mateusz.pl / Ewa Rozkrut

Ewa Rozkrut

Co zrobić, by mieć siłę do bycia sobą?

 

 

Dzień był naprawdę ciepły i słoneczny. Siedziałam w czerwonej sukience popijając gorącą herbatę z miodem i cytryną. Cieszyłam się czasem, który miałam wyłącznie dla siebie. Wokół dominował kolor lawendowy. Obrusy, kwiaty, koce a przed wejściem na płocie wisiał rower w takim samym kolorze. Czekałam na panie, które niebawem miały przyjechać na rowerach. Nagle wyłoniły się zza zakrętu. Wyglądały naprawdę pięknie. Z daleka było widać ich czerwone usta i ukwiecone rowery. Uśmiechały się, promieniowały dobrą energią i szczęściem. Część z nich weszła do sali, inne zostały na zewnątrz i grzały się przy ognisku. Dużo się działo. Zamawiały jedzenie, nalewały sobie herbatę i dodawały miodu. W międzyczasie jeszcze losowały nagrody. Podczas tego spotkania miałam poprowadzić dla nich warsztaty. Ale zanim się to stało usłyszałam.

– Tak bardzo chciałabym nie być przezroczystą.

– Co masz na myśli? – zapytałam.

– Chcę być zauważaną, żeby bliscy pytali mnie jak się czuję? Chcę mieć odwagę pomyśleć o własnych planach, bo o marzeniach już dawno zapomniałam. Chociaż właściwie to marzę o jednym, bym umiała odmówić, gdy inni chcą mnie wykorzystywać. Chcę, mieć siłę, by wypowiadać swoje zdanie. Po prostu chcę, by liczono się ze mną. Nawet nie wiem kiedy tak się stało, że tylko się tłumaczę, zgadzam się na wszystko i schodzę innym z drogi? Boję się szukać miłości i przyjaźni. Czuję się samotna wśród bliskich. – Mówiła coraz ciszej, wzięła łyk herbaty, uśmiechnęła się, choć raczej smutno. I spojrzała na mnie.

Chyba była jedyną zasmuconą wśród rozmawiających kobiet. Zwykłe doradzanie powinno się schować do kieszeni. No cóż, porady w takiej sytuacji są po prostu wkurzające. Bardziej potrzeba zrozumienia, wsparcia i przytulenia. Refleksji, ale też wiary, że się uda. Uśmiechnęłam się i zaprosiłam na spotkanie. Obie stwierdziłyśmy, że obecna chwila nie wystarczy, by coś zmienić. Chociaż z drugiej strony, właśnie wystarczyła, bo decyzja o podjęciu działań w tym kierunku jest chyba najważniejsza. Umówiłyśmy się na spotkanie, by spokojnie porozmawiać. A później zostałyśmy wciągnięte w wir lawendowej atmosfery.

Tego typu kłopoty ma wiele osób. Bez reszty oddają się pracy, różnym obowiązkom w przekonaniu, że właśnie tak należy robić. Bez reszty też tracą energię i radość życia. Nie wiadomo kiedy nawet niewielki problem urasta do niewyobrażalnych rozmiarów. Można sobie pomóc, ale wymaga to wprowadzenia kilku zmian.

Koniecznie, ale to koniecznie trzeba zadać sobie pytanie i oczywiście odpowiedzieć na nie. Co w sobie lubię? Zazwyczaj jest kłopot z odpowiedzią, ponieważ w naszej mentalności bardziej wypada mówić o sobie skromnie, czyli niepochlebnie. Natomiast myślenie i kreowanie własnego pozytywnego wizerunku może kojarzyć się z pychą i zarozumialstwem. Wydaje mi się, że to jest raczej słaba interpretacja grzechów, niż skromność. Jezus przecież w przykazaniu miłości zalecił kochać bliźniego jak siebie samego. Zastanawiając się nad tym łatwo odkryć, że jeśli się lubi siebie, to wtedy nie patrzy się na innych z góry. Rozwija się w sobie dobre uczucia jak: łagodność, tolerancję, brak osądu. Zazwyczaj koncentrujemy się na części przykazania – „kochaj bliźniego” a o drugiej się nie pamięta. A przecież część „jak siebie samego” nie została dana bez potrzeby. Gdy siebie lubimy, to równocześnie dajemy sobie przyzwolenie na słabsze chwile. Wtedy nie staramy się za wszelką cenę samodzielnie wykonywać wszystkich spraw. Nie zależy nam, by pokazać się innym od dobrej strony, lub zademonstrować siłę. Kochając bliźniego, nie można zapominać, że najważniejszy jest Bóg. I w pierwszej kolejności Jego wolę powinno się realizować a nie własne plany albo kogoś innego. Zapominając o tym, bardzo łatwo znaleźć się na smyczy kogoś, kto nami zawładnął. Nawet jeśli nie dzieje się to ze złej woli tej drugiej osoby. Stąd moje pytanie: co w sobie lubisz? Za co chcesz podziękować Bogu? Co sprawia, że możesz uśmiechać się każdego dnia?

Kolejnym problemem blokującym wprowadzenie zmian, to wystawianie osądów i poddawanie się im. Sądzenie innych, wydawać się może niegroźną zabawką, zabiciem czasu, połechtaniem własnego poczucia przyzwoitości zrobi. Zamierzam jedynie zwrócić uwagę na ten fakt. I postawić kolejne pytania: co mi daje osądzanie innych? Dlaczego to robię? Jak się wtedy czuję i dlaczego? Jeśli dobrze, to czy moja samoocena wynika z tego, że porównuję siebie z daną osobą?

Najłatwiej coś zmienić w swoim życiu, gdy powierzy się siebie, swoje sprawy i życie Bogu. Ale trzeba to zrobić naprawdę szczerze. Zaufać Bogu na tyle, by nie kontrolować Jego planów w stosunku do własnej osoby. Nie podpowiadać Stwórcy Wszechświata, jak najlepiej zrealizować mój projekt. On wie i On ma czas. Gdy poddajesz się jakiemuś zabiegowi, czy wtedy kierujesz ręką lekarza? Czy w ogóle przychodzi ci to do głowy? Raczej nie. To jak może człowiek czuć się kompetentny wobec Stwórcy Wszechświata i podpowiadać Mu sposób działania? Dlatego oddaj Bogu wszystkie sprawy i powiedz każdego dnia: „Dziękuję Ci, że stworzyłeś mnie tak cudownie…” (Ps 139,14).

W życiu jest czas na miłość, pracę zawodową, wychowywanie dzieci, marzenia. Dopisać można jeszcze bardzo dużo innych zajęć, obowiązków i celów. Każdy z nas, jeśli tylko chce, może zamienić szare dni w ciepłe i słoneczne. Ważne, by nie być przezroczystym.

Ewa Rozkrut

Pomagam uwierzyć w siebie, by móc dokonywać w życiu zmian w różnych dziedzinach życia i bez względu na przeciwności – zapraszam na stronę elipsa.edu.pl, oraz na moją stronę na facebooku