www.mateusz.pl/mt/go

KS. GRZEGORZ A. OSTROWSKI

Sto lat od katastrofy Titanica

 

 

Sto lat temu po zderzeniu z górą lodową zatonął brytyjski transatlantyk Titanic. Jak to możliwe, że tak wspaniały statek pokonała zamarznięta woda, zabierając w ciemną toń tysiące ludzi? To zmusza nas do postawienia pytania o ludzką pychę.

1. Wiara Bogu a wiara we własne siły

Czy nasze drogi prowadzą nas do wyznania wiary w Jezusa? Czy nasza wiara jest mocna? W co – w Kogo? – i jak wierzymy? Czy nie pokładamy całej ufności we własnych siłach?

To ważne pytania i ważne odpowiedzi, które muszą stać się naszym wyznaniem. To istotne kwestie, bo historia zna różne drogi wiodące do wiary. Niestety często te drogi nie wiodą do wyznania wiary w Boga. Wręcz przeciwnie, często prowadzą do wyznania wiary tylko w człowieka i w jego nieograniczone – jak się niektórym wydaje – możliwości. Wielu chce chodzić po wodzie... Dokonywać rzeczy niemożliwych... Ich wyznaniem staje się wiara w ludzką pychę, która nie chce uznać, że to Bóg jest Stwórcą, a człowiek – choć najpiękniejszym – to tylko stworzeniem. A taka pycha – niestety – prowadzi wielu swoich wyznawców na krawędź przepaści. Świat zna wiele takich bolesnych momentów, gdy wiara w nieograniczoną potęgę człowieka doprowadziła do katastrofy.

2. Niezatapialny

Jeden z najtragiczniejszych wypadków, miał miejsce na początku XX wieku. Ważący 46328 ton Titanic uchodził za statek niezatapialny. Mierzył 882 i pół stopy długości i miał trzy kotwice, każda o wadze 10 ton. Zatrudniał 400 osób załogi i 518 obsługi hotelowej, a jednorazowo mógł przewieźć 2433 pasażerów. Codziennie 159 kotłów spalało 650 ton węgla. Na statku znajdowała się w pełni wyposażona sala gimnastyczna, basen z podgrzewaną wodą, kort do gry w squash i pierwsze miniaturowe pole golfowe – wszystko to pod pokładem. W skład jego luksusowych apartamentów wchodziły między innymi wspaniałe sale jadalne z całodobową obsługą, palmiarnie i złocone łaźnie tureckie.

10 kwietnia 1912 roku, środa, pasażerowie I, II, III klasy wchodzą do ogromnego, najnowszego statku pasażerskiego linii Wheite Star Line, na nadbrzeżu w Southampton w południowej Anglii. Rejs przebiega bez zakłóceń.

W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku niemożliwe stało się możliwe. Około północy wspaniały Titanic uderzył w górę lodową, która wydarła w nim dziurę długości 300 stóp, uszkadzając pięć spośród trzynastu wodoszczelnych komór. Po dwóch i pół godzinie zatonął, zabierając na dno 1513 osób. Zatonął „niezatapialny”. A na pokładzie nie było dostatecznej liczby szalup ratunkowych. Uważano bowiem, że nigdy nie będą potrzebne...(źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/RMS_Titanic).

Gdy człowiek zaufa zbytnio sobie i swojej sile, a nie ufa Bogu, to zawsze jego droga skończy się katastrofą. Bez Boga przegra! W myśl przysłowia – jakże trafnego i prawdziwego – że „bez Boga ani do proga”. Przegra życie! I to nie tylko to fizyczne, ale przede wszystkim przegra – zniszczy w sobie – życie duchowe. Tylko wiara w Boga i Bogu gwarantuje ocalenie i spokojną wędrówkę nawet po najbardziej rozszalałych falach. Tylko Chrystus może uczynić „niezatapialnym”! Tylko wołanie „Panie ratuj...” może przynieść skuteczną pomoc.

3. Wyznanie wiary w Boga

W 1992 roku podczas wojny w byłej Jugosławii, w ruinach jednego domu w Vakowaru, znaleziono ciało chorwackiego żołnierza. Leżała przy nim karteczka następującej treści: „Wiemy, że będziemy zabici – ponieważ jesteśmy ostatnimi z walczących tu. Nieprzyjaciel zbliża się do nas. Bomba eksplodowała przede mną. Byłem niewierzący, ale przeżyłem nadzwyczajne doświadczenie: widziałem wielką światłość i Boga w tej światłości. Widziałem go w środku bomb i moje serce przepełniła radość. Umieram wierząc w Boga i teraz już wiem, że tam w górze czeka na mnie Ktoś, Ktoś kto mnie kocha” (zob. Bóg zamieszkał pośród nas, Pielgrzymka duchowa, Płock 2000, s. 27).

Jaka jest moja wiara? Katechizm Kościoła Katolickiego określa wiarę, jako osobowe przylgnięcie człowieka do Boga.

„Jam nigdy nie sam,
Jam nigdy nie sam-
– tak mi mój Pan przyobiecał:
Nigdy nie będziesz już sam”.

Nie zbawi nas żadna ludzka siła. Największy nawet wynalazek czy zdobycz medycyny lub techniki. Nie zbawi, więc nie warto tylko w nich pokładać swoich nadziei. Nie warto podporządkować im swojego życia... Bo choć jest w nas pragnienie przekraczania granic niemożliwości – chodzenia po wodzie – to jednak bez wiary w Jezusa zatoniemy. Zginiemy, jeśli On nie wyciągnie w naszym kierunku pomocnej ręki. Tylko z Chrystusem i za Jego zgodą możemy chodzić po wodzie. I dopóki wpatrujemy się w Pana, bezwarunkowo mu ufamy, dopóty nic nam nie grozi. Nawet jeśli jest tylko miotaną przez fale małą łódką, to jest to miejsce bezpieczne – bezpieczniejsze – i prawdziwie niezatapialne, bo jest w nim obecny Chrystus.

A wracając na koniec do naszego Titanica odkryjemy, że ci, którzy uwierzyli w nieograniczoną potęgę człowieka nad światem – niezatapialność statku – w godzinę swojej śmierci zrozumieli, że to błędna droga. Ostatnią pieśnią graną przez orkiestrę Titanica był religijny hymn: „Nearer, My God, to Thee” – „Być bliżej Ciebie, Boże, chcę” (źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/RMS_Titanic). Modląc się, by to wyznanie wiary doprowadziło ich do bliskości Boga. Pamiętajmy, by nasze drogi wiary prowadziły właśnie w tym kierunku... Być bliżej Ciebie, Boże, chcę...

Ks. Grzegorz A. Ostrowski
Diecezja Płocka

 

 

 

© 1996–2012 www.mateusz.pl