DUCHOWOŚĆ I ŻYCIE •
DARIUSZ KOWALCZYK SJ
Dlaczego święty Augustyn nigdy się nie spowiadał?
Wielu czytelnikom wyda
się to nieprawdopodobne... A jednak! Augustyn, święty i Doktor
Kościoła, nigdy się nie spowiadał. Co więcej, po swoim nawróceniu
i przyjęciu chrztu, błagał zapewne Boga, by ten uchronił go od
konieczności przystąpienia do sakramentu pokuty. A dobry Bóg wysłuchał
Augustyna, gdyż miła Mu była taka modlitwa... Jak to możliwe, skoro dziś
ideałem pobożności wydaje się częsta, nawet cotygodniowa spowiedź?!
Czy można nie grzeszyć?
W Nowym
Testamencie, a szczególnie w Pierwszym Liście świętego Jana,
znajdujemy dwie, zdawałoby się – sprzeczne ze sobą, grupy wypowiedzi,
które pozwalają nam podjąć refleksję nad możliwością bezgrzeszności. Otóż
z jednej strony czytamy: „Kto bowiem umarł [chodzi o sakrament
chrztu], stał się wolny od grzechu” (Rz 6, 7); „Wiemy, że każdy, kto się
narodził z Boga, nie grzeszy” (1 J 5, 18). Z drugiej zaś strony
spotykamy takie oto zdanie: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych
siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1, 8). Jak pogodzić
przekonanie, że Bóg w Jezusie powołuje człowieka do wolności od grzechu,
z doświadczeniem ludzkiej (również po chrzcie) grzeszności? Święty Jan
stwierdza: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli” (1 J 2,
1). Zaraz jednak dodaje: „Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec
Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” (1 J 2, 1). Możliwe jest zatem
niepopełnianie grzechów, które niszczą naszą wspólnotę z Bogiem,
ale – z drugiej strony – jeśliby ktoś zgrzeszył, to zostaje
mu dana szansa powtórnego pojednania się z Bogiem i ludźmi.
Wydaje się, że dzisiaj
zapomnieliśmy o powołaniu do bezgrzeszności, pojętej jako życie bez
grzechu zrywającego naszą więź z Chrystusem. W tym sensie bezgrzeszność
nie oznacza jakiejś wyimaginowanej doskonałości moralnej, ale
trwanie – pomimo własnej słabości – w łasce, dzięki której
jesteśmy przybranymi synami Boga Ojca. Pierwsi chrześcijanie traktowali bardzo
poważnie to powołanie do życia w Bogu. Stąd znajdujemy w Nowym
Testamencie tak mocne wypowiedzi jak ta z Listu do Hebrajczyków:
„Niemożliwe jest bowiem tych – którzy raz zostali oświeceni,
a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha
Świętego [...], a jednak odpadli – odnowić ku nawróceniu” (6,
4). Tekstu tego nie należy oczywiście interpretować jako wskazania
niemożliwości odpuszczenia grzechów, ale jako podkreślenie krańcowych
konsekwencji grzechu, a szczególnie odejścia od wiary. Zauważmy jednak, iż
w tej perspektywie sakramentalna pokuta i pojednanie nie są jakąś
prostą procedurą, która w stosunkowo bezbolesny sposób pozwala zaradzić
grzechowi w myśl powiedzenia: „Zgrzeszyłeś? Co za problem?! Wyspowiadasz
się i po krzyku”.
Poważne (może zbyt
poważne?) potraktowanie odpuszczenia grzechów w chrzcie świętym
zaowocowało w Kościele pierwotnym tak zwaną zasadą jednorazowości pokuty.
Pierwszym świadkiem tej reguły jest niejaki Hermas. W jego dziele Pasterz,
napisanym przed 150 rokiem, czytamy: „jeśli po tym wezwaniu wielkim
i uroczystym [po chrzcie] ktoś skuszony przez szatana zgrzeszy, ma już
tylko jedną możliwość pokuty. Jeśli zaś wciąż na nowo będzie grzeszyć
i pokutować, nie na wiele się to przyda takiemu człowiekowi, bo trudno mu
będzie znaleźć życie” 1.
Zasada niepowtarzalności pokuty, która uwarunkowała kształt tego sakramentu aż
do VI wieku, opierała się między innymi na rozumieniu pokuty jako „drugiego
chrztu”. Wyciągano z tego bowiem wniosek, że skoro chrztu nie można
powtarzać, to również pokuta jest jednorazowa. Niepowtarzalny charakter pokuty
potwierdza Tertulian (zm. po 220 roku). W dziele O pokucie
pisze on: „Ściśle biorąc, Chryste, słudzy twoi powinni dotąd mówić
i słuchać o pokucie, dokąd nie wolno grzeszyć i katechumenom. Od
tego momentu, już nic więcej nie powinni wiedzieć o pokucie i już
jej nie powinni potrzebować [podkr. moje]. Dlatego też niechętnie mówię
o drugiej, owszem już ostatniej nadziei, ponieważ rozważając jeszcze jedną
możliwość pokutowania mogę stworzyć pozór, jakobym chciał wykazać dalszą okazję
do grzeszenia” 2. Tertulian
uważał (jeszcze przed przystąpieniem do sekty montanistów), że z racji
wychowawczych o pokucie należy mówić tylko do przygotowujących się do
przyjęcia chrztu katechumenów. Chrześcijanin natomiast, który przyjął sakrament
chrztu i wyrzekł się diabła, już nie może grzeszyć (albo: może nie
grzeszyć), a zatem nie potrzebuje pokuty w sensie jednania się
z Bogiem. Jeśli więc Tertulian wspomina o możliwości pokuty po
chrzcie, to czyni to niechętnie.
Zasada
niepowtarzalności pokuty wydaje się dziś zbyt surowa, jeśli nie wprost okrutna.
Spójrzmy jednak na nią nie tyle od strony wyrozumiałości dla ludzkiej
skłonności do popadania w grzech, co od strony wiary w moc Boga,
który chce i może zachować człowieka w stanie nazywanym łaską
uświęcającą. Czy nie jest tak, że zamiast świadczyć o skuteczności
Bożego działania w człowieku, głosimy w gruncie rzeczy
zdroworozsądkową teorię o nieusuwalnej nędzy człowieka, który im częściej
biegnie do kratek konfesjonału, tym lepiej. Tymczasem Dobra Nowina nie polega
na wezwaniu: „Idź i wróć jak najszybciej, aby znowu wyznać grzechy!”, ale
na słowie-obietnicy: „Idź i nie grzesz więcej!” Przy czym nie chodzi tu
o zachętę do nadzwyczajnego wysiłku, ale o wskazanie na moc płynącą
z wiary: „Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, to nic nie
będzie dla was niemożliwe” (por. Mt 17, 20). Wezwanie do bezgrzeszności nie
jest więc jakimś nadludzkim moralizmem, lecz obietnicą, że Bóg może nas ustrzec
od grzechu. Bez wiary w tę obietnicę nie miałyby sensu słowa wypowiadane
w każdej Mszy świętej: „Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy
zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni
nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela”.
Czy współcześni
kaznodzieje są głosicielami Chrystusowego: Idź i nie grzesz więcej!?
A może raczej zdają się wołać: Nigdy od grzechu wolny nie będziesz,
a zatem spowiadaj się jak najczęściej! Sobór Laterański IV (1215 rok)
wprowadził obowiązek dorocznej spowiedzi. Sobór Trydencki potwierdził tę
praktykę. Trzeba jednak zauważyć, że istnieje tu pewna rozbieżność wypowiedzi.
Otóż Lateran IV postanowił, że „wszyscy wierni obojga płci, doszedłszy do
używania rozumu, powinni osobiście przynajmniej raz w roku wiernie wyznać
wszystkie swoje grzechy własnemu kapłanowi” 3.
Trydent stwierdza jednak, iż Jezus Chrystus „pozostawił po sobie zastępców
kapłanów [...] jako zwierzchników i sędziów, którym mają być przedstawione
wszystkie grzechy ciężkie [...]. Powszednie zaś grzechy, które nas nie
pozbawiają łaski Bożej i w której częściej upadamy, można przemilczeć bez
winy i odpokutować innymi środkami” 4.
Wyniki dyskusji dotyczącej powyższej rozbieżności J. Delumeau streszcza
następująco: „nakaz dorocznej spowiedzi odnosi się w ścisłym sensie
jedynie do grzechów śmiertelnych, ale tak czy owak lepiej stanąć przed księdzem
przynajmniej raz w roku, z obawy przed wywołaniem skandalu
i żeby oświadczyć, iż nie mamy na sumieniu żadnego grzechu
śmiertelnego” 5.
W obowiązującym Kodeksie Prawa Kanonicznego czytamy natomiast: „Każdy
wierny, po osiągnięciu wieku rozeznania, obowiązany jest przynajmniej raz
w roku wyznać wiernie wszystkie swoje grzechy ciężkie” (kan. 989).
Sformułowanie to przytacza najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1457).
Wynika z tego, że obowiązek spowiedzi w sensie ścisłym dotyczy grzechów
ciężkich. Można więc wyobrazić sobie dobrego chrześcijanina, który (jak święty
Augustyn) przez lata całe nie przystępuje do sakramentu pokuty.
Ponoć pewien profesor
teologii zagadnięty w powyższej sprawie wykrzyknął: „Ale to jest
praktycznie niemożliwe, aby w ciągu roku nie popełnić grzechu
śmiertelnego!” No cóż! Dobrzy chrześcijanie pierwszych wieków byliby zdziwieni
tego rodzaju opinią, a jest wielce prawdopodobne, że uznaliby ją po prostu
za heretycką. Nakłanianie zaś do częstej spowiedzi w formie, w jakiej
praktykujemy ją dzisiaj, wydawałoby im się dość poważnym nadużyciem. Świadczy
o tym chociażby Synod w Toledo z 589 roku, w czasie którego
biskupi Hiszpanii i Galii potępili nowy typ praktyki pokutnej, wprowadzany
w niektórych kościołach, a polegający właśnie na spowiedzi „usznej”
przed kapłanem. „Doszło do nas – pisali wówczas
biskupi – że w niektórych kościołach ludzie proszą o pokutę
nie według kanonów, ale – za każdym razem, gdy
grzeszą – proszą kapłana o pojednanie. Jest to nadużycie. Trzeba
powrócić do kanonicznej, starożytnej formy...” 6.
Ta starożytna forma to oczywiście tak zwana pokuta publiczna, którą można było
podejmować jedynie raz w życiu.
Czy często grzeszymy ciężko?
Współczesnemu
katolikowi, słyszącemu nawoływanie do jak najczęstszej spowiedzi, trudno jest
zapewne zrozumieć sens stosowanej w Kościele pierwotnym jednorazowej
pokuty publicznej, która w dodatku rozumiana była jako coś, czego dojrzały
chrześcijanin powinien uniknąć. Ktoś mógłby zapytać: Czy chrześcijanie pierwszych
wieków byli aż tak naiwni, by wierzyć w możliwość życia bez grzechu?
Powtórzmy więc raz jeszcze: Wiara w możliwość bycia wolnym od grzechu nie
opiera się na zaufaniu w moc człowieka, ale na poznaniu wielkości łaski,
jaką Bóg pragnie obdarzyć człowieka. Ponadto stan, który nazwaliśmy
bezgrzesznością, nie oznacza wyidealizowanej doskonałości, gdzie nie ma miejsca
na najmniejsze słabości. Chodzi o wolność od grzechu pojmowanego
w pełnym sensie tego słowa. Tego rodzaju grzech, zwany grzechem ciężkim
lub śmiertelnym, niszczy wspólnotę człowieka z Bogiem. Polega on na
wolnej, egzystencjalnej i radykalnej decyzji przeciwstawienia się woli
Bożej; zakłada pełną i jasną wiedzę, wolność i ciężką
materię 7.
W sensie ścisłym tylko ten, kto popełnił taki grzech, ma obowiązek przystąpienia
do sakramentu pojednania. Inne grzechy, które nazywamy powszednimi, mogą zostać
zgładzone poprzez osobistą modlitwę, odmówienie aktu pokutnego, przyjęcie
Komunii świętej itp. W przypadku grzechów powszednich, które nie niszczą
więzi z Bogiem i ze wspólnotą Kościoła, trudno nawet mówić
o pojednaniu. Kto z kim miałby się bowiem jednać, skoro jedność nie
została zerwana?
Nasuwają się jednak
pytania: Jakie grzechy należy uważać za grzechy ciężkie? Kiedy człowiek
popełnia grzech ciężki? Niektórzy wskazują na praktykę Kościoła pierwotnego,
zgodnie z którą sakramentalną pokutę publiczną nakładano w przypadku
trzech grzechów: bałwochwalstwa, morderstwa i cudzołóstwa,
i wyciągają z tego wniosek, iż te właśnie grzechy uważano za ciężkie.
Jest to jednak dość duże uproszczenie. Po pierwsze pokutę publiczną nakładano
również za inne grzechy jak na przykład złorzeczenie (nie mylić
z mówieniem brzydkich słów), nierząd, fałszywe świadectwo (nie mylić
z jakimkolwiek kłamaniem) lub spektakle cyrkowe (sic!). Po drugie nie
należy zbyt łatwo utożsamiać grzechu ciężkiego z grzechami, które
w Kościele starożytnym wymagały sakramentalnej pokuty. Trzeba bowiem
pamiętać, że popełnienie grzechu śmiertelnego zakłada – jak już
powiedzieliśmy – pełną i jasną wiedzę człowieka co do charakteru
i skutków czynu, którego dokonuje. Można sobie ponadto wyobrazić osobę,
która nie dokonała żadnego złego czynu dotyczącego tak zwanej materii ciężkiej,
a pomimo to żyje przez długie lata w stanie radykalnego zamknięcia
się na nadzieję i miłość, niszcząc w sobie w ten sposób
działanie Bożej łaski.
I tu zaczynają
się teoretyczne i praktyczne problemy. Dzisiaj jest bowiem tak, iż
niektórzy – wskazując na psychologiczne i socjologiczne
uwarunkowania ludzkiego działania – twierdzą, że bardzo trudno jest
popełnić grzech ciężki, inni natomiast, przeciwnie, skłonni są go widzieć
prawie wszędzie. Okazuje się, że odpowiedź na pytanie, czy w danym
przypadku mamy do czynienia z grzechem ciężkim, czy jedynie powszednim,
nie jest prosta. Trudność takiego rozróżnienia skłania – zdaniem K.
Rahnera – do tego, by zwracać się do Kościoła o sakramentalne
słowo przebaczenia, nawet jeśli ma się do wyznania tylko grzechy
lekkie 8.
Nasuwa się jednak pytanie, czy rzeczywiście niemożliwość uzyskania
apodyktycznej pewności co do stanu, w którym się znajdujemy, powinna
prowadzić do częstej spowiedzi „na wszelki wypadek”. Kościół poucza nas, że
„łaska, należąc do porządku nadprzyrodzonego, wymyka się naszemu
doświadczeniu i może być poznana jedynie przez wiarę. Tak więc nie możemy
opierać się na naszych odczuciach czy naszych uczynkach, by na ich podstawie
wnioskować, że jesteśmy usprawiedliwieni i zbawieni” (KKK 2005). Powyższa
prawda nie powinna w nas budzić lęku, który staramy się stłumić poprzez
powtarzanie magicznie traktowanych obrzędów (a takimi, niestety, mogą stać się
sakramenty, w tym spowiedź), ale winna budzić w nas postawę ufności
i bojaźni Bożej. Również święty Augustyn nie mógł twierdzić
z zadufaniem, że znajduje się w łasce uświęcającej, ale skoro
sumienie nie wyrzucało mu w sposób oczywisty żadnego, popełnionego po
chrzcie, grzechu ciężkiego, nie poddawał się sakramentalnej pokucie. Świadomy
jednak swojej słabości, powierzał się zapewne nieustannie Bożemu miłosierdziu,
rozważając dobrodziejstwa Boga w swoim życiu. A Bóg zachował go
w stanie łaski, o czym świadczy Kościół czcząc Augustyna jako
świętego.
Cóż zatem wynika
z powyższych rozważań? Nie chodzi nam oczywiście o przekreślanie
praktyki tak zwanej spowiedzi z pobożności (terapeutycznej). Bo choć
„wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne,
niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane” (KKK 1458). Wydaje się jednak, że
świadomość ewolucji, jaką pod działaniem Ducha Świętego przeszedł sakrament
pokuty, pozwoli nam ustrzec się od pewnych niebezpieczeństw związanych ze
współczesną formą spowiedzi, w tym ze spowiedzią z pobożności,
a także przyczyni się do głębszego podjęcia odnowy, do której wezwał nas
Sobór Watykański II.
Eucharystia nie jest
nagrodą dla „nieskazitelnych”
Jedną z kwestii
domagających się refleksji jest relacja sakramentu pokuty do Eucharystii.
Z własnej praktyki kapłańskiej wiem, że nie brak wśród wiernych myślenia
według zasady: przed Komunią obowiązkowa spowiedź. Wielu ludzi nauczono (kto?),
że Komunia święta jest swoistą nagrodą za moralną czystość, którą można
osiągnąć właśnie dzięki sakramentalnej pokucie. Stąd nie brak katolików
ograniczających się do dwóch spowiedzi w ciągu roku (adwentowej
i wielkopostnej) oraz dwukrotnego przyjęcia Komunii. Warto zatem przypomnieć,
że tylko ten nie powinien przyjmować Komunii świętej, kto ma świadomość
popełnienia grzechu śmiertelnego. Grzechy powszednie nie tylko nie zamykają
drogi do pełnego korzystania z Eucharystii, ale są gładzone przez pełne
uczestnictwo we Mszy świętej.
Sam opis ustanowienia
Eucharystii wskazuje na to, że właśnie w niej człowiek dostępuje
przebaczenia win: „to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana
na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 28). Zauważmy ponadto, że Nowe Przymierze
stanowi wypełnienie, a nie zaprzeczenie Starego Przymierza. Dlatego też
nie można zrozumieć sensu Eucharystii bez odwołania się do żydowskiej Paschy.
Otóż świętowanie Paschy miało podwójne znaczenie: z jednej strony
potwierdzenie i pogłębienie wspólnoty (komunii) ludu z Bogiem,
z drugiej zaś – wyzwolenie z grzechu, który zagraża tej wspólnocie.
Również liturgia eucharystyczna będąca pamiątką Paschy Chrystusa oznacza
i realizuje skutecznie wspólnotę ludu z Bogiem oraz przebaczenie
grzechów. Można więc mówić o dwóch skutkach Eucharystii: negatywnym, czyli
odpuszczeniu grzechów, oraz pozytywnym, czyli budowaniu Kościoła. Wynika
z tego, że „zarówno Eucharystia, jak i sakrament pokuty są
sakramentami nawrócenia i pojednania chrześcijanina
grzesznika” 9.
Nie znaczy to, że Eucharystia i spowiedź są sakramentami pojednania
w tej samej mierze. Pojednanie w sensie ścisłym, czyli po grzechu
śmiertelnym, możliwe jest dzięki sakramentowi pokuty, a nie Eucharystii.
Spowiedź z pobożności
byłaby więc taką spowiedzią, która nie jest konieczna do pełnego uczestniczenia
we Mszy świętej. Grzesznik, który nie popełnił grzechu śmiertelnego, może,
a nawet powinien przystąpić do Komunii świętej bez uprzedniej pokuty
sakramentalnej. Co więcej, akt pokuty we Mszy świętej oraz pełne w niej
uczestnictwo odnawiają człowieka w nie mniejszym stopniu niż to się dzieje
podczas spowiedzi. Inaczej jest w przypadku świadomości popełnienia
grzechu śmiertelnego: tu konieczne jest pojednanie w sakramencie pokuty.
Dlatego też wielu autorów podkreśla, iż pojednanie chrześcijanina, który
zgrzeszył ciężko, oraz tak zwana spowiedź z pobożności to dwa różne
wydarzenia. Jedynie w pierwszym przypadku można mówić o pojednaniu
w sensie właściwym 10.
W drugim zaś trzeba mieć świadomość, że istnieje inna niż spowiedź
możliwość „pojednania”. Może się bowiem okazać, iż częste przystępowanie do
spowiedzi z pobożności nie prowadzi, niestety, do egzystencjalnego
nawrócenia, ale – wręcz przeciwnie – do traktowania
sakramentu pokuty jak magiczny ryt otwierający przystęp do Sacrum, podczas
gdy życiowe postawy pozostają dalekie od ducha Ewangelii. Magiczne zaś oraz
instrumentalne traktowanie sakramentalnego rozgrzeszenia jest w gruncie
rzeczy zaprzeczeniem istoty nawrócenia. Dlatego też wydaje się, że
w niejednym przypadku lepiej jest skupić się na Eucharystii jako
sakramencie przemiany mentalności i postaw niż na częstej spowiedzi.
W 1 Kor 11, 27-29
znajdujemy wypowiedź apostoła Pawła na temat Wieczerzy Pańskiej, czyli
Eucharystii. Czytamy tu między innymi: „...kto spożywa chleb lub pije kielich
Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto
człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego
kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok
sobie spożywa i pije”. Tekst ten tłumaczy się niekiedy zbyt pośpiesznie
jako wskazanie na konieczność spowiedzi przed przystąpieniem do Eucharystii.
Paweł nie wspomina tu jednak o jakiejś formie sakramentalnej pokuty.
Stwierdza natomiast, że aby nie spożywać Ciała i Krwi Pańskiej niegodnie,
człowiek powinien baczyć na samego siebie. W 2 Kor 13, 5 wzywa
natomiast: „Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych
doświadczajcie!” Przedmiotem badania ma być zatem – w przypadku
Eucharystii – obecność lub brak wiary w realne znaczenie uczty
Pańskiej. Wiara zaś w realne znaczenie Eucharystii jest nieodłączna, jak
wynika z kontekstu cytowanego fragmentu, od jedności i miłości we
wspólnocie wierzących. Dlatego Paweł wskazuje na spory i kłótnie we
wspólnotach jako na rzeczywistość sprzeczną z duchem Wieczerzy Pańskiej.
Według Pawła Apostoła
nie zważa na Ciało Pańskie ten, kto nie wierzy, że jest to Ciało Chrystusa
wydane za grzeszników, a w konsekwencji nie przyjmuje do wiadomości, iż
chleb eucharystyczny jest chlebem jedności i miłości. W 1 Kor 10, 17
czytamy: „Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało.
Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba”. Można zatem powiedzieć, że
nie wierzy w Eucharystię ten, kto nie wierzy w jej moc uzdrawiania
relacji pomiędzy ludźmi. Zagubiliśmy ten wspólnotowy wymiar. Skłonni jesteśmy
rozpatrywać różne grzechy w odniesieniu do Mszy świętej, nie zważając
jednocześnie na zakorzenioną w nas niechęć czy nawet nienawiść do innych
osób, które spożywają przecież ten sam chleb. Łączymy spowiedź
z Eucharystią w sposób dość indywidualistyczny, instrumentalny
i ”prawniczy”. Ułaskawiający wyrok spowiednika wprowadza nas w stan
rzekomej doskonałości, która pozwala na pełne uczestnictwo we Mszy świętej
pojętej jako indywidualnie przyznana nagroda. Rozumiane w ten sposób
pobożne praktyki mogą trwać całymi latami nie prowadząc w żadnej mierze do
rzeczywistej zmiany postaw, w tym postaw wobec najbliższych. Trzeba zatem
podkreślić, że sakrament pokuty nie może zastępować egzystencjalnego wysiłku
nawrócenia podjętego w perspektywie wiary w darmo daną łaskę samego
Boga. Z drugiej strony, samo przyjęcie Komunii świętej nie jest
zwieńczeniem chrześcijańskiej drogi nawrócenia, ale powinno wpisywać się
w proces umierania starego człowieka, aby mógł narodzić się nowy...
Święty Augustyn nie
spowiadał się, gdyż sumienie nie wyrzucało mu grzechu ciężkiego. Nie znaczy to
jednak, iż nie podejmował w swoim życiu dzieła jednania i nawrócenia.
Wręcz przeciwnie! Augustyn był świadomy, że jedynej ofiary Chrystusa „Kościół nie
przestaje powtarzać w dobrze znanym wszystkim sakramencie ołtarza, przy
czym wskazano mu, iż w Tym, co ofiaruje, również sam się
ofiaruje” 11.
Wiedział, że ten, kto chce w prawdzie uczestniczyć w Eucharystii,
musi czynić to, co uczynił Jezus: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy
tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 15). Augustyn odnalazł jedynego Boga
i nigdy się już od Niego nie odwrócił, ale tym bardziej jego niespokojne
serce szukało pełnego szczęścia w swym Stwórcy i Zbawicielu. Szukało
między innymi w Eucharystii. A w owym szukaniu sakrament
powtórnego (po chrzcie) pojednania był możliwością, z której ten wielki
Doktor Kościoła nie musiał – dzięki Bogu – korzystać.
1 Hermas,
Pasterz, w: Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. XLV: Ojcowie
Apostolscy, Warszawa 1990, s. 157.
2 Tertulian,
O pokucie, w: Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. V: Tertulian.
Wybór Pism, Warszawa 1970, s. 185.
3 Breviarium Fidei VII, 435.
4 Breviarium Fidei VII, 458.
5 J.
Delumeau, Wyznanie i przebaczenie. Historia spowiedzi, Gdańsk 1997,
s. 11.
6 Cytowane
za: Th. Schneider, Znaki bliskości Boga. Zarys sakramentologii, Wrocław
1990, s. 220.
7 Por.
K. Rahner – H. Vorgrimler, Mały słownik teologiczny, Warszawa
1987, s. 132.
8 Por.
K. Rahner, Sakramenty Kościoła, Kraków 1997, s. 68.
9 J. Ramos-Regidor, Il sacramento della
penitenza, Torino-Leumann 1992, s. 313.
10 Zob.
J. M. Millás, Penitenza, matrimonio, ordine, unzione degli infermi, Roma
1993, s. 93.
11 Św.
Augustyn, O Państwie Bożym, X, rozdz. VI, Warszawa 1977, s. 449.
|