LEKTURY •
SZALONA DLA BOGA
Wszystko, co uczyniliście...
Z siostrą Małgorzatą Chmielewską rozmawia Michał Okoński,
SIW ZNAK, Kraków 1999, ss. 207.
Siostra Małgorzata
Chmielewska to zakonnica nietypowa: przez sposób życia – pod jednym
dachem z bezdomnymi; wychowywanie trojga dzieci; a nawet sposób
mówienia – potoczny, dosadny, nie bardzo pasujący do tradycyjnego
obrazu „siostrzyczki”. Siostra Małgorzata jest polską przełożoną Wspólnoty
Chleb Życia, założonej przez francuskie małżeństwo Pascala i Marie-Annick
Pingault, wspólnoty, która jest „powołana do życia razem z ubogimi”.
Rozmowy przeprowadzone
z siostrą Małgorzatą przez Michała Okońskiego z „Tygodnika
Powszechnego” są w dużej mierze poświęcone życiu siostry z ubogimi,
bezdomnymi, niechcianymi. Są też zapisem jej drogi do takiego sposobu życia,
drogi do Chrystusa, bo – jak mówi siostra
Chmielewska – ”człowiek ubogi jest naszą drogą do Chrystusa”. Już na
początku książki padają słowa będące kluczem do zrozumienia postawy siostry
Małgorzaty: „Nie jesteśmy pracownikami socjalnymi. W tym są lepsi od nas.
Jesteśmy po to, by kochać ludzi, z którymi jesteśmy”. Mówiąc
o niewystarczalności samej działalności charytatywnej dla bycia
chrześcijaninem, siostra wyjaśnia, że paradoks takiej działalności „polega na
tym, że tzw. ludziom dobrze się mającym wydaje się, że robią coś dobrego dla
biedaków. Traktując ich przy tym – no właśnie – jak
bezosobową masę, przedmiotowo. W rzeczywistości, jeśli nie dojdzie między
mną a człowiekiem ubogim do spotkania, do spotkania na płaszczyźnie
ludzkiej, to nigdy nie zrozumiem, że jest on moim bratem. Ze wszystkim, co ma
dobrego i złego, nie «lepszy» ani «gorszy», po prostu brat”. Jest to więc
postawa bycia nie tylko „dla” człowieka, ale przede wszystkim „z” człowiekiem.
Z jakiego ducha
wypływa taka postawa i co pozwala siostrze Małgorzacie oraz innym osobom
związanym ze Wspólnotą Chleb Życia trwać w wierności powołaniu do życia
z bezdomnymi? Na pytanie: „Z czego rodzi się świętość?” siostra odpowiada
krótko: „Z naiwnej wiary, że można i trzeba żyć Ewangelią do końca.
A owa naiwna wiara rodzi się z miłości i fascynacji Bogiem”. Ta
fascynacja w przypadku siostry Małgorzaty rodziła się powoli, nie bez bólu
i wielu poszukiwań. Dopełniła się w okresie studiów, kiedy doznała momentu
łaski – wyjechawszy z Mazur w trakcie „wesołego życia”
podczas studenckich praktyk, trafiła na Podhale i chodząc po górach,
w pewnym momencie miała „takie nieprawdopodobne przeżycie tego, że Bóg
jest. Przeżycie ogromnej przestrzeni, która nie jest pustką. Tylko tyle”. To
był dopiero początek drogi, teraz już świadomego poszukiwania swojego miejsca
w Kościele – między innymi w duszpasterstwie niewidomych i
w różnych klasztorach, co siostra wspomina następująco: „zawsze, kiedy
miałam wstąpić, na mojej drodze pojawiał się ktoś, komu trzeba było pomóc”.
Siostrze Chmielewskiej
bliska jest duchowość małych sióstr, u których spędziła kilka lat,
podejmując śluby czasowe. Wspominając ten czas twierdzi nawet: „Jeśli jest we
mnie coś dobrego, to w dużej mierze przez ich formację”. Uważa także, iż
duchowość małych sióstr jest niezwykle bliska duchowości jej Wspólnoty.
Nie odnalazła się na tej drodze dlatego, że w pewnym momencie zauważyła,
iż brakuje jej w regule małych sióstr „bezpośredniej i konkretnej
pomocy ludziom potrzebującym. Jest to przede wszystkim zgromadzenie
kontemplacyjne”. Etap poszukiwań właściwego zgromadzenia (a była również
w Żarnowcu u benedyktynek, ale pobliskie jezioro okazało się zbyt
kuszące) podsumowuje w słowach: „Oto dlaczego nie wychodziły mi te
klasztory kontemplacyjne: Ewangelia przede wszystkim przekładała mi się na
pomoc człowiekowi potrzebującemu. Dopiero we Wspólnocie Chleb Życia spotkało
się jedno z drugim”.
Życie wewnętrzne
siostry Małgorzaty było również kształtowane poprzez spotkania z niezwykłymi
ludźmi i przebywanie w niezwykłych miejscach. Będąc u małych
sióstr spotkała ich założycielkę – małą siostrę Madeleine oraz Matkę
Teresę z Kalkuty. Na drodze siostry Małgorzaty stanęli również wspaniali
ludzie wiary: ks. Marcin Popiel, ks. Tadeusz Fedorowicz, o. Piotr
Rostworowski, ks. Jan Zieja, pani Aniela Urbanowicz, abbé Pierre.
Niebagatelną rolę
w jej (i Wspólnoty) duchowości odgrywa też cała rzesza świętych,
z Janem Chrzcicielem, Małą świętą Teresą i bratem Karolem de
Foucauld. Ma jednak siostra swoich ulubionych świętych, których nazywa
przyjaciółmi w niebie i „używa ich do bardzo praktycznych rzeczy”. Są
wśród nich święty Benedykt Labre (żebrak i włóczęga z XVIII wieku,
o którym mówi się, „że zawsze przed wejściem do kościoła strząsał z siebie
swoje wszy, a po wyjściu starannie je zbierał i przyjmował
z powrotem”), święty Szarbel – maronicki pustelnik („nigdy
w życiu nie widział samochodu, ale niezwykle «wydajny», jeśli chodzi
o sprawy transportu, pod warunkiem modlitwy za Liban”), święty Serafin
z Sarowa – prawosławny mistyk i pustelnik, Damian de
Veuster, zajmujący się trędowatymi i zmarły na tę chorobę, święta Monika
(„bardzo wydajna, jeśli idzie o nawrócenie kogoś – w końcu 20
lat modliła się o nawrócenie syna”), błogosławiony o. Brotier, który
przygarniał dzieci i młodzież („stale miał kłopoty
finansowe – też bardzo wydajny”). Siostra Małgorzata podkreśla, że
modli się również do nieżyjących już, a bliskich jej osób
niekanonizowanych. Mówi też o tym, jak się modli: „Modlę się na głos albo
rozmyślam, naradzam się z Nim albo po prostu jestem i patrzę.
Korzystam z różańca, odmawiam stale Modlitwę Jezusową z tradycji
Kościoła wschodniego («Panie Jezu, Synu Boży, zmiłuj się nade mną,
grzesznikiem»), a kiedy już zupełnie nie mam siły, mówię «Ojcze nasz».
W czasie adoracji po prostu jestem i staram się słuchać. Albo
mówić – tak jak ostatnio z Tamarą – «oto tu jesteśmy
i nie mamy pieniędzy»„. Najważniejsza jednak
w modlitwie – twierdzi siostra – „jest gotowość przyjęcia
wszystkiego, co się będzie działo”.
Poszczególne rozdziały
książki noszą tytuły: „Nadzieja”, „Wiara”, „Miłość” (w takiej właśnie
kolejności). „Nadzieję” widzi siostra w pomaganiu ludziom
w wychodzeniu z ich bezdomności (rozumianej szeroko, nie tylko jako
brak dachu nad głową). „Miłość” to opowiadanie o drodze Małgorzaty
Chmielewskiej do życia z Chrystusem (drodze, której wyboistość przyprawi
niejednego o zawrót głowy); to także miłość do Artura, Janka
i Melindy – dzieci siostry Małgorzaty (jak to się stało, że
zakonnica ma dzieci...).
Najwięcej pytań pada
w rozdziale „Wiara”, a ich różnorodność jest imponująca: podziały
w polskim Kościele, łacina w liturgii, przeżywanie kobiecości,
przebieg procesów kanonizacyjnych, rola kobiety w Kościele polskim
i powszechnym, księża w parafii, księża a polityka, katecheza
w szkole, głoszenie kazań i listy pasterskie, objawienia Maryjne
i cuda, eutanazja, celibat księży, kapłaństwo kobiet, konflikt na
Żwirowisku, kryzys Kościoła w Polsce i Austrii, formacja kleryków
w seminariach, Radio Maryja, życie w PRL-u... i wiele, wiele
innych. Tytuł rozdziału sugeruje, że są to pytania o życiowe credo siostry
Małgorzaty. Jej odpowiedzi są zazwyczaj niezwykle trafne, a walor własnej
obserwacji i życiowego doświadczenia czyni je tym bardziej wiarygodnymi.
Czasem jednak taki natłok tematów nieco przesłania główny tok książki,
a nieraz przyprawia o zawrót głowy – każdy z nich
wymagałby wszak osobnego rozwinięcia, którego z konieczności być nie może.
Czy nie jest też trochę tak, że osoba będąca autorytetem w jakiejś
dziedzinie, staje się nim, niejako automatycznie, w wielu innych
kwestiach? Całe szczęście, że mądrość i zdrowy rozsądek siostry
Małgorzaty, a także jej autentyczna troska o Kościół pozwalają
czytelnikowi bez znużenia śledzić wielość poruszanych zagadnień.
Przeważająca część
książki poświęcona jest jednak bezdomnym. Przy czym siostra Małgorzata często
używa zamiennie słów „bezdomny” i „ubogi”, tak że czytelnik może odnieść
wrażenie, iż zakresy znaczeniowe tych słów pokrywają się. Chciałabym więc zadać
siostrze jeszcze jedno, dla mnie kluczowe, pytanie: „Kto to jest ubogi?”
Kim jest ten „brat
najmniejszy”, do którego przecież odnosi się tytuł książki? Sam Jezus używa
tego określenia jako podsumowania szeregu wyliczeń: byłem głodny, byłem
spragniony, byłem przybyszem, byłem nagi, byłem chory, byłem w więzieniu.
Tak więc kategoria „braci najmniejszych” jest bardzo pojemna. Można zaryzykować
stwierdzenie, że każdy z nas był (lub bywał) takim
„najmniejszym” – bo kto nie był spragniony lub chory? Czyżby więc ten
„brat najmniejszy” był owym ewangelicznym „bliźnim”, do świadczenia miłości
któremu wzywał Chrystus? Chwytam się tej myśli z nadzieją – nie
podołam wszak tak heroicznemu życiu jak siostra Małgorzata, boję się pijanych
i agresywnych mężczyzn zaczepiających mnie na dworcu; jak smutny, bogaty
młodzieniec nie sprzedam wszystkiego... Ale mam małe dzieci, które – bez
mojego gotowania, ubierania, pilnowania, przytulania – przepadłyby
chyba. Czy i one nie są „ubogimi Pana”? Wierzę, że siostra Małgorzata
twierdząco odpowiedziałaby na to pytanie i dodała, że każdy członek Ciała
Chrystusa ma do wykonania swoje zadanie.
Dorota Cieślik
|