Fascynujące zaproszenie. Msza święta krok po kroku

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

II. TAJEMNICA GRZECHU

Boży gniew i upomnienie

 

 



Wersję książkową Fascynującego zaproszenia można zamówić na stronie wydawnictwa „Więź”

Na przestrzeni całej historii zbawienia słychać zatem świst bicza, który w rękach kochającego Boga służy jako narzędzie nawrócenia krnąbrnego Ludu:

Gdzie was jeszcze uderzyć,
skoro mnożycie przestępstwa?
Cała głowa chora, całe serce osłabłe;
od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej:
rany i sińce i opuchnięte pręgi,
nie opatrzone ani nie przewiązane,
ni złagodzone oliwą.
(Iz 1, 5-6)

Czy mamy być zgorszeni takim postępowaniem Pana i Jego rzekome „okrucieństwo” złożyć na karb Starego Testamentu, z którego okowów są wyrwani żyjący już nie „pod Prawem”, lecz „w łasce”?

Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Jeśli jesteście bez karania, którego uczestnikami stali się wszyscy, nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi (Hbr 12,7-8).

Są to słowa nowotestamentalne, nakazujące interpretować prześladowania jako wychowawcze działanie Boga. W podobny sposób stawiali sprawę Ojcowie Kościoła, zwłaszcza w okresie przedkonstantyńskim, gdy chrześcijanie często stawali się przedmiotem ataków lub eksterminacji. Przywołajmy chociażby świętego Cypriana z Kartaginy, który w III w., za panowania cesarza Decjusza, każe dopatrywać się źródeł kolejnej fali prześladowań w licznych grzechach uczniów Jezusa. Wymienia je szczegółowo, poczynając od występków duchowieństwa. Cierpienie doświadczane za sprawą wrogich chrześcijaństwu poczynań Decjusza jest skutkiem niewierności, która pobudza gniew Pana.

Pismo święte kilkaset razy mówi o gniewie Boga. Stanowi on najpierw reakcję na zepsucie i samobójcze decyzje Ludu, który, łamiąc Przymierze, odchodzi od jedynego Oblubieńca i poniża się we flirtach z Baalem. Gniew pobudza Pana do walki o umiłowany Lud, świadczy o tym, że losy Jego Ludu nie są Mu obojętne.

Niezliczone nieszczęścia, jakie spadały na Izrael, upokorzenia spowodowane pustoszącymi najazdami okolicznych narodów, deportacje i niewole, klęski żywiołowe, przegrane walki, stanowiły bolesne ciosy karcącej ręki kochającego Ojca.

Dlatego się rozpalił gniew Pana
przeciw swojemu ludowi,
wyciągnął na niego rękę, by wymierzyć cios,
aż góry zadrżały.
(Iz 4, 25)

Doświadczany Lud, pouczany przez proroków, potrafił zrozumieć sens swoich udręk:

Oto Tyś zawrzał gniewem, bośmy grzeszyli
przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
My wszyscy byliśmy skalani,
a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt nie wzywał Twojego imienia,
nikt się nie zbudził, by chwycić Ciebie.
Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami
i oddałeś nas w moc naszej winy.
A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem.
Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą.
Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.
Panie, nie gniewaj się tak bezgranicznie
i nie chowaj w pamięci ciągle naszej winy!
(Iz 64, 4-8)

Niezmiennie Stwórca „ zazdrośnie pożąda [...] ducha, którego w nas utwierdził” (Jk 4, 5). Ilekroć więc postępujemy jak cudzołożnicy, którymi stajemy się poprzez przyjaźń ze światem (w nowotestamentalnym znaczeniu tego słowa, to jest ze wszystkim, co w tym świecie sprzeciwia się Bogu i Jego prawdzie), powinniśmy spodziewać się gniewu Pana. Co odróżnia ów gniew od zemsty? Odwet jest ostatnim słowem w konflikcie. Zamyka sprawę w poczuciu wypełnionej sprawiedliwości. Jak na filmach: zdradzony mąż zabija kochanka niewiernej żony i, według ściśle ustalonego scenariusza, udaje się w inne miejsce, aby rozpocząć nowe życie. W działaniu Boga, ostatnim słowem jest wezwanie: „Wróć”. Karcenie ma za cel przemianę serca, zdobycie na nowo dla siebie niewiernej Oblubienicy:

Wróć Izraelu-Odstępco – wyrocznia Pana.
Nie okażę wam oblicza surowego, bo miłosierny jestem – wyrocznia Pana –
nie będę pałał gniewem na wieki.
Tylko uznaj swą winę,
że zbuntowałaś się przeciw Panu Bogu swemu.
[...] Jeśli chcesz powrócić, Izraelu,
możesz do Mnie powrócić [...], a jeśli oddalisz swe bóstwa,
nie potrzebujesz się błąkać z dala ode Mnie.
(Jr 3, 12-13; 4, 1)

Odpowiedź, którą rodzi zesłana udręka najpiękniej wyraża się w ufnym wezwaniu:

Chodźcie, powróćmy do Pana!
On nas zranił i On też uleczy,
On to nas pobił, On ranę zawiąże.
Po dwóch dniach przywróci nam życie,
a dnia trzeciego nas dźwignie.
(Oz 6, 1-2)

Jest to Boska umiejętność nazywać grzech po imieniu, dawać odczuć ciężar odstępstwa przez karę, nie odcinając zarazem drogi powrotu. Kiedy Bóg wypowiada walkę naszemu grzechowi, potrafi, co prawda, boleśnie zranić „przeciwnika”, lecz nigdy nie pozbawia go szans na prośbę o ułaskawienie. Stawką jest bowiem życie albo śmierć. Przegrana człowieka oznacza jego zwycięstwo: dać się pokonać, uznając własną winę, i zdobyć się w najgłębszym upokorzeniu na decyzję: „Wstanę i pójdę do mojego Ojca”. Zacięcie się w urażonej dumie to trwanie w śmierci, którą sprowadził grzech.

Jezus od momentu, kiedy raz wszedł w starcie z faryzeuszami i uczonymi w Prawie, nie zrezygnował ani przez chwilę z prób przebudzenia ich z otumanienia hipokryzji, raniąc raz po raz ostrym słowem jak mieczem. Charakterystyczna w tej konfrontacji jest troska o każdorazowe pozostawienie uchylonych drzwi-szansy. Uderza nie dla zamroczenia, lecz po to, by rozjaśnić w głowach. W odpowiedzi na najbardziej bolesne i przewrotne oskarżenie o konszachty z Belzebubem, mocą którego „hoksztapler” z Nazaretu wyrzuca złe duchy, Jezus apeluje do zdrowego rozsądku: Jak królestwo, w którym trwa wojna domowa, może znakomicie prosperować?!

Ową Boską pedagogią kieruje „świadomość” prawdziwego oblicza wszelkiego grzechu i nieprawości. Człowiek w rzeczywistości jest bardziej jego ofiarą niż sprawcą. Pan modlił się na krzyżu: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”. Jeśli wchodzimy we flirt ze złem, postępujemy jak dzieci, które czując, co prawda, że łamią zakaz rodziców, nie są w pełni świadome rozmiarów katastrofy, jakią mogą spowodować. Nieszczęśnika trzeba zatem uwolnić ze śmiertelnego zagrożenia, nie zaś odrzucić. „Zbawić, a nie potępić” (J 3, 17). Bóg patrzy na nasz grzech bardziej w kategoriach dramatu niż draństwa.

Miłość Boża, którą Duch Święty rozlewa w naszych sercach jest zarazem czuła, mocna, pełna miłosierdzia i stanowcza. „Nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą” (Rz 13, 6). Nie szuka swego, lecz dobra ukochanych istot. Dobro to jednak widzi nie w perspektywie maksymy: „Aby wszyscy dobrze się czuli”, lecz według powołania do pełni życia. Gniewa ją więc każdy przejaw śmierci i jej panowania, dlatego walczy, lecz nigdy na oślep.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl