www.mateusz.pl

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

Odnajdywanie prawdziwego siebie

 

 

Żona opowiada swój sen mężowi: byliśmy we trojkę – ty, Andrzej i ja (Andrzej to przyjaciel obojgu). Nagle podeszła do ciebie jakaś kobieta, usiadła ci na kolana i ty zacząłeś się zachowywać tak, jakbyśmy ja i Andrzej nie istnieli, jakby nas nie było z tobą. Stałeś się nieobecny, niczym w amoku, koszmarnie zaaferowany tą obcą kobietą. Dawaliśmy ci znaki, ale ty nie zwracałeś uwagi na nas. Wyszliśmy więc, nie widząc sensu w próbach obudzenia cię. Było mi tak strasznie smutno...

Człowiek ze snu zachowuje się „tak jakby” nie istniały osoby, które określają jego życie. Zawiesza ich istnienie, a tym samym zawiesza siebie w głębokiej prawdzie tego, kim jest. Jak gdyby nie był mężem i przyjacielem. Stan, w który wchodzi – wobec realności osób, z którymi związał swoje życie, jest nicością. Nic go nie łączy z kobietą, z którą wchodzi w grę zależności opartej na chwilowym pożądaniu. Właśnie ulotność tych więzów i chwilowość przeżyć naznacza ich relację pustką.

Czyż to, co zdarzyło się we śnie – nie staje się jawą w naszym życiu? Sytuacja, gdy zachowujemy się w modelu „jak gdyby” pokazuje dramat wybierania marności, dramat wchodzenia w nicość i pustkę. Gdy poza świadomością (co nie znaczy, ze nierealnie, wszak nieświadomość wpływa na nas, na nasze postawy) stawiamy swoją tożsamość, to sami wyjaławiamy nasze serce. Czy jednak tylko własne? Wszak zdrada siebie w decydujący sposób wpływa na relacje z innymi ludźmi, którzy stają się z tego powodu ubożsi, a nawet oszukani.

Ilekroć postępujemy wbrew wartościom, które nas ukształtowały, zaprzeczając dobru, które stało się naszym udziałem – doświadczamy cierpienia. Cóż to jest za ból? Jego obraz widzimy w przypowieści o synu marnotrawnym. Dom, który opuścił – jak gdyby nie był synem, jak gdyby nie było kochającego ojca, z którym miał obowiązek dzielić dziedzictwo aż do jego śmierci – ten właśnie dom, to on sam. To prawda jego istnienia, to lata nabierania doświadczeń oraz kształtowania własnej osobowości i tożsamości. Gdy mija amok chwilowych uniesień, towarzyszący wewnętrznej emigracji, nagle otwierają mu się oczy i widzi własną nędzę. Spostrzega, że nie ma nic. Ból, jaki rodzi się z postawy „jak gdyby” oznacza więc cierpienie z powodu utraty siebie samego na rzecz doznania, o którym mniemam, że stanowi warunek mojej tożsamości. To, co jest, przegrywa ze spodziewanym „stanie się”. Gdy czar pryska – okazuje się, że nie doszło do niczego twórczego, nie narodziło się życie, zaś przed nami leży poroniony płód, jak określił stan swojego ducha Paweł Apostoł przed spotkaniem Jezusa.

Papież powiedział kiedyś o współczesnym ateizmie, że polega na życiu tak, jakby Boga nie było.Choć nie kwestionuje się Jego istnienia, de facto zaprzecza się Jego Tajemnicy, która nas określa. W istocie każdy grzech polega dokładnie na postawie „jak gdyby”.

Miłość Boga określa nas do samych korzeni naszej egzystencji. Św. Paweł powie: W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy(Dz 17, 28). Jego miłość porusza krew w naszych żyłach. Bóg jest miłością,która nas stwarza i podtrzymuje w istnieniu. W mocnym tego słowa znaczeniu istnieje tylko miłość i to, co nosi jej stwórczy ślad na sobie. Wszystko przez Nie (Słowo Boga) się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi(J 1, 3 – 4). Sens zamieszkuje jedynie w miłości i z tego płodnego połączenia rodzi się życie. Prawdziwą tożsamość możemy rozpoznać jedynie poznając Boga, jakim jest i jakim nas On uczynił.

Poznając pochodzącą od Boga tożsamość trzeba w niej zamieszkać na nowo, jak we własnym domu i nie opuszczać go. Domem tym jest miłość Boga, która nas rodzi. Jestem tym, kim stałem się z miłości Bożej. Prawdziwe życie przychodzi przez miłość. Prawdziwa tożsamość kryje się wyłącznie w tym, co zrodzone z miłości. Wszystko inne jest iluzją i pustką. Wszędzie indziej będziemy „poza”. Za każdym razem, gdy zdradzimy swą tożsamość, znajdziemy się w śmierci.

Uczyniły mnie ręce Panie i kształt mi nadały, obdarz mnie rozumem, bym się nauczył Twoich przykazań (Ps 119, 73). Przykazania są drogowskazami, prowadzącymi w podróży do poznania kształtu, nadanego przez Stwórczą miłość. Kształt ów jest na podobieństwo tej Miłości, która go nadała.

Jestem z Ducha

Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa: Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą.Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy. Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Wj 20, 1-8.

Ogarnia mnie Miłość, która wydobywa całego mnie z chaosu i niewoli – jestem wyzwolony, ocalony, chciany na przekór złu, które groziło zatratą. Jestem wydobyty z nicości! Oto pierwsza odsłona kształtu tożsamości: ubogi – obdarowany. Kształt duszy nosi na sobie ślady po rozciętych więzach. Wyrwany z ucisku, ocalony.

W jego imieniu kryje się prawda o mnie. W jego imieniu, które brzmi JESTEM KTÓRY JESTEM. Poza Nim nic nie istnieje. Jestem – znaczy jestem chciany. On – źródłem mojego życia. Obdarowany życiem. Moje imię to dar. Czczą rzeczą, do której nie wolno wzywać Jego imienia jest wszystko, co nie umiejscawia mnie w jedynym pragnieniu, by trwać w zjednoczeniu z Nim. Głupotą jest myśleć, że moje jest życie w moich rękach, że mam władzę nad przyszłością. Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają Twojej duszy. Nawet włosa na swej głowie nie możesz uczynić czarnym albo białym. Los człowieka jest w rękach Boga. Cóż masz, czego byś nie otrzymał? Zależność, bycie zrodzonym przez Niego. Nie dałem sobie sam istnienia. Jestem zrodzony, wydany na świat z łona Boga

Nie mogę znaleźć szczęścia i sensu poza prawdą, która jest w Nim. Jestem powołany do poznawania prawdy mego Stwórcy. Poza Nim nie ma prawdy, nie ma sensu. W Nim jest życie, a życie jest światłością ludzi. Spotykając Boga spotykam własne życie, jaśniejące już wtedy Jego blaskiem. To spotkanie uzdalnia do czerpania ze studni życia. Istota mojej tożsamości to urzeczywistnienie prawdy bycia zrodzonym ku poznaniu Tego, który mnie zrodził. Nie mogę żyć bez życia duchowego – bez przylgnięcia do Tego, z którego jestem. Bez kontemplacji Jego Prawdy, Jego Tajemnicy. Zdradzam siebie, gdy nie adoruję Boga, gdy milknie pieśń dziękczynna zamiera we mnie serce i śmiertelny lęk mnie ogarnia(Ps 143, 4). Bez modlitwy, która jest otwarciem się na Boga w pokorze mej absolutnej do Niego ufności, nie wiem, kim jestem, nie wiem, po cojestem. Bez szabatu – „świętej beztroski” – staję się śmiertelnie poważny w iluzorycznym przekonaniu o tym, że sam, własną pracą nadam sobie sens mojemu życiu i samodzielnie osiągnę szczęście.

Jestem w ciele

Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzołożył. Nie będziesz kradł. Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego. Wj 20, 12-17

Jestem w ciele ludzkości. Z innymi i określany przez innych. Czcij ojca i matkę swoją każe zobaczyć tę określającą mnie w bardzo zasadniczy sposób zależność w świecie. Wraz z nimi przejmuję w siebie tajemnicę ich życia, a patrząc głębiej świętą historię – działanie Boże, jakie się w nich objawia. Jest w tym przykazaniu wezwanie do wiary, że nasza współzależność jako komórek jednego ciała kryje w nawet najboleśniejszych ranach Boski zaczyn życia. Wszystko, co dajemy sobie jako dziedzictwo nie jest pozostawione samo sobie. Bóg, który nas uczynił jednym ciałem ludzkości nie przestaje żyć wewnątrz niego jako Duch ożywiający.

Stygmat mojej tożsamości to współistnienie z innymi. Ikoną tej zależności jest Boska Jedność Trzech, tajemnicy wzajemnego oddania się sobie Boskich Osób w Trójcy

Nie będziesz zabijał. Nie cudzołóż

Jestem wezwany do rozwoju, który jest zaprzeczeniem odwrotnego kierunku – regresu śmierci. Nie będziesz zabijał.Rozwój oznacza afirmację życia. I znów jest to życie dzielone z kimś bliskim. Nie ma bowiem rozwoju bez miłości. Miłość zaś oznacza oddanie. Istotę mojej tożsamości stanowi pragnienie oddania swojego życia, by móc je z powrotem otrzymać. Cudzołóstwo jest zaprzeczeniem miłości oddanej i otwartej na życie.

Jedność nie zaprzecza odrębności. Zakłada szacunek dla drugiego, dla jego dziedzictwa, jego życiowego bogactwa. Nie będziesz kradł oznacza poszanowanie oddzielności i całego trudu włożonego w stawanie się, które również posiada wymiar wcielenia czy też lepiej – materializacji. Moja tożsamość oznacza szacunek dla tego, co „nie moje”, co specyficznie inne, co należy do drugiego. Oznacza również otwarcie na różnorodność w jedności. Bóg w swojej tajemnicy jest odrębnością Osób w jedności ich Boskiej natury.

Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu

Widzieć w prawdzie i dawać świadectwo prawdzie o innych. To opozycja wobec mentalności, która dzieli na swoich i obcych. Na tych, z którymi nam po drodze do własnych interesów i tych, którym w imię własnych interesów możemy bez skrupułów krzywdzić. Jeśli nam wygodnie – ustawiamy innych w takiej perspektywie i optyce, która pozwoli niszczyć ich ze spokojnym sumieniem. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.

Nasze przyjmowanie ludzi ma dokonywać się w jedynej perspektywie tego, co nam najbliższe: prawdy i wspólnej godności dzieci Bożych. Nie przychodzimy na świat aby potępiać, ale szukać w prawdzie i ocalać to, co w człowieczeństwie wciąż zagrożone jest zniszczeniem: godności Boskich stworzeń wezwanych do życia. Walcząc o bliźniego, pokazywać mu jego dobro. Kształt mojej tożsamości to wezwanie do prawdy, do oczyszczania serca z niechęci i koniunkturalnego myślenia, które zaślepia. To ślad Boga, który widząc zło, jakiego się dopuszczamy, nie przestaje powtarzać: jesteś Moim dzieckiem,

Nie będziesz pożądać

Pożądanie to gorączka, która trawi ciało człowieka. Każdy z nas jest wezwany, by dążąc do szczęścia odnaleźć radość i obudzić wszystkie twórcze moce, jakie w sobie nosi. Aby tam, gdzie jest, w takich, a nie innych warunkach, zdecydował się urzeczywistnić własne człowieczeństwo. Nie żyć w poczuciu, jak gdyby możliwość spełnienia wciąż znajdowała się gdzieś „poza”, w niedostępnej sferze, w której znaleźli się wybrańcy. Każdy bowiem otrzymał talent od Pana, którym jest właśnie ta jedna i jedyna, niepowtarzalna osobowość pełna Jego obietnic.

Moja tożsamość to wezwanie do twórczości. Zazdrość czy zawiść zabija mnie, nie pozwalając na pomnożenie owego talentu.

Zranione – uzdrawiane ciało

Owo jedno ciało, aby żyć potrzebuje Ducha Bożej prawdy i miłości. Potrzebuje uzdrawiającej je Obecności. Dlatego Słowo ciałem się stało i zamieszkało w nas. Przeto przychodząc na świat, mówi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało (Hbr 10,5). On, Zbawca ciała, uczynił je Sobą. Dzięki Nowemu Adamowi, Nowemu Człowiekowi – prawdziwie i absolutnie z Ducha, prawdziwie z ciała – całe Ciało rośnie Bożym wzrostem zaopatrywane i utrzymywane w całości dzięki wiążącym połączeniom członków (Kol 2,19). Z Niego całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości. Ef 4,16

Wezwani jesteśmy by przyodziać miłość (Kol 3, 14), bo miłość jest wypełnieniem Prawa.

Jesteśmy z Ducha Bożego i jednego ciała ludzkości: wiara, pokora, szacunek, oddanie w miłości, wolność i twórczość opisują tożsamość każdego z nas. Ilekroć próbujemy żyć, jak gdyby było inaczej, wychodzimy z kręgu ożywiającego Ducha i znajdujemy się poza ożywianym przez Niego Ciałem. On, Głowa i Zbawca ciała, uzdolnił nas do trwania w kręgu życia i każdy puls naszego serca tłoczy krew, która od chwili Wcielenia jest już Jego krwią.

Każdy, kto opuszcza ciało, jakby nie żył w ciele, i kto opuszcza ducha, jakby Bóg nie istniał – staje nie trupem.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl