Nie tylko o przykazaniach
VIII. Nadzieja
 

"Nadzieja jest substancją rzeczy spodziewanych" -- czytamy w Liście do Hebrajczyków (Hbr 2,1). Nadzieja jest drugą z trzech cnót teologalnych, które prawdę powiedziawszy bardziej są sposobami obecności Boga w nas niż tylko cnotami. Tyle w nas nadziei, ile owej "substancji rzeczy spodziewanych": ile samego Chrystusa i Jego królestwa. Niech nam zatem opowiedzą o nadziei ci, którzy szukali jej wytrwale.

W Rzymie, tuż obok słynnych hiszpańskich schodów stoi kamieniczka, a w nim muzeum dedykowane wybitnemu angielskiemu poecie Johnowi Keats'owi (1795-1821). Nękany gruźlicą Keats spędził w tym domu kilka ostatnich miesięcy swojego życia -- "życia pozagrobowego", jak sam mawiał. Na ścianie kamienicy, w której mieszkał, widnieje numer "26" i tyle też lat dane było przeżyć Keats'owi. Wśród pozostawionych przez niego wierszy znajdujemy m.in. pewien sonet, który wiele nam powie o nadziei. Co drozd powiedział -- tak brzmi jego tytuł. Jak możemy się domyślić, Poeta wsłuchał się pewnego zimowego dnia w piosenkę drozda i znalazł w niej echo własnych przemyśleń. Echo tak wspaniałe, że mały, zziębnięty drozd w pewnym momencie jakby przejął inicjatywę w tym spotkaniu. To on zaczął mówić do Poety:

O ty, coś miał tylko jedną lekturę: lichą
Poświatę najgęstszego mroku, który cię karmił
Noc po nocy, gdy Foebus jeszcze był daleko --
Dla ciebie wiosna po stokroć będzie świtem.

Drozd kończy swe żale nadzwyczaj pogodnie. "Drozd wie o wiośnie więcej niż ja" -- pomyślał sobie zapewne Poeta. -- Zewsząd chłód, Foebus-Słońce prawie się nie pokazuje, jest ponuro i ciemno, tymczasem śpiew drozda "rozbrzmiewa jakby się rodził [już] w cieple". Drozd nie ma o niczym pojęcia, "a mimo to [cały] wieczór aż się zasłuchał" w to jego śpiewanie! Skoro on tak dobrze zna swoją wiosnę, to dlaczego ja nie potrafię wyśpiewać swojej? "Dla ciebie wiosna będzie doprawdy rajem!" -- przypomina drozd. A co z moim rajem? Przecież całkiem możliwe, że życie, którym teraz żyje, to tylko zima, a to, co teraz widzę, to tylko śnieżne chmury i mgły. Całkiem możliwe, że prawdziwe życie dopiero się obudzi, że wiosna dopiero przyjdzie, a to, co teraz, to ledwie licha poświata tej innej wiosny. Gdzie zatem jej szukać?

John Keats najprawdopodobniej nigdy jej nie znalazł. Zadziwiała go doskonałość stworzeń, zdolnych cieszyć się pełnią życia, którą człowiek, jak mu się wydawało, bezpowrotnie utracił. "Tu leży ten, którego imię pisane było na wodzie" -- taki napis kazał postawić Keats na swoim grobie.

A przecież nawet najbardziej nieudane życie ludzkie może dzięki Chrystusowi zyskać wieczną wartość. To, co nam wydaje się snem i mgłą, dzięki Chrystusowi może okazać się samym środkiem wiosny. Nadzieja może połączyć nas ze światem, o którym wiemy niewiele, a w którym Słońcem jest Baranek. Co więcej, musi nas z nim łączyć już teraz, bo takie jest nasze chrześcijańskie powołanie. Nic należy się jednak dziwić, że ten świat wymyka się nam albo wydaje za trudny. Jest przecież tak różny od naszego: nieskończenie lepszy od wszystkiego, co możemy spotkać tutaj. A jednak możemy go kosztować już teraz. "Bierzcie i jedzcie -- mówi Chrystus. -- I miłujcie się jak Ja was umiłowałem". Ilekroć go znajdujemy, to tylko po to, żeby go szukać tym więcej. W nadzieję jest bowiem wpisana także nasza praca, podobna do pracy drozda, który wyśpiewuje wiosnę w środku zimy.

"Ty mnie unikasz, Chryste, jak płochliwa / sarenka leśna..." -- żalił się siedemnastowieczny poeta polski, Maciej Kazimierz Sarbiewski (1595-1640). Sarbiewski był księdzem, jezuitą, wykładowcą teologii, a także wybitnym w swoim czasie teoretykiem literatury. Także i on zmarł stosunkowo młodo, w wieku 45 lat, ale ścieżką nadziei zaszedł bez wątpienia o wiele dalej niż młodszy kolega po piórze, Keats. Zaszedł dalej niż większość z nas. W kantyku nawiązującym do Pieśni nad Pieśniami Sarbiewski porównał Chrystusa do płochliwej mieszkanki lasu. Jak się możemy domyślić, sarna powiedziała mu o nadziei więcej niż pracowity drozd Keats'owi. Wiedział bowiem dobrze, że nadzieja to nie tylko zapowiedź, ale i rzeczywiste smakowanie. Czy Sarbiewski jeszcze szukał czy może już znalazł, kiedy pisał te słowa? Posłuchajmy:

Ty mnie unikasz, Chryste, jak płochliwa
sarenka leśna, którą i straszliwa
wichura trwoży w afryckiej pustyni,
gdy zamęt czyni
i lekki powiew z południowej, strony,
który gaj pieści kwiatami natkniony...
próżno ucieka w połochu sarenka,
próżno się lęka...
Czy zima warzy listeczki zmrożone,
czy Jowisz gromy miota niewściągnione,
ona się trwoży i drży i pierzchliwa
w lesiech się skrywa...

Lecz ja Cię szukać nie przestanę, Chryste,
choćbyś się ukrył w bory przepaściste...
"Wróć do nas Panie" wołamy za Tobą
z gorzką żałobą.
Na jaki, Boże, odszedłeś skraj świata?
Zaliś tam, kędy Solima bogata,
czy tam, gdzie Liban swe zielone szczyty
wznosi w błękity?
A może ziemie nawiedziłeś inne,
gdzie Kafarnaum leżą wsie pustynne,
lub gdzie Betulli żarki kraj, szczęśliwy
pięknymi niwy...

Przestań uciekać, Chryste, nadaremno,
bo nie ukryjesz się nigdzie przede mną.
Światłość mię śladem Twoim poprowadzi:
Ona Cię zdradzi...
Zdradzi Cię Cyntia dwuroga na niebie...
Westchnienie dzikich pustyń wyda Ciebie...
W puszczę bezdenną czy w dal pójdziesz ciemną,
lecz nadaremno.

Bo gdzie iść będziesz -- przejście Twe obwieści
wiaterku powiew, co śród drzew szeleści.
Strażniczek nocy, złotych gwiazd mruganie
wyda Cię, Panie...

(Ze świętego Kantyku Salomona "Podobny jest miły mój sarnie i jelonkowi",
tłum. Julian Ejsmond).

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
VII. Wiara IX. Miłość

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz