JACEK POZNAŃSKI SJ
Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.
(Jr 1,4-5.17-19): „Pan skierował do mnie następujące słowo: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię.” Sam Pan wybrał Jeremiasza. Jeremiasz może być pewnym tego, czego wielu z nas chciałoby być pewnymi: on wie, że to Bóg go posłał, dał misję i ustanowił prorokiem, wie, że słowa, które będzie mówił pochodzą od Boga. Nie jest to jednak gwarancja sukcesu. Świadomość Bożego wybrania nie ma być dla niego zapewnieniem, że dobrze mu się będzie z ludźmi układało, że mu się powiedzie i odniesie sukces. Przeciwnie, bycie autentycznym wysłańcem Boga będzie oznaczało dla niego to, że mu się nie powiedzie, że będzie doświadczał gwałtownego i budzącego lęk o siebie i swoje życie sprzeciwu ludzi, ich niechęci a nawet nienawiści. W tym wszystkim jedyną podporą dla Jeremiasza ma być po prostu świadomość, że Pan zna go bardzo dobrze, że zna go całego i dokładnie, całą jego historię życia. Bóg zaprasza Jeremiasza do życia ubóstwem duchowym, czyli do złożenia całej nadziei w Nim tylko i w niczym więcej. Czy mu się coś uda czy nie uda ma drugorzędne znaczenie.
(Ps 71): „Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją, Panie, Tobie ufam od młodości. Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin, Od łona matki moim opiekunem.” Słowa tego psalmu to wyznania człowieka dojrzałego, który wiele już w życiu przeszedł. Teraz, w wieku dojrzałym, zapewne przygnieciony zwątpieniem i może na progu rozpaczy, próbuje wrócić pamięcią do swojego życiowego doświadczenia, do swojej drogi, którą starał się czynić wraz z Bogiem. I odnajduje tam promyki nadziei i iskierki ufności. Odkrywa, że Pan przecież był przy nim od samego początku, przecież tyle razy dziękował Mu za obecność, doświadczał Jego troski, i przekonywał się, jak Bóg w zadziwiający sposób rozwiązywał najbardziej zawiłe sprawy życia. Od samej młodości był w szkole Boga, który uczył go Siebie na różne sposoby. Stąd nabiera ufności, że, choć może nie wie jak, to jednak także i teraz Bóg okaże się wierny i kolejny cud rozbłyśnie w jego życiu.
(1 Kor 12,31-13,13): „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.” Miłość jest dla nas w pewnym sensie najmniej atrakcyjna ze wszystkich darów. Wolelibyśmy inne dary i charyzmaty, bardziej efektowne, widoczne, rzucające się w oczy: dar języków, wiedzę, prorokowanie, dar władzy – żeby tylko wymienić te, o których pisze św. Paweł. Miłość wydaje się przy nich bardzo skromną rzeczywistością: bo przecież ona się nie narzuca, jest cierpliwa, nie zazdrości, nie wynosi nikogo ponad innych, przebacza, jest cicha, nie chce rozgłosu. Posiadanie charyzmatu miłości niejako może nas marginalizować, usuwać na margines wspólnoty. No właśnie na margines, czy raczej do centrum, do serca wspólnoty. Ten paradoks rozumiała bardzo dobrze św. Tereska z Lisieux. Nie miała żadnego innego charyzmatu poza kochaniem. I to wystarczyło.
(Łk 4,21-30): „Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.” Już pierwsze publiczne wystąpienie Jezusa mogło się dla Niego skończyć tragicznie. Mógł zostać zrzucony z góry w przepaść, a potem pewnie zostałby obrzucony kamieniami, by upewnić się, że nie żyje. Jezus w jakiejś mierze sam coś takiego sprowokował. Mógł przecież jakimiś bardziej gładkimi słowami wpisać się w całą rozmowę ze swoimi współziomkami. On jednak wybrał zaczepne sformułowania. Jezus pokazuje, że nie szuka poklasku, nie chodzi Mu o tłumy, nie chodzi o popularność. Raczej chce obudzić ludzkie sumienia, pragnie przywrócić do życia ludzkie serca. Przykłady Eliasza i Elizeusza były dla Żydów wyrzutem, raną, czymś wstydliwie ukrywanym. Jezus chce ich z tym skonfrontować, chce pomóc im przyjąć prawdę po to, by się nawrócili. Ta prawda jednak wydaje się być dla Żydów jeszcze zbyt trudna, reagują więc gniewem i wściekłością. Także my powinniśmy szukać w relacji z Jezusem nie miłych nastrojów, ale przede wszystkim prawdy o sobie. Jezus jest przecież nade wszystko prawdą o człowieku.
Jacek Poznański SJ, Dublin
www.jezuici.pl/dublin
© 1996–2010 www.mateusz.pl/mt/jp