www.mateusz.pl/mt/tn

KS. TOMASZ NAWRACAŁA

Kościół (nie) idzie z duchem czasu

Refleksja

 

Zastanawiając się nad reformą Kościoła przychodzi mi na myśl najpierw XVI wiek i wielka reformacja. Wystąpienie Lutra i tezy, które głosił on i inni reformatorzy, były bezpośrednią okazją do zwołania w tym samym wieku soboru trydenckiego. Dla wielu takie skojarzenie jest wystarczające, choć nie do końca poprawne historycznie. Wprawdzie rok 1517 uważany jest za początek reformacji, to jednak jest to także rok zakończenia soboru laterańskiego V, którego uchwały nie mogły już niestety odwrócić biegu historii. Kościół katolicki dostrzegał narastające problemy, także w dziedzinie dyscypliny kościelnej, jednak reakcja i próba przeciwdziałania były spóźnione o kilkadziesiąt lat. Odpowiedzią na postulaty reformatorów zajął się faktycznie Trydent.

Krótka powtórka z historii jest o tyle istotna, o ile przenosi nas w XX wiek i początek soboru Watykańskiego II. Zamiar zwołania nowego soboru papież Jan XXIII ogłosił 25 stycznia 1959 roku na zakończenie tygodnia modlitw o jedność chrześcijan ku wielkiemu zaskoczeniu kardynałów zebranych w bazylice św. Pawła za Murami. Mimo że propozycja soboru została przyjęta dość chłodno i z dużą rezerwą, papież nie porzucił swej myśli i rozpoczął przygotowania, m.in. propagując hasło aggiornamento. Słowo to stało się motywem przewodnim wielu dokumentów soborowych i późniejszych refleksji teologiczno-pastoralnych, a jego głównym przesłaniem było uaktualnienie Kościoła, jego nauczania, pozycji, przepowiadania itd. W trakcie długich miesięcy przygotowań do rozpoczęcia soboru, wielokrotnie stawiano papieżowi, słynącemu z humoru, pytanie o jego sens. Jak głosi jedna z anegdot, pewnego razu papież miał wstać, podejść do okna i je szeroko otworzyć. Następnie zwrócił się do pytających go kardynałów: chce, abyśmy poprzez sobór szeroko otworzyli drzwi Kościoła, tak, byśmy mogli zobaczyć to, co dzieje się na zewnątrz i aby świat mógł zobaczyć to, co dzieje się we wnętrzu Kościoła. Sobór przyniósł wiele reform i odnowienie patrzenia na człowieka i świat. Na przedłużeniu soboru staje słynne przemówienie Jana Pawła II w dniu inauguracji pontyfikatu: „W minionych wiekach, kiedy następca Piotra brał w posiadanie swoją Stolicę, wkładano na jego głowę potrójną koronę. (...) Nie czas, w istocie, powracać do tego obrzędu, który – może niesłusznie – uznany został za symbol doczesnej władzy papieży.

Nasz czas skłania nas, zachęca, zmusza do spojrzenia na Pana i zanurzenia się w pokorne i pobożne rozważanie tajemnicy najwyższej władzy samego Chrystusa. Tego, który zrodzony z Maryi Dziewicy, syn cieśli – jak mniemano, Syn Boga żywego – jak to wyznał Piotr, przyszedł tu, by z nas wszystkich uczynić jedno królestwo: królestwo kapłańskie. Sobór Watykański II przypomniał na nowo tajemnicę tej władzy oraz fakt, że posłannictwo Chrystusa – Kapłana, Proroka i Króla – trwa nadal w Kościele. Wszyscy, cały lud Boży uczestniczy w tym potrójnym posłannictwie. I chociaż dawniej wkładano na głowę papieża tiarę, potrójną koronę, by poprzez ten symbol wyrazić cały ustrój hierarchiczny Kościoła Chrystusowego, cała „święta władza” w nim sprawowana nie jest niczym innym jak służbą, służbą mającą na celu jedną tylko rzecz: by cały lud Boży uczestniczył w tej potrójnej misji Chrystusa i pozostawał na zawsze we władzy Pana, z której bierze swoje początki. Nie z władzy doczesnej, ale od Ojca Niebieskiego i z tajemnicy Krzyża i Zmartwychwstania.

Ta władza Pana naszego, absolutna, a przecież słodka i łagodna, odpowiada całej głębi ludzkiego wnętrza, jego wzniosłym dążeniom, jego woli i sercu. Nigdy nie przemawia językiem siły, ale wyraża się w miłości bliźniego i w prawdzie. (...)

Bracia i Siostry, nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę, pomóżcie Papieżowi i wszystkim tym, którzy pragną służyć Chrystusowi, służyć człowiekowi i całej ludzkości.

Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi.

Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!

Dzisiaj często człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego duszy i serca. Tak często niepewny sensu życia na tej ziemi i ogarnięty zwątpieniem, które zamienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was, błagam was z pokorą i zaufaniem! Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka! On jeden ma słowa życia, tak, życia wiecznego. Właśnie dzisiaj cały Kościół obchodzi dzień misyjny, modli się, rozmyśla, działa, ponieważ Chrystusowe słowa docierają do wszystkich ludzi i są przez nich przyjmowane jako posłanie nadziei, ocalenia, całkowitego wyzwolenia“.

Przyjecie Chrystusa z jego Ewangelią – oto zadanie, które staje przed człowiekiem, niezależnie do czasu i miejsca, gdzie żyje. To zadanie istotne i niezmienne na przestrzeni wieków, które stanowi o jakości Kościoła i każdego chrześcijanina.

Reforma Kościoła – czymże jest wiec w swej istocie? Mówiąc reforma, większość myśli o zmianie na lepsze. W powszechnym pojmowaniu tego słowa chodzi przecież o odrzucenie tego, co stare, przeżyte, nieaktualne na rzecz czegoś innego. To nowe jest uważane za lepsze, bardziej znośne i korzystniejsze. Historia okazuje ze ocena reform jest zawsze trudna i nie koniecznie tylko pozytywna. Ponieważ Kościół jest społecznością ludzi, akceptuje takie pojęcie reformy, ale nie odnosi go do siebie. Pierwszym bowiem znaczeniem słowa reforma jest powrót do tego, co jest pierwsze i najistotniejsze. Reforma Kościoła ma wiec inne znaczenie niż reforma społeczna. Mówiąc o reformach, Kościół stara się powracać do źródeł swego istnienia, tzn. Chrystusa i ewangelii. To w świetle tych dwóch kryteriów Kościół może dialogować ze światem i wypełniać misję głoszenia dobrej nowiny dla zbawienia ludzkości. Już Dzieje Apostolskie w swych sumarycznych formulach, np. 2,42, wskazują na takie rozumienie reformy: nieustane trwanie w nauczaniu apostolskim.

Tym, co podlega reformie w Kościele nie jest więc to, co stanowi o nim samym, ale to, co wiąże go ze światem, w którym istnieje. Kościół nie jest ze świata, trwa w nim jednak stając się drogą nie do świata, ale do Boga. Istniejąc w świecie, Kościół musi angażować się w rozmaite procesy zachodzące w społecznościach i w samym świecie po to, by nadawać im sens zbawczy. Jakimś paradoksem Kościoła jest trwanie w świecie dla świata, mimo swych korzeni wykraczających daleko poza ten świat doczesny. Taka sytuacja prowadzi do uznania, że reforma staje się chlebem powszednim całego Kościoła: wszędzie tam, gdzie kolejne procesy społeczne zostają poddane Chrystusowi, wszędzie tam dokonuje się reforma. To żywe spotkanie ze Zbawicielem człowieka i całego rodzaju ludzkiego stanowi gwarancję poprawności i nieomylności w głoszonych prawdach. Istnieje więc reforma w Kościele, ale nie reforma Kościoła, bo nie ma innej Ewangelii niż ta, która została przyjęta i zachowana przez Apostołów (por. Gal 1, 6-9). Zrozumienie reformy w Kościele doskonale ilustruje kwestia jego świętości, która wciąż wystawiana jest działanie ludzkich słabości. Kościół jest święty świętością Chrystusa i tej świętości nigdy nie może utracić, bo inaczej przestałby być tym, czym jest, tzn. Jego mistycznym ciałem. Grzech, choć rani świętość nie może jej doprowadzić do ruiny i unicestwienia. Kościół pozostaje święty pomimo grzeszności swoich członków. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza gdy dziś tak łatwo manipuluje się słowem. Cała tradycja nie mówi nigdy o tym, że Kościół jest grzeszny lub ze popełnia grzechy!!! Słabość przynależy do człowieka i za tę słabość można przepraszać. Jakże wymowne są tu słowa modlitwy powszechnej I Niedzieli Wielkiego Postu roku 2000 nawiązujące do 11 punktu «Incarnationis mysterium» oraz 33 punktu «Tertio millennio adveniente». Zacytujmy ten ostatni fragment: „Gdy zatem zbliża się ku końcowi drugie tysiąclecie chrześcijaństwa, jest rzeczą słuszną, aby Kościół w sposób bardziej świadomy wziął na siebie ciężar grzechu swoich synów, pamiętając o wszystkich tych sytuacjach z przeszłości, w których oddalili się oni od ducha Chrystusa i od Jego Ewangelii i zamiast dać świadectwo życia inspirowanego wartościami wiary ukazali światu przykłady myślenia i działania, będące w istocie źródłem antyświadectwa i zgorszenia. Kościół, choć jest święty dzięki swemu włączeniu w Chrystusa, niestrudzenie czyni pokutę: zawsze przyznaje się przed Bogiem i przed ludźmi do grzesznych swoich dzieci”.

Co gwarantuje, że tak pojęta reforma Kościoła ma szanse na przetrwanie? Trzy rzeczy: wiara, nadzieja i miłości każdego chrześcijanina. W życiu każdego ucznia Chrystusa nie chodzi tylko o unikanie pewnych grzechów, błędów, rozłamów czy herezji. Chodzi o unikanie wszelkiego myślenia jednoznacznego, schematycznego, jedynego słusznego. Kościół jest bogaty i różnorodny, nawet gdy ta różnorodność prowadzi do napięć i konfliktów. Trzeba patrzeć wciąż na Chrystusa i na nowo podejmować trud pójścia za Nim nie według własnego myślenia i sposobu na życie, ale według ewangelii, której słowa są życiem wiecznym.

Nie należy oczekiwać reformy Kościoła rozumianej jako przyjecie wszystkiego, co wygodne dla człowieka dziś, bez myślenia o przeszłości i bez zatroskania o przyszłość. Nie Kościół i nie Ewangelia mają się zmieniać, ale każdy, kto nosi jużdalej chce nosić zaszczytne imię chrześcijanina.

Ks. Tomasz Nawracała

 

 

© 1996–2011 www.mateusz.pl