www.mateusz.pl/wam/psj

Sto lat misji w Zambii

Z ks. Tadeuszem Świderskim SJ, misjonarzem pracującym od 23 lat w Zambii, rozmawia ks. Jerzy Sermak SJ

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, marzec 2006

Ks. Jerzy Sermak SJ: Uczestniczył Ojciec w uroczystościach 100-lecia pracy jezuitów w Zambii. Proszę podzielić się swoimi wrażeniami z tych obchodów.

Ks. Tadeusz Świderski SJ: Uroczystości odbywały się w dniach 26-28 VIII 2005 r. w diecezji Monze na południu Zambii. Świętowano nie tylko stulecie przybycia jezuitów do Zambii, ale także stulecie tej diecezji. Przybyło bardzo wielu pielgrzymów z całego kraju. Obecni byli: Nuncjusz apostolski i zambijscy biskupi, a przede wszystkim przybyło bardzo wielu jezuitów. Uroczystości uświetnił także swoją obecnością prowincjał Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, o. K. Dyrek. Uroczystość była poprzedzona pięcioletnim przygotowaniem duchowym, którego celem było przede wszystkim podziękowanie Bogu ze ewangelizację Zambii. Była to też okazja, aby zobaczyć, jak wiele dobra dokonali misjonarze i zastanowić się nad tym, jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Przez dwa dni reflektowaliśmy nad udziałem naszych poprzedników i nad naszym udziałem w dziele ewangelizacji Zambii. Następnie w niedzielę celebrowaliśmy uroczystą Mszę św., w której wzięło udział kilkunastu biskupów, byli także obecni przedstawiciele kilku prowincji jezuitów, z których pochodzą pracujący w Zambii misjonarze. Ta Msza św. trwała około czterech godzin, ale w Afryce nie jest to czymś niezwykłym. Ludzie tańcem i śpiewem wyrażali wdzięczność Bogu za dar wiary, a jezuitom za ich trud misyjny.

Pośród misjonarzy ewangelizujących Zambię niemal od początku byli polscy jezuici. Czy Zambijczycy mają tego świadomość i czy widać w ich kraju ślady misyjnej działalności polskich jezuitów?

Od samego początku polscy jezuici ewangelizowali Zambię. Przez sto lat przeszło przez ten kraj kilkaset jezuitów. Wielu z nich ludzie pamiętają i z wdzięcznością o nich mówią, nawet bardzo poprawnie wymawiają ich imiona. Jednym z tych, którego z wielkim sentymentem wspominają, jest o. Zabdyr. Założył on na terenie Zambii 44 szkoły podstawowe. Pierwszy jezuicki misjonarz, Francuz o. Morau przywiózł z sobą pług, ucząc tubylczą ludność uprawy roli. Natomiast o. Zabdyr położył nacisk na edukację. Zambijczycy też miło wspominają brata Boronia, który bardzo im pomógł w rozwoju rolnictwa. Założył dużą farmę, która w dalszym ciągu istnieje. Bardzo dobrze jest znany kard. Adam Kozłowiecki. On jako pierwszy biskup w Zambii oddał prowadzenie Kościoła księdzu zambijskiemu. W wielu rejonach polscy jezuici prowadzili pracę duszpasterską, głównie w parafiach. Ludzie z wielką wdzięcznością wspominają tych duszpasterzy, którzy przynieśli im wiarę.

Dziś do Prowincji Zambijskiej należą jezuici z wielu krajów. Czy w tej grupie polscy jezuici mają jakieś szczególne zadania?

Wszyscy jesteśmy członkami tego samego zakonu i uczestniczymy w dziele Towarzystwa Jezusowego. Nie ma więc jakiejś specyficznej misji dla polskich jezuitów. Nasza Prowincja obejmuje dwa kraje: Zambię i Malawi. Na 98 jezuitów, którzy tam pracują, jest 18 Polaków. Prowadzimy duszpasterstwo parafialne i jesteśmy zaangażowani w szkolnictwo. Prowadzimy również jezuickie radio parafialne. Tak się składa, że to radio prowadzi dwóch jezuitów polskich.

Co jest szczególną misją, w której Ojciec służy ludowi zambijskiemu?

Jezuici, wyjeżdżając na misje do Afryki, pamiętali, że człowiek, któremu mają głosić Chrystusa, składa się z duszy i z ciała. My też w dalszym ciągu staramy się postępować według zasady św. Ireneusza: Chwałą Boga jest żywy człowiek. Temu człowiekowi pomagamy rozwinąć cały potencjał talentów, otrzymanych od Boga. Pracuję w parafii w Chicunii, gdzie jeszcze do niedawna byłem proboszczem. Prowadzę różne dzieła, które mają pomóc moim parafianom doświadczyć miłości Bożej. Przede wszystkim współpracuję w dziele ewangelizacji, prowadzonej przez radio. Podjęliśmy inicjatywę prowadzenia szkoły radiowej. W Zambii wciąż jeszcze jest zbyt mało szkół. Dlatego przez radio nadajemy program edukacyjny dla szkoły podstawowej. W tym programie uczestniczy ok. 1500 dzieci, a pomaga im 84 nauczycieli-wolontariuszy, których wcześniej przygotowaliśmy. Dzięki temu bardzo dużo dzieci będzie mogło ukończyć szkołę podstawową. Mamy umowę z rządem, że jeśli na końcu programu dzieci zdadzą egzamin, to otrzymają świadectwo ukończenia szkoły. To dzieło prowadzę z ks. A. Leśniarą, pochodzącym z Nowego Sącza. Innym dziełem, w jakie się angażuję, jest opieka nad chorymi na AIDS. Na terenie naszej parafii jest bardzo dużo ludzi zarażonych wirusem HIV. Dzisiaj mamy 23 kluby ludzi, którzy są nosicielami wirusa tej strasznej choroby. Prowadzimy specjalne programy, aby ludziom zarażonym pomóc żyć, a w tych, którzy nie są zarażeni, wzbudzać świadomość zagrożenia. Jeździmy do szkół, organizujemy spotkania, pokazujemy filmy. Możemy też wykonywać testy na nosicielstwo wirusa HIV, a tych, u których wirus wykryto, otaczamy medyczną opieką. Kiedy chorzy umierają, pozostają po nich osierocone dzieci. Na terenie naszej parafii, liczącej 20 tys. ludzi, mamy około 3 tys. sierot. Wraz z parafianami podjęliśmy akcję wspomagania tych sierot. Pomagamy im przeżyć i ukończyć szkołę. Obecnie otaczamy opieką 1170 sierot. Takie są moje najważniejsze zaangażowania, oprócz oczywiście pracy typowo kapłańskiej, zwłaszcza sakramentalnej. Wystarczy wspomnieć, że co roku mamy w naszej parafii 400-500 pogrzebów.

To ukazuje wielki trud i ciężar pracy misyjnej. Sądzę jednak, że w swojej posłudze doświadcza też Ojciec radości i satysfakcji.

Oczywiście, że praca misyjna jest dla mnie źródłem prawdziwej radości i satysfakcji. Zacznę od mojej pracy w radiu. Pomimo że nasza parafia liczy 20 tys. osób, naszych audycji słucha ok. 200 tys. ludzi, a czasami ta liczba sięga aż do 500 tys. Dzięki programom, które nadajemy, udało nam się pomóc młodym ludziom odkryć wartość kultury ich kraju. Kiedyś ci ludzie nie chcieli mówić, kim są, nie chcieli przyznawać się do swojej kultury narodowej. O wiele bardziej woleli słuchać piosenek amerykańskich i europejskich niż swoich. Teraz wszystko się zmieniło. Powiedziałbym nawet, że my się w Chicunii nie boimy globalizacji. Wydaliśmy już 28 albumów z ich muzyką i piosenkami. Powrót do korzeni pomaga nam także w głoszeniu im Chrystusa. Ludzie są nam wdzięczni choćby za nasze programy rolnicze, w których mówimy o tym, co i jak mogą uprawiać. To naprawdę daje radość i zadowolenie.

No a praca z ludźmi chorymi na AIDS sprawiła, że dzisiaj 426 osób w naszej parafii publicznie przyznaje się do swojej choroby. Dzięki naszej pracy odkrywają, że nie są sami, że Bóg ich kocha.

Liczba chrztów i ślubów zwiększa się z roku na rok. Podobnie liczba powołań kapłańskich i zakonnych. Coraz więcej ludzi świeckich zaangażowanych jest w pracę Kościoła i parafii. Wszyscy, którzy z nami współpracują, są woluntariuszami. W naszej parafii ok. 60 osób odprawiło Rekolekcje w życiu codziennym. To daje wielką radość, bo uświadamia nam, że Kościół zambijski żyje, a ludzie odkrywają w nim wartości ewangeliczne i starają się nimi żyć.

Jest Ojciec w Polsce na wakacjach. Niedługo wraca Ojciec do Zambii. Z jakim obrazem w sercu swojego rodzinnego kraju Ojciec wyjedzie?

Najwięcej radości dały mi tu w Polsce spotkania z parafianami i spotkania w różnych grupach, zwłaszcza młodzieżowych. Cieszy mnie widok wielkiej liczby ludzi świeckich angażujących się w sprawy Kościoła. Odkrywają oni coraz pełniej swoją rolę i zadania w Kościele, nie czekając tylko na inicjatywę księży. Gdy wyjeżdżałem z Polski w 1982 r., tego nie było. Miałem bardzo budujące spotkania ze studentami. Podziwiałem ich zaangażowanie i otwartość, a nawet kilku z nich zgłosiło gotowość wyjazdu do Zambii, aby tam pracować razem ze mną.

Jakie nowe plany i zamiary przywiezie Ojciec do swojej nowej Ojczyzny?

W dalszym ciągu chciałbym prowadzić te dzieła, które podejmowałem wcześniej. Chciałbym je jeszcze bardziej rozwinąć i jeszcze bardziej zaangażować w nie ludzi świeckich. Wracam do Zambii napełniony nowym duchem, ze świadomością, że wiele rzeczy można robić dużo lepiej niż to robiłem wcześniej. Chciałbym jeszcze coś więcej zrobić z młodzieżą i dla młodzieży mojej parafii w Chicunii. A stanowi ona około 70% parafii. Młodzi są przyszłością Kościoła. Odkryłem to tutaj w Polsce, w spotkaniu zwłaszcza z młodzieżą z duszpasterstw akademickich.

W jaki sposób Czytelnicy „Posłańca” mogą wspierać Ojca w jego misji?

Zawsze najważniejszą pomocą jest modlitwa. Potrzebujemy jej, by ciągle odkrywać Boga w naszym posługiwaniu i rozeznawać czego On od nas się spodziewa. Modlitewne wsparcie Czytelników „Posłańca” bardzo nam w tym odczytywaniu woli Bożej pomoże. Dzisiaj, może jeszcze bardziej niż dawniej, bardzo potrzebujemy wsparcia materialnego. Bez tej pomocy nasza opieka nad sierotami i chorymi na AIDS, nasze programy radiowe i wiele innych dzieł nie będzie się mogło rozwijać.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, marzec 2006

 

 

 

© 1996–2006 www.mateusz.pl