KRZYSZTOF OSUCH SJ
1. Koncentracja na Boskiej Miłości i czynna miłość bliźniego – oto co i dziś winno być dla nas najważniejsze. Miłość Boga i bliźniego to nasza chrześcijańska tożsamość. Benedykt XVI, poświęcając swoją pierwszą encyklikę Miłości Boga, sytuuje nas w najważniejszym nurcie życia duchowego chrześcijan. Obecność tego nurtu odnalazłem w życiu świętej Anieli Merici (ur. ok. 1474 – zm. 1540), której liturgiczne wspomnienie przypada na dzień 27 stycznia. Aniela Merici należała do bardzo rozwiniętego w jej czasach ruchu Del Divino Amore. Zaangażowanie w ruch Boskiej Miłości i w pracę charytatywną – to treść jej życia oddanego Bogu i bliźnim. Członkowie stowarzyszenia, do którego należała, „odwiedzali szpitale, fundowali przytułki dla sierot i opuszczonych oraz zakłady i szkoły dla ubogiej młodzieży. Duszą tego ruchu stała się Aniela. Niebawem zdobyła sobie taki autorytet, że cała elita miasta schodziła się do jej ubogiej izby przy kościele św. Afry”. „Papież Klemens VII zaproponował Anieli, by zechciała zaopiekować się dziełami dobroczynnymi w Wiecznym Mieście”.
W perykopie mszalnej (z J 17), czytanej w uroczyste wspomnienie Założycielki Urszulanek Unii Rzymskiej, uobecniana jest prośba Jezusa do Ojca o jedność wierzących w Niego. Jedno zdanie w Jezusowej prośbie uderzyło mnie najbardziej: Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś (J 17, 23). Jezus bardzo pragnie zespolenia w jedno swoich wyznawców. Jedność wierzących ma stać się potężnym znakiem, który nie znających Jezusa naprowadzi na Boską Miłość. W Mowie pożegnalnej, w Wieczerniku, Jezus wypowiedział podobne zdanie: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem (J 15, 9). – Oto najbardziej znaczące wyznanie wielkiej Miłości Jezusa do nas.
Przytoczone zdania, z Modlitwy arcykapłańskiej i z Mowy pożegnalnej, mówią o czymś Jednym i Najważniejszym, o tym mianowicie, że jesteśmy miłowani przez Jezusa. I że tak jesteśmy przez Niego miłowani, jak On miłowany jest przez Ojca! Można śmiało powiedzieć, że jakość naszego życia duchowego zależy od poważnego przyjęcia miłości Jezusa i od stopnia przejęcia się skalą miłości Jezusa do nas. Zechciejmy zatem rozważyć nieco to, jak sądzę, najdalej idące wyznanie miłości Jezusa do nas.
Wszyscy mamy jakieś przeczucie tej Miłości, którą żywi Bóg Ojciec do swego Syna Jednorodzonego. Ta Miłość (Ojca do Syna) jest: odwieczna, nieskończona, wierna, po prostu Boska i uszczęśliwiająca. Jezus wyznaje, wtedy swoim pierwszym uczniom a teraz rzeszom wierzącym w Niego, że On miłuje nas tą samą Miłością, jaką On jest miłowany. Jest to Miłość Boska, wspaniała, wieloprzymiotnikowa... Wiedzieć o tym – to bardzo wiele, gdyż ta wiedza stanowi o naszej tożsamości.
Chyba rodzi się w nas zdumienie, gdy uświadamiamy sobie, że być miłowanym przez Jezusa – to już bardzo wiele! A być miłowanym przez Jezusa, tak jak On miłowany jest przez Ojca, to niewyczerpane źródło zdumień, olśnień i radości, a także modlitwy...
2. Każdy człowiek – jako Bogu podobny – niewątpliwie, chce być chciany i kochany. Czujemy się źle i cierpimy, gdy ktokolwiek, a zwłaszcza znaczące osoby odmawiają nam akceptacji i afirmacji. Natomiast, rozpromieniamy się, gdy bliźni przyjmują nas i potwierdzają naszą wartość. Tymczasem jest oczywiste, że na przestrzeni życia docierają do nas komunikaty o różnej treści... Nie wszystkie wyrażają akceptację, szacunek, życzliwość i miłość. Niektóre z nich ranią do żywego, zwłaszcza, gdy są powtarzane przez dłuższy czas. Niektóre negatywne „komunikaty” zapadają w pamięć i przykuwają uwagę. Mniej lub bardziej świadomie „przeżuwamy” to, co nas zraniło i zapadło w pamięć.
Ze zranieniami i psychicznym bólem bywa tak jak ze zębami... Można mieć dwadzieścia kilka zębów zdrowych, ale i tak ten jeden czy drugi bolący potrafi nas całkiem zaabsorbować i skutecznie popsuć nastrój! – Bolącym zębem zajmujemy się co prędzej. Bólem zranionego serca też trzeba się zająć. Trzeba dotrzeć do przyczyny bólu i usunąć ją. Chwilowe znieczulenia na niewiele się zdadzą. Potrzebne jest uzdrowienie, którego owocem jest przemiana ran w … perły. Gdzie możemy znaleźć takie uzdrowienie i taką przemianę? Tak naprawdę, tylko Jezus Chrystus jest owym Wielkim Lekarzem – Uzdrowicielem.
Taka jest Jego misja i pasja, by uzdrawiać zranionych i dogłębnie pocieszać, rozradowywać smutnego człowieka. Po Jezusie możemy spodziewać się różnych uzdrowień – także ciała, ale najważniejsze jest uzdrowienie serca, duszy. Jezus uzdrawia nas i dogłębnie pociesza przez wyznanie Swej Miłości. On nie szczędzi nam swej Miłości. Wyznaje ją nam na różne sposoby – w słowach i czynach... Jednak niezwykle ważne (a i trudne, jak się okazuje) jest to, by umieć odpowiednio przyjąć, a dokładniej mówiąc, przyjmować, Jezusowe wyznanie Miłości. Miłość Jezusa zauważamy i przyjmujemy kiedyś po raz pierwszy. Ale odtąd powinniśmy przyjmować ją – raz po raz, codziennie, wiele razy na dzień 1. Miłość Jezusa, zawarta w Jego słowach i czynach, winna też być brana „na zęby mądrości”, jakby powiedział św. Bernard, gdyż dopiero przeżuwanie i kosztowanie Jezusowej Miłości sprawia uzdrowienie i dogłębnie rozradowuje.
Gdy Jezusową Miłością karmimy się często, regularnie i intensywnie, wtedy zmienia się obraz nas samych. Zmienia się barwa naszego istnienia. Wciąż odradza się i pogłębia się nasza wewnętrzna wolność od przywiązań, uzależnień, cudzych ocen i wszelkich negatywnych oddziaływań.
3. Zapewne wszyscy trzymamy w pamięci jakieś ulubione zdania z Pisma świętego. Uciekamy się do nich, gdy jest nam ciężko i czujemy się zagubieni. Być może lubimy powracać do tych słów Jezusa: Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię... Warto, byśmy do zasobu ulubionych zdań z Pisma św. włączyli także to niebywałe wyznanie miłości: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.... Biorąc sobie do serca te słowa Jezusa, (najlepiej wiele razy na dzień), będziemy doznawać realnej pomocy i odmiany! Dosłowne przyjęcie i niejako „zjedzenie” tych słów Jezusa – winno rozwiewać nasze smutki, przepędzać nasze lęki czy napady zwątpienia co do sensu życia. Konsekwentne przyjmowanie w siebie takiej Miłości – winno też wyzwalać nas z gnębiącego poczucia winy.
4. Nasze życie to rzeczywistość, niewątpliwie, złożona i tajemnicza. Człowiek – to wielka tajemnica. Do tej tajemnicy należy przystępować z szacunkiem i wielkich słów nie wypowiadać lekko. Ośmielę się jednak powiedzieć, że jeśli poznaliśmy (czy coraz bardziej poznajemy) Jezusa i Jego wielką Miłość do nas, to tym samym wiemy na pewno, że Bóg daje nam wszystko, czego nam potrzeba, by wieść życie pełne sensu, nadziei, radości i pokoju. Skoro Bóg Ojciec daje nam nawet Swego Syna Jednorodzonego, a wraz z Synem daje nam też Ducha Świętego, to winniśmy żyć w nieustannym pocieszeniu... A jeśli mimo to przeważa w nas jeszcze smutek, ciągłe udręki i lęk, to dopytujmy się, co właściwie stanowi przeszkodę, która nie pozwala nam „zasadzić siebie” i zakorzenić się w Boskiej Miłości, by następnie zakwitać i owocować.
Oby Patronka Zakonu Sióstr Urszulanek, św. Aniela Merici, wyjednała nam pasję dla Boskiej Miłości. Prośmy ją, by pomogła nam włączyć się w ruch „Del Divino Amore”.
Oby encyklika Benedykta XVI Deus caritas est – czytana i przemadlana – pomogła nam włączyć się z nową pasją w ten najważniejszy „ruch” w ludzkich dziejach, w ruch Boskiej Miłości, z której utkani jesteśmy my sami i wszystko, co istnieje. Pasja wobec Miłości Boga nam zaofiarowanej uczyni nas mniej zdezorientowanymi w życiu osobistym i społecznym. Będziemy też lepiej przygotowani na bliskie spotkanie z Piotrem naszych czasów.
Krzysztof Osuch S.I.
Częstochowa, 27 stycznia 2006
Homilia wygłoszona u Sióstr Urszulanek w Częstochowie
Zapraszam na strony internetowe Centrum Duchowości im św. Ignacego Loyoli w Częstochowie www.jezuici.pl/centrsi
1 Kiedyś na Mateuszu pisałem o trzech tomikach On i ja, w których znajdziemy bezcenną pomoc do regularnego karmienia się Miłością Boga – zobacz: www.mateusz.pl/duchowosc/ko-bossis.htm
© 1996–2006 www.mateusz.pl/mt/ko