważyć je i przyjąć? Nie
wystarczy jednak zdumienie. Otwarte ze zdumienia oczy pozwalają dojrzeć jeszcze
więcej – to, czego zdaje się nie dostrzegać sam Prospero, co jednak
również poprzez niego przekazuje sam Szekspir – reżyser akcji
patrzący dalej i głębiej niż protagonista Burzy. W swym sceptycyzmie
wobec przemiany „pokracznego niewolnika” Prospero zdaje się aż do końca
podtrzymywać to, co już wcześniej o nim wypowiadał. Ale jedna z tych
wypowiedzi jest otwarta w sposób, który znowu zdaje się wykraczać poza
horyzont „reżyserii” uczonego męża wskazując na głębszy wymiar. Słowa te już
przytoczyłem, ale ich pełny sens odsłania się dopiero wtedy, kiedy odchodząc od
wersji Tłumacza powrócę do wieloznaczności sformułowania oryginalnego. To
słowa, w których Prospero wyrażał daremność wszystkich swoich zabiegów
o „uczłowieczenie” Kalibana: „Tyle / Starań i ludzkiej
wyrozumiałości, / A wszystko na nic!” Naprawdę na nic? Otóż Szekspir mówi
więcej. Każe powiedzieć Prosperowi, że jego zabiegi wobec Kalibana, „Humanely
taken, are all lost, quite lost”. Tak, są na nic, ale: „humanely taken”, czyli
biorąc po ludzku. Wieloznaczne słowa 4
mogą znaczyć również, jak widzieliśmy w tłumaczeniu, że same zabiegi były
podjęte po ludzku – pochodziły z Prosperowego serca. Ale skoro sam
Szekspir używa sformułowania otwartego na dodatkowe znaczenie, które nadto
zdaje się nasuwać pod względem filologicznym jako najbardziej oczywiste, to
dlaczego skazywać ten dodatkowy, głębszy sens na zniknięcie? Bo stwierdzenie
daremności zabiegów Prospera „wziętych po ludzku” wskazuje, owszem, granice ludzkich zabiegów, ale tym samym nasuwa
myśl o tym, co może przyjść jedynie spoza tej granicy, kiedy ludzkie
poszukiwanie, świadome własnej daremności, otworzy się na przyjęcie tego, czego
szuka, jako daru – łaski... Nie, na pewno nie łaski „jego”, czyli
Prospera, skoro ten nie pojmuje nawet jej obecności w końcowych słowach
Kalibana, oceniając je wyłącznie w perspektywie swoich „ludzkich”
zabiegów.
Czy to już koniec?
Cierpliwości! Możemy się w tym miejscu odwołać do słów samego Prospera.
Kiedy słyszy z ust władcy Neapolu o niepowetowanej jakoby stracie
(syna) oraz to jeszcze: „Nawet / Cierpliwość szepcze mi, że jest bezsilna”,
odpowiada niepocieszonemu: „Nie próbowałeś wezwać jej na pomoc”. Wzywając zatem
pomocy ze strony cierpliwości, otwórzmy się ostatecznie na pytanie, czy
rzeczywiście to, co nawet zdaniem Prospera było stracone („na nic”), nie kryje
w końcu czegoś więcej... Niewiele już pozostało. Uczony mąż ma jeszcze
jedno, ostatnie zadanie dla Ariela – prośbę, by pomógł nazajutrz
dopłynąć szczęśliwie do reszty królewskiej floty zmierzającej do Neapolu. Tylko
to miał jeszcze Prospero do stracenia: wolność Ariela. Tylko to miał jeszcze do
zyskania: własną wolność, wolną od pokusy innej wolności – czy to
„czystego” ducha, czy poddania sobie innych z braku poddania... siebie.
Rezygnacja z wolności bezcielesnego ducha staje się pozyskaniem,
wcieleniem wolności i mądrości prawdziwie ludzkiej. Staje się, ale jak? Aż
do końca scenicznej akcji można było mieć wątpliwości, czy Prospero zdobył
prawdziwą mądrość, co więcej, sam Szekspir podtrzymywał w nas tę
niepewność. Dopiero poza akcją – w epilogu Burzy – wielki
dramaturg jeszcze wyraźniej zdystansował się w stosunku do swego
protagonisty... odsłaniając w nim inną postać, w którą już bez reszty
się wciela. Na koniec Prospero i jego autor przemawiają jednym głosem.
„Opadły czarodziejskie
stroje, / O własnych tylko siłach stoję”. Czy w tych i
w dalszych słowach mono-epi-logu brzmi jedynie rezygnacja? Tak może się
wydawać, zwłaszcza gdy zrezygnowany ton mędrca prowadzi w końcu do słów:
„I skończyć przyjdzie mi w rozpaczy”. Tymczasem Prospero dodaje: „Chyba że
prośba ta coś znaczy / Dla dusz wrażliwych, których litość / Rozgrzesza błąd
i pospolitość”. Niestety, tłumaczenie znowu nie oddaje wyraźnie najgłębszego,
teologicznego wymiaru tych słów. Nie siląc się w tym miejscu na nic poza
wiernością myśli Szekspira, muszę przełożyć inaczej: „Chyba że ulgę przyniesie
modlitwa, / przenikająca tak dalece, że zdobywa / Samą łaskę i uwolnienie
wszelkich win”. Tak, dopiero teraz słyszymy z ust Prospera echo tej samej
mądrości, którą już wcześniej dane było nam usłyszeć – wbrew
wszelkiemu oczekiwaniu – z ust Kalibana: Wszystkie ludzkie zabiegi
pozostaną daremne, jeśli nie będą otwarte na to, co nie jest ich naturalnym rezultatem,
ale darem – łaską, prawdziwym uwolnieniem. W słowach Szekspira
odsłania się teraz dodatkowy element łaski (mercy): wdzięczność za dar,
jakim jest uwolnienie od winy, zmiłowanie. Wyraźniejsze staje się, dlaczego
człowiek na ten dar nie zasługuje – jako winny. Dlatego nie musimy
dodawać, jak opaczne jest pod względem teologicznym tłumaczenie dalszych,
ostatnich słów Prospera: „Każdy z nas ma do łaski prawo”. Nie,
przeciwnie – nikt z nas nie ma „prawa” do łaski, gdyż powoływanie się
na „prawo” nie pozwala dostrzec istoty „darmowości” łaski jako daru.
I takiej oceny nie zmienia fakt, że „prawo” było potrzebne Tłumaczowi do
rymu: „Więc mnie rozgrzeszcie – bijąc brawo”. Owszem, zasłużył na
brawa, ale nie za tłumaczenie ostatniego przesłania Prospera, które winno
raczej brzmieć: „Jak sami trwać nie chcecie w swoich win areszcie, / tak
teraz mnie odpuśćcie wolnego – nareszcie” 5.
Co jeszcze zostało do
powiedzenia? Niedopowiedzenia jak w słowach: „Reszta jest milczeniem”?
Trzeba pamiętać, że istotnie – końcowa prośba Prospera to ostatnie
słowa Szekspira, po których zamilkł jako dramaturg. Pragnienie
wolności – to samo pragnienie, które przenikało całą sztukę zwłaszcza
w jej najbardziej skrajnych postaciach Ariela
i Kalibana – jest także ostatnim słowem tego, który rezygnując
w końcu z posługiwania się innymi sam zyskuje nadzieję na inną niż
dotychczas wolność – taką, która jest pełnym pojednaniem
i odpuszczeniem. Pojednanie prawdziwie uwalniające, także od win, było tak
długo niemożliwe, jak długo Prospero sam pragnął je narzucić według własnej
„reżyserii”, korzystając z pomocy magicznej wiedzy. Dopiero łamiąc swoją
laskę, rezygnując z „łaski”, którą sam dysponował, otworzył się na inną
łaskę, inną mądrość dającą się przyjąć jedynie z wdzięcznością jako dar.
W obliczu tego
daru, w którym „pięknieje mądrość i zwyczajna dobroć”, można by
wreszcie wraz z Szekspirem zamilknąć. Żegnając nas mistrz powraca do
„zwyczajności”, rezygnuje z magicznych sztuczek na
rzecz – innego panowania. Sam się poddaje – zdaje na łaskę,
najpierw swych widzów, a dalej? Czy znowu nie „zwyczajnie” i po
prostu – na łaskę? Jeśli jest ona gracją, pięknem i wdziękiem,
to w samej Burzy odsłoniła się ona przede wszystkim w miłości
młodych. Łaska jako miłość: wolność, jaką daje, wiąże się z doświadczeniem,
że poddanie się drugiej osobie nie jest zniewoleniem... jeśli jest to osoba
miłująca. Młodzi są w Burzy jedynymi, którzy nie szukają
uwolnienia. Są już wolni – w miłości. Na tę miłość otwiera się
w końcu także Prospero w swych ostatnich słowach. Wolność, jakiej dla
siebie oczekuje, ma być darem. Tak, „zasłużył” sobie na darowanie jej, gdyż sam
ją daruje – nie tylko Arielowi, ale wszystkim postaciom, które
wcześniej wobec niego zawiniły. Możliwe staje się wreszcie pełne pojednanie,
chociaż nie widzimy go już na scenie i chociaż nawet ostatnie słowa
Prospera pozwalają tylko przeczuć jego dar. Pięknieje dar mądrości... nowe
spojrzenie, w którym objawia się „zwyczajna dobroć”. Jak to wysłowić,
skoro mędrzec tutaj milknie? Czy wolno powtórzyć słowa młodych, które
wcześniej – zanim jeszcze pojednanie dokonało się w samym
mędrcu – można było uznać za naiwne? Może ich spojrzenie
w miłości, dopełnione o mądrość płynącą z pojednania, jest
najprawdziwszym, najgłębszym spojrzeniem na rzeczywistość? Dlaczego? Może
dlatego, że również rzeczywistość, natura, jest ostatecznie darem miłości? Może
dlatego, że obecne w niej zło nie jest aż tak „możne”, by udaremnić
tkwiące głębiej dobro? Daremne mogą być, to prawda, czysto ludzkie wysiłki. Ale
czy jest to granicą także dla łaski, miłości? Ostatnie przesłanie Szekspira
przekonuje nas, że nie; może nie do końca w słowach, przynajmniej
w tym miejscu, na pewno jednak w całym dziele i w ostatnim
geście, którym nas wszystkich – podobnie jak wcześniej
Ariela – żegna, tak, żegna.
1 Por.
mój esej: Tragizm głupoty. Wokół „Króla Leara”, „Przegląd Powszechny”
3/1992, s. 463-470; 4/1992, s. 142-152.. Dalsze cytaty z Burzy pochodzą
z najnowszego wydania: W. Shakespeare, Burza. Zimowa opowieść, przeł.
S. Barańczak, Wydawnictwo W drodze, Poznań 1991. Tekst oryginalny, do
którego czasami się odwołujemy, czerpiemy z: The Complete Works of William
Shakespeare, ed. by W. J. Craig, Oxford University Press, London 1957.
2 S.
Barańczak nie oddaje odmienności ostatnich słów od reszty piosenki tłumacząc
w łączności z wcześniejszymi wersami: „Bo myśleć wolno, co się chce”.
3 Ostatnie
słowa Kalibana S. Barańczak przetłumaczył: „Będę na przyszłość mądrzejszy, /
Będę zabiegał o twą łaskę”, podczas gdy w oryginale czytamy: „I'll be wise
herafter, / And seek for grace”.
4 Na
wieloznaczność zwraca już uwagę J. Kott, ale trudno pojąć, dlaczego nie dostrzega
powyższego najprostszego znaczenia; por. Szekspir współczesny, PIW, Warszawa
1965, s. 396 n.
5 Próbujemy
w ten sposób oddać nie tylko wiernie, ale i w języku poezji słowa oryginału:
„As you from crimes would pardon'd be, / Let your indulgence set me free”.
|