JACEK POZNAŃSKI SJ
Msza święta, dla wielu z tych, którzy uczestniczą w niej w niedzielę, jest nieraz jedyną formą modlitwy, jaką praktykują. Dla innych – drugą, obok mniej lub bardziej systematycznej modlitwy osobistej. Natomiast dla pewnej grupy osób, które więcej się modlą, Eucharystia stanowi najistotniejszy punkt ich duchowego życia. Bardzo zależy im na głębokim przeżyciu mszy świętej, pragną by się stała poruszającym wydarzeniem spotkania z Chrystusem. Pojawia się jednak, między innymi, niebezpieczeństwo indywidualizmu. Eucharystia staje się czasem prywatnym nabożeństwem, w którym celebruje się ekskluzywnie relację ja – Pan Bóg, inni natomiast rozpraszają i przeszkadzają. W ten sposób, niepostrzeżenie, dokonuje się na niej pogłębianie zamknięcia się w sobie.
Jak się to przejawia? Różnie: inaczej u świeckich a inaczej u księży. W skrajnych przypadkach, niektórzy świeccy w dążeniu do „dobrego” przeżycia Eucharystii idą tak daleko, że decydują się np. nie wykonywać gestów i nie zmieniać postaw ciała podczas celebracji. Najczęściej kończy się to tym, że siedzą cały czas nieruchomo. Twierdzą, że w ten sposób łatwiej jest się im skupić. Inni twierdzą, że rozprasza włączanie się w śpiew, dialogi, wypowiadanie ciągle tych samych słów. Wybierają więc milczenie. Wszystko dzieje się w ich sercu i umyśle. Tam zatrzymują się nad dowolnym słowem, obrazem, gestem i długo je rozważają, albo też komponują własne modlitwy. Msza święta staje się prywatnym nabożeństwem, osobistą modlitwą, medytacją.
Inne sposoby traktowania mszy świętej jako prywatnego nabożeństwa mają księża. (Pomijam tu wcale nie tak rzadkie sytuacje, w których księża, zwłaszcza zakonni, systematycznie odprawiają Eucharystię sami w tzw. mszalnicach, i to nawet w niedziele i uroczystości). Niektórzy kapłani mają ogromną potrzebę wyrażenia w liturgii swojej niepowtarzalnej osobowości. Chcą by było jasne, że to jest jego msza i nikt nie prowadzi jej tak, jak on. A więc pozwala sobie na różne wstawki słowne, modyfikowanie modlitw, wykonywanie własnych gestów i rytuałów. Uwaga wiernych niepostrzeżenie przesuwa się na księdza. Z czasem ludzie zaczynają wybierać te msze (i kościoły), które sprawuje ich ulubiony ksiądz i unikać pozostałych. Na mszę przychodzi się dla księdza.
Jak więc modlić się w specyficzny dla mszy świętej sposób? Tradycja Kościoła, inspirując się zwłaszcza Apokalipsą, stwierdza, że liturgia odbywa się cały czas przed obliczem Boga – jest Liturgią niebieską. Pewną jej formą jest Eucharystia jako modlitwa całego Kościoła, który uobecnia się w konkretnych wspólnotach rozsianych po całym świecie. Tak więc, po pierwsze, rozpoczynając mszę świętą w konkretnym miejscu i czasie, my tylko włączamy się w odprawianie Wielkiej Liturgii, staramy się do niej przyłączyć, tę Boską liturgię tutaj i teraz uobecnić. Raz wychodzi nam to lepiej raz gorzej. W każdym razie my nie tworzymy liturgii. Po drugie, Eucharystia ma budować Kościół, a więc lud stworzony i zbawiony przez wiarę w Chrystusa. Mamy więc być ukierunkowani na Ciało Chrystusa. Po trzecie, Eucharystia jest modlitwą wspólnotową. Z natury swojej jest przeznaczona do tego, by odprawiała ją grupa ludzi i by posiadała wspólnotową dynamikę.
W tym świetle należy też patrzeć na owocność Eucharystii. Na modlitwie indywidualnej obecność innych, ich słowa, gesty, zachowania, stają się nieraz rozproszeniem, przeszkadzają, a nawet uniemożliwiają modlitwę. Z istoty modlitwy wspólnotowej, jaką jest Eucharystia, wynika, że inni być muszą, że będą coś mówili, jakoś się zachowywali. Modlitwy mamy szukać właśnie w i poprzez spotkanie z nimi. Na Eucharystii istotna jest interakcja, wchodzenie w relacje, pielęgnowanie komunikacji, budowanie więzi zarówno duchowych jak i ludzkich. To stanowi „tygiel” modlitwy. Dlatego oceniając owocność mszy świętej, warto się pytać: na ile czuję duchową więź z innymi wiernymi? na ile głoszone Słowo Boże i rozdzielane Ciało i Krew tworzą z nas jedno ciało Chrystusa? na ile uwrażliwiam się na obecność Chrystusa w drugim człowieku, otwieram się na wzajemną służbę, wchodzę na drogę przebaczenia? na ile jaśniejsze staje się dla mnie, że „Gdzie dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam i ja jestem pośród nich” (Mt 18, 20).
Dobrze przeżyta Eucharystia wyrywa człowieka z samego siebie, ze skoncentrowania na swoich lękach, oczekiwaniach, troskach i problemach i prowadzi do innych, by im służyć, z nimi się weselić albo płakać. Dobrze przeżyta msza święta prowadzi do zainteresowania się Kościołem, zarówno lokalnym jak i powszechnym, sprawą zbawienia świata, sprawą pokoju i sprawiedliwości, ludźmi ubogimi i udręczonymi. Dobrze przeżyta liturgia poszerza horyzonty.
W końcu, Eucharystia jest też tym lepsza im bardziej znika ksiądz, tzn., im bardziej daje się on ponieść nie przez swoje potrzeby, fantazje albo frustracje, ale przez Tajemnicę, którą chronią rytuały, słowa i gesty przewidziane przez liturgię.
Jacek Poznański SJ
Tekst ukazał się w wrześniowym wydaniu Posłańca Serca Jezusowego: www.poslaniec.co
© 1996–2012 www.mateusz.pl/mt/jp