JACEK POZNAŃSKI SJ
Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.
(Dz 2,42-47): „Bracia trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie.” Ten fragment z Dziejów Apostolskich stawia nam przed oczy idealną wspólnotę, w której istnieje harmonia pomiędzy różnymi aspektami jej życia, oraz pomiędzy tworzącymi ją osobami. Wszyscy marzymy o harmonijnej wspólnocie, rodzinie, społeczeństwie. Często jednak pozostajemy tylko w sferze marzeń, stronimy od aktywnego włączenia się w budowanie zgodności i zrozumienia. Czy w twoim życiu, zarówno osobistym, jak i rodzinnym odczuwasz istnienie harmonii? Czy raczej jest chaos, zamieszanie? Skąd się może to brać?
(Ps 118): „Uderzono mnie i pchnięto, bym upadł, lecz Pan mnie podtrzymał. Pan moją mocą i pieśnią, On stał się moim Zbawcą.” Często nawzajem, świadomie albo mniej świadomie, kopiemy dołki, popychamy się, by upaść, ranimy i zadajemy ból. Łatwo wtedy wejść w spiralę wzajemnego szkodzenia sobie, „oddawania sobie pięknym za nadobne”. I czasem nie wiadomo, jak to przerwać. Dla psalmisty takie sytuacje są okazją do szczególnego doświadczenia Bożej pomocy. Pan wybawia go od upadku. Ale co więcej, Pan zbawia go także od nienawiści.
(1 P 1, 3-9): „On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei.” To, co daje nam zmartwychwstanie Jezusa, to przede wszystkim obudzenie nadziei i danie nam podstaw do prawdziwej, głębokiej radości. To także w tym objawia się Boże miłosierdzie. Powstanie z martwych Jezusa daje nam nadzieje, i to żywą nadzieje, rodzącą się ciągle na nowo, pulsującą w nas radością. Bez Boga, bez Boga miłosiernego każdy z nas, jeśli byłby logiczny i konsekwentny, musiałby popaść w rozpacz.
(J 20, 19-31): „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę.” W świecie, który ciągle dewaluuje ludzkie słowo oraz ludzkie autorytety, czujemy potrzebę, by o wszystkim samemu się przekonywać. Jednak bez oparcia na ludzkim słowie oraz na zaufaniu do człowieka zostajemy w końcu sami. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego zbadać doświadczyć, przeżyć, wiedzieć. Musimy odnosić się do jakiś autorytetów, i często robimy to mniej lub bardziej świadomie. Kto jest moim autorytetem dla mojego życia moralnego, życia wiary? Czy muszę wkładać palec do ran Jezusa, by uwierzyć? Co by mi dał taki eksperyment?
o. Jacek Poznański SJ, Dublin
www.jezuici.pl/dublin
© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/jp