JACEK POZNAŃSKI SJ
Współczesny człowiek często nie potrafi odnieść do siebie słowa „świętość”: „Co ono mogłoby oznaczać w moim przypadku? Czy mam czas i możliwości by zawracać sobie głowę świętością?” Dzisiejszemu człowiekowi o wiele więcej mówią takie określenia, jak: dobry człowiek, człowiek pełen poświęcenia, człowiek, na którym można zawsze polegać, człowiek życzliwy. Raczej wolelibyśmy by nas określano tymi terminami, aniżeli przymiotnikiem „święty”. Tym bardziej, że ten ostatni ma czasami ironiczny, pejoratywny wydźwięk (np. w słowie świętoszek). Nawet czasami używamy stwierdzeń typu: „O, święty się znalazł”, by komuś dopiec. W najlepszym razie „świętość” wydaje się być pojęciem niejasnym, oderwanym od życia.
Warto zatem zapytać, jak konkretnie mogę wzrastać na tej drodze? Jak stawać się świętym? Czy muszę robić coś więcej niż to, co robię? Myślę, że są dwa podstawowe elementy, konieczne na drodze świętości. Są one bardzo konkretne. Po pierwsze, doświadczenie miłości Boga do siebie osobiście; po drugie, rozpoznanie i przyjęcie wezwania: powołania oraz osobistej misji.
By stawać się świętym, trzeba mieć doświadczenie tego, że jest się kochanym. Dlaczego to takie ważne? Nie da się rozeznawać powołania i nie da się wiernie realizować powołania bez doświadczenia miłości zarówno ze strony Boga jak i ludzi. To miłość sprawia, że cały człowiek zaczyna żyć. Miłość otwiera na doświadczenie pełni egzystencji, uruchamia życiowe energie. A pełnia życia ujawnia się przez miłość, bo życie powstaje z miłości: najpierw Bożej, a później ludzkiej. Pełnia życia jest udziałem ludzi, którzy czują się kochani, akceptowani, przyjęci, którzy sami siebie kochają i dzielą się miłością z innymi. A całą tę miłość zakorzeniają w doświadczeniu bycia ukochanym przez Boga. To ludzie żyjący pełnią życia dzięki miłości mogą być świętymi.
Ogromnie ważne jest Boże wezwanie. Jest ono skierowane do każdego człowieka. Nie ma tylko wezwania do bycia gapiem, biernym receptorem tego, co się w około dzieje. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa aspekty owego wezwania. Najpierw, powołanie w sensie, wezwania do jakiegoś działania, zaangażowania w coś; a następnie, wezwanie do osobistej misji.
Powołanie to zaproszenie do robienia czegoś szczególnego. Na przykład, do wykonywania posługi kapłańskiej, zaangażowania w taki czy inny charyzmat zakonny, do działania jako lekarz, nauczyciel. Oczywiście, powołanie, to też pewien sposób życia, ale wiąże się ściśle z określonymi zachowaniami i działaniami. Ten sposób życia i działania, wyznaczony przez kapłaństwo (zawód lekarza, nauczyciela, itd.), jest wspólny wielu kapłanami (lekarzom, nauczycielom, itd.).
Istnieje coś takiego jak wezwanie do szczególnego dla danego człowieka sposobu bycia, do pewnej misji. O. Herbert Alphonso SJ pisze: „nie jestem dla Boga jednym z wielu w tłumie, nie jestem dla Niego numerem pewnej serii, kartką z katalogu, lecz kimś niepowtarzalnie jedynym, ponieważ Bóg zwraca się do mnie po imieniu.” Misja osobista to wezwanie do szczególnego sposobu bycia, dzięki któremu w unikalny sposób mogę realizować moje powołanie rozumianego jako wezwanie do działania.
Jak to dokładnie rozumieć? Powiedzmy, mamy pięć osób. Każda z nich ma kilka poziomów powołania: powołanie do bycia mężczyzną, do bycia ojcem, do bycia lekarzem. Osobista misja każdej z nich nie jest czwartym powołaniem, lecz przenika wszystkie inne i kształtuje je w sposób bardzo osobisty. Każda z tych osób jest w jedyny i niepowtarzalny sposób mężczyzną, ojcem, lekarzem, właśnie dzięki osobistej misji.
Jak zauważa o. Alphonso, osobistą misję można w przybliżeniu wyrazić przez swego rodzaju motto życiowe: „Ja jestem z tobą”; „Miłość jest cierpliwa”; „Miłość, która przebacza”; „bezwarunkowa akceptacja”; „trwaj w Mojej miłości”; „po prostu dar”, „cały jesteś ważny”. Są to wyrażenia, które mogą wydawać się ogólne, lecz dla osoby, która nimi żyje mają niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju znaczenie. One nadają tej osobie oblicze nie do pomylenia z innymi, owo tajemne „nowe imię”. Każdy człowiek ma daną przez Boga potrzebę, by była uszanowana jego niepowtarzalność, bo każdy jest wezwany do bycia jedynym. Kształt tej niepowtarzalności też trzeba rozeznać i podjąć.
H. U. von Balthasar pisze: „Właściwa chrześcijańska świętość zaczyna się od wolnej zgody człowieka na wybranie i od wierności w realizacji zadania”. Wkraczamy więc na drogę świętości, gdy czując się kochani i kochając, podejmujemy drogę rozpoznania własnego powołania i osobistej misji, gdy w całej wolności zgadzamy się na nie i wiernie staramy się je realizować. Uzdalnia nas do tego miłość. Gdy trwamy na tej drodze, wtedy skierowane do nas wezwanie staje się w nas czymś, co nas ogarnia, przełamuje w nas zamknięcia, opory, słabości, oraz grzech. Przez wierne i wytrwałe realizowanie naszego powołania Bóg zdobywa w nas przewagę nad nami samymi. Zostajemy włączeni w Boże Królestwo, a więc wchodzimy w przestrzeń świętości Boga. Stajemy się świętymi. Tak więc świętość to rozwinięcie tego, co jest już dane. To oznacza także rozwinięcie osoby w jej niepowtarzalnej indywidualności. Dlatego stawanie się świętym może dać człowiekowi smak szczęścia. Ma się przecież poczucie wzrastającej pełni, spełniania się swojego życia.
Jacek Poznański SJ
Artykuł pod innym tytułem ukazał się w majowym wydaniu Posłańca Serca Jezusowego: http://www.poslaniec.co/
© 1996–2012 www.mateusz.pl/mt/jp