JACEK ŚWIĘCKI
I rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! (Rdz 1,26)
Jak rozumieć te słowa? Co to znaczy, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże?
Sam cytowany wiersz zdaje się wystarczająco dobrze odpowiadać na to pytanie: człowiek ma być tym, kto w imieniu Boga zarządza całym materialnym stworzeniem (tzn. widzialną „ziemią”, a nie niewidzialnym „niebem”), jego zastępcą i reprezentantem wobec wszelkich roślin i zwierząt. „Obraz” [hebr. tselem, co można tłumaczyć także jako „posąg”] jest oznaką tego, że Bóg postanawia być obecny dla swego stworzenia właśnie poprzez człowieka, człowiek w Jego imieniu ma sprawować władzę nad przyrodą. Natomiast „podobieństwo” [hebr. damuth] oznacza, że człowiek choć nie jest Bogiem, to jednak przypomina Boga. Wyrażają to wspaniale słowa psalmu:
Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod jego stopy:
owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada,
ptactwo powietrzne oraz ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza. (Ps 8,4-9)
Także Jezus w dyskusji z faryzeuszami przypomina im prawdę, że tak jak na rzymskiej monecie podatkowej widnieje obraz Cezara, tak człowiek jest w oczach Bożych o wiele cenniejszy niż złota moneta, ponieważ widnieje na nim Jego obraz:
On ich zapytał: Czyj jest ten obraz i napis? Odpowiedzieli: Cezara. Wówczas rzekł do nich: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga. Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zostawiwszy Go, odeszli. (Mt 22,20-22)
O ile państwu rzymskiemu należała się danina za drogi, sprawną administrację i czuwanie nad porządkiem publicznym, o ileż więcej należy się Stwórcy, który daje nam życie i obdarza wszelkimi dobrami! Cezarowi możemy się wypłacić, a Bogu – nigdy, gdyż po prostu w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28a)!
Podobnie widzi naszą godność Jezus w przypowieści o zagubionej drachmie:
Jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. (Łk 15,8-9)
Odnaleziona moneta może być zakurzona, zaśniedziała i obleśna w dotyku. Ale dopóki widnieje na niej wybita wartość i obraz Stwórcy, jest nadal ważną monetą, za którą można jeszcze kupić chleb, wino i oliwę. Żaden nasz grzech, żadna nasza słabość nie przekreśla w oczach Bożych naszej wartości i dlatego szuka nas, ponieważ stanowimy rzeczywistą cząstkę Jego skarbu.
Lecz nasze podobieństwo do Boga nie kończy się na władzy udzielonej nam przez Stwórcę nad przyrodą. Jest to wyjaśnione w drugim opisie stworzenia. Tam czytamy, że:
[...] Nie było człowieka, który by uprawiał ziemię i rów kopał w ziemi, aby w ten sposób nawadniać całą powierzchnię gleby. Wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. [...]Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden 1, aby uprawiał go i doglądał. (Rdz 2,5b-7.15)
Człowiek jest zatem zarządcą ziemi, obdarzonym wolą i rozumem pozwalającym mu na wywiązywanie się z tego zadania. Należy też zwrócić szczególną uwagę na fakt, że zwrot „istota żywa” (którą stał się człowiek) jest w hebrajskim synonimem zwierzęcia [nephesh chayah – dosłownie „dusza żyjąca” – to tyle co jakakolwiek poruszająca się istota]. Niemniej choć człowiek jest z wyglądu zwierzęciem, Bóg stworzył go przecież tchnąc weń swojego Ducha, czego nie czyni ani w przypadku roślin, ani zwierząt (tam wystarczyło tylko wypowiedzenie słowa – por. Rdz 1,11.24 – albo ulepienie z gliny – por. Rdz 2,19). Człowiek posiada też władzę nazywania zwierząt i nawet sam Bóg zdaje się w tej kwestii na ludzkie decyzje (por. Rdz 2,19) 2!
Niemniej Bóg nie jest jeszcze zadowolony ze swego dzieła: nie wystarcza mu, że człowiek jest rozumny i zdolny do podejmowania decyzji. Stwierdza: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam 3; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc (Rdz 2,18). Dlaczego? Tu dotykamy bardzo istotnej kwestii podobieństwa człowieka do Boga: człowiek nie może pozostawać sam, skoro Bóg nie jest sam. Bóg zaś nie jest sam, ponieważ w dziele stworzenia posługuje się zarówno swoim Słowem, jak i Duchem. Natchniony tekst nazywa go ‘Elohim, co można uznać za liczbę mnogą od ‘el [hebr. „bóg”, „bóstwo”], i On sam mówi do siebie „Uczyńmy człowieka...” (Rdz 1,26). Można to uznać za rodzaj „majestatycznej liczby mnogiej”, takiej jakiej używa władca mówiąc o sobie „my”. Niemniej w wielu miejscach Starego Testamentu znajdujemy określenia zarówno Słowa jak i Ducha, które traktują je jak odrębne podmioty 4. W Nowym Testamencie stwórcze Słowo jest odrębną Osobą Boską:
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. (J 1,1-3)
Podobnie też Duch, który doprowadza nas do pełni prawdy:
Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. (J 16,13a)
Bóg jest zatem jeden, ale nie jest sam: jest wspólnotą Trzech Osób, trzech autonomicznych podmiotów powiązanych więzami miłości. Podobnie jak człowiek wyraża się cały poprzez słowa, które wypowiada wydychając powietrze, tak też Bóg cały wyraża się bez reszty w swoim Słowie zrodzonym z własnego Tchnienia. Tym samym Słowo jest Synem Bożym, synem zrodzonym w ojcowskim łonie, którym jest Duch (por. J 1,18).
A zatem człowiek, jeśli ma być podobny do Boga, musi być wspólnotą miłujących się osób. Dlatego właśnie Bóg stwarza kobietę. Owszem, z poprzedniego opisu stworzenia wiemy, że mężczyzna i kobieta są w rzeczywistości „samcem i samicą” i mają rozmnażać się podobnie jak zwierzęta. Teraz zgłębiamy zamiar Stwórcy, aby zrozumieć, że związek mężczyzny i kobiety ma w sobie także coś boskiego, coś co wyraża istotę samego Boga 5. Natchniony autor tak komentuje stworzenie kobiety:
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz 2,24)
A brat Efraim 6 dodaje wspaniałą myśl:
Słowo opuściło swojego Ojca i stało się ciałem, aby stanowić jedno ciało z ludzkością. Bóg chce cię poślubić poprzez Słowo.
I tu Pismo odsłania przed nami po raz pierwszy bezdenną tajemnicę Bożego zamiaru względem nas: On chce nas poślubić poprzez ścisłe złączenie ze swoim Słowem i w ten sposób włączyć nas do swojej Wspólnoty Trzech Osób. Zanim stał się grzech, zanim jeszcze człowiek zdołał sprzeciwić się Bożym planom, oto mamy już zapowiedź wcielenia Słowa wraz z potwierdzeniem naszej nieprawdopodobnej wprost godności i wartości. Dowiadujemy się tego właśnie z opisu powołania pary małżeńskiej!
Czy nie zapędzam się tu zbyt daleko w jakimś mistycznym „szale uniesień”? Czy naprawdę możemy oczekiwać od Boga aż tyle? Czy nie wystarczyłoby nam po prostu jakieś „zwykłe” zbawienie, polegające na wolności od wszelkich trosk i obfitości wszelkich dóbr w nigdy nie kończącym się życiu 7? A jednak Nowy Testament objawia nam dokładnie to samo, o ile tylko uważnie wsłuchujemy się w jego przekaz.
Najpierw zauważmy, że Pan Jezus określa siebie jako Oblubieńca:
Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą? Jezus im odpowiedział: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego majką u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. (Mk 2,18-20)
Podobnie mówi Jan Chrzciciel:
Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał. (J 3,29-30)
Zupełnie to samo twierdzi Paweł:
Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. (Ef 5,25-27)
Słowo, przez które Bóg stwarza wszystko, przyoblekło się w człowieka właśnie po to, aby ludzkość stanowiła z nim odtąd jedno ciało. Taki jest jest odwieczny Boży plan wobec nas, o którym Paweł mówi jeszcze w innym miejscu:
W Nim [tzn. Chrystusie] bowiem wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. (Ef 1,4-6)
To przecież miłość oblubieńcza Odwiecznego Słowa była zasadniczą przyczyną Wcielenia! Jeśli tego nie zrozumiemy, nie przyjmiemy za pewnik, nie zachwycimy się tym, jakże będziemy zdolni wzbudzić w sobie miłość, której Jezus od nas oczekuje!
Miłość Jezusa do nas jest tak mocna, że nie zważa zupełnie na nasz aktualny stan grzechu i słabości. Czytamy wszak w Apokalipsie:
I wyszedł głos od tronu, mówiący: Chwalcie Boga naszego, wszyscy Jego słudzy, którzy się Go boicie, mali i wielcy! I usłyszałem jakby głos wielkiego tłumu i jakby głos mnogich wód, i jakby głos potężnych gromów, które mówiły: Alleluja, bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła,i dano jej oblec bisior lśniący i czysty – bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych. I mówi mi: Napisz: Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka! I mówi im: Te słowa prawdziwe są Boże. (Ap 19,5-9)
Jezus jest Barankiem, ponieważ Jego miłość do nas była tak szalona, że przypłacił ją ofiarną śmiercią i w ten sposób uczynił nas swoją nieskalaną Oblubienicą.
Pytamy: jakim cudem? Otóż właśnie tak, jak Bóg stworzył kobietę doprowadzając najpierw mężczyznę do letargu (była to jakby symboliczna śmierć Adama), a następnie tworząc kobietę z jego boku 8 (por. Rdz 2,21-22), tak też Jezus z otwartego boku stwarza swoją Małżonkę-Kościół 9, dając mu swoją Krew [dla Hebrajczyków znak życia] i wodę [znak obmycia i odrodzenia]. Jest bowiem napisane:
Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. (J 19,33-35)
I tak jak Adam woła na widok swojej żony: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą [hebr. ishshah], bo ta z mężczyzny [hebr. ish] została wzięta. (Rdz 2,23), tak samo Jezus chce nas traktować, jako część siebie samego i nadać nam imię (czyli tożsamość), które świadczyłoby o naszej przynależności do Niego, imię niejako utworzone za pomocą Jego Imienia 10 (por. Ap. 2,17). Chce też, abyśmy byli Jego pomocą w dalszym stwarzaniu świata, tak jak kobieta ma być pomocą dla mężczyzny (por. Rdz 2,18)!
Musimy sobie zatem do końca uświadomić, że to co nazywamy „zbawieniem wiecznym” nie jest niczym innym jak ścisłym złączeniem się z Jezusem, a także naszym podobieństwem do niego:
Albowiem tych, których [Bóg] od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą. (Rz 8,29-30).
Tylko w Jezusie może człowiek zrozumieć samego siebie i cieszyć się pełnią szczęścia: poza Jezusem jest tylko nicość i śmierć. Paweł stwierdza: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus (Flp 1,21a). A także: To wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa (Flp 3,7-8).
Radykalność takich stwierdzeń może nas wprawić w niezłe zakłopotanie. Może niektórzy z nas doszukaliby się w tym przejawów jakiegoś „fanatyzmu religijnego”... No cóż, stajemy tu niejako twarzą w twarz przed tajemnicą naszej najgłębszej tożsamości i sensu naszego życia. Objawienie Boże odsłania ją nam i pyta: czy chcesz żyć stając się podobny do mnie, Wcielonego Słowa, czy też chcesz dalej eksperymentować ze swym życiem na prawo i lewo szukając szczęścia po omacku?
I to jest właśnie zasadnicze egzystencjalne tło, na którym rozgrywa się dramat wyboru człowieka pomiędzy dwoma drzewami ogrodu Eden: drzewem życia i drzewem poznania dobra i zła.
Drzewo życia niewątpliwie symbolizuje Chrystusa, ponieważ to On z odwiecznego nadania Stwórcy jest zasadą ludzkiego życia. Tak bowiem mówi o nim Pismo:
Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mąż, który nabył rozwagi:
bo lepiej ją posiąść niż srebro, ją raczej nabyć niż złoto,
zdobycie jej lepsze od pereł, nie równe jej żadne klejnoty.
W prawicy swej trzyma ona dni długie, w lewicy – bogactwo, pomyślność;
jej drogi drogami miłymi, ku szczęściu wiodą wszystkie jej ścieżki.
Dla tego, co strzeże jej, drzewem jest życia, a kto się jej trzyma – szczęśliwy. (Prz 3,13-18)
Któż jest tą mądrością, jeśli nie Chrystus, w którym wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte (Kol 2,3)?
To drzewo jest umieszczone w środku ogrodu (por. Rdz 2,9), ponieważ Chrystus stanowi centrum i absolutne odniesienie naszego życia. I Bóg oczywiście nie zabrania człowiekowi spożywania jego owoców.
Drzewo poznania dobra i zła nie jest w środku, w przeciwieństwie do wielu popularnych wyobrażeń 11. Symbolizuje ono zdolność człowieka o decydowaniu o tym, co jest dobre, a co złe. I cóż w tym dziwnego? – zapytają co niektórzy z nas – Przecież człowiek ma rozum i wolną wolę, sam Bóg mu ja dał! I bardzo słusznie. Niemniej zastanówmy się, po co Bóg je dał człowiekowi. Czy po to, aby zarządzał ziemią, więcej: aby przez podobieństwo do stwórczego Słowa był Bożym pomocnikiem w dalszym stwarzaniu ziemi? Czy też po to, aby decydował, co dla niego jest dobre, a co złe, ignorując zupełnie plany Stwórcy?
Wiemy przecież, że stwarzanie człowieka jeszcze się nie skończyło. W ogrodzie Eden człowiek nie zerwał owocu z drzewa życia, które było dla niego odwiecznie przeznaczone. Dlatego też nie może się uważać (w przeciwieństwie np. do aniołów należących do „stworzenia niewidzialnego”) za kogoś „ostatecznie ukończonego”, czy też „doskonałego”. W tym kontekście zerwanie owocu z drzewa poznania dobra i zła, to nic innego, jak powiedzenie Bogu: „Teraz już dość się mnie nastwarzałeś. Dalej ja sam wiem, co dla mnie będzie najlepsze, sam z siebie i ze swego życia zrobię to, na co mam ochotę”.
Biblia porównuje taki sposób rozumowania do garnka, który sprzeciwia się woli garncarza:
Biada temu, kto spiera się ze swoim twórcą, dzbanowi spomiędzy dzbanów glinianych! Czyż powie glina temu, co ją kształtuje: Co robisz? albowiem jego dzieło powie mu: Niezdara! Biada temu, kto mówi ojcu: Coś spłodził? albo niewieście mówi: Co urodziłaś? Tak mówi Pan, Święty Izraela i jego Twórca: Czyż wy Mnie będziecie pytać o moje dzieci i dawać Mi rozkazy co do dzieła rąk moich? To Ja uczyniłem ziemię i na niej stworzyłem człowieka, Ja własnoręcznie rozpiąłem niebo i rozkazuję wszystkim jego zastępom. (Iz 45,9-12)
Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem? Czyż może naczynie gliniane zapytać tego, kto je ulepił: Dlaczego mnie takim uczyniłeś? (Rz 9,20)
Uczynienie w ogrodzie „zakazanego drzewa” nie było jednak jakąś złośliwą zabawą Stwórcy, służącą mu do przetestowania lojalności człowieka, jakąś pułapką na naiwnych. To dar rozumu i woli okazał się być dla człowieka wielką próbą. Okazało się nagle, że jest on wolny, aby ich użyć także przeciwko Temu, kto go nimi obdarował. Inaczej rozum nie byłby przecież prawdziwym intelektem, a wola nie byłaby prawdziwą zdolnością decydowania. Odtąd proces stwarzania człowieka nie mógł już przebiegać bez jego zgody.
Zerwanie owocu z zakazanego drzewa można by porównać do decyzji dzbana, który nie pozwolił sobie dokleić ucha, a teraz stoi bezużytecznie w kącie i za bardzo nie wie, po co jest. Albo też do załogi statku kosmicznego, która postanowiła w pewnym momencie lotu zlekceważyć polecenia centrali i usadowić się na trajektorii, która to jej wydawała się najlepsza. A teraz okazuje się, że znalazła się w pozycji, która nieustannie grozi zniszczeniem pojazdu i w panice manewruje z każdą chwilą pogarszając swoją sytuację... To przed tego rodzaju katastrofą chciał nas Stwórca uchronić dając nam to tak dziwne z pozoru przykazanie dotyczące drzewa poznania dobra i zła.
I tak oto od początku dziejów ludzkości stoi przed nami ten sam dramatyczny wybór:
Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi [...].
(Pwt 30,19-20a)
Prośmy z całego serca, abyśmy zostali zdobyci przez pokorną miłość Syna Bożego do nas. Prośmy, aby nie stłumiły jej nigdy inne dary, jakie od Niego otrzymujemy.
Jacek Święcki
1 Nazwa własna Eden pochodzi najprawdopodobniej od sumeryjskiego edin czyli „step, równina”. Niemniej przypomina ona także hebrajskie słowo ‘ednah, to znaczy „rozkosz”. Dlatego też ks. Wujek tłumaczy w swoim XVI-wiecznym przekładzie nie „ogród na równinie”, tylko „raj rozkoszny”. Otóż nic nie świadczy, że Eden był jakimś mitycznym rajem: jest to po prostu obraz pierwotnego lasu pokrywającego ongiś powierzchnię ziemi...
2 Władza „nazywania zwierząt” nic nam dzisiaj nie mówi, jednak w kulturze semickiej oznacza ona pełnię władzy nad obiektem, któremu nadało się imię.
3 W oryginale jest: „Nie jest dobrze, aby człowiek pozostawał sam”.
4 Najlepiej jest to widoczne w ostatniej chronologicznie księdze ST, księdze Mądrości (por. Mdr 17,12 i 18,14-16 co do Słowa, oraz Mdr 7,22-23 co do Ducha).
5 Najgłębiej tę myśl rozwija księga Pieśni nad Pieśniami.
6 Założyciel Wspólnoty Błogosławieństw o charakterze monastyczno-charyzmatycznym, nawiązującym do żydowskich korzeni chrześcijaństwa.
7 W czasach PRL-u dzieci na lekcjach religii często pytały: „A czy w raju będą pomarańcze i banany”? . A i my często sobie wyobrażamy niebo jako rodzaj mitycznej „krainy wiecznych łowów”...
8 Właśnie z boku, a nie z żebra! Hebrajski termin tsela’ może oznaczać zarówno jedno jak i drugie.
9 We wszystkich niemal językach świata – oprócz polskiego – Kościół jest rodzaju żeńskiego, Niestety!
10 Imię Jezus [hebr. Yehoshua, aram. Yeshua] oznacza tyle co „Jahwe zbawia”. Przynależąc do Jezusa jako Kościół-Małżonka doznajemy Bożego zbawienia i jesteśmy nazwani chrześcijanami.
11 Jedynie na słynnym obrazie Chagalla „Wygnanie z raju” drzewo poznania dobra i zła przedstawione jest jako mały krzaczek na peryferiach ogrodu Eden!
© 1996–2004 www.mateusz.pl