JACEK POZNAŃSKI SJ
Wciąż na nowo bardzo potrzebujemy pocieszania. Ciągle nam bowiem nie wychodzi życie, popełniamy te same błędy, raz po raz nie wychodzą nam relacje z innymi ludźmi, a sprawy idą w złym kierunku. Bardzo często popadamy w smutek. Na różne sposoby poszukujemy pocieszenia, nieraz bardzo rozpaczliwe, nałogowe. Nawet w życiu duchowym można nieraz zatracić się w szukaniu pocieszenia, które ma płytki, powierzchowny, egoistyczny charakter i niewiele ma wspólnego z wiarą.
Wielkie uroczystości roku liturgicznego mają za cel przynieść nam pocieszenie w różnych jego odcieniach. Rok liturgiczny zaczyna się od adwentowego wołania Boga: „Pocieszcie, pocieszcie mój lud!” (Iz 40,1). Boże Narodzenie przynosi wieść: Bóg jest Emmanuelem, Bogiem z Nami. Liturgia wie, jak przygnębiające jest dla nas poczucie, że ostatecznie moglibyśmy być całkowicie sami. Gdy po Wielkim Poście wreszcie przychodzi Niedziela Zmartwychwstania, dane nam jest pocieszenie w innym odcieniu: nie rozpadniemy się w nicości! Śmieć została zniszczona! Życie zwyciężyło! W końcu, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, okazuje się, że sam Bóg w jednej z boskich Osób jest Parakletos, Pocieszycielem. W każdej eucharystii, gdy kapłan wypowiada nad darami i nad ludem epiklezę, prosimy o zesłanie owego osobowego Pocieszenia. Bóg przychodzący do nas w liturgii chce być naszym Pocieszycielem. W ten sposób realizuje się obietnica Jezusa „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy” (J 14, 16-17).
Dla św. Ignacego z Loyoli pocieszenie było bardzo istotnym doświadczeniem w wewnętrznym życiu człowieka. Rozeznawanie pocieszeń i strapień, odróżnianie duchowych i nieduchownych ich wersji, wyznaczyło charakterystyczną dla niego duchową ścieżkę. Stanowi też samo serce ignacjańskiej duchowości. W swoich Ćwiczeniach Duchowych pisze: „Pocieszeniem nazywam [przeżycie], gdy w duszy powstaje pewne poruszenie wewnętrzne, dzięki któremu dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy i Panu, a wskutek tego nie może już kochać żadnej rzeczy stworzonej na obliczu ziemi dla niej samej, lecz tylko w Stwórcy wszystkich rzeczy (…) Wreszcie nazywam pocieszeniem wszelkie pomnożenie nadziei, wiary i miłości i wszelkiej radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich i do właściwego dobra własnej duszy, dając jej odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu swoim.” Doświadczanie pocieszeń i strapień jest konieczne by żyć w Duchu, być otwartym na Jego poruszenia, być wrażliwym na podstawową dynamikę zniechęcenia (chwyt złego ducha) i zachęty (pochodzącej od ducha dobrego).
Czasem szczególnego rodzaju pocieszenia jest dla św. Ignacego czwarty tydzień Ćwiczeń. Już na samym początku zaprasza, by kontemplować „jak Chrystus, Pan nasz, spełnia zadanie pocieszania swoich i porównać go do przyjaciół, którzy zwykli pocieszać się wzajemnie” (ĆD 224). Na tym etapie duchowej drogi ma się stać naszym udziałem doświadczenie tego, że – parafrazując św. Pawła – „teraz zaś już nie ja się cieszę, lecz raduje się we mnie Chrystus” (Ga 2,20). W centrum ma być Zmartwychwstały Jezus i paschalna radość, którą On się raduje. Mamy prosić o radość z powodu Jego radości. Najtrudniejszą rzeczą jest tu zgoda na rezygnację z własnych mocnych przeżyć i doświadczeń, by w centrum postawić radość Jezusa i w nią wejść. Ale tylko tak można dokończyć proces porządkowania miłości własnej.
Nie byłoby pocieszenia związanego ze zmartwychwstaniem, gdyby nie było Paschy Jezusa. Według kard. Martiniego, pocieszenie, jakie przynosi ze sobą Paschale Triduum jest proporcjonalne „do uczynionego daru z siebie, do naszego bycia dla innych, połączonego z zaakceptowaniem odrzucenia, umartwienia, możliwości bycia odepchniętym. W takim położeniu Słowo Boże demonstruje swą moc i pewien, naprawdę nowy, pokój przenika serca”. Tak więc pocieszenie duchowe właściwe dla świętowania Zmartwychwstania Jezusa przychodzi wtedy, gdy udaje nam się oderwać od siebie oraz przyjąć cierpienie ze względu na Jezusa. Czwarta modlitwa eucharystyczna mówi: „Abyśmy żyli już nie dla siebie, ale dla Chrystusa, który za nas umarł i zmartwychwstał, zesłał On od Ciebie, Ojcze, jako pierwszy dar dla wierzących, Ducha Świętego, który dalej prowadzi Jego dzieło na świecie”. W wyrywaniu nas z egoizmu i otwieraniu na innych – co może pociągać za sobą odrzucenie – wspomaga nas Parakletos. W ten sposób jesteśmy wprowadzani w duchowe pocieszenie Zmartwychwstania.
Św. Ignacy wskazywał, że misją jezuitów jest posługa pocieszania. Zyskał to przekonanie kontemplując Jezus Zmartwychwstałego, który szuka swoich uczniów rozproszonych przez okropności Męki i Krzyża, aby ich pocieszyć. Te spotkania są krótkie, ale po każdym z nich uczniowie wychodzą przemienieni, umocnieni, pełni pokoju i odwagi, zdolni by być świadkami. To jest skutek pocieszenia. Co więcej, Jezus pociesza ukazując, że jest obecny we wszystkich sprawach i drobiazgach życia codziennego: jako ogrodnik, jako wędrowiec, jako nieznajomy nad Morzem Tyberiadzkim. Staje się podobnym do zwykłych ludzi, bo pragnie, by zwykli ludzie upodobnili się do niego. Dlatego można powiedzieć, że powołaniem każdego chrześcijanina jest pocieszać, podobnie jak jego Mistrz. Tak pojmował chrześcijańską egzystencję św. Paweł, gdy pisał: „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga.” (2 Kor 1,3-4).
Jacek Poznański SJ
Krótsza wersja artykułu ukazała się w kwietniowym wydaniu Posłańca Serca Jezusowego: http://www.poslaniec.co/
© 1996–2012 www.mateusz.pl/mt/jp