JACEK POZNAŃSKI SJ
Są czasem momenty, w których pojawia się niejasne poczucie dreptania w miejscu. Wzrasta przekonanie, że nie można już tak dalej, jak dotychczas. Coś musi się zmienić! Życie chce się uwolnić z zastygłych schematów. Jednak, gdy próbujemy się zatrzymać, znajdujemy w środku chaos, a może tylko ciemną dziurę bez dna. W dodatku wychodzą jakieś żale, gdzieś budzi się gniew lub złość, albo niepokój. Czasami jest tego tak dużo, że człowiek czuje się całkowicie przytłoczony. Tak wiele spraw trzeba by podjąć! Ten ogrom powoduje poczucie bezradności i smutek.
Jak zabrać się za swoje życie, gdy przez lata nie było na to czasu? Z pewnością, żeby zacząć coś nowego, bardzo pomocne jest zaznaczenie tego w jakiś szczególny sposób. Przykładowo, zacząć od decyzji poświęcenia kilku dni tylko temu, by – najlepiej w ciszy, milczeniu, w duchu modlitwy – dać sobie czas. Chciałbym zarysować krótki przewodnik po pierwszych ważnych dla życia wewnętrznego każdego człowieka sprawach. Myślę, że może to pomóc ruszyć z miejsca i stworzyć mapę dalszej drogi.
Najlepiej zacząć od uczuć. Na początek: zauważanie uczuć. Trzeba uczyć się dopuszczać je do swojej świadomości, zauważać je, a dalej uczyć się je rozróżniać, identyfikować, nazywać. W końcu – wyrażać uczucia. Wszystko to można praktykować na różne sposoby. Dobrą metodą jest tzw. dzienniczek uczuć. Pisząc w pierwszej osobie, notuj sytuacje i twoje uczucia w tych sytuacjach, bez oceniania ich i analizowania (zob. S. Biel SJ, Życie duchowe bez trików i skrótów).
Ważną rolę ma odkrywanie negatywnych uczuć. One najczęściej szarpią sercem i najtrudniej dojrzale stawić im czoło. Negatywne uczucia nieraz są głęboko schowane, zmiażdżone, bo np. dotyczą ważnych osób, rodziców czy innych bliskich, a nie chcemy postawić ich w złym świetle, nawet przed samymi sobą. Nieraz szczególną rolę w życiu odgrywają różnego rodzaju lęki. Także religijne. Je również warto identyfikować i nazywać.
Następnym krokiem jest podjęcie swojej historii życia. Trzeba wrócić do ważnych, brzemiennych w skutki wydarzeń. Zwłaszcza tych bolesnych: krzywdy, cierpienia, ran. Zauważam, że jest coraz więcej osób, którzy są zmęczeni powracaniem do historii życia. Jest tak z różnych powodów. Ludzie zapisują się na terapie i nie kończą jej, zniechęceni, że to tak dług trwa. Albo wybrali jakąś terapię, która jest przypadkowa, niedopasowana do ich problemów, np. znaleźli tylko takiego terapeutę w pobliżu. Często też ludzie mają dość zajmowania się historią, bo tak naprawdę ciągle przerabiali ją fragmentarycznie i tylko wtedy, gdy coś bolało i byli w jakiejś udręce, ale gdy się trochę polepszyło, to odstawiali pracę. Tymczasem historię życia trzeba przepracować raz ale gruntownie, systematycznie, cierpliwie i wytrwale sięgając do wszystkiego. Przypominać sobie, dotykać ponownie, spisywać, płakać, modlić się i komuś to stopniowo opowiadać. To może trochę zabrać czasu, może nawet rok, dwa albo i dłużej. Czasami rzeczy odsłaniają się warstwami, stopniowo, jak tylko ustępuje ciężar wyższych warstw. Bardzo często są przygniecione różnymi innymi sprawami. Ważne, by nie zadawalać się chwilowym poczuciem uwolnienia, połowicznym rozumieniem tego, co było.
Tutaj często pojawia się rodzice. Warto osobno przyglądnąć się relacjom do ojca oraz osobno do matki. Zobaczyć jak oni ukształtowali, co dali, czego nie dali. Odkryć własne pretensje, żale. Czasami są też inne postacie, które odcisnęły swe piętno na życiu: dziadkowie, wujek, brat, wychowawczyni, nauczycielka, ksiądz, jakaś wielka miłość.
Nieraz będzie trzeba poruszyć ważny temat przebaczenia i pojednania. Może to dotyczyć różnych osób, ale zwłaszcza rodziców, bo jest poczucie skrzywdzenia, opuszczenia, zawodu, wstydu, a może zapiekła złość. Ale nieraz trzeba też pomyśleć o przebaczeniu sobie. Również i do siebie samych mamy wiele pretensji, zwłaszcza, gdy podjęliśmy jakieś złe decyzje.
Kolejna kwestia to poczucie własnej wartości oraz akceptacja siebie. Trzeba i to w sobie odkryć, odbudować, umocnić. Nieraz poczucie niskiej wartości, perfekcjonizm potrafią skutecznie zatruć nasze życie. Brak bezinteresownej miłości w naszym życiu, sprawia, że wciąż staramy się zasługiwać, zaspakajać czyjeś wymagania, chorobliwie szukać pochwały i uznania innych.
W końcu należy też sięgnąć do własnych marzeń, pragnień, potrzeb, pasji. Nie ulegać pierwszemu wrażeniu, że nic nie mam. Nieraz wystarczy popatrzeć na historię swojego życia, albo przypomnieć sobie słowa innych. Również cisza budzi pragnienia. W pragnieniach, marzeniach kryje się wiele informacji o tym, kim jesteśmy, o naszym sercu, a także o woli Bożej względem nas.
Myślę, że dobrze jest podjąć tych kilka kwestii, gdy czujemy potrzebę zabrania się za swoje życie. Praca nad każdą z tych spraw zabiera nieraz sporo czasu i trzeba do nich powracać w życiu codziennym. Najlepiej na spotkaniach z psychologiem albo w ramach kierownictwa duchowego czy choćby przyjacielskiej pomocy. Zawsze jednak w duchu modlitwy. Bo nakierowanie na Boga, to nakierowanie na źródło życia. A przecież właśnie życie w nas chcemy uwolnić i rozpalić.
Jacek Poznański SJ
Tekst ukazał się w październikowym wydaniu miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego (10/2013), www.poslaniec.co
© 1996–2013 www.mateusz.pl/mt/jp