JACEK POZNAŃSKI SJ
Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania, w razie potrzeby inspirując się poniższą refleksją. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.
(Mdr 11,22-12,2): „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu?” Bóg jest miłośnikiem życia. To oznacza, że śmierć nie może mieć z Bogiem nic wspólnego, że nie może być ostateczna. Właśnie to odkrycie, że Bóg kocha życie i żyjących prowadziło wewnętrznie lud Izraela aż do wiary w zmartwychwstanie zmarłych. Całe nasze życie jest odkrywaniem Boga życia. W młodości wydaje się nam, że Bóg życie ogranicza, że Jego przykazania tłamszą życie tak, że nie może się ono bujnie rozwinąć. Wraz z wiekiem doświadczamy, że przychodzi coraz więcej ułomności fizycznych i psychicznych, coraz więcej chorób i tyle konieczności rezygnowania i obumierania. Znowu pojawia się pytanie: czy Bóg rzeczywiście chce bym żył? A mimo to w tym wszystkim możemy dostrzec przebudzenie się ogromnych wewnętrznych źródeł życia. Mimo zewnętrznych oznak obumierania może w nas umacniać się przekonanie o mocy życia i doświadczenie tej mocy, która z nas wyrasta i w końcu w śmierci ogarnia nas całych (także z umęczonym ciałem) w nadziei na życie bez granic. Proces ten winien być pobudzany wiarą w miłość Boga, w tę miłość, która nieodparcie przekonuje o sensie: bo nic by trwać nie mogło, „gdybyś Ty nie powołał do bytu?” i „Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie”.
(Ps 145): „Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła i niech Cię błogosławią Twoi święci. Niech mówią o chwale Twojego królestwa i niech głoszą Twoją potęgę. Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach i we wszystkich dziełach swoich święty.” Psalm podsumowuje bardzo precyzyjnie biblijne Objawienie o Bogu. Przede wszystkim przejmuje jako swoje Objawienie dane Mojżeszowi w księdze Wyjścia (rozdz.34): Bóg jest dobry i miłosierny, cierpliwy i pełen czułości. Izrael z czasem odkrywał tego Boga jako Pana i Króla wszystkich ludów i całej ziemi. Odkrywał też sens Jego potęgi, która jest w istocie potęgą miłości. To jest bardzo istotne odkrycie, które zajęło Izraelitom tysiące lat: Bóg nie jest potęgą zbrojną i pełną przemocy, ale, jeśli jest mowa o Jego mocy i sile, to w sposób pierwotny i właściwy odnoszą się one do mocy i siły Jego miłości. To objawienie ostatecznie zostało ukazane na krzyżu. A kiedy mowa o dziełach i czynach tego Króla, to pierwotnie i właściwie odnoszą się one w istocie do jednego dzieła i czynu: wyzwolenia ludu z niewoli. I nie chodzi w tym wyzwoleniu tylko o przeszłość, ale, jak najbardziej, chodzi o teraźniejszość: dziś królowanie Boga i Jego moc polega na wyzwalaniu ludzi z różnorakich niewoli do tego, by byli w stanie tworzyć lud, czyli nawiązywać relacje i tworzyć wspólnoty.
(2 Tes 1,11-2,2): „Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.” Wspólnota w Tesalonikach była w trudnej sytuacji. Św. Paweł mógł być tam tylko przez trzy tygodnie. Prześladowania i ataki ze strony przeciwników dały mu tylko tyle czasu na głoszenie słowa Bożego i utworzenie nowej wspólnoty. Dalej musiał ją formować z oddali, poprzez listy i posłańców, ale przede wszystkim przez własną modlitwę. Piękna jest ta modlitwa: o efektywne i mocne formowanie w nich pragnienia dobra, wszelkiego pragnienia dobra; oraz o to, by coraz bardziej w ich życiu wiara grała rolę, by to, co czynią i mówią wypływało z wiary, by czynili coraz więcej rzeczy w swoim życiu motywowani wiarą. Troszczenie się o wszelkie pragnienie dobra w swoim sercu i o to, by moje czyny płynęły z wiary jest drogą do uwielbienia imienia Jezusa Chrystusa. Ostatecznie chodzi o to, by pozwolić Bogu działać przeze mnie i by uformował się we mnie Chrystus – dziecko Boga. Wobec tego nic innego nie jest ważne, wszystko inne jest sprawą marginalną, drugorzędną – nawet określenie czasu ponownego przyjścia Zbawiciela. Nic nie powinno już człowieka przerażać. Uwielbiając imię Jezusa jest bezpieczny, opieczętowany od zguby, niczego nie musi się lękać.
(Łk 19,1-10): „Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło.” Jezus przychodzi do Zacheusza, by odnaleźć w nim, albo lepiej, pomóc mu odnaleźć w sobie to, co zginęło: prawdziwe pragnienia i głębokie tęsknoty za tym, by być dobrym człowiekiem. W spotkaniu z samym Dobrem, z Ogniem płonącym, roziskrza się wątła iskierka dobra gdzieś nieśmiało ukryta, pragnienie dzielenia się z innymi, pojednania z ludźmi, pokoju i sprawiedliwości. Jego czyny zaczynają rodzić się z wiary w Jezusa (bo Zacheusz też „jest synem Abrahama”). Widać, że wypływają one z wiary, ponieważ są hojne i dają mu ogromną radość. Jezus dostrzega to, co niewidoczne, dostrzega człowieka, który sam w siebie nie wierzy, siebie samego się wstydzi. Przy Jezusie zaczyna nawet taki człowiek rozkwitać; przy Jezusie nagle dostrzega, że liczy się on sam taki, jakim jest (ze swoim niskim wzrostem). Odzyskuje wartość siebie. Nie musi więc już określać się tym, ile ma, nad iloma ludźmi panuje, kim jest w świecie, jak postrzegają go ludzie wokoło. Wszystko jest już w nim ukryte i zostało znalezione przez Jezusa. Nadszedł czas kwitnienia. Nie musi już wchodzi na żadne drzewa. Jaka to ulga.
Jacek Poznański SJ, Kraków
http://exercitia-spiritualia.blogspot.com/
© 1996–2010 www.mateusz.pl/mt/jp