www.mateusz.pl/mt/jp

JACEK POZNAŃSKI SJ

Zaproszenie do refleksji nad czytaniami

V niedziela Wielkiego Postu

 

Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

(Jr 31,31-34): „To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą – wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach – wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu.” Jeżeli łatwo przychodzi nam lekceważyć Boże Słowo, to znak, że najprawdopodobniej Bóg jest wciąż dla nas kimś zewnętrznym, jest jakimś konkurentem, kontrolerem, arbitralnym prawodawcą – po prostu Władcą. Odkrycie i zaakceptowanie tego obrazu Boga w nas może być bardzo pomocne na drodze uzdrowienia duchowego. Przeżywając Boga jako władcę zawsze będziemy mieli pokusę by pokazać, że jesteśmy w stanie się Mu przeciwstawić, zakwestionować, podważyć, ciągle będziemy starali się Mu udowodnić, że jesteśmy silni i zdolni do samostanowienia o sobie – Boga przeżywamy bowiem jako konkurenta. Takie życie męczy i prowadzi do wewnętrznego rozbicia. Dla owocnej relacji z Bogiem, której przecież pragniemy, jest konieczne, aby wejść w przymierze zapisane w sercu. Przymierze zawiązane w sercu to przymierze miłości, wyrastające z wewnętrznego przekonania o ogromnej trosce Boga o człowieka – nie tak jak przymierze zawarte w umyśle: wyrachowane, liczące straty i zyski. Pozwolić wypisać sobie w sercu Słowo Boże to odnaleźć drogę życia, to kroczyć drogą życia, na której nikt mnie już nie musi pouczać, ani nawoływać bym poznał Pana. Wiem to intuicyjnie.

(Ps 51):”Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego.” Aby zbliżyć się do Boga, bardziej Go doświadczyć, wielu chrześcijan podejmuje w Wielkim Poście różne wyrzeczenia. Często te umartwienia, nasze dobre postanowienia załamują się i to z różnych racji: bo jest ich za dużo, bo są za ambitne, zbyt oderwane od kontekstu naszego życia, nierealistyczne, albo też źle rozpoznaliśmy istotne problemy naszego życia. Często za tym wszystkim kryje się tak naprawdę szukanie siebie i wirus perfekcjonizmu. Stąd przychodzą kolejne rozczarowania. Mogą one jednak stać się zbawienne. Ważnym sprawdzianem autentyczności owego umartwiania się oraz wzrastania w zażyłości z Bogiem jest stopniowe rozpoznawanie siebie jako grzesznika, człowieka słabego i kruchego, stopniowe formowanie w sobie „skruszonego serca”, które rozpoznaje siebie jako zależne całkowicie od Bożego Miłosierdzia. I to jest cel wszelkiej ascezy.

(Hbr 5,7-9): „Chrystus głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.” Ten fragment listu do Hebrajczyków to jedno z przejmujących świadectw autentyczności cierpienia i zmagań z cierpieniem, przez jakie musiał przez Jezus Chrystus. Także On, w swoim człowieczeństwie uczył się zgadzać się na śmierć. Nie jest łatwo przyjąć cierpienie, choć przecież to należy do naszej ludzkiej kondycji; nie jest łatwo zaakceptować cierpienie nawet osobie, która doświadczyła w życiu wiele bólu. Trzeba uczyć się ciągle na nowo przyjmować ból, lęk, rany, akceptować je, i przeżywać w łączności ze zmaganiami Jezusa. Wtedy możemy przyłączyć się i my do „sprawcy zbawienia wiecznego dla wszystkich” i uczynić nasze cierpienie tajemniczo owocnym dla całego świata.

(J 12,20-33): „Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon /Bogu/ w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa.” Tak samo jak „niektórzy Grecy” pragniemy ujrzeć Jezusa. Być może często wyobrażamy sobie takie spotkanie bardzo sentymentalnie, spotkanie z miłym Jezusem o blond oczach, z długimi włosami i brodą oraz w powłóczystej szacie. Spotkanie z kimś takim nic nam nie da. To co naprawdę zmienia to spotkanie z wywyższonym i uwielbionym Synem Człowieczym. To dopiero stanięcie przed umęczonym człowiekiem, który wisi na krzyżu i rozpoznanie w nim Syna Bożego jest lekarstwem na wszystkie nasze lęki, rany i choroby. Taki dopiero obraz jest w stanie obudzić to co najważniejsze w człowieku – serce i pomóc mu odczuć coś z tajemnicy niewiarygodnego planu Ojca, coś z ogromu Bożej miłości. To Miłość zbawia.

Jacek Poznański SJ, Dublin
www.jezuici.pl/dublin

 

 

 

© 1996–2009 www.mateusz.pl/mt/jp