CEZARY SĘKALSKI
Niedawno wpadło mi w ręce nowe wydanie KAI-owskiego „Kto jest kim w Kościele?” „Idzie nowe” – pomyślałem, gdy przejarzałem znaczną ilość zawartych w tym wydawnictwie personalnych ankiet. W porównaniu z poprzednim wydaniem sprzed dwóch lat, w poczet znamienitszych person Kościoła zostali bowiem zaliczeni przez autora również takie osoby jak: Jan Budziaszek (Skaldowie), Robert Litza Fridrich (Acid Drinkers, 2 Tm 2,3) i Darek Malejonek (Houk, 2 Tm 2,3). Nieco zabawnie może wyglądać dorobek tych osób (dziesiątki albumów big-beatowych i rockowych) w porównaniu z doktoratami z najróżniejszych dziedzin teologii i innymi „poważnymi” publikacjami duchownych z sąsiednich stron. A jednak dla mnie jest to naprawdę jaskółka zwiastująca wiosnę... Dotąd bowiem za „pełnoprawnego członka Kościoła” godnego szczególnego odnotowania uważano raczej osobę duchowną z pewnym dorobkiem naukowym, publicystycznym lub sprawującego ważne urzędy kościelne. Świeccy w tego rodzaju publikacjach pojawiali się niejako na okrasę, pod warunkiem poważnego dorobku o zasięgu światowym, najlepiej gdy mogli wylegitymować się przynależnością do jakiejś poważnej komisji watykańskiej... Oczywiście, każdy kto zna podstawowe dokumenty Vaticanum Secundum, czy też adhortację Jana Pawła II Christifideles laici może w tym miejscu zaoponować: Jak to?! Przecież dokumenty Kościoła mówią o tym, że świeccy są pełnoprawnymi członkami Kościoła?! Życie biegnie jednak swoim własnym torem, dalekim niekiedy od soborowej i posoborowej intelektualnej awangardy...
Na potwierdzenie tej ostatniej tezy: kilka obrazków z życia wziętych... Pewien znajomy ksiądz, gdy opowiadałem mu o tym, że Jan Budziaszek w Wielkim Poście głosił 17 tur rekolekcji, poprawił mnie: „Nie mów, że głosił rekolekcje, ale że dawał świadectwo, bo na głoszenie rekolekcji musiałby mieć misję kanoniczną...” Zdziwiło mnie to zastrzeżenie, bo przecież głoszenie rekolekcji jest posługą pozasakramentalną, więc mogą ją sprawować również świeccy. Czy jednak, kiedy to robią, nie są odbierani przez niektórych księży jako zagrożenie?
Inny obrazek: Jose Prado Flores, świecki misjonarz z Meksyku opowiadał kiedyś, że głosił konferencję w Wenezueli. Miejscowy biskup zauroczony głębokim nauczaniem mówcy pochwalił go: – Dobra konferencja ojcze!...
– Nie jestem zakonnikiem – odpowiedział Jose Prado – Jestem świeckim! Mam żonę i dzieci.
– Tak? – zdziwił się biskup – To ja cię jutro wyświęcę na stałego diakona!
– Moim powołaniem nie jest być diakonem – odparł rezolutnie Jose Prado. – Moim powołaniem jest być świeckim!
Te dwa przykłady ukazują szczególną sytuację, gdy osoba świecka zaangażowana jest w czynne duszpasterstwo, a przez to ciągle jeszcze spotyka się ze zdziwieniem, niedowierzaniem, czy nawet nieufnością ze strony niektórych księży. Jakby ci ostatni sami nie dowierzali własnemu nauczaniu, że każdy chrześcijanin na mocy Chrztu św. zobowiązany jest do głoszenia Ewangelii... To się na szczęście zmienia, bo w końcu to nie kto inny, tylko właśnie księża zapraszają Jasia Budziaszka do prowadzenia rekolekcji...
Dodam, że oczywiście wcale nie uważam, że obowiązującym ideałem w czasach współczesnych jest klerykalizacja świeckich, i że to oni powinni przede wszystkim zajmować się duszpasterstwem narażając księży na bezrobocie. Jednak duży dystans niektórych duchownych wobec apostolskiego zaangażowania świeckich, jest dla mnie przejawem słabej recepcji nauczania Soboru...
Przeglądając wspomniane wydanie: „Kto jest kim...” uświadomiłem sobie jeszcze jedną zapowiedź zmiany w podejściu do świeckich. Jeśli bowiem spojrzymy na dorobek muzyczny wspomnianych rockmanów, jak na owoc pracy ludzi Kościoła (W przeciwnym razie dlaczego miałyby się znaleźć w tej publikacji?), nagle dostrzeżemy, jak zostaje zniesiona od stuleci funkcjonująca sztuczna granica między sacrum i profanum. W końcu dorobek pracy chrześcijanina, nawet jeśli nie ma od strony zewnętrznej bezpośrednich odniesień religijnych jest przecież, jak uczy Sobór, wyrazem jego udziału w królewskiej misji Chrystusa (por. KK 36)... Zatem w tym ujęciu nawet szewcy, piekarze i krawcy (patrz. Jan Tyranowski) jeśli swój fach traktują z miłością, mogą być prawdziwymi budowniczymi Królestwa Bożego na ziemi, a ich wytwory mogą być uznane za dorobek Kościoła. Nie jest to zresztą mój pomysł, bo takie szerokie spojrzenie proponują już od lat niektóre kierunki współczesnej teologii (np. Karl Rahner).
By jednak nie pozostać w zbyt optymistycznym nastroju, pozwolę sobie na koniec z lekką dozą wrodzonej złośliwości zauważyć, że autorem „Kto jest kim w Kościele” jest osoba świecka, a znakomita większość zawartych w tej publikacji życiorysów należy do duchownych.
Cezary Sękalski
Tekst ukazał się w „Azymucie”, dodatku Gościa Niedzielnego.
© 1996–2004 www.mateusz.pl