www.mateusz.pl/mt/jp

JACEK POZNAŃSKI SJ

Zaproszenie do refleksji nad czytaniami

XI Niedziela Zwykła

Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania, w razie potrzeby inspirując się poniższą refleksją. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

(2 Sm 12,1.7-10.13): „To mówi Pan, Bóg Izraela: Ja namaściłem cię na króla nad Izraelem. Ja uwolniłem cię z rąk Saula. Dałem ci dom twojego pana, a żony twego pana na twoje łono, oddałem ci dom Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze więcej. Czemu zlekceważyłeś słowo Pana, popełniając to, co złe w Jego oczach?” Człowiek może od Boga otrzymać ogromne dary, wspaniałe talenty, niesamowite możliwości, a i tak ciągle mu będzie mało. Tak, ludzkie serce jest bardzo niespokojne. Problem z tym, że często źle sobie ten niepokój interpretujemy. Niepokój ów, w skutek naszego zranienia grzechem, nieraz staje się motorem pożądania, pychy, morderczego nienasycenia. Tymczasem jest to niepokój bardzo duchowy, niepokój związany z fundamentalnym ogromnym pragnieniem, które może nasycić tylko ogromny i prawdziwy Bóg. Zbyt często, niestety, nie mamy czasu, aby wejść w kontakt z tym pragnieniem i niepokojem, z tą wielką pustką w nas, która woła o napełnienie. Z braku czasu i chęci zapełniamy ją tym, co mamy pod ręką: alkoholem, pornografią, nałogami, krzykiem, itp. I ogromnie trudno jest wtedy zejść do duchowych korzeni tego pragnienia. Pierwszym krokiem na tej drodze jest wyznanie: zgrzeszyłem, popełniłem zło i głupotę wobec Boga, zdradziłem moje głębokie pragnienie Boga i jego miłości.

(Ps 32): „Grzech wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: ‘Wyznaję mą nieprawość Panu’, a Ty darowałeś niegodziwość mego grzechu.” Wyznanie grzechu, niestety, nie zawsze wiąże się z decyzją nie popełniania go już nigdy więcej. Bardzo często można odnieść wrażenie, że osoba wyznająca grzech wcale nie chce go eliminować ze swojego życia, a jedynie ma niejasną chęć powstrzymania się od niego na czas, który mu/jej jest potrzebny do przyjmowania komunii świętej. Komunię zaś przyjmuje z powodu rodzinnej uroczystości czy religijnego święta. Tymczasem, przystąpienie do spowiedzi jest przecież deklaracją decyzji, by już nigdy więcej nie poddać się grzechowi, jest wyrazem mocnego postanowienia przeciwstawiania się mu we własnym życiu i zrobienia wszystkiego, co mogę, aby się nie powtórzył. Ktoś może powiedzieć, po co tyle energii w to inwestować, przecież jest tyle ważnych spraw, którym trzeba poświęcić swoje siły. Tak, ale ileż energii, twórczości i zapału nie może się w nas ujawnić właśnie z powodu grzechu! (Nie mówiąc o tym, że sama spowiedź bez postanowienia poprawy staje się po prostu obrażaniem Boga).

(Ga 2,16.19-21): „Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.” Być przybitym z Chrystusem do krzyża to znaczy nie móc nic zrobić. Przybite ręce są obezwładnione, niezdolne do działania. Będąc przybity nie mogę też w żaden już sposób siebie usprawiedliwiać przed Bogiem, niczym się nie zasłonię, ale też niczym nie jestem w stanie zasłużyć na Jego uwagę. Być przybitym do krzyża to otworzyć ramiona, by całym (-ą) sobą przyjąć miłość, którą zostałem (-am) umiłowany (-a) całkiem za darmo, przyjąć miłość całkiem bezinteresowną. Uwierzyć w taką miłość nie jest nam łatwo w świecie, gdzie musimy się wykazywać, zasługiwać, usprawiedliwiać, działać. Trzeba przyznać, jesteśmy wobec tego całkiem bezradni, nie wiemy, jak do tego podejść, jak się za to zabrać.

(Łk 7,36-8,3): „A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem.” Kobieta cudzołożna cała sobą żałuje za popełnione grzechy, wyraża ten żal całą sobą. Swój brak szacunku i czci dla własnego ciała i ciał innych osób wynagradza właśnie pełną czci troską o ciało Jezusa. Nie próbuje się usprawiedliwiać. Wie, że sama dużo tutaj pomieszała. Jej grzech nie był jednak wynikiem zatwardziałości serca, jak w przypadku faryzeuszów, ale rezultatem bardzo nieuporządkowanej miłości. Pogubiła się w swoim życiu, zatraciła sens miłości, szukała jej powierzchownie. A przecież w swoim sercu odkryła jej głębokie pragnienie. Jezus o tym mówi: „bardzo umiłowała”. Ona pragnęła bardzo kochać. Źle jednak skierowała swe kroki. Wydawało się jej, że życie kobiety lekkich obyczajów da jej doświadczenie wielkiej miłości, nasyci pragnienie kochania i bycia kochaną. Totalnie się rozczarowała. Nie tędy droga. Bardzo miłować można tylko w odpowiedzi na wielką miłość Boga. Wiara w prawdziwą i wielką Miłość oraz próba odpowiedzi na nią może cię ocalić i przynieść ci pokój serca.

Jacek Poznański SJ, Kraków
http://exercitia-spiritualia.blogspot.com/

 

 

 

© 1996–2010 www.mateusz.pl/mt/jp