Mały poradnik (przed)małżeński

6. "Ślubuję Ci miłóść, wierność i uczciwość małżeńską"

 

 

Jako małe dziecko utożsamialiśmy miłość z bliskością. Nieco później charakteryzowała ją wyłączność, a w wieku małżeńskim empatia, czyli umiejętność współodczuwania. Osiągając pełnoletność i powoli dorastając do niej ubogaciliśmy naszą zdolność kochania o fundanentalną i jednocześnie scalającą poprzednio uzyskane sprawności, umiejętność działania, czyli aktywnego realizowania potrzeby bliskości, wyłączności i empatii w odpowiednich proporcjach i odpowiedni sposób, tak aby stały się wyrazem miłości prawdziwej, miłości dojrzałej. Wprawdzie samo uczucie, choćby najbardziej dopracowane, nie gwarantuje szczęśliwego, bezkonfliktowego pożycia małżeńskiego, lecz w sposób istotny zwielokrotnia szansę powodzenia związku, którego pierwszym, poważnym i nieodwracalnym krokiem jest podjęcie decyzji o małżeństwie.

Co w gruncie rzeczy wyraża przysięga małżeńska, towarzysząca sakramentalnemu "TAK". Z praktyki wiadomo, że niewielki procent małżeństw zastanawia się nad tym. W tym szczególnym dniu, który miał być początkiem radosnej szczęśliwości, dążenia do pełni zjednoczenia dwóch światów, wzajemnym ubogacaniem i przenikaniem, a dla sporej części staje się początkiem końca, końca wspólnych marzeń, wspólnych problemów ale i wspólnych nadziei ... Dlaczego? Czy to los paskudnie z nich zadrwił, czy też sami przeoczyli coś, o czym powinni byli pomyśleć zanim decyzja zapadła ostatecznie ? Czy zresztą rzeczywiście świadomi byli zakresu praw i obowiązków, które dobrowolnie w chwili ślubu na siebie przyjęli ? Czy faktycznie uzmysłowili sobie, iż tekst przysięgi małżeńskiej nie jest jedynie ozdobnym elementem ceremonii, lecz jak najbardziej rzeczywistym, dosłownym i zobowiązującym przyrzeczeniem ?

Przysięga małżeńska w całości brzmi: "Ja N., biorę Ciebie N. za żonę (męża) i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci."

Po rozłożeniu na poszczególne człony możemy poddać ja wspomnianej analizie: "Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - fragment ten zawiera w sobie głębokie pragnienie bliskości, współobecności wybranego świadomie współmałżonka wyraźnie ukierunkowane na tę właśnie osobę. Chociaż tutaj jednak o coś więcej niż o prostą obecność. Mamy być ze sobą na dobre i na złe. Nie powinniśmy poddawać małżeństwa ciężkiej próbie dłuższej rozłąki w imię jakiegoś dobra, np. w celach zarobkowych, tak niestety ostatnio rozpowszechnionej. Jest to szczególnie ważne dla małżeństw z niedługim stażem. Tylko bowiem przebywając ze sobą mogą oni budować swoją wspólnotę, uczyć się wzajemnie komunikacji, poznawać siebie i umacniać powstałe już pozytywne relacje.

Rzecz w tym więc, by być blisko we wszystkich sprawach wielkich i małych każdego dnia; być niejako "pod ręką" w razie gdyby nasza obecność była oczekiwana, pożądana lub wręcz potrzebna współmałżonkowi w danym momencie. Nie opuszczać, być blisko to również dbać o rozwijanie poczucia wzajemnej bliskości i zaufania. Jest to szczególnie cenne zwłaszcza wobec najbardziej dosłownej bliskości wyrażonej w małżeńskim akcie zespolenia seksualnego, który dla innej harmonii wymaga bliskości uczuciowej aż do granicy zatracenia się w sobie. Być blisko siebie nie zawsze jednak oznacza być sobie bliskim. Wiemy bowiem jak pomimo fizycznej obecności można coraz bardziej się od siebie oddalać ...

Ślubując sobie "wierność" - potwierdzamy wyłączność naszego wyboru. Jeśli nasza miłość jest autentyczna i dojrzała, pragniemy przeżywać ją bez reszty. Takiego całkowitego oddania wymaga zresztą tak wyjątkowy rodzaj wzajemnego zbliżenia, jaki omawialiśmy. Jeśli ma to być silne, intensywne, satysfakcjonujące przeżywanie, próby łamania tej wyłączności muszą odbić się na jakości takiej relacji, powodując jej spłycenie, powierzchowność i w efekcie rozczarowanie. Przyrzekając wierność musimy być świadomi, że chodzi o to, iż może istnieć tylko jedna, jedyna taka osoba, z którą mamy niepodzielnie przeżywać świat naszych najtajniejszych myśli, do niej kierować najintymniejsze uczucia, z nią dzielić mnóstwo spraw, codziennych działań. Mamy być lojalni względem siebie we wszystkich, również seksualnych gestach i działaniach, a co więcej: nawet w myślach nie powinniśmy występować przeciwko współmałżonkowi.

Wymóg tak rozumianej wierności nakłada się niejako na kolejny człon przeżywania małżeńskiego, tzw. "uczciwość" małżeńską rozumianą jako empatię czyli współodczuwanie. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o to, aby współmałżonek solidaryzował się z nami wobec innych osób, lecz aby całym swoim sercem działał dla dobra wspólnoty. Poczucia szczęścia i satysfakcji ma nam dostarczyć świadomość, iż obdarzany naszą miłością współmałżonek jest szczęśliwy. Mamy więc uczciwie postępować tak, aby dobro i szczęście naszej żony czy naszego męża było celem nadrzędnym wszelkich naszych poczynań. Nie można tego realizować bez otwartej, jasnej, szczerej, pełnej zrozumienia komunikacji. Uczciwość małżeńska to znaczy również ujawnić partnerowi swoje uczucia względem niego oraz emocje dotyczące rodziny, znajomych i innych problemów a także we wszystkich sprawach starać się wczuwać w sytuację współmałżonka i na dane zagadnienie starać się spojrzeć z jego właśnie punktu widzenia.

Wszystko to jest niezbędne, aby mogła rozwijać się "miłość", która przywiodła narzeczonych do ołtarza. To ona jest jednocześnie przyczyną i efektem naszej wyłącznej więzi, opartej na potrzebie bliskości, rozumiejącej osobę kochaną i obdarowującą ją wszystkimi swoimi myślami, uczuciami, wiedzą, i tym co posiada.

Tak sformułowana przysięga małżeńska stanowi idealną listę pożądanych do osiągnięcia szczęścia postulatów. Odnosi się nawet wrażenie, że swoją naiwnością przypomina listy z życzeniami, które dzieci pisują co roku do Świętego Mikołaja ...

Jednak ... "tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci" - to nie zaklęcie, lecz gorąca prośba skierowana do Boga, aby pomógł nam przezwyciężyć ułomność naszej ludzkiej natury, byśmy w miarę swoich możliwości mogli realizować jak najpełniej to nasze małe szczęście we dwoje. Badania M. Braun - Gałkowskiej m.in. wskazały na ciekawą i pouczającą zależność, iż bardziej zadowoleni z małżeństwa są małżonkowie, którzy uważają swój związek za nierozerwalny.

Prawdopodobnie, gdy jesteśmy przekonani, że niezależnie od tego co się wydarzy będziemy razem do końca życia, czynimy wszystko, aby to nasze wspólne życie stało się, choćby drogą wielu ustępstw, poświęceń i kompromisów, jak najbardziej satysfakcjonujące lub uszczęśliwiające. Brak takiego przeświadczenia stwarza pokusę zerwania związku, gdy pojawią się trudności i sytuacje konfliktowe. Ucieczka taka jest złudna. Zmieniamy wprawdzie partnera lecz pozostajemy ze starym problemem. Nie możemy uciec od tego co tkwi w nas samych. Należało by raczej zmienić swoje wnętrze, rozwijać pozytywne cechy, uczyć się sztuki prawidłowego kontaktu, rozwiązywania sporów porozumiewania w sferze kontaktów intymnych...

 

ALEKSANDRA CICHOSZ

 


poprzedni odcinek następny odcinek

początek strony
© 1996-1997 Mateusz