www.mateusz.pl/mt/jp

JACEK POZNAŃSKI SJ

Zaproszenie do refleksji nad czytaniami

VII niedziela zwykła

 

Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

(Iz 43,18-19.21-22.24b-25): „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” Niektórzy ludzie lubią tkwić w przeszłości, wspominać z nostalgią minione wydarzenia, osoby, spotkania, wypowiedziane słowa. Minione sprawy to te, w których widzą sens, głębię, szczęście. Teraźniejszość i przyszłość postrzegają oni w ciemnych barwach, z lękiem, podejrzliwością – nic się po dzisiaj i jutro nie spodziewają. Tymczasem przeszłość, która nie daje nadziei na przyszłość, która nie daje sił i nie przynagla do zaangażowania się w to, co nadchodzi, jest złą przeszłością – nawet jeśli jej wspominanie jest miłe. Bóg ciągle na nowo przychodzi do nas dzisiaj, teraz chce obdarzać nas radością i życiem. Jeżeli rozpamiętywanie przeszłości nie pozwala nam tego rozpoznać, jeśli nas blokuje, trzeba powiedzieć mu stanowcze „nie”. I ze wszystkich sił zaufać Bogu, że cierpliwie i łagodnie wciąż otwiera drogę na pustyni teraźniejszości i ścieżyny na pustkowiu przyszłości.

 (Ps 41): „Błogosławiony człowiek, który myśli o biednym, ocali go Pan w dniu nieszczęścia. Pan go ustrzeże, zachowa przy życiu, uczyni szczęśliwym na ziemi i nie odda w moc jego wrogów.” Bóg troszczy się o osoby biedne i ubogie. Na kartach Biblii ciągle przypomina, by dzielić się, według możliwości, własnymi zasobami z tymi, którzy cierpią niedostatek. Posługa ubogim jest zawsze związana z wieloma Bożymi obietnicami. Jednakże nie jest łatwo dzisiaj rozpoznać, kto jest naprawdę ubogim, a kto tylko oszustem, wyłudzającym pieniądze, żerującym jak kruk na ludzkiej dobroci. Wielu z nas ma naturalny odruch, by nie dać się oszukać, ma pragnienie właściwego wykorzystania środków materialnych, aby służyły ludziom dla ich dobra. Jest to właściwa postawa. Ale też czasami nie ma chyba sensu nazbyt wnikliwie dociekać. Lepiej dać człowiekowi, może nawet nie dlatego, że mu się wierzy, że nas przekonał, ale ze względu na Pana i ze względu na własne serce, aby pozostało ono wciąż żywe i wrażliwe. Może będziemy pozbawieni niewielkiej sumy, ale obietnice Pana stają się naszym udziałem, a oszust będzie musiał zdać sprawę ze swojego postępowania.

(2 Kor 1,18-22): „Tym zaś, który umacnia nas wespół z wami w Chrystusie, i który nas namaścił, jest Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych.” Chrzest zostawił w nas ważny znak, głęboko wycisnął w nas pieczęć przynależności do Chrystusa i do Boga. Jest to już nieusuwalne znamię na naszej duszy i sercu. Wraz z nim posiadamy też zaczątki Ducha Świętego, którego pełnia ma się w nas objawić. To wszystko jest nam potrzebne, aby mówić Bogu „tak” w naszym życiu podobnie, jak to robił Jezus. Ogromnie trudno jest czasami powiedzieć „Amen. Zgadzam się, przyjmuję to, co mi dajesz i jak mi dajesz”. Zapewne o własnych siłach nigdy nie bylibyśmy w stanie hojnie i jasno mówić Bogu „tak”. A jest to tak istotne dla człowieka, który chce się nazywać uczniem Jezusa. Mówiąc „Amen” wraz z Jezusem przyczyniamy się do tego, by Boża chwała – może nieraz przez łzy – rozlała się na całe nasze życie, a przez nie, na cały świat. Mówić Bogu „tak”, to po prostu przyznać, że On jest prawdziwie Bogiem: Kimś całkowicie ponad, a jednocześnie najgłębszą rzeczywistością naszego życia.

(Mk 2,1-12): „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź?” Być może spowszedniało nam odpuszczanie grzechów: przychodzi się do konfesjonału i człowiek zazwyczaj może być pewnym, że otrzyma rozgrzeszenie. W ten sposób może nawet nabieramy przekonania, że grzech tak naprawdę nie jest bardzo złą sprawą, jakąś groźną chorobą duszy, skoro wystarczy parę słów i ruch ręki księdza i wszystko jest znowu w porządku. Szkoda, że nie jest tak z chorobami ciała – mógłby ktoś westchnąć. Tyle nieraz zmagań, cierpień… Prawdziwy problem to dla nas choroby: to wydaje nam się bardzo trudna kwestia, wymagająca naprawdę potężnej mocy uzdrawiania. Czy rzeczywiście? Jeżeli łatwo przychodzi nam uzyskać odpuszczenie grzechów, to jest tak tylko i wyłącznie dzięki czystej łasce. Pismo święte mówi jasno: „zapłatą za grzech jest śmierć”. Każdy z nas za popełnienie grzechu winien jest śmierci, powinien ponieść śmierć, a nie – jak w przypadku choroby – znosić tylko przez jakiś czas pewne dolegliwości. Tę naszą śmierć, śmierć każdego z nas wziął na siebie Jezus: ofiarował to, co miał najcenniejszego – własne życie. Warto sobie czasami o tym przypomnieć, bo przeogromna jest cena tego, by grzech nas nie unicestwił: śmierć Boga-człowieka.

Jacek Poznański SJ, Dublin
www.jezuici.pl/dublin

 

 

 

© 1996–2009 www.mateusz.pl/mt/jp