OKIEM TEOLOGA DUCHOWOŚCI
Dla Jezusa jałmużna była, obok modlitwy i postu, jednym z trzech głównych filarów życia duchowego (por. Mt 6). Fakt, że wspomniał o nich jednym tchem, stanowi dla nas napomnienie, by życie duchowe traktować jako spójną całość, w której nie można oddzielać od siebie różnych elementów, widząc w nich jedynie jednostkowe praktyki religijne. Wprost przeciwnie, trzeba je uznać za fundament szeroko pojętej filozofii życia chrześcijanina.
Wprawdzie Jezus wymieniał wspomniane trzy rzeczywistości w wyżej przytoczonym porządku, jednak chrześcijanin, który dopiero wchodzi na drogę duchowego rozwoju, powinien tę kolejność zmienić.
Pierwszym krokiem w życiu duchowym jest modlitwa. Z jednej strony stanowi ona sposób pogłębiania osobistej zażyłości z Bogiem, z drugiej zaś prowadzi do otwarcia człowieka na plan, jaki Bóg ma wobec niego. Nieprzypadkowo Jezus uczy swoich uczniów w modlitwie „Ojcze nasz” słów: niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie (Mt 6, 10 b). Bez osobistej zgody na wolę Bożą cały sens modlitwy, jak i innych praktyk religijnych, zostaje wypaczony. Otwarcie się na pełnienie woli Bożej jest podstawowym warunkiem życia chrześcijańskiego, bez którego trudno w ogóle mówić o miłości do Pana Boga. Gdzie zaś nie ma miłości, wszelkie praktyki religijne tracą znaczenie, zgodnie ze słowami świętego Pawła: I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał (1 Kor 13, 3). A zatem miłość jest pierwsza, modlitwa zaś powinna ją w nas kształtować, tak w relacji do Boga, jak i do drugiego człowieka.
Drugi filar życia duchowego stanowi post. Powinniśmy zrozumieć tę praktykę jako wyraz całościowej postawy ascetycznej. Asceza zwykle kojarzy się w sposób negatywny – jako radykalne umartwienie i rezygnacja z zaspokajania naszych potrzeb. Jednak w ascezie ważniejszy jest aspekt pozytywny. Słowo „wyrzeczenie” należałoby rozumieć przede wszystkim jako wypowiedzenie tego, co jest najbliższe naszemu powołaniu i naszej duchowej tożsamości. Nie sposób dobrze wypowiedzieć siebie bez umartwienia pożądliwości, miłości własnej czy też chorych ambicji. W takim znaczeniu post i asceza byłyby zaangażowaniem zmierzającym do okiełznania tego, co zakłóca i deformuje naszą duchową tożsamość. Takie rozumienie postu wymaga jednak dogłębnej znajomości samego siebie, nierzadko uzyskanej w oparciu o pomoc kierownika duchowego czy też stałego spowiednika. Bez głębokiej samoświadomości wiele z naszych wysiłków ascetycznych może być chybionych. Cóż z tego, że ktoś zachowywałby post od pewnych pokarmów, gdyby jednocześnie godził się na uzależnienie od czegoś innego? Często zdarza się wielu pobożnym osobom (zwłaszcza na początku ich duchowej drogi), że w swoich ascetycznych zapędach przecedzają komara, a połykają wielbłąda (por. Mt 23, 23).
Podobne kłopoty nie ominęły nawet wielu przyszłych świętych. Na przykład Ignacy Loyola tuż po swoim nawróceniu dużo pościł, co doprowadziło go do choroby żołądka, która doskwierała mu później przez całe życie. Jego radykalne umartwienia trwały dopóty, dopóki nie doświadczył pierwszych łask mistycznych. Dzięki nim zrozumiał, że w oczach Bożych lepsza jest wieloletnia służba, niż szybkie i krańcowe wyniszczenie siebie. Odtąd wrócił do lepszego odżywiania.
I tu dochodzimy do trzeciego ważnego elementu życia duchowego – jałmużny. Tylko w wąskim znaczeniu stanowi ona datek przekazany osobie potrzebującej. W szerokim sensie chodzi o całościową postawę czynnej miłości chrześcijanina wobec innych ludzi. Wiąże się to bardzo ściśle z odkryciem własnych talentów i służeniem nimi osobom potrzebującym. Takie rozumienie jałmużny najpełniej ukazał Jezus: sam przecież tylko w niewielkim stopniu mógł materialnie pomagać innym (ponieważ był biedny). Fundamentem jego aktywności była modlitwa, dzięki której rozeznawał jak i komu pomagać. Również podejmowane przez Niego posty i umartwienia miały ścisły związek z Jego misją. Ważniejsze było dla Niego spożywanie posiłków z grzesznikami (za co zresztą był krytykowany), niż posty z tymi, którzy we własnych oczach uchodzili za pobożnych i sprawiedliwych. Całe życie Jezusa zmierzało do największej jałmużny, jaką była całkowita ofiara z samego siebie na krzyżu. Jako człowiek musiał stopniowo dorastać do tego kulminacyjnego momentu. Jednym z ważniejszych etapów w tym procesie był czterdziestodniowy post na pustyni.
W ewangelicznym opisie świętego Mateusza znajdujemy wzmiankę, że po chrzcie Jezusa Duch Święty wyprowadził Go na pustynię, aby był kuszony przez diabła (Mt 4, 1). Tam miał dokonać się sprawdzian przed podjęciem przez niego publicznej działalności. Próba ta dotyczyła właśnie trzech filarów życia duchowego: modlitwy, postu i jałmużny. Tylko po zdaniu tego egzaminu misja, jaką podjął Jezus, mogła zakończyć się pełnym powodzeniem.
W pierwszym kuszeniu szatan, widząc głodnego Jezusa, proponuje: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz żeby te kamienie stały się chlebem (Mt 4, 3). Odpowiedź Jezusa jest jednoznaczna: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. Słuchanie słowa Bożego i życie nim stanowi fundament prawdziwej modlitwy. Nawet głód, którym chciał się przebiegle posłużyć szatan, nie mógł zmusić Jezusa do działania niezgodnego z wolą Bożą. W innym miejscu Jezus powie: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4, 34), a zatem w jego życiu pragnienie pełnienia woli Ojca (nieustannie weryfikowane na modlitwie) stało na pierwszym miejscu.
Kolejne kuszenie, przez świętego Łukasza wymienione jako drugie, dotyczyło postu. Szatan pokazał Jezusowi w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje (Łk 4, 7). Wyobraźmy sobie, jak wielka była to pokusa. Jezus miałby do swojej dyspozycji wojsko, tysięczną służbę, ogromne środki materialne, dzięki którym mógłby sprawić, że wszędzie byłby znany i każdy mógłby usłyszeć jego naukę. Czy jednak po oddaniu pokłonu szatanowi byłby jeszcze dla kogokolwiek wiarygodnym Synem Bożym? Czy jako władca tego świata i bogacz mógłby zgromadzić wokół siebie zamiast sprzedajnych najemników – oddanych uczniów? I jeszcze: czy miałby wtedy możliwość zbliżenia się do najuboższych i najbardziej opuszczonych? Jezus podejmuje post – rezygnuje z bogactwa i władzy, bo wie, że ich posiadanie przeszkodziłoby jego misji.
Wreszcie trzecia pokusa: szatan stawia Jezusa na narożniku świątyni jerozolimskiej i proponuje: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: „Aniołom swoim rozkażę o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”. Spektakularny cud mógłby przysporzyć Jezusowi wielu zwolenników. Jego misja byłby wypełniona, tyle że bez ofiary z siebie, bez trudu, bez długotrwałej pracy. Trzecia pokusa uderza w samą istotę jałmużny, którą jest ofiarna miłość. Trud, zaangażowanie, praca są ceną za tę miłość i one tę miłość weryfikują.
To tutaj objawia się pełnia życia duchowego i tu następuje ostateczny jego rozkwit. Wszystko inne stanowi tylko drogę i pomoc w osiągnięciu tego celu. Jezus i w tym przypadku nie daje się zwieść kusicielowi. Woli codzienną służbę, niż cud, który miałby go wyręczyć. I nawet jeśli później uczyni wiele znaków, to zawsze, gdy tylko ich świadkowie zechcą obwołać Go królem, usuwa się w cień. A gdy Piotr kusi Go możliwością uniknięcia ofiary, odpowiada: Zejdź Mi z oczu, szatanie! (Mt 16, 23).
Modlitwa, post, jałmużna to rzeczywistości wpisane w życie duchowe każdego chrześcijanina. Dobrze by było, abyśmy i my potrafili odkrywać kuszenia, które nas dotykają, i wzorem Jezusa umieli dać im odpór.
Cezary Sękalski
© 1996–2005 www.mateusz.pl