www.mateusz.pl/mt/cs

CEZARY SĘKALSKI

Na chorych ręce kłaść będą...

Modlitwa wstawiennicza we wspólnocie

 

Książka, której fragmenty poniżej publikuję ukazała się w 2002 roku w krakowskim wydawnictwie eSPe.

 

Módlcie się jeden za drugiego, abyście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego (Jk 5,16).

 

Wprowadzenie

Modlitwa wstawiennicza obecna była w Kościele od jego początków. Wymownym tego świadectwem są m.in. pisma Ojców Kościoła. W tekście pochodzącym z II wieku, autorstwa św. Justyna, będącym najstarszym zachowanym opisem chrztu, czytamy: „Wszyscy, którzy doszli do wiary i uznania za prawdę nauk i słów naszych, składają ślubowanie, że już takie będą wieść życie. Tedy uczymy ich modlić się, pościć i błagać Boga o odpuszczenie grzechów popełnionych, my zaś modlimy się i pościmy razem z nimi” 1. W dalszej części tekstu św. Justyn pisze: „My tedy po udzieleniu takiej kąpieli temu, który uwierzył i do nas się przyłączył, prowadzimy go na miejsce, gdzie gromadzą się tak zwani bracia, by wspólnie modlić się za siebie, za oświeconego i za wszystkich, gdziekolwiek się znajdują, by przez to razem z poznaniem prawdy otrzymać łaskę pełnienia w życiu dobrych uczynków, przestrzegania przykazań i dostąpienia zbawienia wiecznego” 2.

Liturgiczne teksty Mszy św. pochodzące z przeszłości również obfitują w wezwania wstawiennicze. Już w IV wieku podczas liturgii Mszy św. modlono się za żywych i zmarłych biskupów, dobrodziejów oraz ofiarodawców. W trakcie przygotowania darów ofiarnych diakon odczytywał ich imiona z tabliczek powleczonych woskiem, które nazywano dyptykami. Śladem modlitwy za siebie i innych jest również zachowane do dzisiaj w liturgii prastare greckie wezwanie Kyrie eleison.

We współczesnej liturgii już na samym początku Mszy św., w trakcie spowiedzi powszechnej, po wyznaniu swoich win wypowiadamy słowa modlitwy: „Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, wszystkich aniołów i świętych i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego”. Wiele wstawienniczych wezwań modlitewnych słyszymy także podczas modlitwy wiernych. W trakcie modlitwy eucharystycznej modlimy się za Papieża i miejscowego biskupa, a gdy podczas Mszy udzielany jest na przykład sakrament chrztu czy też jest ona sprawowana w intencji chorych lub zmarłych, mszał przewiduje stosowne modlitwy.

Modlitwa wstawiennicza w sposób szczególny obecna była przy udzielaniu sakramentu namaszczenia chorych. Już w Liście św. Jakuba Apostoła znajdujemy wezwanie: Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśli by popełnił grzechy, będą mu odpuszczone (Jk 5, 14–15).modlitwie konsekracji oleju z V wieku biskup modli się o łaskę nadania olejowi mocy uzdrowieńczej. Znamienne, że do X wieku namaszczenia konsekrowanym olejem wierni mogli udzielać sobie sami, bez obecności kapłana. Wzmiankę o tym znajdujemy w liście papieża św. Innocentego I, napisanym w 416 roku po Chrystusie do Decencjusza, Biskupa Gubbio. Komentując List św. Jakuba na temat modlitwy za chorych papież pisze: „Nie ma wątpliwości, że trzeba to przyjąć i rozumieć o chorujących wiernych, którzy mogą być namaszczeni świętym olejem namaszczenia przygotowanym przez biskupa. Nie tylko kapłanom, lecz i wszystkim chrześcijanom wolno go używać do namaszczenia w potrzebie własnej lub swoich bliskich” 3 Dziś sakrament ten sprawują tylko biskupi i kapłani (por. KKK, 1516).

Odnowa w Duchu Świętym wprowadziła dwie szczególne formy modlitwy za innych. Omówię je w kolejności odwrotnej niż chronologia ich powstawania.

Pierwsza z nich to nabożeństwo z modlitwą o uzdrowienie. Polega ono na tym, że po Mszy św. prowadzono modlitwę o uzdrowienie, często połączoną z posługą charyzmatami. Praktyka ta stała się na tyle powszechna, że 14 września 2000 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała na ten temat specjalny dokument: „Instrukcję na temat modlitwy w celu osiągnięcia uzdrowienia od Boga”. Pismo to ukazuje zasady, jakie w tym względzie powinny być przestrzegane przez grupy modlitewne. Szczególnie istotne jest w nim rozróżnienie między pozaliturgicznymi formami modlitwy o uzdrowienie (w których dopuszczalna jest pewna dowolność), a formami liturgicznymi (które powinny odbywać się z zachowaniem wszelkich norm właściwych liturgii).

Druga forma modlitwy wstawienniczej pojawia się dwukrotnie w trakcie Seminarium Odnowy w Duchu Świętym, będącym formą rekolekcji wprowadzających uczestników w tajemnicę chrześcijaństwa. Sprawują ją animatorzy wraz z kapłanem oraz osoby o większym doświadczeniu i dłuższym stażu w grupie modlitewnej. W pierwszej z wymienionych modlitw proszą oni Boga o łaskę uzdrowienia uczestnika seminarium z wszystkich chorób duchowych, emocjonalnych i fizycznych, które ograniczają i przeszkadzają mu w drodze do Boga. W drugiej grupa modli się za uczestnika seminarium o łaskę jego otwarcia na charyzmaty, które Bóg włożył w jego serce podczas sakramentu Chrztu św. i bierzmowania. W obu przypadkach oferowana pomoc nie ogranicza się tylko do samej modlitwy, lecz poprzedza ją jeszcze wspólne rozeznanie. Zwyczaj takiej modlitwy przenosi się często na spotkania modlitewne, w trakcie których cała wspólnota wstawia się za potrzebującymi szczególnego wsparcia. Niekiedy we wspólnotach proponowana jest także stała posługa modlitwą wstawienniczą. Sprawuje ją grupa osób, które są szczególnie powołane do takiej formy pomocy innym. Bywa, że jest to forma towarzyszenia danej osobie na drodze jej duchowego wzrostu, szczególnie w momentach trudności lub kryzysów. Ta forma modlitwy wstawienniczej stanowi główny temat niniejszej książki.

Popularność tej praktyki w wielu wspólnotach świadczy o wielkim zapotrzebowaniu na taką formę duchowej pomocy. We wspomnianej wcześniej Instrukcji Kongregacji Nauki Wiary czytamy: „Gorące pragnienie szczęścia, głęboko zakorzenione w sercu człowieka łączy się ściśle z dążeniem do uwolnienia od choroby i do zrozumienia jej sensu, gdy się jej doświadcza. Jest to ludzkie doświadczenie, które znajduje w Kościele szczególny oddźwięk, ponieważ w taki czy inny sposób dotyczy wszystkich” 4. Dalej zaś czytamy: „Choroba także, jak i inne cierpienia ludzkie, stanowi uprzywilejowany moment modlitwy: czy to jako prośba o łaskę, aby przyjąć chorobę w świetle wiary i zgodzić się z wolą Bożą, czy również jako błaganie o otrzymanie uzdrowienia” 5.

Każdemu z nas zdarzają się różnego rodzaju trudności, wówczas w sposób naturalny szukamy oparcia u tych, którzy cieszą się naszym zaufaniem. Często są to osoby ze wspólnoty modlitewnej, do której należymy. Nawet sam Jezus podczas swojej wewnętrznej walki w Ogrójcu potrzebował obecności przyjaciół: Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną! (Mt 26, 38).

Skąd biorą się kryzysy? Dlaczego potrzebujemy pomocy innych? Źródła naszych trudności mogą być bardzo różne: od sytuacji zewnętrznych, niezależnych od nas, poprzez trudności wewnętrzne, związane z naszą kruchością fizyczną i emocjonalną, aż do problemów duchowych, mających związek z naszą relacją z Bogiem. Oczywiście wiele trudności możemy rozwiązać na płaszczyźnie ich występowania. Gdy kogoś boli ząb, idzie do dentysty, gdy cierpi na poważniejsze zaburzenia emocjonalne, zwraca się o pomoc do psychologa lub psychiatry, natomiast gdy popełni grzech, idzie do spowiedzi. Modlitwa wstawiennicza wcale nie ma zastępować wspomnianych form szukania pomocy. Zdarza się jednak, że pewne dolegliwości fizyczne czy emocjonalne są wynikiem nieuporządkowania w sferze duchowej człowieka. Właśnie dlatego głębokie nawrócenie często przynosi ludziom wolność od dolegliwości, z którymi wcześniej nie mogli sobie poradzić innymi środkami. Modlitwa wstawiennicza może być w tym wielką pomocą. Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28) – mówi Jezus, a w innym miejscu dodaje: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20).

Pomoc duchowa świadczona innym jest niejako wpisana w powołanie chrześcijanina. Św. Paweł w Liście do Galatów pisze: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe (Ga 6, 2). Wymaga to od nas wrażliwości na drugiego człowieka i gotowości do udzielenia mu pomocy. Nie wystarczy jednak chcieć pomagać innym, trzeba jeszcze wiedzieć, jak to robić. Brak wyczucia i delikatności w dotykaniu bolesnych ludzkich spraw może być przyczyną cierpienia. I choć nie jest ono zamierzone i tego rodzaju uchybień często nie można ujmować w kategoriach grzechu, to jednak mogą one stanowić dużą przeszkodę w rozwoju życia duchowego tych, którzy w jakimś sensie są nam powierzeni.

Książka ta adresowana jest przede wszystkim do tych, którzy pragną w swoich grupach modlitewnych pomagać innym poprzez modlitwę wstawienniczą. Jednak samo jej przeczytanie nie upoważnia od razu do samodzielnego podejmowania tego rodzaju pomocy. To, czy dana osoba może pomagać innym w taki sposób, winno być rozeznane we wspólnocie Kościoła.


 

1. Od modlitwy osobistej do modlitwy wstawienniczej

Pragnienie modlitwy za innych może wyrosnąć tylko z modlitwy osobistej. Człowiek, który spotyka się z Bogiem i przyjmuje Jego miłość, w sposób naturalny pragnie się tą miłością dzielić.

Nieraz byłem świadkiem zastrzeżeń kierowanych pod adresem grup modlitewnych, że „tam się tylko modlą”. Pomijając przypadki, gdy wspólnota rzeczywiście staje się zamkniętą w sobie „grupą wzajemnej adoracji”, podejście takie nie jest słuszne. Powtarzane niekiedy opinie, że „bycie chrześcijaninem do czegoś zobowiązuje” i istnienie wspólnoty chrześcijańskiej ma o tyle sens, o ile działa ona charytatywnie (np. odwiedzając chorych, domy dziecka itp.), nie są prawdziwe i trącą napiętnowaną przez Pawła VI herezją czynu. Prawdą jest, że dojrzały chrześcijanin musi w jakiś sposób realizować w swoim życiu ewangeliczne wezwanie do miłości. Prawdą jest jednak i to, że nasze dojrzewanie w wierze wymaga czasu, jest pewnym procesem. Od tych którzy karmią się mlekiem (por. 1 Kor 3, 2) raczej nie należy wymagać odpowiedzialności czy działań, które są domeną ludzi dojrzałych w wierze.

Słowo, ,chrześcijanie” (grec. christianoi), którego zaczęto używać na określenie członków pierwotnego Kościoła w Antiochii Syryjskiej (por. Dz. 11, 26 b), nie oznaczało w pierwszym rzędzie tych, którzy byli ochrzczeni, lecz tych, którzy byli głęboko związani z Chrystusem. Aby być ochrzczonym, należało dowieść swojego oddania Chrystusowi, toteż chrzest i osobowa więź z Chrystusem nierozerwalnie łączyły się w jedną całość. Dziś, gdy powszechny jest chrzest niemowląt, istnieje potrzeba dorastania do przyjęcia całego bogactwa, jakie otrzymaliśmy w pierwszym sakramencie inicjacji chrześcijańskiej. Aby więc chrzest mógł być prawdziwym znakiem przynależności do Chrystusa, musimy dojrzewać do tej tajemnicy. Dojrzewanie to często dokonuje się we wspólnotach modlitewnych.

Aby móc pomagać innym, trzeba najpierw zająć się sobą i osobistym spotkaniem z Bogiem. Tylko z tego spotkania może zrodzić się służba, która będzie rzeczywistym działaniem w mocy Ducha Świętego, a nie tylko naszym zewnętrznym aktywizmem. Cała historia Kościoła uczy nas, że wszystkie wielkie dzieła rodziły się z cichego, pozornie bezsensownego trwania przed Panem. Pustynia zawsze była miejscem dojrzewania do podjęcia działań, których inspiratorem był Duch Święty. Gdybyśmy chcieli prześledzić życie wielu postaci biblijnych, nieodmiennie odnajdywalibyśmy tę samą prawidłowość: właśnie pustynia, przez wiele ówczesnych ludów uznawana za obszar działania demonów, stawała się miejscem przemiany wewnętrznej w życiu tych, którzy spotkali Boga. Tak było np. w przypadku Mojżesza, Eliasza. Również Jezus dojrzewał do podjęcia swojej misji na pustyni.

Bez modlitwy osobistej w życiu chrześcijanina nic nie może się zdarzyć. To z niej wyrasta wszystko, co w Kościele dzieje się ważnego. Bez doświadczenia Boga wszelkie działania tracą sens, pozostają bowiem tylko martwą literą Prawa, które bez poznania Prawodawcy jest raczej przeszkodą niż pomocą w zbawieniu. Zbawienie wynika ze spotkania z Tym, który zbawia. Do tego spotkania możemy zaś prowadzić innych tylko wtedy, gdy sami go nie zaniedbujemy.

Spotkanie

Kiedy pewnego razu zapytałem dzieci na katechezie:, ,Czym jest modlitwa?”, odpowiedź była natychmiastowa: „Modlitwa jest rozmową z Bogiem”. To proste określenie katechizmowe staje się jednak nazbyt często zasłoną dla braku własnego doświadczenia modlitwy. Kiedy postawiłem kolejne pytanie: „A o czym rozmawiałeś dziś rano z Bogiem?”, stwierdziłem, że dla większości moich uczniów jest ono za trudne. Gdy zaś, idąc dalej, zapytałem: „Jak Bóg odpowiada na twoją modlitwę?”, to okazało się, że na to pytanie potrafiły odpowiedzieć tylko pojedyncze osoby.

Określenie modlitwy „rozmową z Bogiem” skrywa głębię, której wielu chrześcijan nawet nie przeczuwa. Do nich szczególnie zwraca się św. Paweł słowami z Listu do Koryntian: Nie chciałbym, bracia, byście nie wiedzieli o darach duchowych. Wiecie, że gdyście byli poganami, ciągnęło was nieodparcie ku niemym bożkom... (1 Kor 12, 1)., ,Niemym bożkom” św. Paweł przeciwstawia Boga, który żyje tu i teraz i na co dzień pragnie komunikować się z człowiekiem. Oczywiście u podstaw owej komunikacji leży samoobjawienie się Boga człowiekowi. Bez doświadczenia Boskiego TY Bóg pozostaje tylko ideą filozofów, która wprawdzie jest pomocna w tłumaczeniu prawd metafizyki, jednak nie ma żadnego wpływu na indywidualne życie człowieka. Prawdziwe chrześcijaństwo rodzi się ze spotkania, które może całkowicie odwrócić bieg ludzkiego życia. Karol de Foucauld piętnaście lat po swoim nawróceniu napisał:, ,Z chwilą, gdy uwierzyłem, że Bóg istnieje, zrozumiałem, że nie mogę żyć inaczej jak tylko dla Niego”. Słowa te wypływają ze spotkania, które wiarę pojmowaną ściśle rozumowo przemieniło w egzystencjalne doświadczenie. W podobny sposób pisze o tym Edyta Stein w liście do Romana Ingardena:, ,Nie wiem, czy z moich wcześniejszych wypowiedzi mógł Pan wywnioskować, że pomału doszłam do chrześcijaństwa, pojmowanego ze wszech miar pozytywnie. Oswobodziło mnie to od życia, pod którym się ugięłam, a zarazem dało mi siłę, by życie przyjąć na nowo i z wdzięcznością. Mogę więc mówić o «odrodzeniu się» w najgłębszym znaczeniu tego słowa” 6.

Stary Testament obfituje w opisy spotkań z Bogiem. Powołanie Abrahama, Mojżesza, Izajasza czy też walka Jakuba z aniołem są wspaniałymi opisami wydarzeń, które całkowicie przemieniły życie tych ludzi. Warto zauważyć, że w przypadku Abrahama i Jakuba owe spotkania wiązały się z nadaniem im przez Boga nowych imion. W mentalności semickiej imię oznaczało „istotną część składową osobowości człowieka. Uważano także, że imię odpowiada istocie człowieka lub jego przymiotom. Nadawane przez rodziców swojemu dziecku, wyraża to, czego rodzice po nim się spodziewają” 7. Z przytoczonych określeń wynika, że nadanie imienia przez Boga oznacza również wyznaczenie życiowej misji., ,Kiedy Bóg sam wypowiadał nad dzieckiem jego imię, to zazwyczaj wypowiedź taka posiadała znaczenie prorocze” 8.

Liczne opisy spotkań z Bogiem odnajdujemy także w Nowym Testamencie. Wszak jedno z imion Mesjasza zapowiedzianego przez proroków brzmiało: „Emmanuel” czyli „Bóg z nami”. Wielu ludzi, którzy spotykali się z Jezusem, odkrywało Jego Boskie pochodzenie. Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16,16) – odpowiedział Szymon Piotr na pytanie, jakie zadał mu Jezus.

Samobojawianie się Boga nie zakończyło się wraz z wniebowstąpieniem Jezusa. Trwa ono nieustannie tak w perspektywie obiektywnej (Pismo Święte, nauka Kościoła) jak i subiektywnej (doświadczenie wewnętrzne chrześcijan). Bóg objawia się dzisiaj. Objawia się także w tych, których przemieniła Jego miłość. „Szukać Boga, to jakby iść za śladem. (...) Idziemy za tym, kto znalazł się na śladach Boga” 9 – pisze za Levinasem ks. Józef Tischner.

Dopiero wtedy, gdy człowiek otworzy się na pragnienie Boga, gdy doświadczy boskiego TY, może wejść z Bogiem w dialog (Martin Buber).

Mowa Boga

Jest dla nas oczywiste, że każdy, aby móc porozumiewać się z innymi, musiał nauczyć się mówić. Podobnie jest z nauką rozmawiania z Bogiem. Komunikowanie się z Bogiem zakłada całkowite zaangażowanie ze strony człowieka. Modlitwa nie może być działaniem wynikającym tylko z lęku, litości czy przyzwyczajenia. Modlitwa nie jest monodramem, który z poczucia obowiązku odgrywamy każdego dnia. Modlić się to przyjąć styl życia w obecności Bożej bez względu na to, w jakim stanie żyjemy i jaki wykonujemy zawód. Tewie Mleczarz ze słynnego musicalu „Skrzypek na dachu” potrafił z Panem Bogiem godzinami rozprawiać o wszystkich, nawet najdrobniejszych wydarzeniach dnia. Modlić się to „chodzić przed Panem”, to kochać i doświadczać Jego miłości.

Każdy, kto wszedł na drogę chrześcijańskiego wtajemniczenia, z mozołem uczy się owego języka miłości. Uczy się odczytywać Boże wezwania, a także na nie odpowiadać. Nie bez powodu na pytanie uczonego w Piśmie: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj Izraelu...(Mk 12, 28b–29a). Słuchanie wydaje się zatem pierwszym obowiązkiem chrześcijanina. Bóg do nas mówi. Mówi przez wydarzenia, natchnienia, przez napotkanych ludzi. Znaki, które nam daje, mają jednak zawsze wymiar subiektywny, mogą być odczytywane tylko w naszym sercu. Bóg nie komenderuje nami, lecz delikatnie zaprasza do współpracy.

Św. Teresa od Jezusa porównała modlitwę do nawadniania ogrodu. Według niej, tak jak istnieją różne sposoby, aby zrosić spragnioną ziemię, tak też mogą istnieć różne sposoby zaspokajania duchowego pragnienia na modlitwie: „Czworaki (...) może być sposób podlewania: albo ciągnąć wodę ze studni, co jest pracą uciążliwą; albo za pomocą norii czy wodociągu, dobywając wodę przez obracanie koła, jak tego sama nieraz próbowałam; tu praca mniejsza jest od poprzedniej i więcej dostaje się wody; albo sprowadzając wodę z rzeki czy ze strumienia, i ten jest sposób o wiele lepszy, bo i ziemia obficiej się wodą nasyca, nie potrzebuje więc tak częstego podlewania, i ogrodnik daleko mniejszą ma pracę; albo wreszcie za pomocą deszczu obfitego; wtedy Pan sam bez żadnej pracy naszej podlewa, i ten sposób bez żadnego porównania przewyższa wszystkie poprzednio wymienione” 10.

Jest to niezwykle optymistyczny tekst dla wszystkich, którzy wkraczają na drogę modlitwy. Ukazuje on bowiem, że modlitwa, o ile jest praktykowana w sposób systematyczny i z pełnym zaangażowaniem, ulega rozwojowi. Modlitwa przemienia nas wewnętrznie, a przemiana ta obejmuje całe nasze serce rozumiane w sensie biblijnym jako siedlisko osobowości ludzkiej 11. Im większe jest w nas pragnienie modlitwy, tym szybciej następuje owa przemiana, i tym szybciej człowiek uczy się mowy Boga.

Prawdziwa modlitwa angażuje całego człowieka. My odpowiadamy Bogu nie tylko słowami, lecz całym naszym życiem. Ów przedziwny dialog nie ogranicza się jedynie do wydzielonego czasu, kiedy klękamy do modlitwy. Bóg chce do nas mówić także przez wydarzenia naszego życia, lecz aby również w nich odczytywać Jego obecność potrzebujemy czasu, który w całości poświęcimy na spotkanie z Nim.

Rozwój modlitwy prowadzi do rosnącej wrażliwości, i to właśnie z niej wyrasta niezwykły dar – umiejętność rozeznawania. Paradoksalnie, kiedy poznajemy język Boga, w przedziwny sposób odkrywamy prawdziwy język człowieka. Nie jest to wcale przypadek, że ludzie modlitwy stają się dla bliźnich powiernikami i doradcami. Nie bez powodu ludzie przybywali do Ojców Pustyni, by powierzać im najtrudniejsze problemy swojego życia. Owa zdolność, w katechizmie określana jako dar rady, jest czymś nieodzownym w posługiwaniu modlitwą wstawienniczą.

Skuteczność modlitwy

Istnieje zasadnicza różnica między modlitwą pogan a modlitwą chrześcijan. Poganin modli się, aby zjednać sobie przychylność bóstw dla swoich planów. Chrześcijanin natomiast wie, że Bóg jest mu przychylny, jego modlitwa zaś to próba uzgodnienia własnej woli z wolą Bożą. Katechizm dodaje tu, że „Modlitwa jest współpracą z Jego [Boga] Opatrznością, z Jego zamysłem miłości do ludzi” 12. Oczywiście nie tylko nie wyklucza to modlitwy prośby, ale wręcz ją zakłada. Ewangelista przytacza przecież znamienne słowa Jezusa: Proście, a będzie wam dane... (Łk 11, 9).

Słowa te jednak dla wielu początkujących chrześcijan mogą wydać się dziwne i niezrozumiałe. Czy bowiem rzeczywiście oznaczają one, że otrzymamy wszystko, o co będziemy prosić? Najwyraźniej intencją Ewangelistów nie było sprowadzenie roli Pana Boga do rozdawania prezentów... Ewangelista Marek dodaje kolejny wymóg skuteczności modlitwy: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11, 24). Wiara zatem jawi się jako warunek dobrej modlitwy, lecz czy wystarczający? Wszelkie wątpliwości powinny rozwiać słowa z Ewangelii według św. Łukasza: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11, 13). Słowa te sytuują całą wypowiedź Jezusa na temat modlitwy w bardzo konkretnym systemie wartości. Duch Święty jest największym darem, jaki Bóg udziela proszącemu. Nie wyklucza to oczywiście innych Bożych darów, lecz od razu określa ich hierarchię. Wobec zbyt dosłownego potraktowania słów: „proście a otrzymacie” mogą bowiem zdarzać się nadużycia. Nie bez powodu św. Jakub Apostoł gromił sobie współczesnych chrześcijan słowami: Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo źle się modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4, 3). Nie bez powodu też trzecia prośba modlitwy Pańskiej zaczyna się słowami: „Bądź wola Twoja” (por. Mt 6, 10) a dopiero po niej następuje modlitwa o chleb powszedni, a więc o całą sferę doczesnego życia człowieka. Modlitwa prośby wymaga zatem umiejętności rozeznawania, odkrycia, w jaki sposób to, o co proszę, odnosi się do woli Bożej. Z czego wynika moja prośba? Czy u jej źródeł leży moje pragnienie lepszej służby Bogu? Czy moje intencje są oczyszczone? To ostatnie pytanie dotyczy szczególnie tych sytuacji, w których przedmiot prośby wydaje się obiektywnie dobry, lecz nie wiadomo, czy jest on dobry również dla mnie. Obiektywnie dobre wielkie pragnienia apostolskie mogą w konkretnym wypadku stać się wyrazem braku akceptacji ludzi, którzy mnie otaczają. Św. Jan od Krzyża tak pisze o tego rodzaju błędach: „Ponieważ początkujący czują się pełnymi zapału w rzeczach duchowych i ćwiczeniach pobożnych, z tej pomyśloności (z powodu ich niedoskonałości) rodzi się pewien rodzaj ukrytej pychy, skutkiem której zaczynają oni nabierać niejakiego zadowolenia z samych siebie i ze swoich uczynków, mimo iż prawdą jest, że rzeczy święte same z siebie rodzą pokorę. Z tego źródła wypływają próżne, czasem nawet bardzo próżne chęci rozmów o rzeczach duchowych z innymi. Często zresztą w tym celu, by innych nauczyć, niż by się od nich uczyć. Gdy zaś napotykają u nich inny rodzaj pobożności niż ich własny, potępiają ich w swoim sercu, a nawet zewnętrznie w słowach...” 13. Sam potrzebowałem czasu na zrozumienie tego, że aby komuś w jakikolwiek sposób pomóc, trzeba najpierw wiedzieć, czego mu tak naprawdę potrzeba. Często bardziej trafny jest prosty gest życzliwości niż nieuprawnione stawanie w pozycji nauczyciela.

Podstawowym wymogiem prawdziwej modlitwy chrześcijańskiej jest czystość serca. Jest ona również warunkiem skuteczności modlitwy. Jezus potwierdza to w Kazaniu na Górze słowami: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5, 8). Jeśli naprawdę szukamy w swoim życiu chwały Bożej, jeśli ku Niemu kierujemy nasze najgłębsze pragnienia, to będzie On odpowiadał we właściwy sobie sposób na każdą, nawet najmniejszą, szczerą prośbę. Tak właśnie w naszym życiu doświadczamy tajemnicy Opatrzności. Zażyłość z Bogiem sprawia, że wiele naszych potrzeb czy pragnień będzie współbrzmieć z Jego wolą. Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim (Rz 8, 28) – pisze św. Paweł, zaś gdzie indziej dodaje: Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą (Flp 2, 13).

Bycie uczniem Jezusa nadaje szczególny rys modlitwie. W swoim ostatnim pouczeniu Jezus mówi do uczniów: Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; (...) Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie (Mk 16, 17-18). Wezwanie to jest bardzo żywe w kręgach Odnowy Charyzmatycznej. Na nim opiera się wiara w skuteczność modlitw wstawienniczych zanoszonych w intencji chorych. Słowa z Ewangelii według św. Marka: a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły (Mk 16, 20) równie dobrze odnosić możemy do czasów nam współczesnych. Potwierdza to świadectwo wielu uzdrowionych chrześcijan (patrz aneks 2 na końcu książki). Zatem żarliwa wiara połączona z czystością serca jest kluczem do otwarcia się na działanie Boga żyjącego dzisiaj, tu i teraz.

Modlitwa wstawiennicza

Katechizm sytuuje modlitwę wstawienniczą w kontekście modlitwy Jezusa: „To On jest jedynym wstawiającym się u Ojca za wszystkich ludzi, a w szczególności za grzeszników” 14. Przez Jezusa, przez trwanie w głębokiej relacji z Nim i w Jego nauce dokonuje się nasze zbawienie. Tylko przez Niego człowiek może zbliżyć się do Boga.

Modlitwa wstawiennicza jest też darem Ducha Świętego. „Sam Duch Święty przyczynia się za nami w błaganiach... przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą (Rz 8, 26–27)” 15. W tę modlitwę Jezusa w Duchu Świętym włączają się chrześcijanie. Wypływa ona zatem z komunii, ze wspólnoty, jaka dokonuje się w sercach szukających jedności z Bogiem. „Wstawianie się za innymi –stwierdza Katechizm – prośba o coś dla innych, jest – od czasu Abrahama – czymś właściwym dla serca pozostającego w harmonii z miłosierdziem Bożym” 16. Modlitwa wstawiennicza wypływa zatem także z wrażliwości człowieka na ludzką biedę, z pragnienia pomocy drugiemu w jego trudnościach. Wynika z odkrycia Kościoła jako duchowej wspólnoty, w której w pewien sposób wszyscy są za siebie odpowiedzialni. Modlitwa za innych jest najbardziej uniwersalnym darem, jakiego mogą udzielać sobie chrześcijanie. I choć dzisiejszy świat, w którym liczy się przede wszystkim to, co da się zmierzyć czy wycenić, nie potrafi docenić wagi daru, jakim jest modlitwa za innych, to jednak wielu głęboko wierzącym nie raz dane było doświadczyć niezwykłej mocy zanoszonych przez nich modlitw.

Modlitwa wstawiennicza spontanicznie pojawia się jako prosta konsekwencja rozwoju życia duchowego. „Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie przeżywały bardzo głęboko tę formę dzielenia się” 17. Gorąco propagował ją św. Paweł: Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego Boga, który pragnie by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2, 1–4).

Dzisiaj również tam, gdzie następuje ożywienie życia modlitewnego, prędzej czy później wyrasta modlitwa wstawiennicza jako przejaw działania Ducha Świętego.

Dwa poziomy modlitwy wstawienniczej

Modlitwa wstawiennicza, tak jak i modlitwa osobista, podlega rozwojowi. Stąd możemy mówić o dwóch poziomach tego rodzaju modlitwy. Pierwszy z nich dotyczy wstawiennictwa, w którym element nadprzyrodzony nie jest zbytnio eksponowany. Znany jest opis z Księgi Rodzaju ukazujący Abrahama targującego się z Bogiem o ocalenie Sodomy: Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? (Rdz 18, 23). Abraham modli się za całe miasto.

Każdego dnia modlimy się w intencjach różnych osób, spraw, potrzeb. Taka modlitwa polega na powierzaniu różnych problemów Bogu, z zaufaniem, że będzie je rozwiązywał zgodnie ze Swoją wolą. Zaletą takiej modlitwy jest to, że pomaga nam ona dystansować się do własnych pragnień. Przedstawiając Bogu potrzeby nasze i bliźnich, spontanicznie zaczynamy patrzeć na nie z Bożej perspektywy. Bywa, że początkowo taka modlitwa wiąże się z trudem odrywania się od naszych przywiązań. Im bardziej jednak stajemy się bliżsi Bogu, tym mniej jest między Nim a nami przeszkód. Wraz ze wzrostem zażyłości z Bogiem nasza modlitwa zawiera coraz więcej rozeznania. Umiejętność rozeznawania w przypadku takiej modlitwy nie jest jednak absolutnie konieczna, ponieważ nie bierzemy odpowiedzialności za tych, za których się modlimy. Takie osoby nie muszą być nawet obecne na modlitwie. Mimo, że prosimy czasem o zaspokojenie konkretnych potrzeb innych, ostatecznie powierzamy je Opatrzności Bożej z wiarą, że Bóg odpowie na nie w sposób sobie właściwy. Nasuwa się tu porównanie do modlitw liturgicznych, które mają często charakter ogólny.

Nieco inna modlitwa ukazana jest w Księdze Wyjścia. Przedstawia ona Mojżesza modlącego się za Izraelitów walczących z Amalekitami. Tu możemy już mówić o modlitwie wstawienniczej drugiego poziomu: Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę (Wj 17, 11a). Opis ten ukazuje modlitwę, której owoce są widoczne od razu. Modlitwa tego typu stawia przed modlącymi się zupełnie nowe wymagania. Człowiek, zwracający się o pomoc, niejednokrotnie oczekuje konkretnego rozwiązania własnych trudności albo przynajmniej konkretnej porady. Jeśli jej nie uzyska, może odejść zawiedziony. Odpowiedzialność osób podejmujących modlitwę wstawienniczą jest zatem wysoka, gdyż mogą one albo pomóc w głębszym spotkaniu człowieka z Bogiem, albo zaszkodzić. Stąd modlitwa taka wymaga dokładnego rozeznania problemu, a następnie odnalezienia drogi jego rozwiązywania. Na tym poziomie zwykła ludzka roztropność często nie wystarcza. Modlitwa, jeśli ma być skuteczna, wymaga często bezpośredniej pomocy Ducha Świętego.

W Nowym Testamencie posługa modlitwy wstawienniczej jest nierozłącznie związana z misją uczniów Jezusa. Kiedy wysyłał siedemdziesięciu dwóch, mówił do nich: Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże (Łk 10, 8–9). Jest sprawą oczywistą, że nie chodzi tu o uzdrawianie w sensie medycznym, lecz o modlitwę za chorych. Widać też jasno związek skuteczności modlitwy wstawienniczej z głoszeniem Ewangelii. Posługa modlitwą wstawienniczą nie może funkcjonować w oderwaniu od ewangelizacji, ponieważ jej skutki są znakiem przyjścia Królestwa Bożego, które jest wśród nas (por. Łk 17, 21).

Uczniowie, powracający po wykonaniu misji, zafascynowani byli tym, czego Bóg przez nich dokonał. Mówili do Jezusa: Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają. Jezus zaś odpowiedział im: Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi (Łk 10, 17–19). Słowa te ukazują grozę sytuacji, w jakiej znajdują się uczniowie, lecz również obietnicę Bożej opieki nad nimi. Misja ta wymaga od nich ciągłej łączności z Jezusem. Euforia, wywołana widocznymi efektami modlitwy, znika bez śladu, gdy zawiedzeni i skruszeni po nieudanej modlitwie o uzdrowienie epileptyka zwracają się do Jezusa z pytaniem: Dlaczego my nie mogliśmy go [złego ducha] wypędzić? (Mt 17, 19).

Piękny przykład rozeznania w podjętej modlitwie wstawienniczej odnajdujemy w Dzienniczku św. Faustyny Kowalskiej. Opisuje ona następujące zdarzenie: Przed paru dniami, przyszła do mnie pewna osoba z prośbą, żebym się bardzo za nią pomodliła w jej intencji, bo ma tak ważne i pilne sprawy. Nagle uczułam w duszy, że nie jest to miłe Bogu i odpowiedziałam jej, że nie będę się modlić w tej intencji – pomodlę się za nią ogólnie. Za parę dni ta pani przyszła do mnie i podziękowała mi, że się nie modliłam na jej intencję, ale za nią, ponieważ miała zamiar pełen mściwości względem pewnej osoby, dla której winna była cześć i uszanowanie na mocy czwartego przykazania. Pan Jezus zmienił jej wnętrze i sama uznała swoją winę, jednak zdziwiła się, że przenikłam jej tajemnicę” 18. Owe „odczuwanie” skuteczności danej modlitwy znane jest i dzisiaj. Jest ono łaską rozeznania udzielaną czasem tym, którzy modlą się za innych.

 

Odpowiedzi na listy

Jak wytłumaczyć cuda?

Moja znajoma Krystyna od jakiegoś czasu choruje na kręgosłup. Kilkanaście tygodni temu bóle nasiliły się tak bardzo, że chora z trudem się poruszała. Wówczas za namową rodziny pojechała na spotkanie Zielonoświątkowców. W programie była modlitwa o uzdrowienie. Entuzjazm, spontaniczność towarzyszące modlitwom i pieśniom wywarły na Krysi duże wrażenie. Gdy spotkanie dobiegło końca okazało się, że Krysia jest w stanie nie tylko dojść do samochodu, lecz biec w kierunku prowadzących spotkanie. Zielonoświątkowcy widząc, co się dzieje, dziękowali Bogu za udrowienie Krysi. Dwa dni po tym wydarzeniu bóle znów powróciły. Dziś moja znajoma jest w szpitalu. Czeka na operację. Cierpi i modli się. Nie traci wiary. A ja pytam: Czy Jezus uzdrowił wtedy Krysię? Co naprawdę dzieje się na spotkaniach Zielonoświątkowców? Jak wytłumaczyć „cuda” (nie mam na myśli tylko uzdrowień), które nie mają uzasadnienia w teologii biblijnej lub jej przeczą?

Korzystając z okazji chciałabym jeszcze zapytać, czy i w jaki sposób możliwe jest przekonanie agnostyka o tym, że Jezus jest Mesjaszem, że żyje i zbawia?

Beata

 

Droga Beato!

Na temat uzdrowień mogę Ci zaświadczyć, że zdarzają się rzeczywiście, także u Zielonoświątkowców, lecz tu nie ma jakichś sztywnych reguł. Każde uzdrowienie jest niczym nieskrępowanym darem łaski i wymaga głębszego rozeznania. Czy w przypadku Krysi było to rzeczywiste uzdrowienie? Fakty zdają się tego nie potwierdzać. Może się zdarzyć, że nagłe polepszenie stanu zdrowia podczas spotkania modlitewnego jest skutkiem wywołanych silnych emocji. Sama wspominasz, że „entuzjazm, spontaniczność towarzyszące modlitwom i pieśniom wywarły na Krysi duże wrażenie”. Spontaniczna modlitwa dziękczynna za dokonane „uzdrowienie” ludzi obecnych na spotkaniu, wynikała raczej z emocjonalnego odruchu niż z jakiegoś głębszego rozeznania, to jeszcze bardziej mogło wprowadzić Krysię w błąd. Dla mnie ważne by było samo doświadczenie Krysi. Czy coś odczuła podczas modlitwy, czy doświadczyła jakiegoś Bożego działania? Jak ona sama odbiera całe to zdarzenie? Znam przypadek, gdy nawet krótkotrwałe „uzdrowienie”, było dla pewnej osoby miejscem intymnego spotkania z Jezusem, spotkania, które zapoczątkowało prawdziwą przemianę wewnętrzną. Uzdrowienie fizyczne nie jest istotą chrześcijaństwa. Istotą jest wierność Bogu, szukanie Jego woli i pragnienie jej wypełniania. Uzdrowienia są czymś niejako „przy okazji”. Potwierdzają one moc Ewangelii, powodują wzmocnienie wiary, ale to komu i kiedy są udzielane, jest sprawą woli Bożej. Marny byłby to chrześcijanin, który swoją wierność Bogu uzależniałby tylko od tego, czy Bóg wysłuchuje jego próśb w taki sposób, w jaki człowiek sobie tego życzy. Oczywiście przyjęcie cierpienia jest rzeczą trudną i w różnych trudnościach zdrowotnych trzeba się modlić o uzdrowienie, ale w tej modlitwie trzeba zdać się na wolę Bożą, bo może właśnie cierpienie ma być dla kogoś najpewniejszą drogą duchowego wzrostu...

Pytasz dalej: „Jak wytłumaczyć «cuda» (nie mam na myśli tylko uzdrowień), które nie mają uzasadnienia w teologii biblijnej lub jej przeczą?” Szkoda, że nie precyzujesz, o jakie fakty ci chodzi, mogę się jedynie domyślać, że piszesz o uzdrowieniach dokonywanych przez bioenergoterapeutów a także o zjawiskach parapsychologicznych. Trudno się zgodzić na to, żeby którekolwiek z tych zjawisk przeczyło teologii biblijnej. Pismo Święte wspomina przecież o działalności magów za czasów Mojżesza, czy też znacznie później za czasów św. Pawła. Zjawiska te nie tyle przeczą teologii biblijnej, ile nie są zgodne z duchem biblijnego orędzia. Wierność Bogu wyklucza bowiem odwoływanie się do magii, spirytyzmu, okultyzmu itp. Wiele z tych praktyk jest efektem oddziaływania demonicznego, inne jak bioenergoterapia odwołują się do ukierunkowania i przekazywania energii występującej w przyrodzie. W tym drugim przypadku bioenergoterapeuta staje się medium dla tych energii, a to jego otwarcie, jak twierdzi o. Jacques Verlinde może być niebezpieczne dla jego psychiki i ducha. Szatan chce naśladować Boga w czynieniu cudów, jego działalność jednak jest zawsze próbą oszukania i zniewolenia człowieka.

Pytasz na koniec: „Czy jest możliwe, i w jaki sposób, przekonanie agnostyka o tym, że Jezus jest Mesjaszem, że żyje i zbawia?” Nawrócenie każdego człowieka jest łaską Boga i nie ma tu żadnych trików, czy jakichś cudownie skutecznych argumentów, które każdego mogą przekonać. Św. Augustyn pisał, że niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu i jest to prawda. Człowiek z natury jest skierowany ku Bogu i potrzebuje Go. Jeśli więc potrafimy uświadomić mu jego „głód Boga”, jeśli potrafimy go zainspirować do duchowych poszukiwań, Bóg sam odpowie na jego pragnienie. Tu oczywiście wielkie znaczenie ma nasze osobiste świadectwo życia z Jezusem. Ono najczęściej bardziej jest w stanie poruszyć człowieka niż filozoficzne „dowody” na istnienie Boga. W poszukiwaniach duchowych bardzo pomocny może być kontakt z jakąś grupą modlitewną czy to Odnowy w Duchu Świętym, neokatechumenatu, czy jeszcze jakąś inną. Jest to ważne, żeby nie szukać samotnie, lecz by próbować znaleźć właściwe środowisko dla rozwoju swojej wiary. Nie zawsze jest to łatwe, ale tu potrzeba naszej modlitwy i otwarcia na Boże prowadzenie.

 

Spis treści:

 


PRZYPISY

1 Pierwsi świadkowie, Pisma Ojców Apostolskich, Kraków 1998, s. 385.
2 Tamże, s. 386.
3 Brewiarium Fidei, Poznań 1989, n. 510
4 Tamże, s. 11.
5 Tamże, s. 11.
6 Spór o prawdę istnienia, Listy Edyty Stein do Romana Ingardena, Kraków 1994, s. 95.
7 Por. Manfred Lurker, Słownik obrazów i symboli biblijnych, Poznań 1989, s. 68.
8 Tamże, s. 68.
9 Józef Tischner, Filozofia dramatu, Paris 1990, s. 47.
10 Św. Teresa od Jezusa, Księga życia, Kraków 1987, s. 189.
11 Por. Słownik biblijny, Katowice 1989, s. 142.
12 Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2738.
13 Św. Jan od Krzyża, Noc ciemna, I rdz. 2.1
14 Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2634.
15 tamże, nr 2634.
16 tamże, nr 2635.
17 tamże, nr 2636.
18 S. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, Kraków 1983, nr 958.
19 Karl Rahner, Herbert Vorgimler, Mały słownik teologiczny, Warszawa 1987, s. 48.

 

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl