www.mateusz.pl

BRAT REMI

Porzuć swoją przeszłość czyli o uzdrowieniu pamięci

Fragmenty książki wydawnictwa List

 



Książka do nabycia m.in. w Księgarni Mateusza

Książka jest zbiorem konferencji wygłoszonych podczas rekolekcji i spotkań modlitewnych. Teksty zostały zebrane i opracowane przez Viviane de Montalembert. Dziękuję jej za ogromny wkład pracy, bez którego książka nie ukazałaby się.

Brat Rémi Schappacher OP

 

SPIS TREŚCI

PRZEDMOWA
Chcę spotkać Chrystusa tu i teraz • Czy Bóg naprawdę chce uzdrawiać? • Wiem, że Bóg mnie uzdrowi. Ale kiedy? • Wspomnienia nie są neutralne • Nasza pamięć jak zagracony strych

1. W POSZUKIWANIU SENSU ŻYCIA
„Za górami za lasami...” • Pochodzenie – źródło naszej tożsamości • Pamięć nadaje sens życiu • Bóg pamięta • Bóg pamięta, ale my chcemy zapomnieć • Nasza historia jest święta • Poznaj swoją przeszłość, abyś mógł ją porzucić • Szczęśliwy człowiek, który rozumie sens wydarzeń • Odnalezienie sensu życia uzdrawia • Nie jesteśmy jedynymi autorami naszej historii

2. NASZA PAMIĘĆ JAK GÓRA LODOWA
Szybkowar i góra lodowa • Pamięć nas chroni • Interpretujące okulary • To tak, jakbyśmy tam byli... • Przecież mi to przepowiedziano!

3. JESTEŚMY ZRANIENI
Dwadzieścia cztery godziny na dobę • Wszyscy myślą tylko o sobie • Grzeczna dziewczynka • Fobie powodują utratę kontroli nad sobą • Śmierć jako doświadczenie nieodwracalności • Od dawna śnię o umarłych... • Gdy nasza rana jest wynikiem grzechu

4. W OCZACH BOGA CZŁOWIEK JEST PIĘKNY
Człowiek, a nie anioł, jest jedną z Osób Trójcy Świętej • Nuda, smutek, niechęć... • Nie pogardzajmy swoim ciałem • Ciało zdradza stan naszej duszy • Spójrz na siebie życzliwie i otwórz się na innych

5. MAŁO KATOLICKI OBRAZ BOGA
Kim jest Bóg? • Czy Bóg może być zły? • Czy człowiek potulny może stanąć przed Bogiem? • Być starą gruszą • Widzę Jezusa • Widzenie Boga ulega zmianie • Bóg Sędzią Sprawiedliwym • Człowiek skazany na uniewinnienie

6. CZY CHCESZ BYĆ ZDROWY?
Nie bój się zdrowieć • Czy nadal będziecie przy mnie, jeśli wyzdrowieję? • Chromy, który „posiadał” swoją chorobę • Gdyby mnie bardziej kochali, wyzdrowiałbym

7. GDYBYŚ MÓGŁ...
Płonący dom • Komu powinniśmy wybaczyć • Posiniaczona dusza • Ale czy ona mi wybaczyła? • Nie potrafię sobie wybaczyć • U kresu wytrzymałości! • Wybaczyłem jej, ponieważ poprosiłeś o wybaczenie • Czy gdybyś mógł, wybaczyłbyś?

8. UWIERZYĆ W MIŁOŚĆ
Porządni ludzie nie należą do skąpanych w łasce • Kiedy smuci nas szczęście bliźniego • Pamiętajmy o walce Jakuba • Uzdrowienie nie jest powrotem do początku • Ufam Tobie • Pracuj nad swoją wyobraźnią • Zawiedziona ufność • Praktykowanie ufności • Mówić o miłości, to jeszcze nie znaczy kochać • To, co zachowujemy dla siebie, niszczeje • Na wysokościach bez zabezpieczeń • Radź sobie sam! • W połowie moich dni muszę odejść • Czy w Izraelu jest chociażby jeden prorok? • Skacz! Nie będziesz żałować

9. NASZE ŻYCIE W DUCHU
To nie magia • Nawrócenie • Bóg jest obecny i nudzi się • Nawracanie się boli • Nie dotykajmy zabliźnionych ran • Jakiego człowieka chcesz w sobie ocalić? • Nie ulec zniechęceniu • Uwierzmy, że Bóg nas kocha • Piętno skarabeusza • Uzdrowienie to duchowe wzrastanie • Rekonwalescencja pozwala istnieć • Kierownictwo duchowe

10. WSZĘDZIE I W KAŻDYM CZASIE
Pragnęła, aby Jezus ją pocałował • Kiedy się modlę, patrzę • Szukajmy prawdy o naszym cierpieniu • Nie mówmy, że Boga nie ma • Ile lat ma płaczące dziecko? • Jezu, czy byłeś wtedy ze mną? • Bóg widzi nasze serca • Uzdrawiające sny i widzenia • Łaska pokoju w Duchu Świętym • Bóg stosuje miejscowe znieczulenie • Kiedy człowiek jest niewolnikiem swych czynów • Co widzisz i słyszysz? • A gdyby otworzyły się drzwi i weszło twoje dziecko?

11. KOCHAJĄC IDZIEMY SZYBCIEJ I DOCHODZIMY DALEJ
Alleluja, Jezus cię uzdrowił! • Niedyskrecja przeszkodą w uzdrowieniu • To jak wizyta u dentysty • Żeby zrozumieć modlitwę, wyobraźmy sobie gąbkę • Kiedy kochamy, idziemy szybciej • Odczuwać miłość • Bezinteresowność

PO UZDROWIENIU
W bitewnym zamęcie • Ścieżki na pustkowiu • Owoce zranienia • Oto na zdrowie zamienił mi gorycz • Przyodziejmy się w miłość! To takie łatwe! • Cierpienie daje władzę nad Bogiem • Umrzeć aby żyć • To nadzwyczajne!

 

fragmenty książki

 

PRZEDMOWA

(...)

Wspomnienia nie są neutralne

Pierwszym krokiem na drodze uzdrowienia wewnętrznego jest uświadomienie sobie swojego zranienia. Człowiek, który uważa się za zdrowego na ciele i umyśle, nie będzie prosił o ocalenie i uzdrowienie, bo „nie poi się osła, któremu nie chce się pić”. Najpierw trzeba uznać swoją chorobę i zranienie. To trudny etap, bo łatwiej dostrzegamy słabość u innych niż u siebie.

To, czy byliśmy kochani, czy niekochani w dzieciństwie, warunkuje sposób percepcji rzeczywistości, innych i nas samych. Wspomnienia decydują o tym, jacy jesteśmy, determinują nasz sposób ubierania się, chodzenia, mówienia, a nawet życie rodziny, którą założyliśmy czy założymy. To one nas wykreowały. Ale uzdrowienie wewnętrzne nie polega na amnezji. Wyobraźmy sobie, że Bóg wymazuje nam z pamięci naszą historię! Stalibyśmy się tuzinkowi, utracilibyśmy swoją wyjątkowość, wszyscy bylibyśmy tacy sami. Właśnie nasza wyjątkowa historia zbudowana z osobistych wspomnień odróżnia nas od innych.

Rzadko wypieramy do nieświadomości wspomnienia. Jeśli nie są bolesne, to na ogół wywołujemy je z pamięci z łatwością, choćby fragmentarycznie, choćby z pozoru były zapomniane. Na ogół osoby starsze łatwo zapominają niedaleką przeszłość, a pamiętają wydarzenia bardzo odległe. Na starość cała przeszłość wraca do nas z naszej pamięci.

Nasze wspomnienia nie są neutralne. Szczególnie te bolesne bywają „naładowane”, gotowe wybuchnąć w każdej chwili. Niektóre są jak nieustający wewnętrzny krwotok, który wyczerpuje duszę. Wystarczyło, że pewnego dnia usłyszeliśmy: „Jesteś idiotą. Niczego nie osiągniesz!” i rzeczywiście przez całe życie tułamy się od niepowodzenia do niepowodzenia, nie mogąc wydostać się z apatii i nie rozumiejąc przyczyn naszych kłopotów. Nie rozumiemy, że po prostu tak zostaliśmy „zaprogramowani” owym jednym zdaniem usłyszanym w dzieciństwie. Kiedy stajemy się dorośli, chcielibyśmy wierzyć, że przeszłość się nie liczy. A jednak nadal boimy się przejść przez ciemny korytarz, wychodzić wieczorem, przechodzić obok zamkniętych drzwi itp. Dlaczego? Tego nie wiemy.

Nasza pamięć jak zagracony strych

Pierwszym etapem uzdrowienia jest przyzwolenie, żeby bolesna przeszłość, wszystkie wydarzenia sprawiające nam ból wydostały się z nieświadomości do pamięci. Pamięć jest czymś w rodzaju strychu, na którym gromadzimy niechciane wspomnienia. Jedne strychy są uporządkowane, inne nie. Tam, gdzie brakuje porządku, możemy się potknąć o coś, co leży na podłodze i na przykład złamać nos. Nie wiemy, gdzie postawić nogę, boimy się, że któraś deska się załamie i spadniemy w dół. Boimy się również kurzu. W efekcie często rezygnujemy z wejścia. Nasza pamięć to taki zagracony strych. Bóg chciałby zrobić tam porządki. Chciałby, abyśmy odkryli fantastyczne rzeczy. On wie, że pod zewnętrznym nieporządkiem i kurzem kryją się skarby przyszłej radości.

Tylko w jaki sposób rozpocząć porządkowanie?

 

1. W POSZUKIWANIU SENSU ŻYCIA

Tak po prostu

Tak po prostu zamknąłem się w sobie,
bo bardzo mnie zraniono.
Być może powrócę do Boga za dzień,
miesiąc lub za rok,
jeśli uda mi się zmienić moje myśli i uczucia
i jeśli On jeszcze będzie na mnie czekał.

Powoli odwrócę stronę,
wybiorę inną książkę z obrazkami,
nauczę się kochać żarliwie.
To będzie zupełnie inne życie
w zupełnie innym świecie.

Tak po prostu zamknąłem się w sobie,
bo bardzo mnie zraniono
Zamknąłem umysł i serce,
by wszystko jeszcze raz rozważyć.

Bibi

„Za górami, za lasami...”

Tak najczęściej zaczynają się bajki dla dzieci. A tak się kończą: „Pobrali się i mieli dużo dzieci!” Opowieść, która ma piękny początek, na ogół również kończy się szczęśliwie. Właśnie dlatego religie, narody czy ideologie poszukując wiarygodności wskazują na swoje szacowne korzenie, na „ojców założycieli”, czy „ojców narodu” spoczywających w Panteonie. Ideologie polityczne szczycą się swoimi założycielami, na przykład gaullizm de Gaullem, marksizm Marksem, stalinizm Stalinem itp. Przypowieści o założycielach wielkich miast, których uważano za bogów czy półbogów, są wytworami wyobraźni zbiorowej, które bardzo się ceni – że wspomnę tylko o Romulusie i Remusie, legendarnych założycielach Rzymu.

Wydaje się, że pragnienie awansu społecznego i politycznego implikuje konieczność powrotu do swoich korzeni. Im bardziej jakaś osoba lub naród stają się sławni, tym bardziej odczuwają potrzebę udowodnienia swego znakomitego pochodzenia. Wszystko dlatego, że w naszym umyśle, podobnie jak w bajkach, chlubna przeszłość zakłada konieczność szczęśliwej przyszłości. Można powiedzieć, że dynamizuje jej perspektywę. Toteż wiele rodzin sporządza swoje drzewa genealogiczne, a cała współczesna epoka podróży kosmicznych i coraz nowszych komputerów poszukuje wiedzy o początkach świata i życia na ziemi. Człowiek, w poszukiwaniu tożsamości, pragnie opowiedzieć swoją historię i historię swoich praojców.

Pochodzenie – źródło naszej tożsamości

Szukając pracy przedstawiamy curriculum vitae, a w nim informacje dotyczące naszego pochodzenia, czyli tego, co stanowi naszą tożsamość w oczach innych. W niektórych krajach wystarczy wypowiedzieć swoje nazwisko i od razu jesteśmy identyfikowani. Np. w krajach Wschodu: Ibrahim ben Youssef, czyli syn Józefa. Przodków wymienia się czasami aż do piątego pokolenia. Ewangelia według św. Mateusza podaje rodowód Jezusa: syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba itd. Św. Mateusz wylicza aż czterdzieści dwa pokolenia od Abrahama do Jezusa. Czy we współczesnej Europie jest ktoś, kto mógłby wymienić czterdzieści dwa pokolenia swojej rodziny? Dzisiaj wyczynem bywa podanie imion dziadków. Kiedy zapominamy o przodkach, zubażamy naszą osobistą historię, ograniczamy ją do nas samych. Ciężki, nieznośny ból istnienia jest czasem wynikiem braku korzeni. Jedną z wielkich potrzeb człowieka jest znajomość swoich korzeni. Adoptowane dziecko, mimo że jest dobrze przyjęte przez nową troskliwą rodzinę zastanawia się, często zadając sobie ból, kim są jego rodzice i dlaczego je porzucili. Świadczy o tym sukces programów telewizyjnych typu: „Utracony z oczu”, „Zerwane więzi” i in. Miliony telewidzów oglądają kogoś, kto poszukuje swoich bliskich i prosi o pomoc chcąc odzyskać spokój.

Pamięć nadaje sens życiu

Nasza tożsamość kształtuje się dzięki osobistej i zbiorowej pamięci. Rzeczywista a nawet fikcyjna pamięć pozwala nam istnieć, sytuuje nas w czasie i w przestrzeni, a także w społeczeństwie, we wspólnocie, w rodzinie. Pamięć nadaje sens naszemu życiu. Sprawia, że istniejemy w swoich własnych oczach, w oczach innych ludzi, a nawet w oczach Boga. Pamięć pozwala wejść w relację z sobą i innymi. Osoba zamknięta samotnie przez czterdzieści lat w czterech ścianach zachowa poczucie sensu istnienia i uniknie rozpaczy, pod warunkiem, że ocali pamięć i wspomnienia.

Jeśli odnajdziemy swoją historię, ona nada sens naszemu życiu, a wtedy przestaniemy się miotać we wszystkich kierunkach i kręcić sięw kółko. W opowiadaniu Raymonda Devosa wszystkie zjazdy z ronda zostają zamknięte znakami zakazu. Ludzie jeżdżą wkoło tak długo, aż pacjent z ambulansu zostaje przeniesiony do karawanu. Osoby, a bywa że i całe narody, zdają się być zamknięte na „rondzie z zakazem wyjazdu” z powodu braku znajomości pozytywnego sensu swojej historii.

Pamięć o odważnych rodzicach, którzy łatwo się nie poddawali, ale radzili sobie z trudnościami, może ustabilizować czyjąś psychikę na całe życie. Zdarza się, że śmierć rodzica wymazuje długotrwały wstyd, nieoczekiwanie rodzi dumę z pochodzenia, pomaga zaakceptować fizyczne podobieństwo, które dotąd niepokoiło. Przestańmy się więc miotać we wszystkich kierunkach i kręcić się w kółko, jak bohaterowie wspomnianego opowiadania, spróbujmy odnaleźć sens życia, to znaczy spróbujmy odnaleźć pamięć. Jeśli wymażemy przeszłość, teraźniejszość straci swoje barwy, a na tym ucierpi przyszłość. Tracąc pamięć o przeszłości przestajemy żyć w teraźniejszości. Człowiek boi się najbardziej nie tego, że inni o nim zapomną – do tego, niestety, jesteśmy w stanie się przyzwyczaić – człowiek boi się najbardziej utraty pamięci, amnezji. Prędzej pogodziłby się z utratą nóg, rąk, oczu niż z utratą pamięci, która jest zapisem jego osobistej historii. Na progu starości wiele osób zaczyna tracić pamięć. Choroba Alzheimera wszystkich nas przeraża. Nawet jeśli ciało zawodzi, człowiek chce zachować pamięć. Przedkłada ją ponad wszystko, bo ona stanowi o jego istnieniu. Tak długo jak pamiętamy, tak długo istniejemy. Pamięć jest naszym prawem do życia.

Bóg pamięta

W Piśmie Świętym człowiek często prosi Boga: „Panie, pamiętaj o mnie”. Na krzyżu dobry łotr mówi do Jezusa: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Bóg o nikim nie zapomina. Czy ktoś z nas mógłby przejść pomiędzy kroplami deszczu? To niemożliwe!

Podobnie niemożliwe jest, żeby Bóg o nas zapomniał.

W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata (Ef 1,4) – pisze święty Paweł. Bóg wybrał nas zanim nas stworzył. To ważna wiadomość, zwłaszcza jeśli rodzice nie pragnęli naszego poczęcia, jeśli pojawiliśmy się w nieodpowiednim momencie i zostaliśmy źle przyjęci. Kiedy czasem przychodzi nam do głowy okropna myśl: „Po co się urodziłem? Nikomu nie jestem potrzebny!”, to pamiętajmy, że sam Bóg pragnął naszych narodzin. Nie zapominajmy o tym zwłaszcza w chwilach, kiedy inni zjadliwie nas krytykują, kiedy mówią: „Co za niezdara!”, albo „Jesteś tu potrzebny jak piąte koło u wozu!”. Bóg mówi wtedy: Ten się tam urodził. W tobie są wszystkie me źródła (Ps 86, 6-7). Tak mówi Pan o Jerozolimie, która jest matką wszystkich ludów.

Boża pamięć nie jest ulotna, jak nasza, ona jest odwieczna, tak jak On jest odwieczny: od wieku po wiek Ty jesteś Bogiem. Żyjemy w Jego obecności, jesteśmy z Nim na wieczność. Ustami Izajasza Bóg nas zapewnia: Ja cię miłuję! Bardzo chciałbym zobaczyć Boga mówiącego do mnie te słowa. Uwierzyłem w nie, bo są prawdziwe i wiem, że pewnego dnia wszyscy usłyszymy coś, co już dziś przeczuwa nasze serce: Ukształtowałem ciebie, nie pójdziesz u Mnie w niepamięć. To obietnica na całą wieczność.

Bóg zapomina jedynie o naszych grzechach. Prorok Ezechiasz mówi wręcz: poza siebie rzuciłeś wszystkie moje grzechy. Bóg widzi wszystko i wszystko pamięta, ale nasze grzechy wyrzuca z pamięci. Jeremiasz zapewnia o zmazaniu winy, której nie będzie. Po grzechu nie pozostanie żaden ślad. Zupełnie nic.

Bóg pamięta, ale my chcemy zapomnieć

Czasami, by uniknąć bólu, nieświadomie fałszujemy naszą historię, wypierając zbyt bolesne i trudne wspomnienia. Ale nawet jeśli zafałszujemy naszą pamięć, tak, że nie będziemy mogli jej „odczytać” w sposób obiektywny i pozytywny, wcześniej czy później stłumione treści zaczną przenikać w nasze codzienne życie. Będziemy odczuwać pokusę nieustannego opowiadania o sobie z podawaniem coraz większej ilości szczegółów albo przeciwnie, będziemy milczeć na swój temat obawiając się, że inni DOWIEDZĄ SIĘ. Czego mogliby się dowiedzieć? Sami nie wiemy. Ale chcemy być czyści jak łza.

Tylko wtedy czujemy się godni istnienia, kiedy możemy opowiedzieć swoją przeszłość nie wstydząc się jej. Toteż niektórzy wymyślają swoją genealogię i znakomitych przodków, by nabrać wartości zarówno w oczach innych ludzi, jak i w swoich własnych. Lęk przed brakiem akceptacji np. dla naszej urody czy inteligencji może być przyczyną przechwalania się wspaniałą przeszłością rodzinną lub narodową.

Niestety, współczesne społeczeństwo skłania do takiej postawy, a my coraz częściej zgadzamy się zapłacić cenę kłamstwa za naszą „szacowność”.

Czasem nawet chcielibyśmy utracić pamięć, bo jest dla nas źródłem wielkiego cierpienia. Marzymy o posiadaniu innej przeszłości, innej rodziny, innego zdrowia, innych włosów. Chcemy zapomnieć o wojnie, rozwodzie, śmierci bliskiej osoby. Chcielibyśmy zmienić przeszłość i albo wymyślamy dla siebie nową historię, albo, mimo wszystko, z trudem akceptujemy naszą przeszłość. I tylko wtedy, kiedy ją zaakceptujemy, kiedy przyjmiemy prawdę o sobie, będziemy mieli odwagę wyznać ją innym. Wtedy też odzyskamy sens życia. To nie tyle nasze przeżycia potrzebują uzdrowienia, ile nasza pamięć musi uporać się z ciężarem wydarzeń, którymi została naznaczona. Nie chodzi o zafałszowanie wspomnień, lecz o uzdrowienie ich z bólu, o rzucenie na nie nowego światła. W innym świetle coś, co przez długi czas blokowało nas i raniło, może stać się przyjemne, a przynajmniej znośne.

Pewną trudność stanowi jednak fakt, że nie zawsze wiemy, które wspomnienia wymagają uleczenia.

Nasza historia jest święta

Nie tylko historia Izraela jest święta, nasza również, bo Bóg jest obecny w każdej chwili naszego życia. „Każdy człowiek ma swoją historię świętą, jest bowiem stworzony na obraz Boga” – mówią słowa piosenki. Czasem spotykam ludzi u kresu sił. Tłumaczę im, że ich historia jest święta, a oni patrzą na mnie zdumieni, jakby chcieli powiedzieć: „Ależ ja jestem zerem. Nawet przez chwilę nie ośmieliłbym się pomyśleć, że moje życie jest święte!”

Tymczasem każdy z nas ma swoją „historię świętą”. Spojrzyjmy na nasze życie oczami Pana Boga, a odkryjemy, że już w dawno weszliśmy w historię zbawienia. Odczytajmy na nowo nasze życie, a odkryjemy w nim działanie Boże. Zacznijmy pracę nad naszą pamięcią właśnie od tego. Pomagajmy sobie nawzajem w tym trudzie. Niech będzie tak, jak kiedyś w Izraelu, gdy prorocy wskazywali drogę ludowi. To oni tłumaczyli działanie Boże, wyrywali z martwoty i rozpaczy, rozjaśniali wątpliwości. Jeśli brakowało proroka, naród się skarżył: Już nie widać naszych znaków i nie ma proroka; a między nami nie ma, kto by wiedział, jak długo.(Ps 73, 9)

Potrzebujemy proroków, żeby wyrywali nas z martwoty. Żeby nam mówili, że nikt nie przyszedł z nicości i nikt w nicość nie odejdzie. To Bóg pragnął naszego przyjścia na świat, a teraz idziemy do Niego, On na nas czeka. Trzeba o tym pamiętać. Człowiek, który niewie, skąd przychodzi, dokąd idzie i dla kogo żyje, nie wie również, co począć ze swoim życiem. Jest pusty i rozbity wewnętrznie. Czasem popada w aktywizm, ale szybko odkrywa swoją pomyłkę, nie widzi celu swojej pracy i nie może być szczęśliwy. Izajasz pisze: Ja zaś mówiłem: Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem swe siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wiara w to, że istniejemy dla Innego, a naszym przeznaczeniem jest życie szczęśliwe, pomoże nam przetrwać najtrudniejsze chwile i uniknąć upadku.

Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański – tam wolność. My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu. (2 Kor 3, 17-18)

Poznaj swoją przeszłość, abyś mógł ją porzucić

Nie można zbudować pomyślnej przyszłości wymazując przeszłość. Nie rozumiejąc tego międzynarodowe trybunały ułaskawiły przywódców armii odpowiedzialnych za wydanie rozkazu uśmiercenia tysięcy ludzi. Takie działanie pozostawia w pamięci całych narodów rany, które nie mogą zostać uleczone, dopóki nie zostaną wypowiedziane i uznane.

Nasza przeszłość składa się z wielu wydarzeń, zarówno zbiorowych jak, i indywidualnych, których sens najlepiej odkrywać etapami. Uporządkujmy je, a odnajdziemy szczęście. Posegregujemy je jak segregujemy rozsypane perły, z których jedne wyrzucamy, bo są bezwartościowe, a inne zostawiamy, bo są cenne. W ten sposób powstaje nowy, piękny sznur pereł. Takie działanie zakłada pewne ryzyko – porządkowanie wspomnień nie jest ani łatwe, ani przyjemne.

Szczęśliwy człowiek, który rozumie sens wydarzeń

Wyobraźmy sobie linię wychodzącą z jednego punktu i zmierzającą do drugiego. Tak właśnie w tradycji judeochrześcijańskiej opisujemy czas. Człowiek przez całe życie dokądś dąży, przez całe życie się rozwija, bez względu na przeciwności. I ten rozwój, między innymi, nadaje sens naszemu istnieniu. Biblia przedstawia ludzkość w nieustannym rozwoju, w nieustannym wzrastaniu. Mamy początek, ale nie mamy kresu. Życie człowieka zaczyna się pewnego dnia, lecz nigdy się nie kończy. Przychodzimy od Boga i wracamy do Niego. Istnienie człowieka rozpoczęło się w punkcie zero – Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię – i zdąża do nieskończonego, by ostatecznie dokonać się w Bogu. Już teraz Bóg nadaje sens wydarzeniom naszego życia, prowadząc nas ku Sobie.

Niektóre cywilizacje i niektórzy filozofowie negują tę prawdę. Ateiści utrzymują, że życie jest dziełem przypadku, że jest wpisane w określony odcinek czasu, zaczynający się i kończący w nicości. Wobec tego nasze istnienie nie ma większego znaczenia – na zegarze świata obecność człowieka trwa zaledwie pięć minut, bo wiemy, że galaktyki istniały miliony lat, zanim my się pojawiliśmy. Starożytni Grecy byli przekonani, że historia jest nieustannym powrotem cyklu: narodziny – apogeum – schyłek, narodziny – apogeum – schyłek...

Czasem życie niektórych ludzi i ich relacje z innymi wydają się zabarwione nonsensem. Sami nie potrafią uporządkować swojego życia i wykorzystać je najlepiej. Ale kiedy widzą nasze poszukiwanie sensu i wiarę w Boga, oskarżają nas o zakłamanie lub słabość: „Wierzycie w Boga, bo jesteście słabi, wiara pomaga wam przetrwać” – stwierdzają ci rzekomi twardziele. Uważają, że można żyć „bez sensu”, to znaczy nie szukając żadnego logicznego uzasadnienia dla życia.

Myślę, że tylko nieliczni mogą wytrzymać życie pozbawione sensu. Utrata sensu istnienia popycha wielu współczesnych ludzi do rozpaczy i do śmierci, bo zawiera w sobie śmiercionośny przekaz: „Radź sobie tak długo, jak potrafisz. Kiedy nie będziesz już miał sił, zatrzymasz się i wtedy twoje życie się skończy”. W konsekwencji wrodzony dynamizm człowieka zostaje podminowany, teraźniejszość przytłacza, a przyszłość zagraża. Jakiekolwiek planowanie staje się niepotrzebne i napawa lękiem.

Życie nie jest przypadkiem.

Szczęśliwy człowiek, który rozumie sens wydarzeń. Porównuje koleje swego losu do pereł w naszyjniku. Nie chowa ich do szuflady, lecz z dumą nosi na szyi. Jest radosny, a jego życie jest piękne, tak jak piękna jest jedno, dwu, lub trzyrzędowa kolia pereł, nawet jeśli gdzieniegdzie ma jeszcze sztuczne perły. Te sztuczne nie rzucają się w oczy. Musimy się pogodzić z tym, że nie od razu wszystkie nasze perły będą prawdziwe.

Odnalezienie sensu życia uzdrawia

Życie pozbawione sensu to śmiertelna choroba. Wielu na nią umiera. Czy wiecie, że we Francji więcej ludzi popełnia samobójstwo niż ginie w wypadkach drogowych? Co roku czterdzieści tysięcy Francuzów, przeważnie młodych, popełnia samobójstwo. Utracili sens życia – nie mają powodu, by żyć dalej.

Kiedy zdecydujemy się na analizę naszego życia, szybko odkryjemy te wspomnienia, które potrzebują uleczenia. Można by ten proces nazwać Bożą anamnezą. Rozważamy życie w Bożej perspektywie, tak jakbyśmy układali puzzle. Krok po kroku eliminujemy non-sensy, a zatrzymujemy wszystko, co prawdziwe. I powoli zaczynamy rozumieć, w jaki sposób Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra. (Rz 8, 28) To początek drogi prowadzącej do uzdrowienia.

Uzdrowienie wewnętrzne to nie jakiś zbytek, ale konieczność. Stawką jest życie lub śmierć duszy, a czasem nawet ciała. Świadczą o tym słowa Bernarda:

Nazywam się Bernard. Jestem w więzieniu od 1985 roku. Pragnę, aby moje świadectwo pomogło innym. Nie chciałbym jednak wydać się pretensjonalny czy religijnie nawiedzony. Opowiem, jak doszło do tego, że udało mi się uwierzyć w obecność Pana w moim życiu. Otóż w każdy wtorek, środę, czwartek i niedzielę więźniowie mogą pójść do kaplicy. W pewien wtorek i ja zdecydowałem się tam pójść. I, chociaż jestem epileptykiem, dotkniętym psychozą maniakalno-depresyjną, człowiekiem smutnym, pełnym różnych lęków, którego trzeba faszerować lekami, żeby mógł żyć, po wejściu do kaplicy natychmiast poczułem spokój. Postanowiłem przyłączyć się do modlitwy. A kiedy pod koniec tej modlitwy o. Rémi powiedział: „Jeśli ktoś chce, może poprosić o modlitwę wstawienniczą”, zdecydowałem się poprosić. W ten sposób zrobiłem pierwszy krok na drodze ku uzdrowieniu. Kiedy tylko ojciec Remi położył dłonie na mojej głowie, pogodziłem się z samym sobą. Zrozumiałem, że otrzymałem wielką łaskę od Pana. Położyłem się krzyżem na podłodze i modliłem się.

Odtąd, czyli od około sześć i pół miesiąca, modlę się regularnie, zacząłem się uśmiechać i nie miałem ani jednego ataku padaczki. Lekarstwa, które zażywam, są dużo słabsze. Wcześniej zażywałem rano: luminal 10, orzinam100, dwie tabletki tranxeny 50, dwadzieścia kropli teralenu i relanium 10; w południe i wieczorem: idem – pięćdziesiąt kropli. Teraz tylko jeden luminal 10 rano i jeden wieczorem! Myślę, że jedynie Bóg mógł tego dokonać, chociaż On nie zawsze uzdrawia od razu.

W medycynie nazywa się to „kamizelką lekową”. Oczywiście, po takiej dawce leków więźniowie przestają być agresywni. Lekarz zauważył, że po modlitwie o uzdrowienie poprzednie leki stały się dla Bernarda zbyt mocne i zdecydował się je ograniczyć. A przecież wcześniej te mocne leki ani nie uspokajały Bernarda, ani nie zapobiegały u niego atakom epilepsji.

Bernard zrozumiał, że uzdrowienie wymaga czasu:

Powinniśmy uzbroić się w cierpliwość, w nadzieję na uzdrowienie, a zwłaszcza w miłość. Bóg pragnie, abyśmy pokochali samych siebie ze wszystkimi naszymi grzechami i wadami. On akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy, a my krok po kroku uczmy się miłości do bliźnich. Zaakceptujmy ich ze wszystkimi ich niedoskonałościami. Oczywiście, może się zdarzyć, że „pękniemy”. Ale Pan czuwa, aby nie spotkało nas nic złego, On przywraca pokój tym, którzy się lękają. Bóg jest miłością – ludzie, którzy nie przyjmują tej prawdy, boją się odsłonić. Nie wiedzą, że tak łatwo jest otworzyć serce.

Znam Bernarda i zapewniam, że nie jest egzaltowany. Jestem szczęśliwy, że zrozumiał, czym jest uzdrowienie i jak się dokonuje. Ale czy powinienem się temu dziwić, pamiętając, że Bóg objawia tajemnice Królestwa prostaczkom i maluczkim? W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. (Mt 11, 25-26)

Bernard podkreśla ważną sprawę: pewnego dnia każdy z nas znów może upaść, może „pęknąć”. A jednak zawierza Bożej miłości. Nie łudźmy się, że od razu, z dnia na dzień, natychmiast po modlitwie zostaniemy całkowicie uzdrowieni. Modlitwa zaledwie rozpoczyna proces uzdrawiania, ale droga do pełni zdrowia jest długa. Może będziemy potrzebować dziesięciu dni, a może dziesięciu lat. Kto wie, może nawet całego życia... Bóg może nas uleczyć błyskawicznie i ostatecznie – nie wątpię w Jego moc. Trudno jednak oczekiwać, że np. trzydziestoletnie zranienie psychiczne, wciąż rozdrapywane w tym samym miejscu, zostanie uleczone w pięć minut! Mogłoby to być nawet uznane za brak szacunku dla człowieka ze strony Pana Boga. Dlatego właśnie uzdrowienie najczęściej dokonuje się poprzez powolny powrót tą samą drogą, którą przeszliśmy.

Istniejemy w czasie i przestrzeni – tak nas Pan Bóg pomyślał. Również Chrystus żył w czasie i przestrzeni. Przez trzydzieści lat, zanim zaczął publicznie nauczać, żył jak zwyczajny człowiek. Czy nie mógł objawić całej swojej mocy już w momencie narodzin? Nie wiemy zbyt wiele o trzydziestu latach Jego życia. O życiu wielu współczesnych ludzi wiemy więcej niż o Tym, który jest Synem Bożym! Bezpieczniej jest przychodzić do zdrowia powoli, dzień po dniu. Ktoś taki chwali Boga codziennie i CODZIENNIE prosi o łaskę uzdrowienia. Ktoś, kto został uzdrowiony natychmiast, w spektakularny sposób, po wielu latach może zapomnieć, że pewnego dnia Pan podniósł go mocą Ducha Świętego. I w swej niewdzięczności może oddalić się od Boga.

Nie jesteśmy jedynymi autorami naszej historii

Księga Rodzaju przytacza rozmowę Ewy z wężem, według którego Boże Ojcostwo jest dla człowieka pułapką i więzieniem. Ewa daje wiarę wężowi, a potem przez całą Biblię Pan Bóg próbuje uleczyć swój lud z buntu i niewierności. Dając nam Pismo Święte Bóg każe każdemu z nas na nowo przeczytać historię ludzkości, byśmy zrozumieli sens wszystkiego, co się zdarzyło od stworzenia świata. Jezus postępuje z nami tak samo jak z uczniami idącymi do Emaus po Zmartwychwstaniu. Żadne wydarzenie, również niepomyślne, nie jest dziełem przypadku. Wszystko tworzy naszą historię i jest zapowiedzią szczęśliwej przyszłości. Bóg prowadzi nas w taki sposób, abyśmy powrócili do Niego, który jest Ojcem, który jest początkiem i celem wszystkiego: Idźcie dokładnie drogą wyznaczoną wam przez Pana, Boga waszego, byście mogli żyć, by dobrze wam się wiodło i byście długo przebywali w ziemi, którą macie posiąść. (Pwt 5, 33)

Oto czym jest historia zbawienia poszczególnych ludzi w Izraelu: sędziów, królów, proroków i całego narodu wybranego, również całej ludzkości. Głosem Mojżesza i innych proroków Bóg przypomina swojemu ludowi jego świętą historię, naznaczoną obecnością Stwórcy. Przypomnijmy sobie wszystkie etapy naszej drogi, znajdźmy punkty odniesienia, pamiętając o tym, skąd i którędy przyszliśmy, a obierzemy właściwy kierunek. I odkryjemy, dokąd idziemy...

Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi cię prowadził Pan, Bóg twój, przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego nakazu, czy też nie. Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana. Nie zniszczyło się na tobie twoje odzienie ani twoja noga nie opuchła przez te czterdzieści lat. Uznaj w sercu, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak Pan, Bóg twój, wychowuje ciebie. Strzeż więc nakazów Pana, Boga twego, chodząc Jego drogami, by żyć w bojaźni przed Nim. Albowiem Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi pięknej [...] nie zapominaj o Panu, Bogu twoim, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. On cię prowadził przez pustynię wielką i straszną.(Pwt 8, 2-7, 14-15)

Nie jesteśmy jedynymi autorami naszej historii. Bóg tworzy ją razem z nami. Dlatego każe nam pamiętać. Wypełnienie naszego życia dokonuje się w Jego obecności, w Jego wejrzeniu, zarówno wtedy kiedy zbaczamy z drogi, buntujemy się i zdradzamy Go czując się przez Niego opuszczeni, jak i wtedy, kiedy pozostajemy Mu wierni, bo czujemy Jego obecność. Niektórzy myślą, że lata grzechu poprzedzające nawrócenie nie należą do ich życia. A przecież Bóg mówi: „Zawsze byłem obecny przy tobie. Znam twoją historię od a do z, znam wszystkie twoje uczynki, również te, których nie chcesz mi wyznać”. Byłoby straszne, gdyby jakaś część naszego życia, choćby najmniejsza, rozegrała się poza Bożą obecnością.

Odczytajmy więc na nowo swoją historię, pomni na to, że Bóg jest obecny w każdej sekundzie naszego życia. Pamiętajmy, że chrześcijanie powinni wspomagać jedni drugich. Ci, którzy rozumieją Słowo Boże, niech wskażą sens życia poszukującym. Bóg pragnie nadać sens naszemu życiu, teraz i w wieczności. Przecież powiedział: przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości. (J 10, 10)

(...)

8. UWIERZYĆ W MIŁOŚĆ

 

Porządni ludzie nie należą do skąpanych w łasce

Są takie słowa Pisma Świętego, które warto wielokrotnie rozważać. Na przykład ten fragment z Listu św. Pawła do Efezjan: trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości. (Ef 4, 22-24)

Pierwszym krokiem na drodze uzdrowienia jest uświadomienie sobie tego, czego nam w życiu brakowało i rezygnacja z nieustannego domagania się zadośćuczynienia. Terapeuta postawiłby nam takie pytania:

– Czy jesteś gotów odbyć żałobę po miłości rodzicielskiej, której nie otrzymałeś, chociaż tak bardzo jej pragnąłeś?

– Czy jesteś w stanie stanąć wobec rodziców i zachować spokój?

– Czy potrafisz pogodzić się z tym, że ojciec nie obdarzył cię taką miłością, jakiej miałeś prawo od niego oczekiwać?

– Czy umiałbyś opowiedzieć, w jaki sposób rodzice cię skrzywdzili, co pomogłoby ci porzucić przymus ciągłego wspominania trudnych chwil, w których brakowało ci miłości, i zacząć żyć nowym życiem?

Jeśli uda nam się znaleźć odpowiedzi na te pytania być może spojrzymy na siebie innymi oczami: pełnymi miłości oczami Pana Boga, który nigdy nas nie osądza i nie potępia. Właśnie tak spogląda na nas Bóg.

Czy pamiętacie, w jaki sposób Jezus ocalił Marię Magdalenę? Otóż, spojrzał na nią z miłością i przemówił do jej serca. Jej nawrócenie miało początek w Chrystusowym spojrzeniu. Potem Maria Magdalena, podobnie jak i my, potrzebowała czasu, żeby oczyścić swoje serce. Ewangelista zanotował, że Jezus wypędził z niej aż siedem złych duchów. A jednak to ona, ta „nic nie warta kobieta” poszła za Nim aż do stóp krzyża, gdzie nie odważyli się pójść Jego uczniowie.

A pamiętacie, jak było z Zacheuszem? Był niskiego wzrostu więc wszedł na drzewo, żeby zobaczyć Jezusa. Pan zatrzymał się, spojrzał w górę, rozpoznał go i zwrócił się do niego po imieniu: „Zacheuszu zejdź szybko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Jezus go rozpoznał, to znaczy zobaczył w nim człowieka i przyjaciela, a nie poborcę podatków. W tamtej chwili Zacheusz został ocalony. Poczuł się kochany. Jezus nie zganił go i nie wyjawił od razu całej prawdy o nim. Wystarczyły te słowa: dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zacheusz zrozumiał i odpowiedział pospiesznie: Panie, oto połowę majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. (Łk 19, 8)

Czyjeś spojrzenie lub słowo może sprawić cud – może zrodzić do nowego życia. A jednak nie wszystkim udaje się zobaczyć siebie samego w Bożym spojrzeniu. Bogaty młodzieniec uważał, że przestrzega wszystkich przykazań. Jezus powiedział do niego: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” Lecz on spochmurniał na te słowa, miał bowiem wiele posiadłości (Mk 10, 21-22) i odszedł. A mimo to Jezus kochał bogatego młodzieńca, który posiadał tak wiele, że nie był w stanie pójść za Nim. Trzeba przyznać, że tak po ludzku patrząc, ten młodzieniec to był porządny człowiek: nie grzeszył i czynił dobro. „Porządni ludzie nie należą do skąpanych w łasce” – powie Péguy. Jezus nie udzielił nagany młodzieńcowi. Wyraził jedynie żal: Jak trudno... Kiedy zaniepokojeni Apostołowie zadawali Mu pytania: Któż więc może się zbawić? odpowiedział: U ludzi to jest niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe. (Mk 10 26-27) On kochał tego młodzieńca – spojrzał na niego i już na zawsze go pokochał.

Kiedy smuci nas szczęście bliźniego

Każdy z nas jest inny. Nie musimy naśladować we wszystkim św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Nie powinniśmy pragnąć tego, co mają inni. Może się zdarzyć, że chrześcijanin zazdrości komuś darów duchowych. To nie ma sensu – każdy z nas jest inny i ma inne dary. Jeśli nie przestaniemy porównywać się z innymi, nigdy nie dowiemy się, kim naprawdę jesteśmy i nie znajdziemy swojego miejsca w życiu. To był właśnie błąd Kaina: Gdy po niejakim czasie Kain składał dla Pana w ofierze płody roli, zaś Abel składał również pierwociny ze swej trzody i z ich tłuszczu, Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. (Rdz 4, 3-5)

Kain i Abel mieszkali razem. Radowali się Bożą obecnością. Rozmawiali z Bogiem jak z przyjacielem. Niczego im nie brakowało. Gdyby Kain kochał brata, cieszyłby się jego szczęściem. Powiedziałby: „Bóg jest dobry, bo przyjął twoją ofiarę!” Kain jednak nie kochał brata. Bóg zwraca się do Kaina, usiłując zatrzymać go i sprowadzić na dobrą drogę: Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twoja twarz jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną. (Rdz 4, 6-7) To tak, jakby mówił: „Popatrz mi w oczy. Zobacz, że cię kocham i przestań się bać. Jeszcze nie wszystko stracone, bo Ja jestem przy tobie. Grzech cię osacza jak dzikie zwierzę i musisz się z nim zmierzyć”. Bóg nie potępia, nie udziela nagany. Przypomina o prawie człowieka do wyboru. Kain może wciąż wybrać miłość zamiast nienawiści. Ale zatyka uszy, by nie słyszeć Bożego wezwania. Wybiera nienawiść i zdradza brata podwójnie, w myślach i uczynkach. Mówi do Abla: Chodźmy na pole i już wie, że go zabije.

Zastanawianie się nad darami, które otrzymali inni, prowadzi do zawiści. Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, to On obdarzył nas tymi możliwościami, które mamy. Zaufajmy Mu.

Pamiętajmy o walce Jakuba

Wcześniej czy później walka duchowa zaczyna drażnić nasze zranienia. Boleśnie doświadcza tego Jakub. Po powrocie z polowania Ezaw jest tak głodny, że odstępuje mu pierworodztwo za miskę soczewicy. Wkrótce Jakub, który podstępnie zdobywa również ojcowskie błogosławieństwo przeznaczone dla Ezawa, musi uciekać przed gniewem brata. Po długim wygnaniu powraca na ziemię ojców. Boi się spotkania z Ezawem. Wysyła do niego posłów i każe im przekazać słowa: Nabyłem sobie woły, osły, trzodę, sługi i niewolnice. Pragnę więc przez posłów oznajmić o tym tobie, panie mój, abyś mnie darzył życzliwością. (Rdz 32, 6) niepokojem czeka na odpowiedź. Wtedy właśnie ma miejsce owa słynna noc, podczas której zmaga się z aniołem w miejscu zwanym Penuel. Oto Ezaw oczekuje na niego z drugiej strony potoku. Jakub wspomina, jak podstępem wydarł mu błogosławieństwo. Boi się. Mówi do anioła: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! (Rdz 32, 27) Walcząc z aniołem walczy z samym Bogiem o błogosławieństwo, czyli walczy o swoje życie. Pragnie dowiedzieć się czy Bóg wybaczył mu krzywdę, jaką zrobił Ezawowi. Jego lęk przed spotkaniem z bratem jest zrozumiały. Ciekawe, że aż dotąd czuł się bezpieczny i nic nie zakłócało jego spokoju. Posiadał żony, dzieci, niewolnice i stada. W ciągu kilku godzin jego bezpieczeństwo legło w gruzach. Przeszłość i teraźniejszość mieszają się teraz w duszy Jakuba – walczy ze sobą, a zarazem z Bogiem.

Podobnie bywa z nami – my również walczymy o Boże błogosławieństwo. I nam również Pan Bóg go nie odmawia. Ale zanim będziemy gotowi je przyjąć, musimy tak jak Jakub zmieszać w sobie przeszłość i teraźniejszość. Tylko w ten sposób staniemy się zdrowi.

Jakub walczy z przeszłością, z bratem i z Bogiem, który wkrótce stanie się prawdziwym Panem jego życia, zarówno jego przeszłości jak i przyszłości. Jeszcze raz wyobraźmy sobie tę noc: tylko potok oddziela braci. Zanim jednak Jakub stanie po drugiej stronie, musi przejść przez swoje Morze Czerwone. Można powiedzieć, że to jego Pascha – przejście. W końcu Pan błogosławi Jakubowi, ale zadaje mu ból. Anioł uderza go w staw biodrowy i odtąd Jakub będzie kulał. To symbol tego, że uzdrowienie pozostawia ślad: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś.

Jakub nareszcie wolny otrzymuje też nowe imię. Uwolniony od przeszłości, uzdrowiony z dręczącego lęku otwiera się na przyszłość. Bóg uobecnił się w jego życiu i Jakub odnalazł swoją prawdziwą tożsamość. Czuje obecność Boga i odtąd z Nim będzie łączył swoje imię. Uzdrowi relację z bratem i zawrze pokój. Na znak walki z Bogiem i ludźmi będzie kulał przez całe swoje życie. Można zapytać, jak to możliwe: zostaje uzdrowiony, a jednak kuleje, jest zdrowy, ale jednocześnie, w pewnym sensie, „naznaczony”? Ta blizna będzie mu przez całe życie przypominać, że inni również cierpią. Ci, którzy wiele w życiu przecierpieli i doznali uzdrowienia, stają się szczególnie wrażliwi na cierpienia innych. Dlatego mogą im pomóc w przyjęciu uzdrowienia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana – pisze św. Paweł. Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. (2 Kor 1, 4-5)

Uzdrowienie nie jest powrotem do początku

Po uzdrowieniu życie toczy się dalej, ale nie możemy udawać, że nic się nie stało. We wspólnotach odnowy charyzmatycznej często śpiewa się pieśń: „Możesz narodzić się na nowo, możesz wymazać przeszłość i zacząć od zera”. Zmieniłbym słowa „zacząć od zera” na „zacząć od nowa”. Uzdrowienie nie polega na rozpoczynaniu życia od zera. Nie można wymazać przeszłości. Otrzymując łaskę uzdrowienia otrzymujemy nowe życie, stajemy się nowymi ludźmi i w nowy sposób widzimy swoją przeszłość. Próba, której zostaliśmy poddani ogołaca nas, a jednocześnie wzbogaca. Otrzymujemy bogactwo, które nie napełnia pychą, i ubóstwo, które nie napawa lękiem. Jesteśmy silni i, jak Jakub po doświadczeniu Penuel, umocnieni Bożym błogosławieństwem, chociaż kulejący. Jesteśmy jak ktoś, kto po długiej chorobie odzyskał zdrowie, radość życia, przyjemność jedzenia, wąchania kwiatów, spotkań z przyjaciółmi. Taka próba wzmacnia duszę, lecz osłabia ciało. Być może osoba uzdrowiona nie będzie już mogła dźwigać ciężarów, wychodzić wieczorem itp. Rehabilitacja ofiary wypadku drogowego może być uciążliwa, lecz kiedy skutki wypadkuznikają, człowiek odżywa, zaczyna cenić życie i obiecuje sobie, że teraz będzie korzystać z niego jak nigdy dotąd.

Czy wiemy już, co w naszym życiu powinno zostać uzdrowione? Prośmy o taką wiedzę. Bóg daje temu, który prosi... a nawet temu, który nie prosi. Czasem oczekujemy małej poprawy, czegoś, dzięki czemu nasze życie stanie się bardziej znośne, a dostajemy dużo więcej. Być może właśnie dlatego po modlitwie o uzdrowienie, zwłaszcza jeśli ta modlitwa wyzwoliła u chorego gwałtowne emocje, konieczna jest rekonwalescencja i reedukacja, podobnie jak po operacji czy wypadku. Trzeba na nowo nauczyć się żyć.

Ufam Tobie

Byłem na rekolekcjach w ośrodku w Châteauneuf, a potem rozmawiałem z Martą Robin. Zwierzyłem się jej: „Podczas rekolekcji jestem radosny, wierzę żarliwie, a potem mam kryzys. Wszystko mi się wali. Dlatego nie lubię rekolekcji”. Odpowiedziała: „Musisz bezgranicznie zaufać. Im bardziej zawierzysz, tym twoja wiara stanie się głębsza”. Wychodząc od niej poczułem spokój. Uwierzyłem, zawierzyłem Bogu. Wiara i ufność idą w parze. Uwierzyć to znaczy zawierzyć komuś, zaufać, dać mu wiarę. Posłuszeństwo to pójście za kimś, kto naucza czym jest prawda, piękno i dobro. Słowa „zawierzenie” i „posłuszeństwo” nie mogą napawać lękiem, bo lęk rani, pęta wolność i niweczy szczęście. Zaufajmy. Zgodnie z obietnicą Bóg rzeczywiście jest obecny w naszym życiu, od narodzin aż do śmierci. Mówią o tym słowa Aktu zawierzenia, który był niegdyś czytany w Kościele:

Boże, ufam Ci bezgranicznie przez zasługi naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wierzę w obietnicę łaski Bożej na tym świecie i w życie wieczne po śmierci, bowiem Ty dotrzymujesz obietnic.

Uwierzmy w Słowo Boże, bo jest prawdą. Zaufajmy Bogu, który jest miłością. Ufność to pokój i cisza.

Pracuj nad swoją wyobraźnią

Osiągnięcia medycyny pozwalają zrelaksować się, złagodzić lęki. Również pewne techniki mentalne mogą okazać się skuteczne. Dotyczy to szczególnie pracy naszej wyobraźni. Spróbujmy wizualizować pozytywnie. Wizualizacja, przed którą czasem nas ostrzegają, nie zawsze jest zła. Chory na raka może bez lęku wizualizować swoje zdrowe ciało, a czekający na ważną rozmowę – jej sukces.

A czy nasza wiara i nadzieja nie są formami pozytywnej wizualizacji Bożych obietnic: Powiedziałem, jeśli uwierzysz, chwałę Bożą oglądać będziesz. To zachęta do zobaczenia w sobie dobra pomimo trudności, upadków i grzechu. Kiedy mówię do kogoś: „Pomyśl o Jezusie”, zachęcam właśnie do wizualizacji. Sam Jezus powiedział: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. (Mt 18, 20) Możemy bez obaw to sobie wyobrażać. Zdarza się czasem, że podczas modlitwy „widzimy” jakieś obrazy. Bóg posługuje się naszą wyobraźnią i wrażliwością, żeby się objawić. Ale zawsze zawierzajmy naszą wyobraźnię Duchowi Świętemu – On ją przemieni, byśmy mogli służyć bliźnim. Właśnie w wyobraźni rodzą się charyzmaty zwane profetycznymi: dar języków, dar słowa. Duch Święty pragnie nas obdarować, uświęca więc również naszą wyobraźnię i nasz rozum. Wielu ludzi boi się wyobraźni, sądzi, że jest kłamliwa, niesie ze sobą ułudę.

Ale gdyby nawet tak było, gdyby ktoś z nas miał kłopoty z „prawdziwością” swojej wyobraźni, to i tak, mimo wszystko, może służyć Bogu i braciom. Musi tylko zachować ostrożność w sądzeniu. Św. Paweł upomina nas: wszystko niech służy zbudowaniu. (1 Kor 14, 26)

(...)

 

11. KOCHAJĄC IDZIEMY SZYBCIEJ I DOCHODZIMY DALEJ

 

Alleluja, Jezus cię uzdrowił!

Uzdrowienie fizyczne często towarzyszy uzdrowieniu wewnętrznemu. To jest właśnie przypadek paralityka opisany w Ewangelii według św. Mateusza. Jezus najpierw uzdrawia jego duszę z wewnętrznego paraliżu, a dopiero potem leczy jego ciało. Mówi: Ufaj synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy. Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!. (Mt 9, 2, 6)

Niektóre grupy modlitewne, w tym zielonoświątkowe, entuzjastycznie głoszą całkowite i natychmiastowe uzdrowienie. Mówią: „Alleluja, Jezus cię uzdrowił. Idź w pokoju”. A jeśli ktoś nie otrzymuje łaski uzdrowienia, tłumaczą, że to z powodu jego małej wiary. Chory idzie do innego „głosiciela wiary”, jak ich nazywają, i pyta: „Co się dzieje? Dlaczego się nie udało?” i słyszy: „Brak ci wiary, nie możesz zostać uzdrowiony!” To tak, jakby tylko potrzebujący uzdrowienia byli ludźmi małej wiary, nigdy ci, którzy ją głoszą. Zrzuca się winę na potrzebującego uzdrowienia, zamiast wysłuchać spokojnie jego prośby i poprosić Jezusa o wysłuchanie modlitwy. Grupy te utrzymują, że uzdrowienie jest kwestią wiary, zapominając o tajemnicy Krzyża, o Bożej miłości, o stopniowym uzdrowieniu wymagającym czasu. To brak poszanowania dla człowieka, jego ciała i życia. Przekonanie, że można się obejść bez lekarzy, np. bez psychiatrów, ponieważ „Jezus wszystko może”, jest brakiem szacunku dla ludzkiej natury.

Czcij lekarza czcią należną z powodu jego posług,
albowiem i jego stworzył Pan.
Od Najwyższego pochodzi uzdrowienie,
i od Króla dar się otrzymuje. [...]
Pan stworzył z ziemi lekarstwa,
a człowiek mądry nie będzie nimi gardził. [...]
On dał ludziom wiedzę,
aby się wsławili dzięki Jego dziwnym dziełom. [...]
Synu, w chorobie swej nie odwracaj się od Pana,
ale módl się do Niego, a On cię uleczy. [...]
Potem sprowadź lekarza, bo jego też stworzył Pan,
nie odsuwaj się od niego, albowiem jest on ci potrzebny.
Jest czas, kiedy w ich rękach jest wyjście z choroby:
oni sami będą błagać Pana,
aby dał im moc przyniesienia ulgi
i uleczenia, celem zachowania życia.
(Syr 38, 1-2, 4, 6, 9, 12-14)

Niedyskrecja przeszkodą w uzdrowieniu

Jeśli byliśmy świadkami uzdrowienia, zachowajmy dyskrecję. Tego wymaga proces dojrzewania wewnętrznego. Niedyskrecja może niepotrzebnie wzbudzić uczucie rozgoryczenia. Nie opowiadajmy o życiu innych. Nie należy również zbyt wcześnie prosić uzdrowionego o świadectwo, ponieważ może to zatrzymać lub skomplikować proces odzyskiwania zdrowia. Ktoś, kto uważa się za zdrowego, a w rzeczywistości zaledwie wszedł na drogę prowadzącą do uzdrowienia, dając świadectwo, ryzykuje utratę skupienia na Bożym działaniu. Jeśli znowu wpadnie w chorobę, będzie w dodatku odczuwał wyrzuty sumienia, że okłamał Pana Boga i innych. Wydaje mi się, że należy poczekać kilka miesięcy czy nawet rok. Ale kiedy nadejdzie czas pewności, uzdrowiony powinien dać świadectwo ustnie lub pisemnie ku chwale Bożej. Kiedy Chrystus czyni znaki i uzdrawia nas, opowiadajmy o tym innym, a stanie się to wsparciem dla ich wiary. Apostołowie powracający z misji zwoływali wspólnotę i opowiadali o wszystkim, czego dokonali. Mówili, w jaki sposób otworzyli bramy wiary przed poganami, jak uzdrawiali chorych i nawracali grzeszników. Siedemdziesięciu dwóch uczniów posłanych przez Chrystusa powróciło do Niego i powiedziało w zachwyceniu: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają. (Łk 10, 17)

Ale zachowajmy dla siebie „królewską tajemnicę”. Niektóre słowa miłości i znaki, które Bóg dla nas uczynił, powinny pozostać tajemnicą. Nie opowiadajmy o nich nikomu. Stawką jest nasza bliskość z Bogiem. Możemy opowiadać o cudach, które się wydarzyły w naszym życiu, o tym, w jaki sposób umocniona została nasza wiara, ale pewne tajemnice zachowajmy dla siebie.

To jak wizyta u dentysty

Bądźmy cierpliwi w oczekiwaniu na łaskę, ponieważ często potrzebujemy czasu, by ją przyjąć. Oczekiwanie to trudny czas.

Uzdrowienie przypomina często wizytę u dentysty. Wiemy, że po wizycie poczujemy się lepiej, jednak zwlekamy z pójściem! Nie zawsze odczuwamy ból, lecz zawsze jesteśmy pod wrażeniem wizyty. Oto świadectwo uczestnika rekolekcji:

Po modlitwie o uzdrowienie odczuwałem gwałtowne emocje. Miałem wrażenie, że zostałem wewnętrznie złamany. Jednak nie chciałem się buntować. Zawierzyłem Bogu. Cierpliwie i z nadzieją czekałem aż On mnie wyzwoli. Sądzę, że tak się stało. Po naszym ostatnim spotkaniu modlitewnym odczułem potrzebę przypomnienia sobie bolesnych zranień. Teraz odczuwam potrzebę dawania świadectwa.

Nie spodziewajmy się, że całkowite uzdrowienie nastąpi natychmiast. To niebezpieczne i zwodnicze pragnienie. Kiedy podczas modlitwy o uleczenie zranień, spostrzegam, że osoba zraniona nie jest jeszcze przygotowana na radykalną zmianę życia, przerywam modlitwę. We wspólnocie często modlimy się o uzdrowienie jednej osoby przez wiele lat. Pamiętajmy, że Bóg pragnie uzdrawiać, a nie rozdrapywać rany. Każdy otrzymuje światło prawdy i łaskę uzdrowienia w zależności od swojej osobowości. Jezus ma czas. Człowiek potrzebuje wsparcia innych i ich modlitwy. Nic nie zastąpi codziennej cierpliwej i wiernej modlitwy rodziców za swoje dzieci, kapłana za swoich parafian, grupy modlitewnej za swoich członków. Może się jednak zdarzyć, że będziemy musieli zwrócić się w Kościele do kogoś, kto posiada dar uzdrawiania.

Żeby zrozumieć modlitwę, wyobraźmy sobie gąbkę

Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się inne członki. (1 Kor 12, 26)

Jeszcze raz to podkreślę: ci, którzy w Kościele modlą się o uzdrowienie, powinni pamiętać, że odzyskujący zdrowie potrzebują czasu. Być może potrzebują trzech tygodni, roku, a być może dwudziestu lat modlitwy i słuchania Słowa, by w sercu poczuć ulgę i miłość. Powinni cieszyć się dostrzegając choćby małe sygnały tego, że cierpiący nabierają chęci życia i stają się świadkami nadziei: Błogosławiony Bóg, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. (2 Kor, 1 3-4) Wytrwałość, cierpliwość, wspaniałomyślność i dobroć są pokarmem prawdziwej modlitwy. Odzyskujący zdrowie potrzebuje obecności innych ludzi i ich miłości. Taką metodą jest paterning, stosowany w przypadku upośledzonych i ciężko chorych dzieci. Osoby czuwające przy dziecku zmieniają się co kilka godzin. Nawet jeśli stan dziecka się nie polepsza, jest ono uczone samodzielności. Jeśli zamiast chodzić nauczy się choćby raczkować, jego mama odczuje radość! Jeśli po upływie pięciu lat dziecko podniesie rękę i obejmie mamę za szyję, dla niej to będzie cud! Pomiędzy „nic” i „wszystko” jest jeszcze słowo „bardziej”.

Czasem członkowie rodziny zamiast modlić się o uzdrowienie chorego czekają na kogoś, kto „lepiej się modli”. Zapominają, że Jezus jest blisko matki, która co wieczór nakłada swoje dłonie na chore dziecko i modli się o jego uzdrowienie. Matka, modląc się za dziecko, przejmuje w jakiś sposób jego ciężar, a Jezus pragnie uzdrowić całą rodzinę. Chora żona może poprosić męża, jeśli jest on chrześcijaninem, żeby się wspólnie pomodlili.

Żeby zrozumieć czym jest modlitwa, wyobraźmy sobie gąbkę. Jeśli zamoczymy ją w wodzie na krótko, będzie wilgotna, ale trudno będzie nią umyć stół – skrzypienie sygnalizuje, że wewnątrz jest sucha i twarda. Trzeba ją bardziej namoczyć. Podobnie bukiety kwiatów ułożone w gąbce zachowują świeżość i urodę krótko, na przykład przez trzy godziny, później więdną, z braku wilgoci. Czasem chcielibyśmy „poukładać” życie innych na swój sposób. Modlitwa, która nie wypływa z prawdziwej i bezinteresownej miłości do drugiego człowieka, z trudnością przechodzi przez bramę serca, zatrzymuje się, dostaje zadyszki. Taka modlitwa bardziej zubaża niż wzbogaca. Podobna jest właśnie do gąbki zanurzonej w wodzie tylko na chwilę, która nasiąkła wodą powierzchownie. Gąbka potrzebuje czasu, by wchłonąć wodę. Nie wyjmujmy jej zanim bąbelki powietrza nie ustąpią miejsca wodzie. A wtedy stanie się ciężka od wody.

Modląc się regularnie, nasiąkamy Bożą miłością. Nie biegnijmy od razu prosić o modlitwę kogoś, o kim sądzimy, że ma dar uzdrawiania. Sami też możemy wymodlić łaskę zdrowia dla siebie i innych. Oczywiście, Bóg może uzdrawiać i obdarzać łaską swój ludowi za pośrednictwem Bożych sług. Ale zacznijmy modlić się regularnie i uwierzmy, że słyszy także naszą modlitwę.

Kiedy kochamy, idziemy szybciej

Miłość jest najpewniejszym nośnikiem uzdrowienia. Jedyne przykazanie, które Jezus nam zostawił, jest przykazaniem miłości – Kościół to wspólnota związana miłością. W Nowym Testamencie czytamy: Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem, i to tym bardziej, im wyraźniej widzicie, że zbliża się dzień. (Hbr 10, 24-25) Unikanie wspólnych spotkań, opuszczanie Mszy św., zaniedbywanie modlitwy w przekonaniu, że jej nie potrzebujemy, wystawia nas na niebezpieczeństwo. Im mniej jemy, tym mniejszy odczuwamy głód – im mniejszy odczuwamy głód, tym mniej jemy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że tracimy na wadze i popadamy w chorobę. Tak samo jest z modlitwą. Im mniej się modlimy, tym mniejszą potrzebę modlitwy odczuwamy, a im mniejszą potrzebę modlitwy odczuwamy, tym mniej się modlimy. Pewnego dnia w ogóle przestajemy się modlić. I zaczynamy się wić z bólu.

We wspólnocie uczymy się relacji z innymi, pomagania sobie, dźwigania wzajemnie swoich ciężarów, miłości i wspólnie poszukujemy Boga. Miłość nie jest relacją jedynie między mną i Bogiem. Ona dotyczy także moich bliźnich. Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grze chów. W życiu rodzinnym i w pracy jest wiele miejsc pozbawionych miłości. Pospieszmy do miejsc nasiąkniętych miłością, zaczerpnijmy jej i przenieśmy tam, gdzie jej brakuje, nawet jeśli taka postawa dziwi i drażni innych. Kiedy kochamy osobę, za którą się modlimy, podążamy szybciej, Bóg, który jest Miłością, obdarza nas wieloma łaskami. Wszyscy żebrzemy o miłość i poszukujemy innych, do których moglibyśmy się zwrócić o pomoc, bo wszyscy czasem potrzebujemy pomocy. Nie pytajmy: „Masz stówę?”, lecz zastanówmy się, co sami możemy dać innym. Gdyby każdy przyjął taką postawę, miłość krążyłaby między ludźmi tak jak krew krąży w organizmie.

 

 

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl