Jezus żyje! |
20 KWIETNIA 2001, PIĄTEK WIELKANOCNY
Gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu...
J 21, 1-14
Cała noc w łodzi i bez rezultatu. Jak oni mogli się czuć fatalnie! Bezowocny czas, niepotrzebny trud. Po co to wszystko? Byle dopłynąć do brzegu i rzucić to wszystko. Przecież to nie ma sensu. Ale, zaraz... jakaś postać na horyzoncie. Któż to może być? Czyżby....? Nie, to niemożliwe. Serce mocniej bije, wraca nadzieja i radość. To wspaniale, Mistrz jest znów z nami!!!
To niesamowite, ciągle odkrywam, że jestem taki sam, jak Apostołowie. Jezus znów do mnie przychodzi...
Drugi rok Nowicjatu. Wszystko toczy się niby spokojnie, ale dość szybko. Moje problemy jeszcze dają mi się we znaki. Łzy, ból, zniechęcenie – towarzyszą mi od czasu do czasu. I ciągła walka o „ufność”, której tak bardzo mi brakuje. Niby ufam, ale i tak robię wszystko po swojemu. Choć i tak jest już dużo lepiej, niż na początku. wszystko to zawdzięczam Jezusowi, który powoli, ale systematycznie i stanowczo stosował na mnie swoją „cudowną pedagogię” miłosiernej miłości. Jej przekazicielem stał się O. Magister, który różnymi sposobami wychowywał mnie do całkowitego zawierzenia Bogu we wszystkim. Nie było to łatwe, gdyż byłem strasznie oporny i bardzo mocno „uwarunkowany” przez poprzedni styl życia. Wielką pomocą w tej żmudnej pracy były różne próby nowicjackie, które w konkrecie życia pokazywały mi, jaki jestem i nad czym jeszcze powinienem popracować. Poznawałem siebie coraz bardziej, ale pewnych rzeczy nie dostrzegłem, albo je zbagatelizowałem. Mimo przebaczenia ciągle brakowało mi tej bliskości, której nie otrzymałem w dzieciństwie. W chwilach trudnych odczuwałem samotność, mimo iż wiedziałem, że Jezus jest ze mną. Wciąż lękałem się wielu sytuacji i osób, które były dla mnie trudne. To były moje krzyże codzienne, mój oścień, który przypominał mi: „Nie jesteś doskonały, jesteś grzesznikiem i zaakceptuj to.” To właśnie było najtrudniejsze – zaakceptować swoją grzeszność, słabość, niemoc, ograniczoność, zależność od pomocy innych ludzi... Ciągle szukałem pełni „życia”, a nie mogłem jej znaleźć. Nie wiedziałem, gdzie jej szukać. Od czasu wstąpienia do Nowicjatu nigdy nie miałem poważniejszych problemów z moim powołaniem, ale jeszcze czegoś mi brakowało. Szukałem Jezusa żyjącego „tu i teraz”, Jezusa, który porwałby dosłownie moje serce i zatopił w sobie. Wiedziałem, że tak chcę się Mu oddać, ale ciągle napotykałem na barierę moich kompleksów i ograniczeń...
na początek strony © 1996–2001 Mateusz |