www.mateusz.pl/wam/psj

KS. JÓZEF BAKALARZ TCh

Dar ponownie odkryty

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, styczeń 2006

Jan nauczał i chrzcił nad Jordanem. Do proroka ustawiła się kolejka pokutników, kandydatów do chrztu. Był to swoisty pochód Izraelitów, którzy swe nadzieje związali z Mesjaszem. W ten pochód włączył się sam Jezus – niewinny Baranek, który pokuty nie potrzebował. Co Go skłoniło do tego czynu? Wewnętrzna solidarność z grzesznikami, pragnienie wspólnoty z nimi. Ojcowie Kościoła mówią, że przez swoje zanurzenie w Jordanie Jezus obmył całą ludzką naturę.

Tak dokonało się objawienie tajemnicy naszego Chrztu. Z okazji Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa Jan Paweł II wzywał wszystkich wiernych, aby ponownie odkrywali Chrzest, który jest nowym narodzeniem człowieka wierzącego w Chrystusa. To wezwanie jest niezwykle aktualne. Misterium chrzcielne zostało bowiem zdewaluowane. Przyczyny tego tkwią z pewnością w rozlicznych grzechach osobistych, zwłaszcza w zaniedbaniu pogłębionej formacji chrześcijańskiej. Jednakże występują one również w okolicznościach zewnętrznych i cywilizacyjnych.

Włoski dziennikarz Dino Boffo widzi owe przyczyny w nowych cechach ludzkiej mentalności. Są to według niego współczesne “profile” człowieczeństwa, nastawione na to, co jedynie zewnętrzne czy doczesne. Jego zdaniem dzisiejszy człowiek to najpierw homo electricus (człowiek elektryczny), który czuje się obywatelem globalnej wioski. Jego siłą i szybkością stały się elektrony. Zapomniał o duchowych korzeniach, zgubił swą chrześcijańską tożsamość. Nie wie, że należy do Chrystusa. Synem człowieka elektrycznego jest homo cyberneticus (człowiek cybernetyczny), którego symbolem jest komputer i sterowane przez niego różne urządzenia mechaniczne. On przeniósł swoje zainteresowania na te właśnie urządzenia, sam zaś wewnątrz staje się coraz bardziej pusty, duchowo wyjałowiony. Konsekwentnie człowiek ukazuje się coraz bardziej jako homo videns (człowiek oglądający). Jego wiedza jest produktem telewizji i monitorów. Bycie człowiekiem polega u niego bardziej na widzeniu niż na myśleniu i przeżywaniu. Serce takiego człowieka przylega do rzeczy materialnych, a nie wewnętrznych. Tak rodzi się homo oeconomicus (człowiek ekonomiczny), dla którego najważniejsze stają się biznes i konsumpcja, zanika zaś duchowa wolność i problem ocen moralnych. W rezultacie pojawia się homo adulescens (człowiek młodzieńczy), niejako wieczny młodzieniec, który nie czuje potrzeby wewnętrznego wzrastania. On zapatrzył się w siebie. Nie umie już prawdziwie słuchać, patrzeć, kontemplować i miłować innych.

W takim klimacie cywilizacyjnym żyją współcześni chrześcijanie. My też. Dlatego trzeba postawić sobie pytanie: Czy ja chcę żyć jako człowiek zewnętrzny, który pokłada nadzieję w tym co doczesne i przemijalne, czy też jako człowiek wewnętrzny, który ma upodobanie w rzeczach Bożych?

W kryzysowych sytuacjach Kościół głosi hasło odnowy, która polega na powrocie do źródeł. W chrześcijaństwie jest właśnie takie cudowne źródło odrodzenia. Jest nim Chrzest święty. Sam Chrystus dał nam przykład. Zstępuje do wód Jordanu, by obmyć i odrodzić całą ludzką naturę. Niebo, dotąd zamknięte dla ludzi, otworzyło się. W Chrystusie Bóg stał się dostępny dla ludzi. W źródle chrzcielnym człowiek wierzący w Chrystusa może się odrodzić i nabierać z niego duchowej mocy. Tu jest początek naszego chrześcijańskiego życia.

Chrzest jest zanurzeniem w żywym Bogu. W Tym, Który jest, Który był i Który przychodzi. To sam Bóg jest Źródłem. Z Niego czerpiemy prawdziwe życie, Boskie życie Ojca, Syna i Ducha Świętego. W naszym Chrzcie otrzymaliśmy Boski prezent. R. Cantalamessa pisze, że wielu jeszcze nie rozpakowało tego prezentu. A trzeba ten Boży prezent otworzyć i odkryć go, trzeba się niejako zanurzyć w wodzie chrzcielnej, aby ten Boży dar w nas zajaśniał i pełniej zaowocował.

W akcie naszego Chrztu każdy z nas usłyszał głos Ojca: Tyś jest mój syn umiłowany, w tobie mam upodobanie. Ojciec przybrał nas za swoich synów i możemy świadomie i pełnoprawnie wołać do Niego: Abba! Ojcze!

Sprawcą naszego usynowienia jest Chrystus. On jest Kluczem. W Chrzcie zostaliśmy zanurzeni w śmierci Chrystusa, aby razem z Nim odrodzić się do nowego życia. Na Zachodzie celebrans liturgii chrzcielnej pokazuje dziecku znak Krzyża i mówi: Błogosławię cię znakiem Krzyża, abyś poznał, że Jezus cię miłuje. Oznaczam twe oczy znakiem Krzyża, abyś widział, co czyni Jezus. Oznaczam twe uszy znakiem Krzyża, abyś słyszał, co mówi Jezus. Oznaczam twe usta znakiem Krzyża, abyś odpowiadał na wezwanie Jezusa. Oznaczam twe ręce znakiem Krzyża, abyś czynił dobro jak Jezus.

Chrzest został nam udzielony w Duchu Świętym, dlatego sakrament ten został nazwany Pieczęcią Ducha Świętego. Duch nas opieczętował. Wycisnął w nas niezatarte znamię sakramentalne. To On po raz pierwszy nas namaścił, czyli konsekrował. Uczynił nas swoją świątynią. Wraz z łaską uświęcającą w zalążku otrzymaliśmy cnoty wlane: wiarę, nadzieję i miłość, a także dary Ducha Świętego.

Chrzest stał się także dla nas bramą wiodącą do Kościoła. Sam Duch Święty uczynił nas członkami Mistycznego Ciała Chrystusa. Ochrzczony identyfikuje się z Kościołem, uznaje go za swą Matkę, mówi: To jest mój Kościół. Kocham go i czuję się za niego odpowiedzialny. We wspólnocie kościelnej Chrzest jest nazwany bramą do sakramentów. Tu zaczyna się rozwój naszej osobowości chrześcijańskiej. Tu zdobywamy prawo do największego bogactwa Kościoła, jakim jest Eucharystia.

Łaska chrzcielna otworzyła przed nami niebo, równocześnie otwiera przed nami Kościół i świat. Ma ona działanie uspołeczniające, jednoczy nas z braćmi i z siostrami w Chrystusie. Razem z nimi odkrywamy nasze powołanie i naszą misję w Kościele oraz w społeczności świeckiej.

Chrzest zapoczątkował naszą drogę ku Trójjedynemu Bogu. Odtąd całe nasze życie jest (powinno być!) realizacją Chrztu świętego. Rozumieli to pierwsi chrześcijanie. Św. Hipolit wyznał: Wyrzekliśmy się diabła, a oddaliśmy się Chrystusowi. Odrzuciliśmy wroga, a przyjęliśmy usynowienie. Wyszliśmy z wody jaśniejący jak słońce, promieniujący usprawiedliwieniem. Zostaliśmy synami Bożymi i współdziedzicami Chrystusa. Nasz Chrzest był zadatkiem nowego życia, naszym poświęceniem i oddaniem się Bogu. Dzięki łasce, którą otrzymaliśmy, nasze życie chrześcijańskie powinno być prowadzone na chwałę Trójcy Przenajświętszej. Patrzmy na Chrystusa. On cały był “dla Ojca”. Podobnie nasze życie ma zawsze zwracać się ku Ojcu Niebieskiemu. Wszystko ma być skierowane ku Jego chwale. Naszym najważniejszym powołaniem życiowym jest uwielbianie Boga. Do Ojca idziemy przez Syna. On się nazwał jedyną, prawdziwą i żywą Drogą. Wolą naszego Pana jest, aby wszyscy ludzie szli za Nim, Jego śladami, wszędzie tam, dokądkolwiek nas poprowadzi. Nasza droga prowadzi do Ojca przez Syna w Duchu Świętym. On wszystko czyni nowe. Jeśli jesteśmy Mu posłuszni i wierni, wówczas On nas prowadzi, kieruje nami i nas posyła.

Chrzest jest przymierzem pomiędzy Bogiem a nami. Ze strony Boga to przymierze jest nieodwołalne. Dlatego znamię sakramentalne – znak przynależności do Chrystusa – pozostanie w naszej duszy na wieki. Tego znaku nikt nie wymaże, bo to jest znak wierności i miłości Boga wobec każdego z nas. Natomiast z naszej strony to przymierze jest ustawicznie zagrożone, bo jesteśmy istotami kruchymi i słabymi. Możemy o nim zapomnieć, możemy go zlekceważyć, wręcz podeptać. Właśnie dlatego przymierze to wymaga od nas ciągłej afirmacji, potwierdzania i odnawiania.

Ks. Józef Bakalarz TCh

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, styczeń 2006

 

 

 

© 1996–2006 www.mateusz.pl