Fascynujące zaproszenie. Msza święta krok po kroku

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

III. TAJEMNICA BOŻEGO MIŁOSIERDZIA

Obrazy miłosierdzia

 

 



Wersję książkową Fascynującego zaproszenia można zamówić na stronie wydawnictwa „Więź”

Jezus wielokrotnie głosił Boże miłosierdzie, posługując się przypowieściami, niejednokrotnie szokującymi dla słuchaczy. Niosą one i dla nas wiele światła na drodze spotkania ze Zbawicielem. Trzeba nam dzisiaj uwspółcześnić ich treść.

a) Otwarte ramiona

Pewien człowiek miał dwóch synów i jeden z nich zapragnął się usamodzielnić. Wziął więc tę część majątku ojca, która na niego przypadała, i wyprowadził się z domu, wynajmując jakąś willę w całkiem innym mieście.

Ale że nie był człowiekiem zbyt gospodarnym, nie zainwestował pieniędzy w akcje jakiegoś zakładu czy fundusz prywatyzacyjny, ale co wieczór organizował ostre imprezy u siebie. Młodzież z tego miasta szybko dowiedziała się, że powstał taki nowy, nieoficjalny odlotowy pub.

W ten sposób dość szybko pozbawił się pieniędzy, a co za tym idzie imprezowych przyjaciół i musiał się zabrać do mało płatnej i upokarzającej pracy w tamtejszym byłym pegeerze.

I w tej nieciekawej sytuacji naszła go taka myśl: „Źle zrobiłem, odchodząc od ojca. Powinienem wrócić, bo, jak tak dalej pójdzie, umrę z głodu”. Jak pomyślał, tak zrobił. Jak się zachował ojciec? Tak się ucieszył z powrotu syna, że zapomniał o łajaniu go, moralizowaniu, pouczaniu, ale rzucił się chłopakowi na szyję i kazał przygotować uroczysty obiad (por. Łk 15, 11-32).

Miłosierdzie Boga to zgoda na mój powrót, niezależnie od tego, jak daleko odszedłem od Niego. Bóg nie jest mściwy, nie będzie krzyczał na człowieka: „Odejdź, jak śmiesz w ogóle prosić o przebaczenie, po tym, co zrobiłeś!” Miłosierdzie Pana to Jego otwarte ramiona witające powracającego syna z pustymi kieszeniami. Jezus raz na zawsze zaświadczył o takim Bożym miłosierdziu, gdy na krzyżu rozciągnął swe ramiona, aby czekać i przygarnąć powracających. Zawsze mogę do Niego powrócić, nigdy mnie nie wyrzuci za drzwi. Zawsze w progu przywitają mnie otwarte ramiona czekającej Miłości.

b) Bóg szukający

Pewien średnio zamożny człowiek był właścicielem stu sztuk owiec. Taki początkujący rolnik-biznesmen. Któregoś dnia chłopak, którego ów pan zatrudnił do pilnowania owieczek, przysnął i jedno zwierzątko poszło sobie zwiedzać okolice. Nie była to zbyt bezpieczna wyprawa, albowiem w tamtych stronach kręciły się wilki i równie drapieżni sąsiedzi, łasi na bezpańskie stworzenie.

Co zrobił właściciel? Nie powiedział sobie: „Eee, co tam jedna owca, mam przecież jeszcze dziewięćdziesiąt dziewięć”, ale w te pędy pobiegł jej szukać. I kiedy udało mu się ją odnaleźć, ucieszył się bardzo, a chłopakowi, który pomógł odnaleźć zgubę z radości fundnął piwo (por. Łk 15, 1-8).

Czym jest w świetle tej przypowieści Boże miłosierdzie? W oparciu o historię syna marnotrawnego mówiłem, że owo miłosierdzie wyraża się w gotowości przyjęcia, pragnieniu przyjęcia człowieka, który powraca po jakimś grzesznym „skoku na bok”. Przypowieść o zagubionej owcy mówi jeszcze coś więcej, objawia bardziej szokującą prawdę. Bóg nie tylko jest gotów przygarnąć grzesznika, ale sam go szuka. Nie siedzi z założonymi rękami, mówiąc: „No, długo jeszcze mam czekać na ciebie?” Nie, On wybiega w świat, aby odnaleźć zagubionego człowieka. Bóg jest miłosierny szalenie aktywnie. Niekiedy próbuje podesłać ci jakiegoś człowieka, który pomoże zobaczyć, że jesteś daleko, że grozi ci niebezpieczeństwo, duchowa śmierć. Kiedy indziej Pan może wpędzić cię w poważne tarapaty, gdzie nagle otworzą ci się oczy na to, że zbliżasz się do przepaści. Bóg w swoim miłosierdziu szuka człowieka. Niekiedy dopadnie cię w wewnętrznym smutku, budząc pragnienie innego, sensowniejszego życia, w świetle Jego Prawdy, Ewangelii. Niekiedy Bóg poszukujący ściśnie serce żalem, że nie umiesz kochać, że ranisz ludzi swoim egoizmem, i zatęsknisz za pełnią miłości

Boże miłosierdzie nie czeka z obojętnym uśmieszkiem, przyglądając się ludzkim zmaganiom ze złem. On jest tym, który poszukuje grzesznika.

c) Siedemdziesiąt siedem razy

Sięgnijmy po jeszcze jeden przykład Bożego miłosierdzia, który możemy znaleźć w słowach Jezusa: Któregoś dnia podszedł do Mistrza Piotr, który pokłócił się po raz kolejny z Janem, zazdrosnym o jego pozycję pierwszego wśród Apostołów, i zapytał Jezusa:

„Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?” Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 21- 22).

To musiał być niezły szok dla Piotra, który, chcąc podkreślić swoją wielkoduszność, podał aż tak zawyżoną, jego zdaniem, liczbę, a został znokautowany nakazem, żeby zawsze być gotowym przebaczyć, gdy winowajca o to poprosi.

Cała ta scena pokazuje jedną zasadniczą różnicę między naszym, ludzkim, a Boskim podejściem do przebaczenia. My traktujemy je w kategoriach rzuconego ochłapu naszej pseudowielkoduszności. Mówimy w głębi serca: „Postąpiłeś jak ostatni łajdak i nim jesteś, ale znaj mą dobroć, draniu, wybaczam ci”. No, oczywiście ile razy można tak powtarzać pod adresem tego samego człowieka. Za którymś razem myślimy sobie: „Zejdź mi z oczu, brzydzę się nawet ciebie dotykać, nie licz już na nic”.

Bóg mówi inaczej: „Najbardziej w świecie pragnę, żebyś porzucał zło, w które się wikłasz, a biegł drogą miłości do mnie. Zawsze jestem gotów wesprzeć cię choćby w milionowej próbie życia, jako dziecko światła, jako moje dziecko. Nigdy nie zmęczę się, by dodawać ci sił do nawrócenia, ponieważ kocham cię”.

Bóg przebacza zawsze, to znaczy nigdy nie powie: „Stary, to już ostatni raz, potem nie próbuj nawet ze mną gadać”. Nie istnieje próg cierpliwości Boga, który spowodowałby Jego zacięcie się w sobie i odmowę przebaczenia. Jedynie czego możemy się bać, to naszego zacięcia się w grzechu.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl