DUCHOWOŚĆ I ŻYCIE •
MIROSŁAW PACIUSZKIEWICZ SJ
Duszpasterstwo rozwiedzionych
W ostatnich
kilkunastu latach dość dużo mówiono i pisano o osobach żyjących
w związkach niesakramentalnych. Powstawały grupy takich małżeństw.
Tworzyli je przede wszystkim ludzie, którzy przeżywali rozwód
i zdecydowali się na kolejny związek albo, jeśli sami nie doświadczyli
rozwodu, zawarli związek z osobą rozwiedzioną. Bywało tak, że względnie
łatwo podejmowali decyzję rozejścia się i nowego, już tylko cywilnego
małżeństwa. I właśnie w tej nowej sytuacji przeżywali pogłębienie
wiary. Wtedy zaczynał się dramat, bowiem z bólem zauważali, że zamknęli
sobie dostęp do sakramentów świętych. Starali się jednak zachować więź
z Chrystusem. Inni ochrzczeni i jakoś tam wierzący w podobnej
sytuacji dochodzili do wniosku, że znaleźli się poza Kościołem, że Kościół ich
odrzucił. Zrywali z modlitwą, z udziałem we Mszy świętej, nie prosili
o chrzest dzieci, nie posyłali ich na katechezę; lądowali na pozycjach
laickich czy wręcz ateistycznych.
Takie właśnie sytuacje
dostrzegali we współczesnym świecie uczestnicy Synodu Biskupów, który odbył się
jesienią 1980 roku w Rzymie. Ojcowie synodalni wiele uwagi poświęcili
wyżej wspomnianym osobom. Przedstawili Ojcu Świętemu bogaty plon obrad.
Dostarczone materiały pomogły Papieżowi w opracowaniu adhortacji
apostolskiej Familiaris consortio w całości poświęconej
rodzinie – rodzinom, jakie powinny być, ale także będącym
w ”sytuacjach nieprawidłowych”. Ten dokument zadecydował o przełomie
w duszpasterstwie rodzin, ale przede wszystkim w naszym myśleniu o milionach
ludzi i w myśleniu ich samych o sobie. Przez dziesięciolecia bowiem
usiłowano ich zepchnąć na margines Kościoła i wielu z nich uwierzyło,
że są już poza burtą. Tymczasem Zastępca Chrystusa wezwał „gorąco pasterzy
i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania
z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od
Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego
życiu” (FC 84). Ojciec Święty zachęcił do modlitwy za nich, do podtrzymywania
ich w wierze i nadziei. Apel ten stał się natchnieniem dla
duszpasterzy i teologów, zobowiązaniem, żeby ich posługa przebiegała nie
pod znakiem potępiania i wykluczania, ale w duchu miłości
miłosiernej.
W niespełna
dwadzieścia lat po wspomnianym Synodzie i po ukazaniu się Familiaris
consortio w różnych ośrodkach w świecie i w Polsce istnieją
grupy osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Powstają także
wspólnoty bliźnich pozostających w separacji i rozwiedzionych
samotnych.
Postaram się nawiązać
do własnych doświadczeń i opowiedzieć nieco o czterech nurtach pracy
w duszpasterstwie, o którym tu mowa.
1. Praca w grupach
W parafii św.
Andrzeja Boboli w Warszawie zaczęła się jesienią 1987 roku, od wyjazdu
jedenastu par na dzień skupienia. W Podkowie Leśnej, w klimacie
modlitwy, najpierw myśleliśmy wspólnie o randze Sakramentu Małżeństwa,
a następnie poszczególne pary opowiadały o tym, jak doszło do rozwodu
i kolejnego związku. Pod koniec dnia padło pytanie, czy uczestnicy
chcieliby spotykać się regularnie. Wszyscy odpowiedzieli pozytywnie. Pierwsze
spotkanie w sali domu parafialnego odbyło się w trzeci czwartek
grudnia. Miało ono charakter uroczysty, opłatkowy. Ustaliliśmy wtedy, że
będziemy się spotykać w każdy trzeci czwartek miesiąca, z wyjątkiem
lipca i sierpnia, po Mszy świętej o godzinie 19. Takich spotkań do
wakacji 1999 roku odbyło się sto kilkanaście.
Najpierw czytaliśmy
artykuły dotyczące osób żyjących w związkach niesakramentalnych
i fragmenty dokumentów na ich temat. W ciągu lat zmieniał się wszakże
charakter spotkań. Ostatnio odbywają się one następująco: po modlitwie wstępnej
i powitaniu podaję zwykle komunikaty informujące o tym, co dzieje się
w dziedzinie, którą jesteśmy zainteresowani; potem omawiamy jakiś problem
związany z naszym duszpasterstwem, najczęściej po przeczytaniu czy to
mojego opracowania, czy jakiegoś innego tekstu, a następnie rozważamy
fragment Katechizmu Kościoła Katolickiego, co zazwyczaj stanowi przejście do
modlitwy końcowej. Od czasu do czasu – dla
urozmaicenia – zapraszamy kogoś na spotkanie i rozmowę.
W tak zwanych wolnych wnioskach uczestnicy zgłaszają swoje pomysły,
proponują na przykład wspólne wyjazdy, gdyż i to trzeba dodać, że ostatnio
dwa razy w roku (w maju i październiku) wyjeżdżamy poza
Warszawę.
Bywa pewien kłopot
z osobami, które pojawiają się raz i mogą być rozczarowane, że nie
usłyszały tego, czego się spodziewały. Niejednokrotnie odchodzą
z poczuciem zawodu. Ale przecież nie sposób ciągle powtarzać ABC.
Po rekolekcjach
w Wielkim Poście 1999 roku – z myślą
o nowych – powołaliśmy drugą grupę, w której przez dwa lata
mamy zamiar realizować odrębny program: omawiać historię duszpasterstwa, jego
zadania i podstawowe nurty, a także najważniejsze dokumenty.
Od Wielkiego Postu
1998 roku istnieje jeszcze jedna grupa, mianowicie osób żyjących w separacji
i rozwiedzionych samotnych. Osiem lat temu podjąłem próbę stworzenia
takiej grupy, ale bezskutecznie. Wysiłki podjęte w ubiegłym roku zdały
egzamin. Rośnie wspólnota takich osób, trochę podobna do kanadyjskiej Samotni
Miriam i francuskiej Wspólnoty Matki Bożej Przymierza. Chyba po raz
pierwszy w dziejach, właśnie w Kanadzie, powstało stowarzyszenie
ludzi rozwiedzionych albo żyjących w separacji, którzy ślubowali wierność
swemu wcześniej złożonemu przyrzeczeniu małżeńskiemu i wybrali życie
w czystości. Ofiarują je za innych rozwiedzionych żyjących w nowych
związkach albo w separacji. A także za kapłanów, którzy mają kłopot
z celibatem.
Grupa, która powstała
w Warszawie, daleka jest od jakichkolwiek form stowarzyszeniowych. Jednak
ks. Wojciech Nowak – mój współpracownik w duszpasterstwie,
odpowiedzialny za grupę – i ja mamy zamiar nawiązać kontakty
z zagranicznymi wspólnotami. Tymczasem gromadka krzepnie, spotyka się dwa
razy w miesiącu, rozmawia o miłości, małżeństwie, samotności
i modli się wspólnie. I także zaczyna wyjeżdżać na dni skupienia.
2. Osobne rekolekcje
Podczas jednego ze
spotkań pierwszej grupy – w trzy lata po jej
powstaniu – doszliśmy do wniosku, że warto poprowadzić osobne
rekolekcje dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Drogę
przetarł już w jakiejś mierze ojciec Roman Dudak, kapucyn, który kilka lat
wcześniej zorganizował takie rekolekcje w Gdańsku. Za pośrednictwem Kurii
Metropolitalnej Warszawskiej posłaliśmy ogłoszenia do wszystkich parafii
stolicy. Próbowaliśmy także dotrzeć do zainteresowanych poprzez media.
W pierwszych rekolekcjach, na początku Wielkiego Postu 1991 roku, wzięło
udział ponad trzysta osób. Nieco później podobne ćwiczenia zaczął prowadzić
w Warszawie ks. Jan Pałyga, w kościele Księży Pallotynów przy Skaryszewskiej.
Ci, którzy przeżyli przygodę rekolekcyjną, przyjęli ją z wdzięcznością.
Miała ona jednak znaczenie nie tylko dla tej garstki, ale i dla tysięcy
innych osób będących w podobnej sytuacji. Ogłoszenia o rekolekcjach
i istnieniu grup duszpasterskich uświadamiały tym ludziom, że Kościół
o nich nie zapomniał, owszem, że zaczynają być przedmiotem szczególnej
troski. Dodam tutaj, że w ostatnich dwóch latach ogłoszenia
o osobnych rekolekcjach wyraźnie adresujemy także do osób żyjących w separacji
i rozwiedzionych samotnych.
Na ogół uczestnicy
tych osobnych rekolekcji stanowili niezwykle wdzięczne audytorium.
W czasie rozmów rekolekcyjnych czy porekolekcyjnych w Warszawie
niejednokrotnie stwierdzali, że we wszystkie cztery wieczory z dużym
zaangażowaniem brali udział w Eucharystii i rozważaniach. Dlaczego
w dwóch innych miastach zdarzyło się inaczej? Prawie o połowę zmalała
liczba uczestników w trzecim i czwartym dniu. W tych miastach
drugiego dnia mówiłem o trudnej nadziei. Zapewniałem ich, że należą do Kościoła,
że mogą i powinni uczestniczyć w jego życiu, ale zarazem powtórzyłem
za Janem Pawłem II twarde słowa: „Kościół jednak na nowo potwierdza swoją
praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej
rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński” (FC 84).
Część odeszła, gdyż
zapewne czego innego się spodziewała. Może czegoś w rodzaju amnestii? Poza
tym chyba zawiodła socjotechnika, należało bowiem o trudnej nadziei
powiedzieć dopiero podczas ostatniego spotkania. Ale przecież właśnie
w tych miastach od ponad czterdziestu moich rozmówców, opowiadających
nieraz o koszmarnych przeżyciach w pierwszym i drugim związku,
otrzymywałem słowa wdzięczności za zainteresowanie się ich losem. Jak to
wszystko wyjaśnić? Może jeszcze nie nadeszła godzina tych, którzy odeszli? Może
przyjdzie podczas następnych spotkań? Jak w Warszawie, gdzie niektórzy
dopiero trzeci, czwarty, a nawet siódmy raz uczestnicząc
w rekolekcjach, przeżywali przełomy i zasadniczo uładzali swoje
sprawy.
Rekolekcje dla osób
żyjących w związkach nieskramentalnych, podobnie jak wszystkie inne,
bywają szczególnym czasem. Wielu porządkuje swoje sprawy. Dowiadują się oni, że
pod pewnymi warunkami mogą przystępować do spowiedzi i Komunii świętej.
Jako jeden z warunków podaje się zwykle ten: żeby uniknąć zgorszenia,
komentarzy, że wszystko się zmienia w Kościele, że można bez ograniczeń
przystępować do sakramentów świętych, niejednokrotnie kapłani radzą osobom,
które decydują się na siostrzano-braterski styl życia, żeby do Komunii świętej
przystępowały w kościołach czy parafiach, w których nie są znane.
Znam przypadki, że ludzie z mniejszych miast wyjeżdżali do większych, by
tam bez ryzyka zgorszenia przystępować do Komunii. Sądzę, że na dłuższą metę to
nie są właściwe rozwiązania. Dlatego trzeba raczej stawiać na doinformowanie
opinii publicznej. Zdarzało się, że w mniejszych ośrodkach razem
z księżmi proboszczami redagowaliśmy ogłoszenia, które czytano podczas
Mszy świętych w najbliższą niedzielę po zakończeniu rekolekcji. To był
swoisty apel, żeby nie było zdziwienia, gdy pewne osoby żyjące w związkach
niesakramentalnych będą przystępować do Komunii. Informowaliśmy, że pod pewnymi
warunkami i po uzgodnieniu z rekolekcjonistą, proboszczem czy
spowiednikiem mogą przystępować.
I jeszcze kilka
zdań o programie rekolekcji. Zazwyczaj prowadziłem czterodniowe. Każdego
dnia o godzinie 19 była Msza święta z bardzo krótką homilią, potem
ogłoszenia i zasadnicze rozważanie. Przez lata bywało tak, że na zakończenie
rekolekcji dawałem okazję do osobistej, ale także wspólnej modlitwy wobec
wystawionego Najświętszego Sakramentu. Ostatnio wystawiałem Eucharystię każdego
wieczoru i właśnie tę inicjatywę uczestnicy przyjmowali z dużą
wdzięcznością. Z późniejszych rozmów wiem, że pewna liczba osób
najcenniejsze doświadczenia wyniosła z tych chwil adoracji.
3. Rozmowy indywidualne
Już nieco na ten temat
napisałem w poprzednim punkcie, bowiem od pierwszych rekolekcji niejako
ich częścią integralną są właśnie rozmowy. W Wielkim Poście 1991 roku
zgłosiło się ponad siedemdziesiąt osób. I tak bywało w następnych
latach. Rozmowy trwały zazwyczaj godzinę, a niekiedy dwie godziny
i dłużej. Wiele razy były połączone ze spowiedzią i rozgrzeszeniem.
Szczególnie wtedy bywałem uczestnikiem ogromnej radości, jaką bliźni przeżyli
po latach głodówki. Zdumiewali mnie zwłaszcza gdy zakładali, że jeszcze nie
otrzymają rozgrzeszenia, ale chcieli zadośćuczynić potrzebie wyznania swoich
win. Przypominał się w takich razach bohater jednej z powieści Camusa,
który stwierdził, że nie wyobraża sobie, jak można umierać nie wyznawszy
uprzednio swoich win.
Pamiętam panią, która
mi opowiedziała, że kiedyś próbowała odbyć taką spowiedź, ale kapłan
w ogóle nie chciał o tym słyszeć. A przecież miał okazję
porozmawiać z potrzebującym pomocy człowiekiem. Dodam, że wysłuchałem
wtedy jednej z najlepszych spowiedzi w całym moim kapłańskim życiu.
Wspomniałem, że
przeszkoda na drodze do Komunii eucharystycznej stanowiła próg, którego wielu
ludzi nie potrafiło przekroczyć w czasie rekolekcji i po
rekolekcjach. Inni jednak przekraczali. Znam już setki par – i to nie
tylko w podeszłym wieku – które regularnie przystępują do
spowiedzi i Komunii. Część spośród nich tak po prostu przestawała
korzystać z praw małżeńskich. Być może wygasła potrzeba albo choroba kogoś
z dwojga decydowała o zaprzestaniu współżycia. Znam również
i takie osoby, u których motywem decyzji na wyrzeczenie był głód
sakramentów. Jakie mogą być rozmiary tego głodu – nie wyobrażają
sobie małżonkowie i nie-małżonkowie, którzy bez przeszkód przystępują do
spowiedzi i Komunii, spełniając zwykłe warunki dobrego przeżycia
Sakramentu Pokuty.
Ludziom żyjącym
w związkach niesakramentalnych, tym zbuntowanym, wydaje się często, że są
traktowani inaczej, bardziej surowo niż wszyscy ochrzczeni i wierzący.
A tymczasem zasada, mocno osadzona w Biblii i nauce Kościoła,
jest taka, że prawo do drugiego człowieka daje człowiekowi Pan Bóg,
i czyni to w małżeństwie sakramentalnym. Dlatego nie otrzymują
rozgrzeszenia także osoby stanu wolnego, które nie chcą rezygnować ze
współżycia seksualnego. Podobnie zresztą, gdy nie mają zamiaru zerwać
z jakimkolwiek innym grzechem, na przykład przeciw siódmemu przykazaniu.
Po powstaniu grupy
osób żyjących w związkach niesakramentalnych, a jeszcze bardziej po
wprowadzeniu osobnych rekolekcji dla nich, setki i tysiące osób zgłaszały
się na rozmowy i to nie tylko z Warszawy i okolic, ale także
z odległych miast naszego kraju i z zagranicy. Ci ostatni podczas
odwiedzin u swoich krewnych albo znajomych dowiadywali się, że mogą
porozmawiać z kapłanem o swoich kłopotach rodzinnych. Nigdzie nie
podawałem ogłoszeń o możliwości takich rozmów. Ludzie informowali się
nawzajem, że można przyjść i być życzliwie wysłuchanym. I tak
powstało coś w rodzaju instytucji.
Oczywiście
przychodzili nie tylko bliźni, którzy mają za sobą rozwód i kolejny
związek, ale także żyjący w małżeństwach pobłogosławionych przez Kościół.
Przychodzili, żeby zażegnać kryzys albo mu zapobiec. Coraz bardziej rozumiałem
potrzebę profilaktycznego działania. Ona także mieści się w granicach
mojej posługi.
Wcześniej doszedłem do
wniosku, że duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych
tak naprawdę powinno służyć utrwalaniu się zdrowego modelu rodziny
chrześcijańskiej, powinno być częścią duszpasterstwa rodzin, które rzeczywiście
stanowi kwintesencję działalności duszpasterzy. Pisze o tym Jan Paweł II
w Liście do Rodzin, który ukazał się w 1994 roku. Właśnie
w tym dokumencie stwierdza Ojciec Święty, że wszystkie inne duszpasterstwa
obejmują swoim zasięgiem pewne grupy stanowe, zawodowe albo na przykład
alkoholików, narkomanów, chorych na AIDS, a duszpasterstwo rodzin ogarnia
właściwie wszystkich ludzi, wszyscy bowiem wyszli z rodzin i żyją
w rodzinach lub przynajmniej w jakiejś mierze przynależą do nich.
Duszpasterstwo rozwiedzionych, jak zauważyłem, powinno służyć promocji życia
rodzinnego, ukazując je jako Chrystusową „wielką tajemnicę”. Powinno pomagać
tym, którzy ponieśli porażkę i mocno nieraz poranieni weszli w nowy
związek. Oni także potrzebują życzliwości. Nie wolno ich przekreślać. Trzeba
z nimi rozmawiać.
4. Publikacje
W pierwszej
grupie duszpasterskiej dojrzało przekonanie o potrzebie oddziaływania
także poprzez słowo pisane. Zaczęło się od pomysłu, żeby skierować do par
pozostających w związkach niesakramentalnych w parafii św. Andrzeja
Boboli list z pewnymi pytaniami. Otrzymaliśmy około sześćdziesięciu
odpowiedzi. Przestudiowaliśmy je i postanowiliśmy opublikować. Czytaliśmy
ponadto podczas spotkań różne opracowania, dokumenty Kościoła albo fragmenty
dokumentów na ten temat i tak rosła pierwsza w języku polskim książka
w całości poświęcona trudnemu problemowi osób rozwiedzionych, które
zawarły ponowny związek. Jej tytuł: Tęsknota i głód, podtytuł:
O ludziach żyjących w związkach niesakramentalnych (Oficyna
Przeglądu Powszechnego, Warszawa 1993).
Podczas spotkań grupy
doszliśmy do wniosku – jak już wspomniałem – że powinno się
przeprowadzić odrębne, ponadparafialne rekolekcje. Plonem tych pierwszych
rekolekcji była książeczka zatytułowana Jesteście w Kościele,
z podtytułem: Rozważania rekolekcyjne dla osób żyjących
w związkach niesakramentalnych oraz relacje z rozmów po rekolekcjach
(Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 1993).
Trzy lata później
ukazały się jeszcze dwie moje książki dotyczące tej dziedziny: Kocha mimo
wszystko. Kolejne rozważania dla osób żyjących w związkach
niesakramentalnych (Wydawnictwo Archidiecezji Gdańskiej „Stella Maris”,
Gdańsk 1996) oraz Słabość i moc (Apostolicum, Ząbki 1996).
Z perspektywy
czasu widzę, że po ukazaniu się wspomnianych książek nastąpiła w Polsce
eksplozja zainteresowania problemem osób żyjących w związkach
niesakramentalnych. Zaczęły powstawać w różnych parafiach duszpasterstwa,
zaczęto prowadzić odrębne rekolekcje w miastach. Już odbyły się dziesiątki,
jeśli nie setki, takich rekolekcji w różnych ośrodkach albo w ramach
rekolekcji parafialnych proponowano przynajmniej jedno rozważanie na temat
sytuacji tych osób.
W 1999 roku
nakład czterech przedstawionych wyżej książek jest już wyczerpany. Zainteresowani
pytają o nie w księgarni przy Sanktuarium św. Andrzeja Boboli,
a pewnie nie tylko tam. Otrzymałem propozycję wznowienia przynajmniej
dwóch tytułów albo wydania nowej książki, która zawierałaby wybrane teksty
z czterech już opublikowanych, z dodatkiem nowych. Prawdopodobnie ta
nowa książka, zatytułowana Drogi powrotu, ukaże się przed końcem roku
1999 w Wydawnictwie WAM w Krakowie. Podobnie jak poprzednie niech
pomaga ludziom.
Tak oto rozumiem
i realizuję swoją posługę w duszpasterstwie rozwiedzionych – posługę
w grupach, w czasie rekolekcji, rozmów indywidualnych, a także
przez słowo pisane.
W tym komunikacie
omówiłem zagadnienie duszpasterstwa rozwiedzionych zasadniczo na przykładzie
jednego tylko ośrodka, toteż uwzględniłem publikacje, które dojrzały w tym
właśnie ośrodku, niejako w klimacie grup. Wypada jednak wspomnieć
o kilku innych książkach:
– Ks. Paweł
Góralczyk SAC, Powtórne związki małżeńskie w teologicznym
i etycznym świetle, Apostolicum, Ząbki 1995.
– Jerzy
Grzybowski, Nadzieja odzyskana. Drogowskazy dla małżeństw niesakramentalnych,
Wydawnictwo m, Kraków 1998.
– Ks. Jan Pałyga
SAC, Oni też chcą być wierni (małżeństwa niesakramentalne), Apostolicum,
Ząbki 1999.
I dwie przetłumaczone z języków obcych:
– Barbara
Rogers-Gardner, Jezus i samotna matka, tłumaczyła
z angielskiego Aneta Nowak, Wydawnictwo WAM, Kraków 1996.
– Paul Salaün, Żyjący
w separacji, rozwiedzeni. Odnaleźć nadzieję, tłumaczyła
z francuskiego Maria Plecińska, Wydawnictwo W drodze, Poznań 1997.
O zainteresowaniu
problemem osób żyjących w związkach niesakramentalnych świadczy także
fakt, że w różnych uczelniach w Polsce powstało albo powstaje już
chyba ponad sto prac magisterskich i doktorskich poświęconych temu
tematowi.
|