DARIUSZ KOWALCZYK SJ
„Mateusz” – pierwszy katolicki portal internetowy w Polsce obchodzi swoje 10-lecie. I choć piszę ten tekst w miesiącu sierpniu, to niewątpliwie twórcom „Mateusza” należy się jubileuszowa butelka najlepszego szampana. Z wyrazami wdzięczności i najlepszymi życzeniami...
Moje spotkanie z „Mateuszem” sięga roku 1997, a więc prawie samych początków portalu. Kończyłem wówczas swój doktorat w Rzymie. Współbrat powiedział mi, że jest taka dobra rzecz jak katolicki portal, a jego twórcom przyszła do głowy idea zrobienia rekolekcji wielkopostnych przez Internet. Przyznam, że z początku nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi. No, ale ostatecznie przyjąłem wyzwanie zostania internetowym rekolekcjonistą. Spisanym świadectwem tamtych – chyba pierwszych w ogóle internetowych rekolekcji – jest książeczka „Poszukując Boga w komputerze” (WAM, Kraków 1998).
Pamiętam, że mój początkowy sceptycyzm, co do realnej potrzeby robienia jakichś internetowych rekolekcji, rozwiał jeden z pierwszych rekolekcyjnych wpisów: „... jest to niesamowite – napisał Internauta – że w szalonym gąszczu Internetu można znaleźć oazę wyciszenia i spokoju. Nawet nie wiesz, jak się cieszę”. I tak to chyba jest od 10 lat – Internet okazał się nie tylko doskonałym miejscem do szybkiego przekazywania i wymiany informacji, ale był w stanie stworzyć zakątki do duchowego wyciszenia i zadumy.
Swego czasu brałem udział w wielu dyskusjach, a nawet sporach na temat zasadności mówienia o internetowym duszpasterstwie. Irytowało mnie, że różni kościelni teoretycy obecności Pana Boga w Internecie wskazywali przede wszystkim na niebezpieczeństwa. Nie brakowało biadoleń, że Internet spłyca i wyjaławia odciągając od realnej wspólnoty i zamykając w świecie wirtualnym. Przeciwstawiałem się tego rodzaju czarnowidztwu, bo choć nigdy komputerowym fanatykiem nie byłem, to doświadczyłem, że Internet może być skutecznym narzędziem ewangelizacji i katechizacji. A oliwy do ognia dolałem kilkoma tekstami o możliwości sakramentalnej spowiedzi przez Internet.
Oczywiście, wszelkie duszpasterstwo w Internecie musi mieć na względzie kontekst, a mianowicie powinno wypływać z rzeczywistych relacji we wspólnocie Kościoła i do nich prowadzić. A co do spowiedzi, to pozostawiając na boku teoretyczne dywagacje o możliwości spowiedzi zapośredniczonej elektronicznie, mogę powiedzieć, że nie raz internetowy kontakt doprowadzał do bezpośredniego spotkania i sakramentu pokuty.
Dziś Internet nie budzi już takich emocji jak 10 lat temu. Obecność Kościoła w Internecie oraz Internetu w Kościele jest oczywistym faktem. Nie zastanawiamy się już nad tym, czy warto tworzyć duszpasterstwo w Internecie, tylko jak to robić. Niedawno dawałem rekolekcje sporej grupie księży. Na pytanie, skąd dowiedzieli się o tych rekolekcjach, odpowiadano najczęściej: „Kolega mi powiedział” albo „Znalazłem w Internecie”. Tzw. promotorzy powołań w zakonach wiedzą, że bardzo wielu młodych ludzi czując w sercu pragnienia życia zakonnego zaczyna szukanie informacji i kontaktu od Internetu. Stąd ważne jest, aby dbać o dobrze wyglądające strony www. Chodzi o dobrą informację, ale nie tylko. Przez Internet można budzić pragnienia i je odpowiednio formować. Co w żadnej mierze nie znaczy, iż Internet mógłby zastąpić bezpośredni kontakt. Jednak między internetowym kontaktem a spotkanie bezpośrednim nie ma żadnej opozycji. Te dwa rodzaje komunikacji doskonale w dzisiejszym świecie się uzupełniają.
Jubileusz „Mateusza” skłania mnie do podjęcia starego pytania o właściwy język chrześcijańskiego przepowiadania. W jaki sposób należy mówić współczesnemu człowiekowi o Bogu i Kościele? Odpowiedzi na to pytanie są często powierzchowne, a nawet głupie, jeśli sprowadzają się do wybrzydzania na tzw. język tradycyjny, przy jednoczesnym zachwycie wszystkim, co nowe i kontrowersyjne. Niejednokrotnie irytowali mnie dziennikarze, którzy po raz kolejny chcieli ze mną rozmawiać o rekolekcjach w Internecie, a nijak nie dawali się zainteresować całą gamą rekolekcji tradycyjnych. Szukali sensacji dotyczącej formy, a nie odpowiedzi na pytanie, po co w ogóle są takie czy inne rekolekcje. I – co najważniejsze – gdzie w tym wszystkim jest Pan Bóg.
Jestem przekonany, że nie ma jednego języka dobrego dla tzw. współczesnego człowieka, bo tak naprawdę w ogóle nie istnieje jakiś jeden, określony i sformatowany człowiek współczesny. Ludzie są różni i trafić można do nich na różne, niezliczone sposoby. Wśród tych sposobów znajduje się Internet, który sam w sobie posiada olbrzymią różnorodność języków. Na początku Listu do Hebrajczyków czytamy: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy”. Słowo, które jest fundamentem wszystkich innych słów o Bogu, to Osoba Jezusa Chrystusa, Boga, który stał się człowiekiem. Dlatego Kościół jest apostolski, bo został zbudowany na bezpośrednim spotkaniu Jezusa z tymi, których ustanowił apostołami. I dziś Bóg mówi do nas na różne sposoby, a każdy z tych sposobów odnosi się do Słowa Wcielonego. Bóg chce być obecny również w środkach elektronicznych, dlatego wydaje mi się, że istnieje, coś takiego jak łaska internetowa, czyli komunikowanie się Boga z człowiekiem poprzez Internet. Nawet jeśli Bóg nie posiada własnego niebiańskiego serwera, ale posługuje się ziemskimi webmasterami...
W różnorodności sposobów mówienia o Bogu ważne jest dzisiaj, aby owo mówienie nie było jedynie monologiem, ale stawało się dialogiem, dzieleniem się, czasem sporem. Internet daje wspaniałe możliwości tzw. interaktywności. Dzięki temu wirtualna przestrzeń staje się przyjazna również dla tych, którzy mają wiele wątpliwości, ale szukają prawdy i sensu.
Chciałbym na koniec zauważyć, że powstanie i już 10-letnia działalność „Mateusza” wpisuje się w coraz większą rolę osób świeckich w Kościele. Niewątpliwie przez wiele wieków utrzymywał się podział na Kościół nauczający i Kościół słuchający. W dawnych czasach jeśli ktoś chciał aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła, to najczęściej wchodził w szeregi osób duchownych, gdyż to dawało mu niejako przepustkę do publicznej działalności. Ci najwybitniejsi zakładali zakony. Św. Ignacy z Loyoli, założyciel jezuitów, nie od razu chciał zostać kapłanem i zakonnikiem. Chciał służyć Bogu... Zrozumiał jednak, że w jego czasach świeckiemu nie jest łatwo nauczać w imię Boże. Dziś – dzięki łasce Soboru Watykańskiego II – ta sytuacja powoli się zmienia.
Portal „Mateusz” jest inicjatywą osób świeckich, którzy podejmują wiele wysiłków, by włączyć w swoje dzieło osoby duchowne, włącznie z biskupami. Katolicy świeccy zaczynają uczestniczyć – m.in. poprzez Internet – w misji nauczycielskiej i wychowawczej Kościoła. Coraz bardziej oczywiste staje się to, że duchowni nie będą dobrze wypełniać swej misji, jeśli nie otworzą się na rzeczywistą, partnerską – choć bez pomieszania funkcji – współpracę z katolikami świeckimi. Kapłańskie bycie dla innych musi łączyć się z byciem razem z innymi. Natomiast wynikający ze święceń kapłańskich autorytet w żadnej mierze nie zostanie umniejszony, jeśli duchowny będzie słuchał tego, co mówią świeccy.
W czasie Soboru Watykańskiego II jezuitów było na świecie ok. 35 tysięcy. Dziś jest nas 20 tysięcy. Ale pomimo tego liczebnego spadku, prowadzimy więcej dzieł apostolskich niż 40 lat temu. Dzieje się tak dlatego, gdyż nauczyliśmy się lepiej współpracować z osobami świeckimi. Tym bardziej cieszę się – jako prowincjał – że w takim dziele apostolskim jak „Mateusz” współuczestniczy wielu jezuitów. To współuczestnictwo w dziele stworzonym przez świeckich jest działaniem dla dobra innych, ale także daje możliwość uczenia się bycia lepszym zakonnikiem i kapłanem. Ufam, że Boża Opatrzność pozwoli twórcom „Mateusza” i nam wszystkim świętować kolejne jubileusze tego pierwszego portalu katolickiego w Polsce.
Dariusz Kowalczyk SJ
© 1996–2006 www.mateusz.pl